21 czerwca 2012

Wyciągnijmy szable!

(Fragment ryciny ilustrującej XIX-wieczne wydanie "Pamiętników" J. Ch. Paska. Repr. arch. Autora)

Najświętsza Ewangelia tak już rozgrzewała sarmackie szable, że nie było rady – iżby je wystudzić, należało albo wyciągnąć, albo do pół pochew wysunąć, albo też choćby chwyciwszy za pochwę unieść je i ulżyć gorącemu pragnieniu żelaza!


A mają stać ludzie nakłoniwszy się trochę, pokazując tym po sobie pokorę, której Pan Bóg naucza w Ewangelii.

Wesprzyj nas już teraz!

 



Świerzbienie i sekwencje

Szabla w kościele, podczas sarmackiej Mszy Świętej – zdawałoby się, że świerzbić nie powinna.

 A jednak. Kiedy kantor wstępował na stopień ambony, zwany po łacinie gradusem i zaczynał śpiewać psalm zwany Graduałem, Sarmata poczynał odczuwać lekkie swędzenie na końcu szabelnego ostrza. Na dźwięk radosnego „Alleluja!” swędzenie przechodziło w ostry wyrzut sumienia, a podczas sekwencji – w ciężki ból obowiązku.

 

 Zauważył to ksiądz Piotr Skarga, który moc szabli znał i wiedział, że sekwencja szablę w pełnieniu obowiązku podtrzymuje. Dlatego też pewno czcigodny ów kapłan mawiał o sekwencjach, że są to „rytmy i wiersze jakie nabożne”, które „wielką mają w śpiewaniu słodkość i pobudkę nabożeństwa”.

 

Wprawdzie święty Sobór Trydencki (jako że jesteśmy w czasach po Soborze Trydenckim) – zalecał niemal absolutną abstynencję w sekwencjach. Z wielu tysięcy sekwencji znanych w średniowieczu zostawił do użytku zaledwie cztery. Sarmaci jednak do tego stopnia do sekwencji przywykli, że nie potrafili się z nimi pożegnać. Za dyspensą przymkniętego oka władzy duchownej śpiewali je nadal – czy po polsku, jako lud Boży, w nawie – czy po łacinie, jako kapłani, w prezbiterium. Często na przemian, jako raz ci – a raz tamci. Choćby podczas adwentowych rorat, gdy sarmaccy księża: Mittit ad Virginem, sarmacki lud zaś: Zdrowaś bądź Maryja | Niebieska lilija. Bo każdy z lokalnych Kościołów Europy miał swoje sekwencje ulubione. Tak samo i Kościół sarmacki.

 

Mszał

A teraz szabla już rwać zaczyna Sarmatę. Jako że przenosi się Mszał… to znaczy: w średniowieczu przenosiło się Go na specjalną ambonę, a za Sarmacji – już tylko na lewą stronę ołtarza, czyli na tak zwane „naroże Ewangelii”. Kapłan mówi: Munda cor meum, ac labia mea, omnipotens Deus… („Oczyść serce moje i wargi moje, wszechmogący Boże…”), a potem Dominus sit in corde meo et in labiis meis („Bóg niech będzie w sercu moim i na ustach moich…”). Dalej zapowiada głośno sarmackiemu ludowi, skąd pochodzi czytanie, zaczym pospołu z ministrantami czyni małe znaki krzyża na czole, ustach i sercu. Nareszcie czyta czy śpiewa, jeśli to Msza Święta uroczysta. W każdym razie twarzą obrócony ku Bogu, czyli ku ołtarzowi.

 

A lud sarmacki? Mikołaj z Wilkowiecka (tak, właśnie ów znany sarmacki autor częstochowskiego misterium) pisze o nim w roku 1586 jak następuje:

 

Kiedy kapłan śpiewa albo czyta, tedy wszyscy ludzie mają wstać i stać prosto o swej mocy, nie podpierając się żadnej rzeczy ani się zawieszając łokciami na formach albo na ławkach, tym, iż stoją, znacząc i pokazując to sobie, iż są gotowi na walkę dla zachowania wiary Pana Chrystusowej, której Ewangelia naucza. […] A mają stać ludzie nakłoniwszy się trochę się trochę, pokazując tym po sobie pokorę , której Pan Bóg naucza w Ewangelii.

 

Szabla

Najświętsza Ewangelia tak już rozgrzewała sarmackie szable, że nie było rady – iżby je wystudzić, należało albo wyciągnąć, albo do pół pochew wysunąć, albo też choćby chwyciwszy za pochwę unieść je i ulżyć gorącemu pragnieniu żelaza. Mikołaj z Wilkowiecka tak pisze o tym:

Na znak tego [iż są gotowi na walkę dla zachowania wiary Pana Chrystusowej] starzy dawni nabożni szlachcice, ludzie rycerscy, kiedy słuchali Ewangelii, tedy trzymali w ręku głowice mieczów albo szabel, znacząc tym prędkość umysłu ku bronieniu Ewangelii.

 

Od kiedy szable?

A teraz przestańmy o świerzbieniu. Świerzbi mnie bowiem umysł, aby zapytać: czy to prawda? Bo pomyślmy. O tym, że zwyczaj ten panował za Mieszka I, doniósł Sarmatom jeszcze Jan Długosz. Potem czytamy o tym u Mikołaja z Wilkowiecka, a po Mikołaju z Wilkowiecka – nawet jeszcze u progu panowania Stanisława Augusta, gdy nabożny Florian Jaroszewicz wspomina:

Y to w Święty zwyczay weszło za przykładem żarliwego o Wiarę Świętą Pana [Mieczysława I], że wszyscy Panowie y Szlachta, gdy na Mszy S. zaczęła się Ewangelia, do pół pochew szabel dobywali, y jako gotowi do boju za Wiarę aż do końca je trzymali. Który zwyczaj trwał przez wiele wieków, dopiero kiedy heretyckie baśnie rozsiane są po Królestwie naszym, począł ustawać y już teraz cale ustał, lecz ja w młodości mojey widziałem niektórych wielkich Panów, że pod czas Ewangelii za szablę się trzymali, y nie wstydzili się Chrystusa y Ewangelii jako teraźniejsi Politycy, którzy za hańbę mają y skłonić się nabożnie Bogu w Kościele.

 

Mamy zatem poważne pytanie. Czy Mikołaj z Wilkowiecka osobiście widział sarmackie szable świecące nad Ewangelią? Pisze wszak o zwyczaju owym, że istniał KIEDYŚ. A Jaroszewicz? I on podobnie, acz zaświadcza, że WIDZIAŁ, że jeszcze za jego czasów tak się działo…

 

Czy na pewno? Kiedy był o trzy dekady młodszy, w roku 1728, wydrukowano niezwykłą legendę o Wawrzyńcu Powodowskim, kawalerze maltańskim, którego nagrobek – starszy znacznie – znajduje się w poznańskiej katedrze. Na nagrobku widnieje tasiemcowy napis po łacinie, który stał się podstawą tej jezuickiej opowieści z roku 1728. Oto ona:

Roku 1544 cudowną widział scenę kościół katedralny poznański. Wawrzyniec Powodowski, naprzód kawaler maltański, […] umiera, w kaplicy fundacyji swojej złożony. […] Co niedziela, co święto na pierwszy dzwonu głos porywał się z grobu i wychodził do kościoła. […] Po kawalersku strojny przed wielkim ołtarzem na śrzodku stawał, a podczas Ewangeliji dobywał miecza z pochew. Przypominał Polakom dawne obyczaje i co zaniedbał w życiu, nadgradzał po śmierci. Patrzali na gościa z trunny wszyscy, nie spojrzał gość na nikogo, ani przemówi do szepczących.

 

 A zatem „przypominał Polakom dawne obyczaje”! Nie zaś realizował te, które tu i teraz obowiązują. Czyżby więc wszyscy, którzy o wyciąganiu szabel alias czy o chwytaniu za szable piszą, pisali i myśleli tylko, że tak BYŁO, ale że już NIE JEST? Ewentualnie, że zwyczaj ów ledwie co ustał? Może nawet za ich dzieciństwa?

 

Thesaurus

Istnieje wszak jeszcze jedno świadectwo. Za czasów Sobieskiego wyszło w Wilnie dziełko „Skarb żywota i krwie Iezusa Pana”. Autorem tekstu był wileński jezuita Fulgenty Dryjacki, zaś autorem pięknych rycin również jezuita i znakomity rytownik, Aleksander Tarasewicz. Jego ryciny tworzą prawdziwą a monumentalną opowieść liturgiczną o kolejnych etapach odprawiania sarmackiej Mszy Świętej. Na planie pierwszym widnieją tu zawsze postaci świeckie, za każdym razem jednak odmiennego stanu, płci, socjety. Kiedy w tekście przychodzi do opowiadania o tym, jak się czyta Ewangelię – sąsiednia rycina ukazuje szlachcica z wielką szablą u boku, tak iż właśnie szabla zdaje się ważnym atrybutem… Szlachcic nie trzyma wprawdzie szabli w ręku, o nie. Ale tak jakby kładzie na niej rękę. Tekst wprawdzie milczy na temat wyciągania szabel, obraz jednak sugeruje – że „coś” jest na rzeczy.

 

Nie wiem

No to jak dokładnie było? Nie wiem. Nie wiem! Może było tak, że prostu niekiedy starodawny zwyczaj – znany z kronik i dziełek rozmaitych, istniejący czy nie – przywoływano i czasem realizowano, w imię tradycji? Zwyczaj był chwalebny… realizacja takaż mogła być… A wielu mówi lub myśli, że wie. Niektórzy w związku z tym potępiają sarmackie machanie szablami podczas czytania Ewangelii… To owi dzisiejsi (i niedawni peerelowscy) publicyści. Natomiast starsi, romantyczni artyści z chlubą i ostentacją rysowali tłum szlachty wokół ołtarza – z całkiem wyciągniętymi i uniesionymi, albo tylko pół-wyciągniętymi z pochew szablami.

 

Wyciągnijmy szable

Może więc i my powinniśmy zwyczaj przywołać? Szabel się dzisiaj na co dzień nie nosi, trudno zastąpić je diabelską bronią palną. Może wystarczy podumać, do czego zobowiązuje nas Ewangelia? Sarmacką szlachtę – jako obywateli – zobowiązywała do tego, żeby być gotowymi „na walkę dla zachowania wiary Pana Chrystusowej”. Myśmy dziś wszyscy prawie obywatelami. Wyciągnijmy więc szable. Mentalne (cokolwiek miałoby to znaczyć), bo innych nie mamy. Jak miałoby to wyglądać? Nie wiem.

 

Wiem

Ale wiem, że po odczytaniu vel odśpiewaniu Ewangelii sarmacki kapłan całuje kartę w miejscu, w którym czytanie się zaczynało, cicho wypowiada słowa: per Evangelica dicta deleantur nostra delicta („Przez te słowa Ewangelii niechaj będą zgładzone przewiny nasze…”), a sarmacki ministrant  wespół z sarmackim ludem zmawia: Laus Tibi, Christe („Chwała Tobie, Chryste”).

 

 Laus Tibi, Christe!

 

 

Jacek Kowalski


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie