24 grudnia 2017

Narodzenie Chrystusa. Najważniejszy punkt zwrotny w dziejach świata

Boże Narodzenie to czas szczególny – banał, że aż zęby cierpną – a jednak owo arcybanalne stwierdzenie wyczerpująco oddaje wyjątkowy charakter tego dnia. Uroczystość Narodzenia Pańskiego ma w liturgii Kościoła ogromną, choć czasami – wydaje się – niedocenianą wagę.

 

Trudno nie przyznać, że Boże Narodzenie otacza niepowtarzalna aura – nie dająca się porównać z żadnym innym okresem. Trudno odmówić słuszności słowom popularnej piosenki Andy’ego Williamsa na tę właśnie okazję, że to najcudowniejszy czas roku. Trudno zanegować odczucie niezwykłego czaru, jaki nieodmiennie od wieków towarzyszy owej chwili. Ba, ostatecznie nawet trudno się dziwić, że współczesny spoganiały świat, usiłując po swojemu wypełnić czymś pustkę powstałą po wyrugowaniu chrześcijańskiej treści, doszukuje się w Bożym Narodzeniu magii. Inaczej wszak nie potrafi pojąć przyczyny wyjątkowości grudniowego święta – swoistej erupcji światła i ciepła, miłości i nadziei, dobroci i życzliwości, jaką nieodmiennie, rok za rokiem, od stuleci, pomimo narastającej na całym świecie wrogości wobec Kościoła i chrześcijańskiej kultury ono wciąż wywołuje. W Boże Narodzenie po prostu nie wypada nie być choćby odrobinę, chociaż na chwilę lepszym niż zazwyczaj. Nie trzeba być chrześcijaninem, aby dać się ponieść bożonarodzeniowemu nastrojowi, w którym nawet zatwardziałym ateistom zdarza się przemówić ludzkim głosem…

Wesprzyj nas już teraz!

 

Taką siłę ma to święto. Wcale nie z powodu rzekomej magii czy też kulturowej otoczki, którą stosunkowo łatwo skomercjalizować, lecz dla niezwykle istotnego znaczenia eschatologicznego. Oto bowiem ludzki ród „kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło” (Iz 9, 1). Zapaliła się nadzieja, wzeszło Słońce Sprawiedliwości (Ml 3, 20). Przyszedł wreszcie długo oczekiwany Mesjasz, aby „człowieka wyrwanego z ciemności przenieść do przedziwnego królestwa Jego światłości” – jak słyszymy w kościele za każdym razem, gdy do wspólnoty tych, „którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1, 13), przystępuje nowa dusza.

 

Przyjął ciało dla naszego zbawienia

 

Uroczystość Bożego Narodzenia przypomina całemu światu, że „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 14). „Ten, który jest Synem Boga, stał się Synem człowieka, aby człowiek zjednoczony ze Słowem i przybrany stał się dzieckiem Boga” – wyjaśnia święty Ireneusz z Lyonu.

 

Wcielenie Boga to najważniejszy punkt zwrotny w dziejach świata. „Gdyby Chrystus, który prawdziwie jest Bogiem, nie przyjął natury ludzkiej, bylibyśmy pozbawieni zbawienia” – przypomina święty Cyryl Jerozolimski. I po śmierci ziemskiej ginęlibyśmy śmiercią wieczną – bez nadziei, bez ratunku, bez wyjścia. Rozpacz. Po dziś dzień lecielibyśmy w dół ku otchłani bez dna – jak na późnośredniowiecznych malowidłach – masowo spychani lemieszem monstrualnego buldożera z trupią czaszką na burcie, pod wrogim spojrzeniem rozpartego w kabinie diabła z facjatą wykrzywioną złośliwym uśmieszkiem.

 

Wskutek Bożego wcielenia nasza perspektywa wygląda dziś diametralnie odwrotnie: Jezus Chrystus otworzył dla całej ludzkości zamknięte od upadku Adama i Ewy bramy raju. I od tej chwili kresem naszej ziemskiej wędrówki jest niebo; no, chyba że sami chcemy trafić gdzie indziej (to znaczy do piekła, bo tertium non datur – wybór z Bożego ustanowienia należy do nas). Nie uczynił tego swoim przyjściem na świat, ale z tego świata odejściem w męce i pohańbieniu oraz powrotem nań w chwale zmartwychwstania – jednakowoż aby umrzeć i zmartwychwstać musiał się najpierw narodzić.

 

Aczkolwiek, „kto rozważy głębiej tajemnicę Wcielenia, musi przyznać, że śmierć przyszła nie wskutek narodzenia, lecz na odwrót: Bóg podjął narodzenie się z powodu śmierci. Ten bowiem, który żyje wiecznie, nie z potrzeby życia się narodził, lecz by nas odwołać ze śmierci do życia” – zauważa święty Grzegorz z Nyssy.

 

Wcielenie Boga to najwyższy wyraz Jego miłości, troski i miłosierdzia. Szanując błędny wybór człowieka, którego sam obdarzył wolną wolą (a ten natychmiast „przez grzeszne nieposłuszeństwo” – jak głosi prefacja mszalna na niedzielę zwykłą – z Bożego daru źle skorzystał zwracając się za podszeptem szatańskim ku bezdrożom piekieł), nie mógł On jednocześnie pozwolić, by to co stworzył na własny, czyli doskonały i nieśmiertelny obraz i podobieństwo, pozostawało w niewoli śmierci. Najpełniej świadom, że człowiek o własnych siłach nie jest w stanie się z tej sytuacji wyzwolić – jak leżący nie zdoła samego siebie podnieść za włosy – a jednak to od człowieka musi wyjść inicjatywa wolnego wyboru zbawienia, tam samo jak wtedy, gdy wybrał on potępienie, Bóg przyjął ludzką postać, by człowiekowi umożliwić i maksymalnie ułatwić powrót na drogę wiodącą do „domu Ojca, w którym jest mieszkań wiele” (J 14, 2).

 

Bóg dokonał wczłowieczenia (określenie to wydaje się przewyższać precyzją termin „wcielenie”, gdyż Syn Boży jako w całej pełni człowiek musiał przyjąć nie tylko ludzkie ciało, ale i duszę), aby człowiek mógł zostać przebóstwiony – abyśmy się stali „uczestnikami Boskiej natury” (2 P 1, 4).

 

„Syn Boży zechciał stać się i nazywać Synem Człowieczym, aby nam udzielić godności synów Bożych. Uniżył się, aby pogrążony w upadku lud podnieść. Zraniony został, aby nasze rany uleczyć. Usługiwał, aby sługi na wolność wyprowadzić. Śmierć poniósł, aby śmiertelnikom nieśmiertelności udzielić” – podsumowuje święty Cyprian z Kartaginy.

 

Uczył jak ten, który ma władzę

 

A przy tym wszystkim Jezus Chrystus przyszedł na świat w rodzinie – naturalnym związku mężczyzny i kobiety, jedynym, który można w uprawniony sposób nazywać rodziną – aby tym dobitniej zaakcentować właściwy porządek rzeczy. Z nakazu bowiem samego Stwórcy świata fundament organizacji społeczności ludzkiej stanowi rodzina, gdyż „nie jest dobrze, żeby człowiek był sam” (Rdz 2, 18).

 

Jezus Chrystus przyszedł na świat w pełnej pokory anonimowości – a przecież jest Królem królów i Panem panów – aby wszystkim „pyszniącym się zamysłami serc swoich” (Łk 1, 51) pokazać, że choć w świecie „ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę, nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym” (Mk 10, 42-43).

 

Jezus Chrystus przyszedł na świat w ubogiej stajence, w warunkach urągających godności nie tylko królewskiej ale w ogóle ludzkiej – w nędzy, brudzie, zwierzęcym smrodzie i chłodzie (była noc, a tam noce są zimne: zdarza się, że temperatura po zmierzchu spada w pobliże zera), gdyż nikt nie użyczył schronienia w podróży jego brzemiennej Matce – abyśmy już więcej nie pytali głupio: „A kto jest moim bliźnim?” (Łk 10, 29), lecz nieustannie w pamięci mieli, iż „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”, podobnie jak i to „czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili” (Mt 25, 31-46).

 

Syn Boży stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu, abyśmy się mogli we wszystkim upodobnić do Ojca, jak sam nam przykazał: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48)

 

Jerzy Wolak

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 333 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram