5 sierpnia 2020

Wzrost gospodarczy – prawdziwy pogromca zanieczyszczeń

(fot. Jarek Praszkiewicz / Forum)

Zgodnie z popularną narracją ekologistów zanieczyszczenie powietrza i rozwój gospodarczy są ze sobą sprzeczne. Poprawa sytuacji w jednym aspekcie nieuchronnie jakoby prowadzi do jej pogorszenia w innym. Na szczęście fakty niekoniecznie potwierdzają tę narrację. Wprawdzie wzrost gospodarczy początkowo wiąże się ze zwiększeniem zanieczyszczeń, jednak po przekroczeniu pewnego pułapu prowadzi do ich spadku.

 

Uprzemysłowienie pogłębiające problem zanieczyszczeń środowiska skłoniło do kasandrycznych przepowiedni dotyczących przyszłego losu środowiska naturalnego.  

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na przykład 1969 roku Paul Ehrlich z Uniwersytetu Stanforda stwierdził, że gdyby był hazardzistą, postawiłby w pieniądze w zakładzie, że Anglia przestaje istnieć za 20 lat. 20 lat minęło i kraj pozostał.

W 1982 roku dyrektor wykonawczy Programu Ekologicznego ONZ Mostafa Tolba stwierdził, że w przypadku braku działania najdalej w 2000 roku dojdzie do ekologicznej katastrofy porównywalnej z zagładą nuklearną [humanprogress.org]. To również się nie spełniło.

 

Z kolei w 1970 roku Peter Gunter z Uniwersytetu Północnoteksańskiego stwierdził, że przed 2000 rokiem cały świat z wyjątkiem Europy zachodniej, Ameryki Północnej i Australii pogrąży się w głodzie. Tymczasem głód i ubóstwo absolutne stale się zmniejsza. Dziś jedynie około 10 procent populacji żyje za mniej niż 1,9 dolara dziennie.

 

W 1982 roku dyrektor wykonawczy Programu Ekologicznego ONZ Mostafa Tolba stwierdził, że w przypadku braku działania do 2000 roku dojdzie do ekologicznej katastrofy porównywalnej z zagładą nuklearną. 20 lat minęło i do niczego podobnego nie doszło.

 

Natomiast w 2006 roku Al Gore stwierdził, że jeśli w ciągu 10 lat nie podejmiemy drastycznych kroków, to od destrukcji świata nie będzie odwrotu. Tymczasem rok 2016 za nami i nawet najwięksi alarmiści tak nie twierdzą.  

 

Odwrócona litera U

Zgodnie z tak zwaną środowiskową krzywą Kuznetsa, relacja między zanieczyszczeniem a poziomem PKB przybiera postać odwróconej litery „U”. Początkowo więc wzrost generuje większe skażenie (jak w Europie czasu industrializacji czy współczesnych Chinach), jednak po osiągnięciu odpowiednio wysokiego poziomu PKB zanieczyszczenie maleje. Granica ta różni się w zależności od konkretnych rodzajów zanieczyszczeń, jednak w większości przypadków kraje rozwinięte już ją osiągnęły. Wyjaśnienie jest proste: dzięki zaspokojeniu podstawowych potrzeb mieszkańcy zaczynają bardziej dbać o środowisko, a nowe technologie pozwalają ten cel zrealizować. 

 

Przykłady konkretnych krajów dowodzą słuszności tej zasady. Na przykład zgodnie z danymi amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska w latach 1980-2014 całkowita emisja sześciu głównych substancji szkodliwych dla środowiska zmalała o przeszło dwie trzecie; emisja lotnych związków organicznych (LZO) o 53%, dwutlenku azotu o 53%, cząstek pyłu zawieszonego o 58%, tlenku węgla o 69%, dwutlenku siarki o 81% a ołowiu o 99%” – podaje Johan Nordberg w książce „Postęp – dziesięć powodów by z optymizmem patrzeć w przyszłość”.

 

 

Innym przykładem rozwiniętego kraju, który uporał się w znacznej mierze z poziomem zanieczyszczeń, jest Wielka Brytania. W Londynie zanieczyszczenie rosło w XVIII wieku i przez znaczną część wieku XIX, zaczęło spadać w latach 80. XIX wieku. W latach 40. XX wieku miasto osiągnęło zanieczyszczenie w Londynie okazało się niższe niż w 1700 roku, a potem sytuacja jeszcze się poprawiła. Jak czytamy na łamach książki Nordberga „[…] stężenie dymu i dwutlenku siarki w londyńskim powietrzu od drugiej połowy XVI wieku wzrastało przez 300 lat, by następnie spaść niemal w okamgnieniu. Jak podsumowuje statystyk Bjorn Lomborg, powietrze w Londynie od średniowiecza nie było tak czyste, jak dzisiaj”.

 

Symbolem czystości powietrza brytyjskiej stolicy jest słynna przepływająca przez Londyn rzeka. Jak podaje Nordberg „Tamiza jest idealnym przykładem na to, jak szybko rzeki bądź jeziora mogą wrócić do zdrowia, gdy zmniejszy się poziom zanieczyszczenia odpadami przemysłowymi, a przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne będą w należyty sposób oczyszczać wodę. W roku 1957 ta śmierdząca, brudna rzeka pod względem biologicznym była prawdziwie martwa. Dzisiaj jest w idealnym stanie”.

