26 stycznia 2018

Zapomniana krucjata Filipa II

(See page for author [Public domain], via Wikimedia Commons)

Jednym z najbardziej przerażających „darów”, jakie przyniosła reformacja, były prześladowania i mordy, jakich protestanci dokonali na katolikach w Królestwie Anglii. Punktem krytycznym w całej masakrze wiernych Kościoła dokonanej za przyzwoleniem Henryka VIII i jego następców był rok 1587, kiedy to Elżbieta nakazała ścięcie swojej katolickiej kuzynki – Marii Stuart, dawnej królowej Szkocji. Egzekucja przelała czarę goryczy – po niej pozostała już tylko krucjata, której przewodził władca „ultrakatolickiej Hiszpanii” – Filip II.

 

Historycy podkreślają, że król Hiszpanii wypowiadając wojnę Elżbiecie miał do załatwienia również osobiste porachunki. Królowa Anglii wspierała bowiem łupieżcze wyprawy Francisa Drake’a – najsłynniejszego w tamtym czasie korsarza – napadającego na hiszpańskie statki. Za swoje „dokonania” angielski pirat został w dodatku uhonorowany – Elżbieta nobilitowała go.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Złe gorszego początki

Już na samym początku wojny Hiszpania borykała się z ogromnymi kłopotami. Pierwszym z nich okazał się problem ze zgromadzeniem żywności i pieniędzy oraz przygotowaniem odpowiedniej mobilizacji wojska. Wstępne plany inwazji na Wyspy Brytyjskie zakładały bowiem wystawienie floty liczącej 196 okrętów i 360 jednostek transportowych, na pokładzie których miało znajdować się prawie 100 tys. osób, w tym 60 tys. żołnierzy. „Zakrojona na tak gigantyczną skalę operacja wymagała długotrwałych, skomplikowanych i metodycznych przygotowań”, podkreśla prof. Paweł Wieczorkiewicz w książce pt. „Historia Wojen Morskich”.

 

Kolejny problem zgotowali Filipowi II Anglicy, którzy w kwietniu 1587 roku zaatakowali hiszpański port w Kadyksie. Podczas ataku całkowicie zniszczono flotyllę adm. Pedra de Acuni i wszystkie znajdujące się tam jednostki. Następnie angielska flota ograbiła ze złota, przypraw, aksamitu i porcelany przybyły właśnie z Indii galeon „San Felipe”. Zdaniem historyków dzięki temu „wypadowi” dowodzonemu przez – wówczas już admirała – Drake’a plan desantu Filipa II na Wielką Brytanię został opóźniony o rok.

 

Trzeci, prawdopodobnie najważniejszy problem pojawił się 19 lutego 1588 roku – tego dnia zmarł nagle wsławiony dowódca hiszpański – markiz Santa Cruz. Filip II podjął wówczas decyzję, że zastąpi go książę Medina-Sidonia Alonso Pereza de Guzmana el Bueno – generał o „doskonałych kwalifikacjach, cieszący się powszechną miłością”, ale cierpiący na… chorobę morską. Nowy głównodowodzący zdawał sobie sprawę ze swoich braków, co podkreślił w liście do monarchy: „Flota jest tak ogromna, a przede wszystkim takiej wagi, iż wydaje się nieszczęśliwym powierzenie odpowiedzialności za nią osobie nieposiadającej żadnego doświadczenia w prowadzeniu wojen morskich”. Filip II decyzji jednak nie zmienił – to Bueno miał poprowadzić „Niezwyciężoną Armadę” do zwycięstwa nad angielskimi heretykami.

 

Ostatecznie hiszpańska flota liczyła łącznie 8 050 marynarzy, 2 088 wioślarzy, 18 979 żołnierzy oraz 1 545 ochotników. „Na wyprawę zaciągnęli się najznamienitsi kawalerowie królestwa, w tym naturalny syn Filipa – książę de Ascoli. Flota sprawiała imponujące wrażenie”, zauważa prof. Wieczorkiewicz. Wsparcie dla Hiszpanów zadeklarował również książę Henryk reprezentujący stronę katolickiego stronnictwa Gwijusza w rozdartej konfliktem religijnym Francji, który obiecał wesprzeć „Niezwyciężoną Armadę” 12-tysięcznym wojskiem.

 

4:1

Pomimo ogromnej siły jaką dysponowała hiszpańska flota Filip II zdawał sobie sprawę z jej niedoskonałości. Galeony „Niezwyciężonej Armady” były bowiem przystosowane do długich, zamorskich rejsów, a nie „krótkich wypadów”. Podobne stanowisko prezentowali oficerowie jego armii, którzy mawiali, że „jeden okręt angielski jest wart czterech naszych”.

 

Właśnie dlatego monarcha nakazał wyposażenie swoich galeonów w dodatkowe ciężkie działa. Nie one miały jednak zdecydować o rozstrzygnięciu wojny z Anglikami, ale… walka wręcz. Filip II żądał, aby „dla całkowitej pewności do czasu desantu unikać decydującej bitwy”. Ta bowiem miała rozstrzygnąć się na lądzie – to tam Hiszpanie mieli rozbić Anglików.

 

Oprócz zabiegów militarnych Filip II zadbał również o duchowe przygotowanie „Niezwyciężonej Armady” przed nadchodzącą krucjatą. Zarządził m.in. musztrowanie księży i zakonników, którzy po zakończeniu inwazji mieli nawracać Anglików z powrotem na katolicyzm. Ponadto monarcha wydał całkowity zakaz zabierania na statki kobiet, a także używania przekleństw przez załogę.

 

Najlepszą obroną jest atak?

Ze względu na legendarne skąpstwo królowej Elżbiety angielskie przygotowania do wojny z Hiszpanami trwały niezwykle powolnie. Dopiero dzięki wsparciu największych kupieckich miast i miejscowych oligarchów udało się zebrać odpowiednie środki do mobilizacji. Ostatecznie Anglicy wystawili 197 jednostek bojowych, 14 385 marynarzy i 1 540 żołnierzy, w tym wielu dawnych korsarzy. „Wzdłuż wybrzeży rozstawiono posterunki mające w razie potrzeby śledzić postępy Hiszpanów i alarmować miejscową ludność”.

 

Na początku angielscy dowódcy zakładali przeprowadzenie kolejnych działań prewencyjnych, które po raz kolejny opóźniłyby hiszpańską krucjatę, a być może nawet ostatecznie pogrzebały plany Filipa II. Uniemożliwiły je jednak silne sztormy, które latem 1588 roku nawiedzały przestrzeń morską między Anglią a Hiszpanią. Ponadto obawiano się, że Filip II poczeka ze szturmem na Anglię i jego operacja rozpocznie się od opanowania zależnej od Elżbiety katolickiej Irlandii.

 

Na straconej pozycji

9 maja 1588 roku „Niezwyciężona Armada” wyruszyła z Lizbony ku wybrzeżom królestwa Anglii. Niestety ze względu na „niekończące się sztormy”, które znacznie uszkodziły płynące jednostki po dwóch miesiącach podróży (!) książę Medina Sidonia zwrócił się do hiszpańskiego króla z prośbą o odłożenie operacji o kolejny rok. „Filip II pozostał jednak nieprzejednany w swym pragnieniu natychmiastowego pokarania heretyków”, zaznacza prof. Wieczorkiewicz.

 

Po wyeliminowaniu najprostszych problemów hiszpańska flota 22 lipca wyruszyła ponownie. „Dyscyplina panująca na okrętach Filipa II, a także trudności, jakie mieli Anglicy z wyjściem w morze wobec nadciągającego przeciwnika i do tego przy niesprzyjającej bryzie, dawały niepowtarzalną szansę rozstrzygnięcia kampanii”, podkreśla prof. Wieczorkiewicz. Dowódcy „Niezwyciężonej Armady” nie skorzystali z niej i nadal kierowali się nakazem monarchy, żeby „decydująca batalia rozegrała się na lądzie”. Właśnie ta decyzja pozwoliła Anglikom na błyskawiczną mobilizację i przeciwstawienie się Hiszpanom na morzu.

 

Pierwsze starcie hiszpańsko-angielskie miało miejsce 2 sierpnia, kiedy to „Niezwyciężona Armada” próbowała zająć Portland. Nie udało jej się jednak przezwyciężyć angielskiej floty dowództwem m.in. Drake’a. Co prawda Hiszpanie w jej trakcie znacznie uszczuplili angielskie zapasy prochu i amunicji, ale kosztowało ich to równie wiele posiadanych zasobów.

 

7 sierpnia flota dowodzona przez Medinę Sidonię dotarła do Calais we Francji, gdzie zaplanowano zaokrętowanie „Niezwyciężonej Armady”. Nie dane im jednak było tego dokonać, na co złożyło się wiele czynników. Pierwszym była zbyt mała liczba transportowców. Drugim: silne wiatry. Trzecim: przejęcie kontroli na Francją przez króla Henryka III – wielkiego przeciwnika katolickiego stronnictwa Gwijusza i samej Hiszpanii.

 

Problemy „Niezwyciężonej Armady” wykorzystała angielska flota, która zaatakowała hiszpańskie statki i rozbiła je w pył. Ze względu na brak prochu i kul statki Mediny Sidonii, mimo ogromnego hartu ducha, męstwa, odwagi i walki do samego końca (Miguel de Oquendo: „Co do mnie zamierzam walczyć i umrzeć jak mężczyzna”) nie były w stanie nawet w minimalnym stopniu zaszkodzić Anglikom.

 

„Bitwa (pod Gravelines – red.) kosztowała (Hiszpanów – red.) bardzo drogo: na dno poszły dwa galeony. Wyrzucona na brzeg galeasa San Antonio utraciła całą załogę (…) wybitą przez ścigających ją na nadbrzeżnych wydmach nieprzyjaciół. Kolejne – San Felipe i San Mateo – zdryfowały ku wybrzeżom zelandzkim, gdzie pojmali je gezowie. Równie dotkliwe były straty w ludziach: padło ich około 1500, podczas gdy Anglicy, zachowując nietknięte okręty, utracili ledwie 100”, opisuje prof. Wieczorkiewicz.

 

Wojna z żywiołami

Po straszliwej klęsce pod Gravelines książę Medina Sidonia podjął jedyną racjonalną decyzję dotyczącą odwrotu – wokół Wysp Brytyjskich i Orkadów. Trasa ta, mimo iż była szczególnie niebezpieczna ze względu na m.in. brak jakiejkolwiek znajomości znajdujących się tam lokacji, była jedyną alternatywą dla ratunku dla resztek „Niezwyciężonej Armady”.

 

Nie to było jednak najgorsze. Hiszpańscy żołnierze byli wyczerpani niekończącą się podróżą morską. Ich morale w wyniku poniesionych strat, a także braku racji żywnościowych, wody pitnej i szerzących się chorób były niemal zerowe. Wielu z nich ledwo trzymało się na nogach, a przy życiu utrzymywała ich tylko i wyłącznie wizja „cudownego ocalenia i powrotu do ojczyzny”. Niestety zdecydowanej większości z nich nie zostało to dane.

 

Dzieła zniszczenia, którego na „Niezwyciężonej Armadzie” nie udało się dokonać Anglikom, dokończyły sztormy i burze, jakie towarzyszyły Hiszpanom w czasie ich odwrotu. Tysiące z nich zatonęło wraz ze swoimi statkami. Najbardziej znanym przykładem tamtej tragedii jest „Girona”, na którą ewakuowano uratowanych z innych statków. Statek rozbił się na skałach Bunbois w okolicy Lough Foyle. Spośród 1300 osób znajdujących się na jego pokładzie przeżyło jedynie 10.

 

Żeby tego było mało – ci, którzy cudem dotarli do wybrzeży Irlandii, gdzie liczyli na zdobycie racji żywnościowych zostali schwytani przez tamtejsze klany a następnie, po bohaterskiej walce, wymordowani.

 

„Bóg rozstrzygnął bieg spraw”

Spośród 124 okrętów „Niezwyciężonej Armady”, które wyruszyły, aby nawracać heretyków do ojczyzny wróciło jedynie 65 jednostek – 9 z nich zatopili Anglicy, a aż 50 – morskie żywioły. Operacja pochłonęła niemal wszystkich, którzy po stronie hiszpańskiej brali w niej udział. 20 tys. osób zginęło na morzu. Kolejne tysiące w wyniku głodu i chorób zmarło po powrocie do domu. „Dla wyczerpanych nadludzkimi cierpieniami nie było ratunku. Wielu powróciło do kraju jedynie po to, aby spocząć w ojczystej ziemi”, wskazuje prof. Wieczorkiewicz.

 

„Bóg rozstrzygnął bieg spraw inaczej, niżbyśmy sobie tego życzyli”, stwierdził książę Medina Sidonia, zdający Filipowi II raport z tragicznej wyprawy. Król w odpowiedzi miał rzec: „Wysłałem moje okręty, aby walczyły z ludźmi, a nie z żywiołami”.

 

Wojna morska między Hiszpanią a Anglią trwała aż do śmierci Elżbiety i Filipa II pochłaniając życie kolejnych żołnierzy i posyłając na dno kolejne jednostki. Jednak po klęsce roku 1588 nie miała ona już niemal nic wspólnego z obroną jedynej prawdziwej wiary przed angielskimi heretykami.

 

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie