4 kwietnia 2014

Nie słychać głosu ocalonych

(Franciszkanki Rodziny Maryi z dziećmi w domu w Międzylesiu. Fot. sprawiedliwi.org)

– Na oskarżenia Grossa, gdzie jest tyle tysięcy Żydów, których on się nie może doliczyć i oskarża Polaków o ich wymordowanie, ja odpowiadam: oni są wśród nas, to są ocaleni przez Polaków, mieszkają w Warszawie, w Polsce i na całym świecie – mówi s. Teresa Antonietta Frącek RM w rozmowie z PCh24.pl.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

 

 

 

Kościół katolicki podczas niemieckiej okupacji aktywnie włączył się w pomoc ludności żydowskiej. Wśród zgromadzeń zakonnych to właśnie Franciszkanki Rodziny Maryi uratowały od śmierci najwięcej Żydów. Jak wielu?

– Trudno określić dokładną liczbę uratowanych istnień ludzkich – dzieci żydowskich i osób starszych. Oblicza się, że siostry Rodziny Maryi uratowały ponad siedemset osób, w tym pięćset dzieci i młodzieży oraz ok. 250 osób starszych, ukrywając ich w swoich sierocińcach, a także u osób prywatnych. Poza tym udzieliło krótkotrwałej pomocy około czterystu Żydom, a przez dłuższy czas pomagało ponad 150 osobom. Czy to są pełne szacunki, trudno powiedzieć, gdyż do ostatnich czasów zwracają się do nas wojenne dzieci żydowskie, szukające śladów swojego uratowania w domach zakonnych, czasem znajdujemy te ślady i to powiększa liczbę uratowanych.

Przełożoną prowincjalną w tym czasie była Matka Matylda Getter, zwana powszechnie „Matusią”.
– W czasie II wojny światowej, pomimo trudnych lat okupacji, zniszczeń i terroru, Matka Getter nieprzerwanie sprawowała rządy w prowincji warszawskiej, opiekowała się domami dla sierot. Nie zamknęła żadnego domu zakonnego, przeciwnie, otworzyła trzynaście nowych. Ogromne było też jej zaangażowanie w niesienie pomocy potrzebującej ludności cywilnej, wojsku, formacjom podziemnym, prześladowanym. Matka Getter odznaczyła się też szczególną ofiarnością w niesieniu pomocy Żydom. Włączyła w tę akcję dziesiątki sióstr swej prowincji. W każdym niemal domu zakonnym i zakładzie wychowawczym, które gromadziły od 30 do 200 wychowanków, ukrywano dzieci żydowskie; podobnie w ochronkach, domach dla starców i szpitalach, gdzie pracowały siostry. Starsze dziewczęta lub dzieci o wybitnie semickich rysach ukrywała u rodzin prywatnych, czuwając nad ich bezpieczeństwem. Kilkaset dzieci żydowskich i osób starszych zawdzięcza siostrom ocalenie, za co pośmiertnie m. Matylda Getter została odznaczona medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata”.

Jak udawało się ukrywać Żydów?

– To zależało od okoliczności i warunków. W domach sierot przebywały wśród pozostałych dzieci polskich, o rysach wybitnie semickich były szczególnie chronione. W chwilach niebezpiecznych, w czasie kontroli niemieckich, wyprowadzano grupy na plac zabaw w parku czy w lesie, organizowano szybkie zabawy, by utrudnić rozpoznanie, wysyłano je do kaplicy, chowano na strychu; zagrożone w jednym zakładzie przewożono na inne miejsce; rozpoznane u rodzin prywatnych przewożono do szpitala w Warszawie na Woli, utleniano włosy, bandażowano część twarzy, zakrywano oczy lub nos. W Brwinowie, gdzie siostra przebywała na ganku z małą Halinką Herla, zaskoczona wejściem Niemca na teren zakładu, nie mając innej możliwości, skorzystała z wiklinowego kosza, w którym na słomie leżały jajka, szybko go opróżniła włożyła weń malutką Halinkę – szepcząc: „nie ruszaj się” i przykryła ją słomą ze wspomnianymi jajkami. Tragiczna sytuacja powstała, gdy Niemiec chciał zabrać ten kosz i szarpał się z siostrą, która ze łzami błagała go, by pozostawił je sierotom. Halinka do dziś pamięta stukot podkutych butów niemieckich i siostrę, która z wielkiego przeżycia, gdy – Niemiec odszedł – chwyciła ją na ręce, przycisnęła do serca i w głos się rozszlochała. Halinka zaświadczyła, że siostry w Brwinowie trzykrotnie ocaliły jej życie: po raz pierwszy, gdy przyjęły ją do zakładu, po raz drugi, gdy ukryły ją w koszu, po raz trzeci w 1944 r., gdy miała zakażenie i zatroskana siostra o jej życie na rękach ją niosła do punktu sanitarnego, oddalonego o kilometr, by dostała zastrzyk przeciw tężcowi. W Płudach podrzucona dziewczynka żydowska do końca uchodziła za niemowę, gdyż matka powiedziała jej, by nic nie mówiła, dopiero po wojnie, gdy matka po nią przyszła, przemówiła.

Czym się siostry kierowały ryzykując tak wiele?
– Przełożone i siostry w poczuciu obowiązku ratowania prześladowanych ryzykowały swoim życiem i mieniem zgromadzenia. Często ostrzegano je, a nawet zarzucano Matce Getter, że ratuje Żydów kosztem sióstr i bytu zakładów. Ona jednak zawsze odpowiadała, że ratuje człowieka, który prosi o pomoc, a zachęcając siostry do ukrywania dzieci żydowskich niejednokrotnie mówiła, że może właśnie dzięki tej ofierze Pan Bóg ochroni zakłady i dzieci polskie od gorszych niebezpieczeństw. Z licznych relacji sióstr przebija przekonanie, że Opatrzność w specjalny sposób czuwała nad Zgromadzeniem. Żadna siostra nie zginęła za ukrywanie Żydów i mimo strasznego zniszczenia sierocińców w 1944 r., po których pozostały ruiny i zgliszcza, pomimo wysiedleń, tułaczki, przebywania w ogniu walki, poza jednym wypadkiem, żadne dziecko polskie ani żydowskie nie poniosło w nich śmierci.

Czy były przypadki zdrady?
– Nie spotyka się, by domownicy lub ktoś z najbliższego sąsiedztwa zdradził siostry. Do Niemców jednak dochodziły informacje, że siostry ukrywają Żydów, toteż zakłady były stale zagrożone, inwigilowane, kontrolowane. Niemcy przeprowadzali rewizje, zapowiedzieli rozstrzelanie sióstr, jeśli znajdą choć jednego Żyda. Szukali, ale nigdy nie udało im się wytropić dzieci żydowskich.

Co z tymi uratowanymi osobami, szczególnie z dziećmi, stało się po zajęciu ziem polskich przez wojska sowieckie?
– Po wojnie dzieci żydowskie zostały zabrane przez żyjących rodziców lub krewnych, inne zostały przeniesione do żydowskich domów dziecka, zwłaszcza do Zatrzebia, niektóre pozostały u sióstr, kuratelę nad nimi miał wydział opieki społecznej miasta Warszawy. Przy niektórych dzieciach, z powodu wojny, zmian miejsca przebywania, zatarł się ślad ich pochodzenia. Są wypadki, że dopiero teraz, po 60 prawie latach od wojny, odkrywają swoje żydowskie korzenie. Takich wypadków z naszymi wychowankami w ostatnich latach było kilka. To jest jednocześnie przeżycie i dramat. Rany wojny zadane dzieciom nie zagoiły się dotąd.

Czy znane są przypadki, aby osoby, uratowane przez Wasze zgromadzenie, po II wojnie światowej świadomie pozostały w Kościele katolickim?
– To są sprawy osobiste, dotyczące wrażliwości sumienia. Nie wszystkie dzieci i osoby ukrywane przez siostry były chrzczone. W Archiwum Zgromadzenia przechowuje się 13 metryk dzieci z sierocińca wojennego w Aninie, otwartego przy współpracy z Delegaturą Polskiego Komitetu Społecznego w Wawrze, w domu Lotha, w którym dzieci żydowskie nie były chrzczone, a posługiwały się metrykami katolickimi. Starsze dziewczęta były chrzczone tylko wtedy, gdy o to świadomie prosiły, a czym to było, świadczą słowa Janki z Londynu, która napisała: Uwierzyłam… bez tej wiary nie mogłabym… przeżyć. Sakramentu chrztu udzielił jej „ksiądz staruszek”, mieszkający w Warszawie, do którego – po odpowiednim przygotowaniu – udała się wraz z wychowawczynią s. Zofią Olszewską. Swoje przeżycia po przyjęciu chrztu świętego opisała w słowach: Przez całą drogę powrotną gadałam jak nakręcona, rozglądałam się po ulicy. Było słonecznie, pogoda była wiosenna, a ja nie odczuwałam absolutnie żadnego strachu, że ktoś może mnie pozna i zaaresztuje. Gdyby to się stało, gdyby mnie teraz złapali i zabili, myślałam sobie, poszłabym do nieba jak rakieta, bo będąc właśnie ochrzczona i po spowiedzi jestem bez grzechu, więc nie mam się czego obawiać (1974). Po latach s. Zofia miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła pozwalając Janinie na przyjęcie chrztu. Na co ta odpisała: Moim największym pragnieniem wtedy, w Warszawie, było właśnie przyjęcie mnie do waszego grona. Było to konieczne, aby ocalić mi nie tylko życie, ale także umysł. Straciwszy wszystko i wszystkich, w tak młodym wieku potrzebowałam bardzo tej należności i cierpiałabym ogromnie, gdybym nie została wtedy przyjęta z jakiegokolwiek powodu. Miałam na to zresztą pozwolenie rodziców.

Większość Żydów powróciła po wojnie do swej religii, ale z tej przynależności do świata chrześcijańskiego coś im pozostało. Janka z Izraela po 60 latach odnalazła siostry, które ją ocaliły we Lwowie. Wspomina, że jest na rozdrożu miedzy Bogiem Żydów, a Bogiem chrześcijan. Każdego jednak roku dwa tygodnie spędza w klasztorze katolickim, by zaczerpnąć ducha. Jedna z wychowanek, ochrzczona w domu „Opatrzności Bożej” w Warszawie, pisała po wojnie z Francji do siostry przełożonej Olgi: Tarli mi czoło, chcąc ze mnie zmazać znamię chrztu, ale Boga mi z duszy nie wyrwą. Znam wypadki trwania Żydów, uważających się za Polaków, przy religii katolickiej w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Spotkałam kiedyś w Warszawie grupę kobiet Żydówek, które po wojnie pozostały przy wierze katolickiej i jawnie o tym mówią.

Dlaczego sprawa pomocy Żydom udzielana przez Kościół katolicki w Polsce jest tak mało znana, a eksponowane są antypolskie oskarżenia mówiące o czynnym udziale Polaków w mordowaniu osób narodowości żydowskiej w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu?
– Polacy w czasie okupacji niemieckiej ocalili tysiące Żydów, to im nakazywał głos sumienia i chrześcijańskiego miłosierdzia. Nie chwalili się tym ani podczas wojny, gdy za to groziła śmierć, ani po wojnie, gdyż na to nie pozwalała nowa totalitarna ideologia. Słyszałam wiele wypowiedzi: dlaczego nas posądzają o mordowanie Żydów, przecież moja rodzina ukrywała Żydów. Nikt tego nie rejestruje. A to są tysiące wypadków. Tak samo siostry Rodziny Maryi spełniły w czasie wojny obowiązek ratowania życia ludzkiego i zamknęły tę kartę. Uratowani przez nie Żydzi to zwykli ludzie, nie potentaci, nadający ton opinii. Zachowują wdzięczność, ale nie afiszują tego. Na oskarżenia Grossa, gdzie jest tyle tysięcy Żydów, których on się nie może doliczyć i oskarża Polaków o ich wymordowanie, ja odpowiadam: oni są wśród nas, to są ocaleni przez Polaków, mieszkają w Warszawie, w Polsce i na całym świecie. Tylko w ostatnich latach, choć nie mam wielkiego kontaktu ze światem zewnętrznym, spotkałam kilkanaście osób o korzeniach żydowskich, których rodzice lub oni sami zostali ocaleni w czasie okupacji niemieckiej na terenie okupowanej Polski.

Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski


{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie