25 kwietnia 2014

„Emancypacja seksualna” dzieci

(Fot. mzacha/sxc.hu)

Od kilku dziesięcioleci można zaobserwować, że rodzice mają coraz mniejszy wpływ na swoje dzieci. Logiczną konsekwencją tego stanu rzeczy jest to, że w coraz mniejszym stopniu mogą kształtować ich mentalność. Proces ten można po części wyjaśnić oddziaływaniem środków masowego przekazu, mających dostęp do świata dziecka już w pierwszych latach jego życia. Zjawisko to uległo niezwykłemu nasileniu wraz z pojawieniem się Internetu. Obecnie dla wielu nastolatków Internet jest ważniejszy nawet od telewizji.

 

Jednocześnie coraz szersze kręgi zatacza kryzys rodziny. Wzrasta liczba rozwodów, które powodują osierocenie coraz większej liczby dzieci. Wiele dzieci jest wychowywanych przez samotne matki, w wyniku czego mają one znikomy kontakt z ojcem lub są go zupełnie pozbawione, a ich relacje z matką, która nierzadko musi pracować, zostają osłabione. Dla życia rodzinnego nie jest również korzystny nowoczesny tryb życia, pełen zabiegania, anonimowości i braku więzi.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W tej sytuacji siłą rzeczy na dzieci znacznie większy wpływ niż dawniej wywierają czynniki pozarodzinne.

Dotyczy to także sfery ich życia seksualnego. Panujący w społeczeństwie seksualizm powoduje, że dzieci coraz wcześniej i coraz bardziej bezpośrednio konfrontowane są z życiem seksualnym człowieka, zwykle w wieku, w którym jeszcze zupełnie nie są do tego przygotowane. Ten brak przygotowania w pewnym sensie jest również następstwem kryzysu rodziny, ponieważ wielu rodziców nie jest już w stanie uświadomić swoich dzieci i wskazać im drogi do odpowiedzialnego życia seksualnego, nie mówiąc już o przekazywaniu na temat tego życia wyobrażeń płynących z zasad chrześcijańskich, wobec faktu, że w Niemczech i w świecie zachodnim wiara coraz bardziej słabnie. Tym samym zanika świadomość i znajomość chrześcijańskiej moralności seksualnej.

Kiedy dzieci są w domu same, mają poprzez Internet dostęp do treści seksualnych, zdecydowanie dla nich nieodpowiednich (treści te nie są odpowiednie również dla dorosłych, ponieważ są niemoralne, a niemoralność nie jest odpowiednia dla nikogo). To samo dotyczy telewizji, która stała się jednym wielkim śmietniskiem.

A jakby tego wszystkiego było mało, istnieje szereg tzw. „czasopism młodzieżowych”, pełnych treści erotycznych, nie wyłączając fotografii niepełnoletnich podczas stosunków płciowych. Największym i najpopularniejszym pismem tego rodzaju jest wydawane przez Heinrich Bauer Verlag „Bravo”. Pismo to, ukazujące się co tydzień ze zdjęciami nagich nastolatków, niekiedy podczas stosunków płciowych, czytają według informacji wydawnictwa, dzieci w wieku od sześciu lat.

 

W ten sposób zarażone bakcylem seksualizmu społeczeństwo zaraża nim na coraz szerszą skalę także dzieci i ich życie. Mogłoby się wydawać, że za tym przerażającym procesem nie kryły się, ani też nie kryją, żadne zamiary ideologiczne.

Byłoby to jednak mniemanie błędne. Zaczęto bowiem dążyć także do „emancypacji seksualnej dziecka” i domagać się jej na zasadach rozwiązłości seksualnej, a więc podobnych do tych, na jakich inne ruchy, np. homoseksualiści, roszczą sobie do nich prawa na własny użytek.

Może się to wydawać groteskowe i absurdalne, ale z punktu widzenia pokolenia ‘68 tak nie jest, ponieważ dla niego rodzina była w swej istocie ostoją myślenia wstecznego. Pokolenie ‘68 postrzegało rodzinę złożoną z pary małżonków i dzieci jako instytucję arbitralną, którą z zasady można zastąpić inną: konkubinatem, samotnym wychowywaniem z rozmysłu, „małżeństwami homoseksualnymi”, komunami, itp.

Także z tego względu nowoczesna pedagogika – o ile pozostaje pod wpływem pokolenia ‘68 – dąży do jak najszybszego wyemancypowania dzieci spod wpływu rodziców. Również rządy lewicowe zawsze forsowały zasadę szybkiego izolowania dzieci od domu rodzicielskiego i umieszczania ich w ciągu dnia w żłobkach lub przedszkolach, mając na celu ograniczanie wpływów rodziny na dziecko do minimum.

Nie ma więc nic dziwnego w fakcie, że w tym kontekście zaczęto dążyć do wpajania dzieciom seksualizmu, postrzegając moralność seksualną, zgodnie z którą dzieci do osiągnięcia określonego wieku nie chciano konfrontować z takimi treściami, jako wyraz mentalności „mieszczańsko-kapitalistycznej”, mającej na celu ujarzmienie człowieka, aby w ten sposób stał się powolnym narzędziem w kapitalistycznym procesie produkcji.

W latach 70. i 80. XX wieku na rynku pojawiły się książki otwarcie nawołujące do „emancypacji seksualnej”; dzisiaj zostałyby one uznane za skrajne.

Jedną z nich jest książka Rodzice uczą się wychowania seksualnego autorstwa Helmuta Kentlera, należącego do grona osób odpowiedzialnych za wprowadzenie do szkół z początkiem lat 70. antychrześcijańskiego nauczania o życiu seksualnym. Książka ta, opublikowana w 1975 roku przez wydawnictwo Rowohlt, prezentuje na okładce typową mieszczańską parę rodziców z siedzącą między nimi dziewczynką w wieku co najwyżej dziesięciu lat, trzymającą na kolanach otwarty album, zapewne podręcznik wiedzy o życiu seksualnym. Książka ta jest w swej istocie krytyką „mieszczańskich” wyobrażeń o sferze seksualnej dziecka. Autor dąży właściwie tylko do konsekwentnego wzbudzania u rodziców wyrzutów sumienia. Wygląda to następująco (strona 63): „Konflikt interesów rodziców i dzieci pojawia się po raz pierwszy wraz z problemem czystości: rodzice chcą, aby ich dziecko jak najszybciej przestało »brudzić«: wtedy zostaje osiągnięty niezwykle ważny również w aspekcie ekologicznym cel wychowawczy, a poza tym dla rodziców jest wygodniej, kiedy kończy się wieczne przewijanie dziecka”.

Z kolei autor wyjaśnia, dlaczego rodzice „nie powinni narzucać dzieciom treningu czystości”: „Dzieci odbierają swoje wydaliny nie jako coś odrażającego, lecz jako źródło przyjemności. Jak długo mokra pieluszka jest ciepła, wywołuje przypuszczalnie podobnie błogie odczucia jak wody płodowe w łonie matki. Poza tym strefa odbytu jest u małego dziecka znacznie wrażliwsza na błogie doznania niż u dorosłego, w związku z czym treść jelit odbierana jest przez nie jak ciało stymulujące miłe przeżycia. Dziecko lubi wyprodukowany przez siebie stolec, chce się nim bawić, niekiedy nawet wkładać do ust, traktując go jako część własnej istoty”.

Te jeżące włosy na głowie wywody Helmuta Kentlera znajdują być może oparcie w jakichś twierdzeniach ze studiów naukowych. Jednak każdy normalny człowiek, o normalnie funkcjonującym rozumie, wie intuicyjnie, że w taki sposób dziecka wychowywać nie można. Mówienie o dzieciach w takim tonie wzbudza odrazę. Takie wypowiedzi Kentlera są wynikiem postrzegania przez niego sfery seksualnej jako dziedziny życia, która nie musi podlegać żadnym normom moralnym i w której człowiek w naturalny sposób czyni to, co właściwe. Tymczasem takie pojmowanie jest błędne. Człowiek właśnie w sferze seksualnej musi być wychowywany po to, aby mógł prowadzić cnotliwe życie zgodne z chrześcijańską moralnością seksualną. Tymczasem Kentler chciałby, aby dzieci wychowywać jak istoty dzikie.

Kentler posuwa się do twierdzenia, że dzieci, którym „narzuca się trening czystości” popadają w konflikt urazowy: „Stawiane dziecku przez rodziców żądanie opanowywania procesów wypróżniania się (…) tylko na dany sygnał, wywołuje u dzieci poważny konflikt: ponieważ kochają rodziców – chcą ich słuchać, ale jednocześnie rodzice wydają im się niedobrzy, ponieważ wymagają czegoś, czego dzieci jeszcze nie mogą albo nie chcą spełnić”.

Tutaj Kentler uprawia wręcz terror psychiczny wobec rodziców. A następnie stwierdza: „Im surowsze wychowanie w zakresie kontroli wypróżniania się i im wcześniej odnosi pozytywny skutek, tym silniejsza odraza, jaką dzieci odczuwają nie tylko wobec moczu i kału, ale wobec wszystkiego, co może mieć choćby odległy związek z ich wydalinami… Istnieje ryzyko przeniesienia odrazy wobec wydalin na sferę życia seksualnego”.

Po przeczytaniu powyższego fragmentu trudno byłoby się dziwić, że Kentler zaleca rodzicom praktycznie niepodejmowanie żadnych kroków i pozwalanie na wszystko. Zgodnie z tym rodzice winni wystrzegać się robienia jakiegokolwiek użytku z autorytetu. Byłoby to, według jego mniemania, czymś szczególnie złym, nawet w przypadku karmienia piersią: „Bo cóż stanie się z dziećmi karmionymi według ściśle określonego planu? Uczy się je, że istnieje określony porządek, do którego mają się dostosować (co według Kentlera jest czymś negatywnym – uwaga autora). Przyzwyczaja się je do dyscypliny. Dzieci uczą się poddawania się obcej woli. Karmienie piersią w regularnych odstępach czasu, zgodnie ze ściśle określonym planem, to zwycięstwo dorosłego i jego porządku nad dzieckiem i jego potrzebami. Takie wychowanie określamy mianem autorytatywnego, ponieważ dziecko poddawane jest bezwzględnie autorytetowi osoby dorosłej”.

Utrzymuje się tu, że autorytet jest czymś najgorszym na świecie, co w wyrazisty sposób oddaje świat ideowy pokolenia ‘68. Autorytet nie tylko nie jest czymś złym, ale wręcz przeciwnie, czymś dobrym. Podążanie za autorytetami leży w naturze człowieka i – o ile nie jest zadufany w sobie – jest szczęśliwy z takiego stanu rzeczy. Normalny człowiek nie ma żadnych problemów z posłuszeństwem Bogu i jego przykazaniom, z uznaniem autorytetu państwa i jego ustaw, autorytetu rodziców z różnymi zwyczajami i zasadami obowiązującymi w każdej rodzinie, itp.

Oczywiście istnieje możliwość nadużywania autorytetu, czy też dokładniej mówiąc: władzy. Nie oznacza to jednak, że autorytet jest czymś złym ze swej natury.

Jak więc dzieci winny być wychowywane zdaniem Kentlera?: „Przeciwieństwem tego jest wychowanie nieautorytatywne: dziecku zapewnia się tyle samostanowienia, ile tylko możliwe. W odniesieniu do problemu karmienia piersią oznacza to: dziecko karmione jest wtedy, kiedy się tego domaga, kiedy jest głodne… Karmienie piersią na żądanie winno rozwijać samodzielność dziecka”.

To, co Kentler tu proponuje, jest praktykowaniem tzw. „wychowania nieautorytatywnego” od początku życia. Obecnie powszechnie już wiadomo, że takie „wychowanie” doprowadziło do katastrofy. Jednak w tym miejscu nie zamierzamy zajmować się tą kwestią bliżej, koncentrując się na temacie „wyzwolenia seksualnego dziecka”.

Kentler w swojej książce Rodzice uczą się wychowania seksualnego nie zajmuje się krytyką społeczeństwa i rewolucyjnymi celami wychowania seksualnego oraz „wyzwolenia seksualnego” dzieci. Jedynie na jej początku stwierdza: „Wychowanie wrogie sferze seksualnej (ma tu na myśli chrześcijańską moralność seksualną – uwaga autora) jest na usługach wychowania do pracy i wychowania pod kątem wydajności. A co stanie się ze sferą seksualną, co będzie z potrzebą odbierania czułości i zdolnością do miłości, nie ma tu żadnego znaczenia”.

 

Dla wyrobienia sobie pojęcia o tym, jakie cele ideologiczne realizował Kentler i w jaki sposób chciał indoktrynować dzieci, cytuję kilka fragmentów z jego książki Wychowanie seksualne [Sexualerziehung], wydanej przez Instytut Badań Seksualnych uniwersytetu w Hamburgu. Książka ukazała się w 1970 roku w wydawnictwie Rowohlt.

Kentler wyjaśnia, że wychowanie seksualne musi być rewolucyjne: „W moim pojęciu zadaniem pedagogiki nie może być po prostu zabezpieczanie przejętych norm i istniejących instytucji oraz podporządkowywanie im człowieka. Wychowanie powinno umożliwiać ludziom takie zmienianie norm i instytucji, aby mogli wyemancypować się spod doświadczanego przymusu” (s. 36). Zatem przede wszystkim chodzi tu nie o wychowanie seksualne, lecz o emancypację społeczną. A narzędziem do tego jest tzw. „wyzwolenie seksualne”. Znaczenie wychowania seksualnego dla przekształcania społeczeństwa Kentler podkreśla w kilku miejscach: „Wychowanie seksualne, które powinno być wychowaniem dotyczącym sfery seksualnej człowieka, zakłada istnienie społeczeństwa, które nie tylko dopuszcza, lecz także wspiera krytykę samego siebie, jest chętne do wprowadzania zmian, eliminuje zbędne stosunki władcze, a nadal nieodzowną władzę utrzymuje pod kontrolą, dzięki czemu nie potrzebuje już – zabezpieczających w zakamuflowany sposób każdą władzę – irracjonalnych kontroli poprzez różne ideologie, tabu i uprzedzenia, natomiast kieruje się utopijną treścią swego przekazu kulturowego” (s. 39).

Jeżeli wychowanie seksualne jest dla Kentlera narzędziem rewolucjonizowania społeczeństwa, to w konsekwencji musi mieć także charakter polityczny, a w związku z tym dotrzeć do polityki szkolnictwa: „Emancypacyjne wychowanie seksualne zakłada istnienie świadomego politycznie i zaangażowanego politycznie w potrzeby emancypacyjne nastolatków wychowawcy seksualnego. Tylko taki wychowawca jest w stanie interpretować wymogi społeczne, z jakimi nastolatkowie stykają się konkretnie w formie wartościowania, norm i instytucji, w taki sposób, aby było jasne, jakie zdobycze kulturowo-cywilizacyjne mają one zabezpieczać i jakie interesy władztwa mają być przy ich pomocy forsowane” (s. 41).

Dla Kentlera, podobnie jak dla Marcuse’a czy Wilhelma Reicha, tradycyjne małżeństwo jest tylko jedną z wielu „form seksualnych”. Moralność chrześcijańska, którą Kentler uważa za represyjną, ma według niego na celu uprawnianie i podtrzymywanie samowolnych form życia. W konsekwencji nowoczesne wychowanie seksualne powinno jego zdaniem zniszczyć monopolistyczną pozycję małżeństwa: „Represyjne wychowanie seksualne należy rozumieć jako wychowanie seksualno-propedeutyczne i seksualno-etyczne, mające na celu zabezpieczanie instytucji małżeństwa, a tym samym istniejących stosunków społecznych oraz odsuwanie wszelkich zagrożeń, które mogłyby spowodować, że nastolatkowie przestaną uznawać małżeństwo za jedyną instytucję, w ramach której można utrzymywać uprawnione stosunki seksualne” (s. 48).

Kentler miał pełną świadomość tego, że rewolucja seksualna winna doprowadzić do zmiany wzorców, jakie uznaje ludzkość i na jakich opiera się jej kultura. Rozwiązłość seksualna powinna zrewolucjonizować wszystkie dziedziny życia, aby, jak do tego dążyli Marks i Marcuse, można było zbudować „nowe” społeczeństwo „nowych” ludzi: „Postulat swobody seksualnej jest wyrazem sumienia domagającego się zmian kulturowych, zmian norm i stosunków władztwa, w celu zmniejszenia ucisku i ludzkiej niedoli. Kierujący się emancypacją wychowawca pyta o „los” życia seksualnego, o konkretne, decydujące o jego sytuacji uwarunkowania społeczne, także o wychowanie emancypujące w innych dziedzinach, bada, jak ludzie mogliby żyć bardziej po ludzku w istniejących warunkach społecznych i poprzez dokonywanie zmian w tych warunkach społecznych; dotyczy to także wychowania seksualnego: ludzie powinni mieć możliwość uczenia się zaspokajania swoich potrzeb seksualnych w sposób bardziej swobodny i dający więcej przyjemności, delektując się swoim człowieczeństwem” (s. 81).

Rewolucja ta jest dla Kentlera wyższym stopniem rewolucji komunistycznej: „Należy też zauważyć, że drogi, która mogła doprowadzić do przewrotu w stosunkach społecznych, nie brał w rachubę Freud – do tego był przez całe życie zbyt przesiąknięty myśleniem mieszczańskim. Dopiero kiedy udało się skonfrontować psychoanalizę z marksistowską analizą społeczeństwa, można było wskazać, jakie siły społeczne stoją na przeszkodzie dokonaniu zmian porządku społecznego i jakie strategie należy opracować w celu urządzenia społeczeństwa w sposób bardziej godny człowieka – a to oznacza także: w sposób bardziej przyjazny dla ludzkich przyjemności” (s. 92).

Miejsce walki klas zajmuje walka reprezentantów przeciwstawnych systemów wartości: „Teraz staje się jasne, dlaczego dyskusja między zwolennikami represyjnego i emancypacyjnego wychowania seksualnego jest tak trudna i niemal niemożliwa: represyjne wychowanie seksualne czerpie swe uprawnienia z obrazu człowieka, w którym nie ma miejsca na wizję lepszego życia, ponieważ każda próba dokonywania zmian w systemie normatywnym i ewentualnie w samych normach postrzegana jest jako atak na fundamenty kultury” (s. 77).

W tej sytuacji nie można się dziwić, kiedy w książeczce o życiu seksualnym Taschenbuch Sexualität, opublikowanej w 1982 roku przez wydawnictwo Schwann, również autorstwa Helmuta Kentlera, można przeczytać o pedofilii następujące słowa: „Chyba nie ma orientacji seksualnej, która obecnie byłaby bardziej kontrowersyjna niż skłonność do dzieci o zabarwieniu seksualnym, a jeszcze bardziej jednoznaczny pociąg seksualny do dzieci. Taki stan rzeczy ma różne przyczyny: wielu dorosłych nadal wierzy w »seksualną niewinność« dzieci, mimo że powszechnie powinno być wiadome, że dzieci mają potrzeby seksualne i umieją je zaspokajać. Na temat stosunków seksualnych między dorosłymi i dziećmi oraz ich konsekwencji panują zupełnie błędne wyobrażenia… To tabu znajduje oparcie i zabezpieczenie w zagrożeniu karami z paragrafów 174 i 176 niemieckiego kodeksu karnego.”

Zakres literatury na temat „emancypacji seksualnej dziecka” z lat 70. i początku lat 80. XX wieku jest ogromny. Helmut Kentler był wtedy jednym z „seksuologów” cieszących się największym autorytetem, dlatego, aby można było wyrobić sobie pojęcie o radykalizmie „rewolucji seksualnej” w tamtych latach, przedstawiono tu kilka wypowiedzi właśnie z jego pism.

Temat „emancypacji seksualnej dziecka” zaczął słabnąć od połowy lat 80., a jeszcze bardziej po ujawnieniu przypadków pedofilii w Belgii w 1997 roku. Niemniej w okresie od połowy lat 80. do końca lat 90. ukazało się jeszcze kilka książek, których język nie miał już takiego zabarwienia ideologicznego jak książki z lat 70., ale pozostających pod silnym wpływem marksistowskiej retoryki rewolty studenckiej; ich przesłanie jest zasadniczo takie samo: 1. dziecko od samego początku posiada życie seksualne, 2. które powinno praktykować w sposób możliwie nieskrępowany, a więc bez wychowywania moralnego przez rodziców, 3. w szczególności bez przekazywania treści chrześcijańskiej moralności seksualnej.

Jedną z nich jest wydana w Północnej Nadrenii-Westfalii przez oficynę „Pro Familia” książka pod tytułem Lieben, Kuscheln, Schmusen [Kochanie się, przytulanie, pieszczoty], której autorami są Lothar Kleinschmidt, Beate Martin i Andreas Seibel.

Warto wiedzieć, że „Pro Familia” należy do organizacji najbardziej zaangażowanych w przerywanie ciąży i całkowicie liberalnych w podejściu do problematyki seksualnej.

W książce tej, podobnie jak praktycznie we wszystkich publikacjach poświęconych „emancypacji seksualnej dziecka”, przykłada się dużą wagę do tego, aby nie przeszkadzać dzieciom bawiącym się swoimi odchodami poprzez wychowanie służące „niebrudzeniu”: „W wielu domach prywatnych, a także żłobkach, domach dziecka i przedszkolach tematem centralnym, a przez to nierzadko również problemem, staje się wychowanie mające nauczyć dziecko »niebrudzenia« podczas wypróżniania się.” Jest to, podobnie jak u Kentlera, zjawisko bardzo negatywne, ponieważ „wtedy dzieci często poświęcają swoim odchodom wiele uwagi, wąchając je, dotykając oraz zajmując się nimi długo i gruntownie. Niekiedy też przynoszą dorosłym kał lub mocz jako »prezent«, oczekując pochwały i ciepłych uczuć”. Należy zwrócić uwagę, że dla autorów tych zajmowanie się dziecka własnymi odchodami jest rodzajem praktyk seksualnych.

Autorzy ci, podobnie jak Kentler, uważają, że dzieci w wieku przedszkolnym praktycznie nie powinno się wychowywać, a zwłaszcza przekazywać im norm moralnych. Dlatego autorzy ci tak piszą o masturbacji: „Dzieci, które tego nie robią, wiele tracą… Ponieważ onanizm nie doprowadza do chorób, powinniśmy nawet »częste« onanizowanie się traktować jako element prywatnej sfery dziecka i akceptować je”. W tym miejscu autorzy wyjaśniają, że rodzice powinni rozmawiać z dzieckiem, jeżeli uznają, że sprawy posuwają się za daleko, na przykład, kiedy dziecko podejmuje te czynności na oczach innych. Powinni mu wtedy wyjaśnić, że „na wszystko jest odpowiednie miejsce. Ważne jest tylko, aby takie miejsce gdzieś było. Może to być np. kącik do pieszczot w przedszkolu albo własne łóżeczko w domu”.

Jednak wszystko to autorom książki wydanej przez „Pro Familia” nie wystarczy. Dzieci powinny mieć możliwość dokonywania bez przeszkód prób wzajemnych kontaktów płciowych, aż po próbę penetracji: „Sytuacja jeszcze bardziej niezręczna i dla wielu dorosłych bardzo nieprzyjemna ma miejsce, kiedy dzieci w wieku przedszkolnym bawią się w stosunki płciowe. Reakcje wychowawców względnie wychowawczyń i rodziców na ogół są takie same. Kiedy chłopczyk i dziewczynka dokonują próby wprowadzenia członka do pochwy, zostaje to natychmiast zabronione, niezależnie od tego, czy dzieciom sprawia to przyjemność, czy też nie”. Następnie autorzy długo wyjaśniają, że na takie wydarzenia nie powinno reagować się szokiem, lecz należy próbować wczuć się w perspektywę dzieci. Objaśniają, że dzieci być może podglądały rodziców i chciałyby to naśladować. Stąd też ich pogląd: „Dzieci nie tyle realizują tu praktyki genitalne, ile naśladują w zabawie ważnych dla nich i znanych im dorosłych, próbując, jak to będzie, kiedy będą takie duże i miały tyle lat co tatuś i mamusia. Wyrażające się w tych zabawach z podziałem ról podejmowane przez dzieci doświadczenia znamy przecież także z innych kontekstów”.

Po prostu włos się jeży na głowie. Autorzy w zasadzie nie robią tu nic innego, jak tylko opowiadają się za zasadą, że dzieciom wychowanie, a zwłaszcza wychowanie moralne, jest niepotrzebne. Osobiście nigdy nie słyszałem o dzieciach podejmujących takie czynności. Gdyby jednak coś takiego zrobiły, natychmiast zrozumiałyby po jednym napomnieniu, że ich zachowanie było niewłaściwe, ponieważ dzieci intuicyjnie wyczuwają, kiedy to, co robią, nie jest w porządku. U dzieci, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, sumienie jest jeszcze bardzo wrażliwe i jeśli zrobią coś złego, natychmiast pojawiają się wyrzuty. Kiedy dzieciom zwróci się uwagę, że zrobiły coś złego, często nawet nie potrafią ukryć swego wstydu. Tymczasem autorzy tej książki wychodzą z założenia, że to, ich zdaniem, błędne odczucie moralne narzucane jest dzieciom przez społeczeństwo za pośrednictwem rodziców. W świetle tego jest logiczne, że autorzy zalecają rodzicom ingerowanie w rozwój dziecka w jak najmniejszym stopniu.

Jeśli chodzi o metody indoktrynacji, to wydana przez „Pro Familia” książka posuwa się bardzo daleko, zalecając dla dzieci szereg zabaw i ćwiczeń „rozwijających ich sferę seksualną”.

Na przykład w zabawie „robienie pizzy” dzieci w celu nawiązania kontaktów cielesnych z innymi dziećmi powinny postępować w taki oto sposób: „Dzieci tworzą pary. Jedno dziecko kładzie się na brzuchu, drugie kuca obok i przygotowuje na plecach partnera/partnerki pizzę…” Komentarz autorów: „Robienie pizzy i inne masaże rozwijają u dzieci wrażliwość cielesną. Poznają one potrzeby własne i innych i uczą się zwracać na nie uwagę, dlatego zabaw takich nie powinno zabraknąć w codziennej praktyce przedszkolnej”. Co do innych zabaw, to w książce zaleca się np. zastępowanie balonów prezerwatywami: „W zabawie balonami równie dobrze można posługiwać się prezerwatywami, pełniącymi rolę balonów albo bomb z wodą. Następnie można przeprowadzić porównanie balonów i prezerwatyw… W zależności od zainteresowania i przygotowania dzieci otwiera się tu możliwość opowiedzenia czegoś na temat różnych zastosowań prezerwatywy (»zapobieganie ciąży, ochrona przed chorobami wenerycznymi względnie zarażeniem się wirusem HIV«)”.

Wydana przez „Pro Familia” książka ze względu na propozycje zabaw i ćwiczeń jest publikacją idącą chyba najdalej. Inne obracają się raczej w kręgu teorii, kierując do rodziców przeważnie ogólne zalecenia dotyczące obchodzenia się ze „sferą seksualną dziecka”. I niemal we wszystkich mówi się z nużącą monotonią to samo: 1. dziecko od samego początku posiada życie seksualne, 2. które powinno praktykować w sposób możliwie nieskrępowany, a więc bez wychowywania moralnego przez rodziców, 3. w szczególności bez przekazywania treści chrześcijańskiej moralności seksualnej.

Spośród wielu autorów zajmujących się tym tematem należy jeszcze wspomnieć Erwina J. Haeberle, który nadal posługuje się językiem o zabarwieniu ideologicznym, a mimo to jest jeszcze wydawany. Na rok 2005 monachijskie wydawnictwo DTV zaplanowało opublikowanie w serii „DTV-Atlas” książki poświęconej życiu seksualnemu. W książce Życie seksualne człowieka – podręcznik i atlas [Die Sexualität des Menschen – Handbuch und Atlas] Haeberle pisze: „W ostatnim okresie wielu autorów w Europie i Ameryce Północnej zgłosiło postulat pozytywnego uświadamiania seksualnego i nowego katalogu »praw dziecka«, w którym powinny znaleźć się także prawa związane ze sferą seksualną. Wprawdzie propozycje te różnią się szczegółami, ale są zgodne co do zasad: dzieci, podobnie jak dorośli, powinny mieć prawo do informacji związanych ze sferą seksualną i do aktywności seksualnej, nie zaś być wtłaczane w przygotowane z góry dla obu płci role. Oznacza to, że nie tylko winny być informowane o kwestiach zapobiegania ciąży, przerywania ciąży i chorób wenerycznych, ale że ponadto powinny mieć taki sam dostęp jak dorośli do książek, gazet, czasopism, filmów i spektakli, w tym również tak zwanych »pornograficznych«. Oznacza to także, że dzieci powinny mieć możliwość swobodnego wyboru partnerów (a więc również partnerów dorosłych), jak długo partnerzy ci przestrzegają ogólnych zasad przyzwoitości. Wtedy »czyny nierządne z dziećmi« i kazirodztwo nie byłyby już przestępstwami, chyba że dzieci brałyby w tym udział wbrew swojej zgodzie. (Oczywiście jednocześnie należałoby wspierać prawo i zdolność dzieci do odrzucania propozycji względnie zachęt seksualnych.) I wreszcie winna skończyć się dyskryminacja płciowa grup dzieci w jakiejkolwiek formie. Chłopcom i dziewczętom powinno przysługiwać takie samo prawo do wszelkich zabaw, dyscyplin sportu, szkół, programów nauczania i zawodów”.

Tak jednoznacznie wyraża się tylko niewielu autorów. Większość z nich wystrzega się zwłaszcza definiowania kontaktów seksualnych między dorosłymi i dziećmi jako prawa przysługującego dzieciom, jak to ma miejsce w tym przypadku.

 

Artykuł pochodzi z książki niemieckiego obrońcy życia i rodziny Mathiasa von Gersdorffa „Rewolucja seksualna zagraża dzieciom”, autora szeregu publikacji analizujących przejawy rewolucji kulturalnej i jej wpływu na media.  Już wkrótce będzie gościł w Polsce na zaproszenie Klubu Polonia Christiana.


Więcej o terminach spotkań czytaj tutaj

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie