27 kwietnia 2015

Woleli zginąć, niż żyć w „mieście bez Boga”

Na nowohuckich ulicach zaczęły rozgrywać się dramatyczne sceny: barykady, płonący milicyjny gazik, wybite szyby w budynku Dzielnicowej Rady Narodowej, petardy, strzały z broni palnej – mówi dla portalu PCh24.pl dr Jan Franczyk, autor książki „Na fundamencie krzyża. Kościół katolicki w Nowej Hucie w l. 1949-1989”.

 

Panie redaktorze, co było powodem wybudowania w bezpośrednim sąsiedztwie Krakowa nowej dzielnicy – Nowej Huty?

Wesprzyj nas już teraz!

W dość rozpowszechnionej opinii wybudowano ją w zemście za przegrane przez komunistów w Krakowie pierwsze po wojnie referendum. Sprawa nie jest jednak tak oczywista. Decyzję o lokalizacji Nowej Huty na terenie wsi Mogiła i Bieńczyce, a kombinatu metalurgicznego na terenie Pleszowa, Ruszczy i części Mogiły, zapadła przed referendum. Faktem jest jednak, że dość szybko w swej propagandzie komuniści zaczęli przeciwstawiać rodzące się nowe, robotnicze miasto, mieszczańskiemu i „zacofanemu”, czyli konserwatywnemu i klerykalnemu Krakowowi. Ślady tej propagandy są widoczne nawet do dzisiaj.

 

Jakie w założeniu władz komunistycznych miało to być miasto?

Miasto i związany z nią ściśle kombinat metalurgiczny miały być kuźnią wykuwającą nowego, socjalistycznego człowieka, budowniczego zsowietyzowanej Polski – oczywiście człowieka niewierzącego w Boga, dla którego religia stanie się jedynie przezwyciężonym przesądem. To miało być miasto idealne – z jasnymi mieszkaniami, żłobkami, przedszkolami i szkołami, z kinami i teatrem, z domami kultury, sklepami i restauracjami. Ale miało to być również miasto bez kościoła i bez Boga.

 

Kto zajmował się opieką duszpasterską nad przybyłą do Nowej Huty ludnością? Jak ta opieka duszpasterska wyglądała?

Na terenach, na których rozpoczęła się wielka budowa od wieków, a dokładniej od początku XIII wieku, działali cystersi, którzy w Mogile mieli swój klasztor, a w ich klasztornym kościele znajdował się słynący łaskami wizerunek ukrzyżowanego Pana Jezusa. We wsi Bieńczyce znajdowała się niewielka kaplica obsługiwana przez księży z parafii Raciborowice. W pobliżu pierwszych baraków pełniących funkcję hoteli robotniczych znajdował się kościół parafialny w Pleszowie. To księża i zakonnicy z tych trzech ośrodków służyli opieką duszpasterską przybyłym na budowę robotnikom. Problem w tym, że osiedla Nowej Huty budowane były na terenach Mogiły i Bieńczyc, więc opiekę duszpasterską nad nowymi mieszkańcami sprawowali mogilscy cystersi dla osiedli południowo-wschodniej Nowej Huty, a część północno-zachodnia była przypisana Bieńczycom, gdzie zresztą w 1951 roku została erygowana nowa, wydzielona z Raciborowic, parafia. Jej pierwszym administratorem został ks. Stanisław Kościelny.

 

Kiedy po raz pierwszy hierarchia Kościoła i wierni zaczęli domagać się wybudowania kościoła w Nowej Hucie?

Gdy w latach stalinowskich z archidiecezji krakowskiej został wypędzony abp Eugeniusz Baziak i jego sufragan, bp Stanisław Rospond, tymczasowym zarządcą diecezji został ks. bp Franciszek Jop. I właśnie to on, w połowie lat 50. ubiegłego wieku, zwracał się do władz komunistycznych o zgodę na wybudowanie kościoła w Nowej Hucie. Pisał, że w niewielkiej kaplicy w Bieńczycach mieści się około 100 osób, a w parafii mieszka 20-30 tysięcy mieszkańców. Taką ilość szacował ówczesny proboszcz, ks. Kościelny. Tłumy stały więc na zewnątrz – na mrozie, w deszczu, w śniegu, a w lecie w palącym słońcu. Biskup Jop na żaden ze swoich listów nie otrzymał odpowiedzi. Sytuacja zmieniła się dopiero po przełomie tak zwanego polskiego października, po powrocie do władzy Władysława Gomułki i po uwolnieniu ks. kard. Stefana Wyszyńskiego.

 

Jaki te starania miały przebieg?

W grudniu 1956 roku do Warszawy udała się delegacja parafian z Bieńczyc, która spotkała się z Władysławem Gomułką. Ten przyjął postulaty parafian ze zrozumieniem i odesłał ich do szefa Urzędu ds. Wyznań, Jerzego Sztachelskiego. Ten zapewnił, że zgoda na kościół zostanie wydana, a szczegóły prosił załatwiać z Prezydium Rady Narodowej w Krakowie i tamtejszym Wydziałem ds. Wyznań. Faktycznie, na początku 1957 roku władze taką zgodę wydały. Wskazały też teren, na którym świątynia miała być wybudowana. 17 marca 1957 roku, w obecności arcybiskupa Baziaka, który po październikowej politycznej odwilży mógł powrócić do Krakowa, na miejscu budowy został uroczyście posadowiony duży, drewniany krzyż. W uroczystości wzięły udział tysiące mieszkańców Nowej Huty.

 

Jednak już 27 kwietnia 1960 r. dochodzi w Nowej Hucie do krwawej pacyfikacji ludności, która stanęła w obronie krzyża. Dlaczego?

Jak wiadomo, władze komunistyczne dość szybko wycofały się z danych nowohuckim katolikom obietnic. Stosunki państwo – Kościół zaczęły się zaostrzać już w 1958 roku. 19 kwietnia 1960 roku bieńczycka parafia otrzymała pismo z Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, w którym domagano się, by parafia do 26 kwietnia usunęła krzyż z terenu, który został przeznaczony przez władze pod budowę szkoły. W piśmie zaznaczono, że jeśli parafia tego nie uczyni, to krzyż zostanie usunięty przez DBOR „na koszt i ryzyko parafii” – jak napisano w piśmie. W niedzielę 24 kwietnia kolejny administrator parafii, ks. Mieczysław Satora, w trakcie czytania ogłoszeń parafialnych zapoznawał wiernych z treścią pisma oraz informował, że na piśmie odmówił usunięcia krzyża.

 

Rankiem 27 kwietnia wynajęci robotnicy przystąpili do wykopywania krzyża. Pracę obserwowała grupa mieszkańców, wśród których przeważały kobiety. Słowne utarczki robotników z kobietami dość szybko przerodziły się w rękoczyny, gdy krzyż zaczął się przechylać. Z każdą minutą przybywało mieszkańców obserwujących rozwój sytuacji. Wreszcie kobiety grudami ziemi zaczęły odpędzać robotników. W efekcie ci ostatni pozbierali narzędzia i uciekli. Majster, który kierował pracą i operator spychacza zostali poturbowani. Krzyż wyprostowano i położono pod nim kwiaty. O godzinie 11.15 na placu budowy było już około tysiąca osób. Zebrani modlili się, śpiewali pieśni religijne, palili świeczki. O 14.00 kombinat zaczęła opuszczać poranna zmiana hutników, do których zaczęły docierać informacje o porannych wypadkach pod krzyżem. Wielu z nich udało się pod krzyż. Po godzinie 15.00 zebrany tłum liczył już około 2000 osób. Do Nowej Huty skierowane zostały oddziały ZOMO, a o godzinie 16.40 milicja podjęła próbę rozpędzenia czterotysięcznego tłumu, który zebrał się pod siedzibą Dzielnicowej Rady Narodowej. Później wypadki potoczyły się według konfrontacyjnego scenariusza. Po godzinie 17.10 komendant wojewódzki MO płk Żmudziński wydał rozkaz ściągnięcia do Nowej Huty oddziałów ZOMO z Tarnowa i Oświęcimia. Po godzinie 19.00 Komenda Wojewódzka MO uzyskała zgodzę ministra spraw wewnętrznych na użycie oddziałów ZOMO, wyposażonych w armatki wodne i inne środki do uśmierzania zajść, w tym w broń z ostrą amunicją. Noc przyniosła eskalację zamieszek. W całej dzielnicy wyłączono oświetlenie, wyłączono zasilanie dla linii tramwajowej z Krakowa do Nowej Huty, która praktycznie stała się na tę noc miastem zamkniętym. Na nowohuckich ulicach zaczęły rozgrywać się dramatyczne sceny: barykady, płonący milicyjny gazik, wybite szyby w budynku Dzielnicowej Rady Narodowej, petardy, strzały z broni palnej.

 

Co wiadomo o represjach, jakie dotknęły protestujących? Ile osób zostało rannych? Ilu zatrzymała milicja?

Wiadomo, że w nowohuckim Szpitalu im. Żeromskiego leczonych było 17 rannych osób, a w Klinice Chirurgii przy ul. Kopernika w Krakowie przebywało pięciu postrzelonych, w tym jeden ciężko ranny. Według danych milicji, formacja ta w czasie zajść wystrzeliła 140 sztuk ostrej amunicji. Do dzisiaj nie udało się ustalić, czy ktoś w wyniku tych zajść stracił życie. Na możliwość ofiar śmiertelnych wskazuje ks. Antoni Pawlita, który w roku 1960 był wikariuszem w Bieńczycach. Ksiądz Pawlita kilka dni po wypadkach nowohuckich, na żądanie MO, przybył na cmentarz Rakowicki w Krakowie. Tam uczestniczył w dwóch pogrzebach – jak mu oświadczono – robotników z Nowej Huty. W pochówkach brało udział tylko kilka osób ze strony rodzin zmarłych. Milicjanci zabronili księdzu z nimi rozmawiać.

 

W wyniku zajść aresztowano 493 osoby, w tym 25 kobiet i 50 nieletnich. 87 osób sąd skazał na kary od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Kolejne 119 osób została ukaranych przez ówczesne kolegia ds. wykroczeń grzywnami, a cztery inne osoby kilkumiesięcznym aresztem. Wiele osób zwolniono z pracy.

 

Czy ktoś z ówczesnych władz komunistycznych na szczeblu wojewódzkim czy miejskim, zarówno administracyjnym, jak i SB i MO, poniósł po 1989 r. odpowiedzialność za te wydarzenia?

Przez kilka lat śledztwo w sprawie wypadków nowohuckich prowadził pion prokuratorski krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Nie przyniosło ono jednak efektu w postaci skierowania aktów oskarżenia.

 

Jak Pan sądzi, w jaki sposób obrona Krzyża Nowohuckiego wpłynęła na postawę pozostałej ludności Nowej Huty?

Obrona krzyża w Nowej Hucie przez mieszkańców tego miasta była prawdziwym szokiem dla ówczesnych władz komunistycznych. Przecież do czegoś tak niebywałego doszło w mieście, które miało być polskim wzorcem komunizmu. Od tej pory trwała swoista walka o rząd dusz w tym mieście.

 

Komuniści robili wszystko, by zdławić, albo przynajmniej ograniczyć życie religijne w Nowej Hucie. A Kościół robił to, co powinien robić Kościół – głosił Ewangelię i przyciągał ludzi, nie tylko starszych mieszkańców, wywodzących się w dużej mierze ze wsi, ale ludzi młodych, uczniów, studentów. Na budujących się kolejnych osiedlach walczono o nowe kościoły – tak było na Wzgórzach Krzesławickich i w Mistrzejowicach. W tych staraniach zawsze pomocny był ówczesny metropolita krakowski, kard. Karol Wojtyła. To on przyjeżdżał na pasterki, które były odprawiane pod gołym niebem, przy tymczasowych kaplicach, postawionych nielegalnie, gdzie jednak ludzie zbierali się na modlitwę, gdzie były odprawiane niedzielne Msze św., gdzie katechizowano dzieci. Najpierw przyjeżdżał do tymczasowej kaplicy w Bieńczycach, później na Mistrzejowice i na Wzgórza Krzesławickie.

 

Kiedy zostały wybudowane pierwsze nowohuckie kościoły?

Pierwszym kościołem wybudowanym w Nowej Hucie jest kościół w Bieńczycach pw. Matki Bożej Królowej Polski, czyli tzw. Arka Pana. Jego budowniczym był ks. Józef Gorzelany. Za datę rozpoczęcia jego budowy można przyjąć 13 września 1965 roku. Tego dnia Wydział Budownictwa, Urbanistyki i Architektury PRN w Krakowie udzielił wstępnej zgody na rozbudowę istniejącej kaplicy w Bieńczycach i budowę plebanii. Arka Pana została konsekrowana przez kard. Karola Wojtyłę 15 maja 1977 roku.

Początkiem świątyni w Mistrzejowicach było postawienie nielegalnej, tak zwanej zielonej budki przez ks. Józefa Kurzeję, w której rozpoczął katechizację dzieci z rozbudowującego się osiedla, a samą budkę przekształcił w tymczasową kaplicę. Zgodę na budowę świątyni w Mistrzejowicach parafia uzyskała dopiero 8 lipca 1972 roku. Jednak ostateczne zezwolenie na budowę zostało wydane dopiero 22 kwietnia 1976 roku. Kościół poświęcił Jan Paweł II w trakcie swojej drugiej pielgrzymki do Polski, w roku 1983.

 

Dłużej trwały starania o budowę kościoła na odległych od centrum Nowej Huty Wzgórzach Krzesławickich, gdzie wybudowany dwa bardzo duże osiedla. Prezydent Krakowa wydał zgodę na budowę budynku mieszkalnego dla księdza wraz z salkami katechetycznymi 22 listopada 1977 roku. Zezwolenie na budowę kościoła wydano 25 maja 1980 roku.

 

Kilka zezwoleń wydano w latach pierwszej Solidarności i w latach stanu wojennego.

 

Warto przypomnieć, że właśnie w stanie wojennym Nowa Huta była jednym z najsilniejszych bastionów walki o wolność. A ludzie podziemnej Solidarności i opozycji znajdowali schronienie w nowohuckich parafiach.

 

 

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie