Indie nie ustają w polityce proaborcyjnej. Co więcej, pretendują do roli globalnego lidera pod względem realizacji „praw reprodukcyjnych” kobiet.
Obecne władze podejmują szereg działań, mających ułatwić i zachęcić kobiety do uśmiercania swoich dzieci. Po zalegalizowaniu aborcji w 1971 r., przygotowano nowelizację przepisów, by uśmiercanie dzieci poczętych było nie tylko dostępne, ale stało się „prawem konstytucyjnym” kobiet. Miałoby to pomóc w osiągnięciu kilku celów zrównoważonego rozwoju, zwłaszcza dotyczących walki z ubóstwem, umieralnością okołoporodową kobiet i zapewnieniu dostępu do służby zdrowia o odpowiedniej „jakości”.
Wesprzyj nas już teraz!
Obecnie z powodu aborcji umiera 13 proc. matek w rozwijającym się regionie Azji Południowo-Wschodniej, w porównaniu z 11 proc. w krajach rozwiniętych z tego obszaru. Wszystkie kraje regionu Azji Południowo-Wschodniej, w tym także Indie zgodziły się realizować oenzetowski Program Działania z 1994 r. Międzynarodowej Konferencji na temat Ludności i Rozwoju (ICPD), która uznała aborcję za kwestię zdrowia publicznego i zobowiązywała do promocji procederu uśmiercania dzieci poczętych.
Indie planują uznać aborcję za podstawowe prawo kobiet, jak uczynił to w 2002 r. Nepal. Na razie obowiązują przepisy, które dopuszczają aborcję na żądanie do 12. tygodnia ciąży i 18. tygodnia w przypadku gwałtu lub kazirodztwa.
Zgodnie z obowiązującą ustawą o przerywaniu ciąży z 1971 r., aborcja jest zapewniona tylko po uzyskaniu zgody jednego lekarza w przypadku ciąży do 12. tygodnia oraz po uzyskaniu zgody dwóch lekarzy w przypadkach ciąży do 20. tygodnia. Kobieta może dokonać aborcji wtedy, gdy istnieje zagrożenie życia lub psychiczny czy fizyczny uraz, zawiodły środki antykoncepcyjne (tylko jako podstawa dla zamężnych kobiet) lub w przypadku nieprawidłowości płodu.
Guttmacher Institute, organizacja badająca popyt na aborcje i środki antykoncepcyjne szacuje, że w Indiach z ogólnej liczby 48,1 milionów ciąż w 2015 r. około połowa była niezamierzona. Organizacja przekonuje, że kobiety nie mogły skorzystać z procederu uśmiercenia dzieci poczętych, ponieważ w kraju jest za mało placówek publicznej służby zdrowia, zazwyczaj źle wyposażonych, a te które są, nie mają wystarczającej liczby personelu.
Z szacunków wnika, że co czwarta kobieta spodziewająca się dziecka, pragnąca je uśmiercić, zrobiła to w placówkach publicznych. Jak się okazuje, prywatne przychodnie odmawiają aborcji niezamężnym kobietom. Nie godzą się także na uśmiercanie dzieci w przypadku ciąż zaawansowanych, np. w drugim trymestrze.
Z powodu komplikacji po aborcji umiera 8 proc. kobiet, które zdecydowało się na ten proceder. Obecnie wszystkie partie są zgodne, że należy rozszerzyć dostęp do aborcji poprzez placówki publiczne. Jest to jeden z celów zrównoważonego rozwoju.
Ministerstwo zdrowia i opieki społecznej indyjskiego rządu zaproponowało poprawki do obecnej ustawy aborcyjnej, wydłużając górną granicę okresu dopuszczalności uśmiercenia dzieci aż do 24 tygodnia ciąży.
Poprawki mają pozwolić niezamężnym kobietom w ciąży, u których zawiodły środki antykoncepcyjne, dokonać aborcji. Inną proponowaną zmianą, choć mocno zakwestionowana przez stowarzyszenie lekarzy (Indian Medical Association), jest umożliwienie „lekarzom medycyny alternatywnej” (określanym jako Ayush) i przeszkolonym pracownikom służby zdrowia na przeprowadzanie aborcji niechirurgicznej, z użyciem pigułek poronnych. W ten sposób miałby się zwiększyć dostęp do usług zdrowotnych.
Projekt przygotowany już w 2014 r., po zapoznaniu się z nim przez urząd premiera, ponownie trafił do ministerstwa wraz z instrukcjami jeszcze śmielszych „reform” ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży, antykoncepcji i wykonywania badań prenatalnych (Pre-Conception and Pre-Natal Diagnostic Techniques Act). Poprawki te znacznie przyczynią się do dalszej tzw. liberalizacji przepisów aborcyjnych w Indiach.
Źródło: lse.ac.uk
AS