 

Ponadto kraje bogatsze dysponują lepszym dostępem do zielonej technologii. Pozwala to na efektywniejsze wykorzystanie wody. Od 1982 do 2014 Irlandia zwiększyła ilość PKB generowanego przez jednostkę wody o 321% a Wielka Brytania o 243%. Rozwój gospodarczy i technologiczny pozwala także na zmniejszenie erozji ziemi uprawnej. Między innymi dzięki temu w okresie od 1961 do 2014 roku wzrosła wysokość plonów na jednostkę ziemi (o 154 procent). Jednocześnie spadło wykorzystanie gazów cieplarnianych.

 

Ktoś pamięta o problemie dziury ozonowej? Rozdmuchany w latach 80. XX wieku dziś jawi się jako bliski rozwiązania.

 

Lasy i ziemia uprawna

Niektóre globalne wskaźniki związane ze środowiskiem wciąż wskazują na pogorszenie sytuacji, lecz dzieje się to znacznie wolniej niż kiedyś. W latach 1990-2015 globalna powierzchnia lasów wciąż spadała, lecz coraz wolniej. Od początków lat 90. XX wieku „globalny wskaźnik spadku powierzchni lasów zmalał z 0,18% do 0,008%” – zauważa Nordberg.   

 

Jak czytamy na stronie „Human Progress”, badania pokazują, że po osiągnięciu progu 4500 dolarów per capita, rozpocznie się odbudowa terenów leśnych. To też stało się w Chinach. W 2015 roku w kraju tym znajdowało się 511 807 kilometrów kwadratowych lasów więcej niż w 1990 roku. Tym bardziej poprawę odnotowano też w Europie i Stanach Zjednoczonych. W USA obejmujących 8 procent powierzchni świata istnieje więcej drzew niż 100 lat temu – według Food and Agriculture Organisation [treehugger.com].

 

Bardzo niski jest też uznawany przez niektórych za ekologicznie niewskazany wzrost areału powierzchni uprawnych. Według danych przytaczanych w książce „Postęp…” w latach 1995-2010 na całym świecie wzrósł jedynie on jedynie o 0,04 procent rocznie. Istnieją wręcz powody, by sądzić, że w kolejnych dziesięcioleciach zacznie spadać – mimo wzrostu populacji. 

 

Wolny rynek a środowisko

Względnie wolnorynkowa gospodarka nie tylko sprzyja rozwojowi gospodarczemu, lecz również stanowi sposób na radzenie sobie z problemem zanieczyszczeń. Jak bowiem zauważa Hoover Digest [perc.org] rynek znajduje sposoby radzenia sobie z problemami surowcowymi. Wszak gdy surowce stają się rzadkie, ich cena rośnie. To zaś zachęca do znajdywania tańszych alternatyw i opracowywania nowych innowacyjnych rozwiązań. Ziemia skrywa bowiem wiele bogactw czekających na odkrycie i znalezienie nowych rozwiązań. 

 

Co ciekawe w ciągu ostatnich 140 lat nie wzrosły nawet ceny produktów przemysłowych. Przeciwnie – cytowany we wspomnianej książce Norberga indeks cen produktów przemysłowych – pokazuje spadek realnych cen surowców w latach 1871-2010 o niemal połowę.

 

Emisja CO2 – czy to wyjątek?

Kwestia emisji CO2 jawi się jako problem szczególnie trudny do rozwiązania. Wydaje się bowiem, jakoby krzywa Kuzneta nie do końca się do niej stosowała. Wszak nawet rozwinięte kraje emitują dwutlenek węgla do atmosfery. Z drugiej jednak strony niektórym ograniczenie emisji już się powiodło. Do tego jednak potrzeba – jak się wydaje – bardzo wysokiego poziomu gospodarczego.

Tymczasem ograniczania emisji wymaga się często od krajów na niższym poziomie rozwoju. Naciski te utrudniają im rozwój gospodarczy niezbędny do poradzenia sobie z bardziej palącymi problemami i poważniejszymi zagrożeniami. „Zainwestowanie 10 miliardów dolarów w uzyskiwanie energii z gazu mogłoby wyciągnąć z biedy 90 milionów ludzi. Gdyby tę samą kwotę przeznaczyć na odnawialne źródła energii, od ubóstwa uwolniono by jedynie 20-27 milionów – a zatem około 60 milionów ludzi nadal żyłoby w nędzy i ciemności, a wiele tysięcy spośród nich zmarłoby przedwczesną śmiercią” – przekonuje Johan Norberg. Złośliwie można zauważyć, że w gruncie rzeczy nakładanie ograniczeń emisji to doskonała metoda służąca utrzymaniu przewagi krajów rozwiniętych i utrwalania stanu ubóstwa tych biednych.

 

Dlatego też nie należy ograniczać się jedynie do walki z emisją dwutlenku węgla, lecz raczej promować rozwój gospodarczy – szczególnie w krajach ubogich. Przyczyni się to zapewne do ograniczenia szkód wywołanych w nich przez naturalne kataklizmy (wichury, powodzie, skrajne temperatury et cetera).

 

Warto zauważyć, że liczba zgonów z tych przyczyn zmniejsza się od lat 20. XX wieku w każdym dziesięcioleciu i to pomimo wzrostu liczby ludności. Zapewne to nie przypadek, lecz owoc długotrwałego wzrostu gospodarczego na świecie. Najlepszą drogę dla ubogich krajów stanowią więc lepsza infrastruktura, służba zdrowia, oraz systemy ostrzegawcze, a nie redukcja wydzielania CO2 za wszelką cenę.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie