18 grudnia 2013

„Stara” Msza prowadzi ku kontemplacji

(fot. ks. Piotr Maroszek)

Nie zapomnę mojej Mszy św. prymicyjnej w kościele św. Krzyża, która była zapewne pierwszą Mszą prymicyjną w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego neoprezbitera Archidiecezji Krakowskiej po kilkudziesięcioletniej przerwie – mówi dla PCh24.pl ks. Piotr Maroszek, wikariusz parafii Bobrek w archidiecezji krakowskiej.

 

Trudno było się Księdzu nauczyć odprawiania Mszy św. w jej starszej formie?

Wesprzyj nas już teraz!

Czy trudno? Przede wszystkim czyniłem to z ochotą, odczuwałem pewną satysfakcję w poznawaniu gestów i znaków liturgicznych. Może to kogoś dziwić, jednak niektóre sformułowania wstępu do Mszału trydenckiego mają, w moim odczuciu, odcień wręcz poetycki, natomiast suche rubryki zawierają pewną troskę; na przykład rubryka nakazująca kapłanowi chwilę medytacji nad Najświętszym Sakramentem po przyjęciu Ciała Pańskiego.

 

Co stanowiło największą trudność?

Kapłan w liturgii sprawowanej w rycie klasycznym porusza się niejako w systemie znaków i gestów, które trzeba mocno w siebie wpoić. Są to głównie gesty adoracji i czci, które pomagają kapłanowi utrzymać świadomość, że sprawuje kult Boży wobec Boga. Mimo tego, że są one właściwe liturgii, to istnieje pewna trudność w „przestawieniu” się z Mszy św. w formie zwyczajnej rytu, który jest uboższy w gesty i bardziej skoncentrowany na słowie. Ponadto pewną trudność sprawiało mi śpiewanie oracji i prefacji po łacinie.

 

Kiedy zaczął się Ksiądz interesować tą formą Mszy św.?

Pamiętam dobrze dzień, w którym po raz pierwszy uczestniczyłem w liturgii sprawowanej w rycie klasycznym. Byłem wtedy studentem historii. W 2003 r. obchodzono stulecie wydania motu proprio papieża Piusa X o muzyce kościelnej. Solenną Mszę św. w kościele Św. Krzyża w Krakowie sprawował ks. prof. Jacek Urban, a jako diakon posługiwał ks. dr Wojciech Grygiel. Pietyzm i staranność gestów kapłana i asysty, piękno chorału i muzyki organowej, klimat rozmodlenia – to wszystko sprawiło, że zachwyciła mnie i zafascynowała ta właśnie liturgia.

Przed wstąpieniem do seminarium niejednokrotnie przychodziłem na Msze św. do kościółka św. Wojciecha. Były one celebrowane mniej uroczyście; „wchodzenie” w głębię znaczenia tej liturgii nie było dla mnie łatwe. Należało przełamać pewne schematy we własnym myśleniu o liturgii. Jednakże pozostał pewien bakcyl i pewna intuicja. Pragnąłem w seminarium rozwijać tę pasję. Umożliwił mi to ówczesny rektor ks. Grzegorz Ryś, który cieszył się z wszelkich pozytywnych inicjatyw kleryków. Dzięki niemu ks. dr Wojciech Grygiel uczył mnie oraz paru moich kolegów służenia do Mszy św., szczególnie z asystą wyższą.

 

Jak na to patrzyli inni przełożeni i klerycy?

Niekiedy wyczuwałem pewną ironię albo zdziwienie, ale na ogół spotykałem się w seminarium ze zrozumieniem i życzliwością dla mojej pasji. Faktem jest, że wraz z paroma kolegami przecieraliśmy szlaki dla poznawania liturgii w rycie klasycznym w krakowskim seminarium. Z perspektywy kilku lat można powiedzieć, że wspomniany kurs, który podjęła grupka kilku kleryków, przyczynił się do pogłębienia świadomości i wyczucia liturgii wśród wielu kleryków i kapłanów. Paru moich kolegów nauczyło się odprawiać Mszę św. w rycie klasycznym. Nie zapomnę mojej Mszy św. prymicyjnej w kościele św. Krzyża, która była zapewne pierwszą Mszą prymicyjną w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego neoprezbitera Archidiecezji Krakowskiej po kilkudziesięcioletniej przerwie.

 

Jak często odprawia Ksiądz Mszę trydencką? Przy okazji jakich wydarzeń?

Mszę św. w rycie klasycznym odprawiam w nieregularnych odstępach czasu, przynajmniej raz w miesiącu. Niekiedy jest to Msza prywatna, niekiedy Msza niedzielna. Najczęściej sprawuję ją w czasie wakacji, podczas rekolekcji Ars serviendi oraz rekolekcji dla rodzin.

 

Chciałem właśnie spytać o rekolekcje dla rodzin, które organizuje Ksiądz już od dwóch lat. Skąd narodził się pomysł na taką inicjatywę? Jakim cieszy się powodzeniem?

Na rekolekcjach Ars serviendi zauważyłem, że piękno liturgii przyciągnęło na nie parę rodzin. Pomyślałem wówczas: dlaczego by nie zorganizować rekolekcji z tradycyjną liturgią stricte dla rodzin? Przecież rekolekcje rodzinne cieszą się obecnie wielką popularnością, natomiast rodziny związane z Mszą w rycie klasycznym, mimo iż są one niejednokrotnie bardzo pobożne i mają wiele dzieci, nie mają „swoich” rekolekcji. Z pomocą małżeństwa Ireneusza i Moniki Karczewskich udało mi się zorganizować rekolekcje w Górecku Kościelnym – zacisznym sanktuarium św. Stanisława BM w sercu Roztocza. Zostaliśmy tam bardzo serdecznie przyjęci przez ks. proboszcza Tadeusza Sochana. Początki były skromne i nieco trudne. Jednakże grupa sześciu rodzin wyjechała z rekolekcji umocniona. Założyliśmy różę różańcową św. Stanisława, powstała strona internetowa www.familiabeata.pl. W ostatnim dniu rekolekcji odprawiłem Sumę niedzielną w kościele góreckim. Missa de Angelis wykonał miejscowy chór. Postanowiliśmy kontynuować to dzieło i starać się o jego lepszą organizację. W roku bieżącym rekolekcje rodzinne odbyliśmy w sanktuarium maryjno–pasyjnym w Kalwarii Pacławskiej.

Chcę zaznaczyć, że zainteresowanie tymi rekolekcjami jest bardzo duże. W tydzień po zamieszczeniu ogłoszenia o rekolekcjach na portalu rodzin wielodzietnych poinformowano mnie, że obejrzano je ponad trzy tysiące razy! Inicjatywa spotkała się też z wieloma oznakami uznania i poparcia. Przyznam, że sam bardzo wiele zyskuję dzięki tym rekolekcjom. One uczą pokory. Jestem pełen podziwu dla małżeństw, które z poświęcają się wychowaniu dzieci, ciężko pracują, a jednocześnie pragną pogłębiać duchowość życia małżeńskiego. A muszę powiedzieć, że czynią to bardzo chętnie; ich rodziny są rozmodlone i zasłuchane w Słowo Boże.

 

W jaki sposób Msza trydencka pomaga zachować i kształtować katolicką wiarę?

Odpowiadając na to pytanie chciałbym zwrócić uwagę na dzieci. Zauważyłem, że udaje im się skupiać uwagę na Mszy św., a kiedy tłumaczy im się święte czynności, słuchają o tym z zainteresowaniem, nabożnie – zgodnie z dziecięcą wrażliwością – przeżywają liturgię. Parę przykładów: czteroletnia dziewczynka widząc odwracającego się do ludzi księdza rozkłada ręce i mówi: „Dominuśwobiśkum”, a chłopczyk w podobnym wieku patrząc na zasłonięcie cudownego obrazu Matki Bożej płacze i robi „pa pa” Maryi. Nie potrafię opisać w kilku słowach wszystkich uczuć, jakie mi towarzyszyły przy sprawowaniu tych Mszy św. Jednak najistotniejsze i najpiękniejsze jest to, że wyraźnie czułem się „niesiony” ich modlitwą. Tak, to kapłan w imieniu Pana składa Najświętszą Ofiarę. Jednak nigdy tak, jak tu, nie doświadczałem zespolenia tych małych codziennych ofiar, jakich pełne jest życie rodzinne, z Ofiarą Chrystusa. Oni się Nim napełniają, On staje się ich radością, umocnieniem w drodze, oni też potrafią Go nieść w sercach i dawać innym.

 

Bóg zapłać za rozmowę!

 

Rozmawiał Kajetan Rajski

 

mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie