1 grudnia 2016

Znamię Baranka, nie bestii!

Śmierć, którą zadawano znienawidzonym papistom: okrutna, powolna poprzedzona przerażającymi torturami, miała wzbudzać strach i przekonywać do odwrócenia się od wiary ojców. W protestanckiej Anglii jak i w innych krajach dotkniętych heretyckim ukąszeniem katolicka krew lała się strumieniami. Tak otwierała się nowa karta w dziejach prześladowania Kościoła.

 

„A ty Anglio, ze krwi tej męczeńskiej powstać masz, a próżną nie będzie tak droga śmierć dobrych synów twoich, gdy ci źli albo się nawrócą, albo je Bóg wytraci” – napominał papież Leon XII. Te słowa, natchnione jakby proroczym duchem prowadzą myśl ku cierpieniom jakich doznawali z rąk protestanckich oprawców nasi katoliccy bracia. Ich wierność nie bacząca na zmieniające się okoliczności polityczne, która wielu z nich powiodła na miejsce kaźni nie może nigdy zostać pokryta kurzem niepamięci. Doskonałą okazją, aby przypomnieć lub poznać dramatyczne losy sług Chrystusa niechcących wstąpić – jak pisał św. Robert Southwell – w zastępy Beliala będzie z pewnością lektura książki księdza Jana Badeniego TJ pt. Angielscy męczennicy reformacji, która trafia do polskiego czytelnika dzięki wydawnictwu PROHIBITA.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wydarzenia opisane na kartach książki mogą okazać się dla niejednego czytelnika wręcz szokujące. Z pewnością z wielu gardeł wyrwie się okrzyk: nigdy o tym nie słyszałem, tego ani w szkole, ani w kościele mi nie powiedzieli. Wszystko to będzie zgodne z prawdą. Pamięć o mordowanych w XVI-wiecznej Anglii katolikach z trudem przebija się na naukowe i eklezjalne salony. Wszak może ona zakłócić rozkoszny obraz, w którym to katolicy są obsadzeni na przestrzeni wieków w roli czarnego charakteru. Psuje ona także humor wszystkim ogarniętym ekumaniackim szałem pozostając w kontrze do apeli o zbiorową amnezję mająca stanowić bazę pojednania i wiecznego braterstwa w bliżej nieokreślonym tworze kościołopodobnym.

 

Rozpoczęte z pompą obchody 500. rocznicy reformacji powinny stać się znakomitym przyczynkiem do poznania prawdziwego oblicza wprowadzania w życie protestanckiej herezji. Krew przelewana przez katolików zamieszkujących kraje dokonujące po buntowniczym wystąpieniu Marcina Lutra „rozwodu z papiestwem” wyraźnie tego się domaga. Im więcej docierać będzie do naszych uszu okrągłych słów zalepiających uszy woskiem niepamięci, tym bardziej powinniśmy poszukiwać wiedzy o tych, którzy kierowali się w życiu ewangeliczną zasadą, iż kiedy chodzi o rzeczy najważniejsze – „trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi”.

 

Byli nimi z pewnością bohaterowie książki ojca Badeniego, której oryginał datowany jest na 1889 rok, wśród których znaleźli się kanonizowani w 1970 roku Edmund Campion i Aleksander Briant. Trudno opisać wzruszenie połączone z głębokim podziwem, kiedy śledzi się ich losy, o których śmiało można powiedzieć iż były prawdziwym dojrzewaniem do męczeństwa. Ich poznawanie ułatwia piękny język jakim napisana jest książka, jego cudowna „niedzisiejszość” zachwyca i pozwala jeszcze głębiej wejść w opisywaną historię.

 

Mimo niewielkich rozmiarów książka obfituje w treść, można pokusić się o stwierdzenie, iż nie ma w niej zbędnych słów. Każde ma określone miejsce i czas swego pojawienia się. Razem układają się w przepiękny fresk, którego centralną postacią jest nasz jedyny i prawdziwy Król. Pozostawanie wiernym Jego sługą to zaszczyt, z którego skorzystali męczennicy brytyjscy.

 

Jak pisze autor „żywot każdego z męczenników angielskich jest otwartą księgą, uczącą nas najszczytniejszych cnót chrześcijańskich, zapalającą do wykonania tych cnót mimo i wbrew wszelkim trudnościom i przeszkodom”.

 

Łukasz Karpiel

 

 

Ks. Jan Badeni TJ; Angielscy męczennicy reformacji, PROHIBITA 2016, s.160

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie