23 stycznia 2014

Woleli oddać życie niż przejść na prawosławie

Pułkownik Stein wydał rozkaz, żeby do nich strzelać. Daniel Karmasz, który trzymał duży krzyż zawołał: „To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę i za Chrystusa!”. Pierwszy zginął Wincenty Lewoniuk – mówią dla portalu PCh24.pl ks. Marek Kot, kustosz Sanktuarium Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Pratulinie i ks. Jarosław Oponowicz, posługujący w Sanktuarium.

 

Jaki był religijny i etniczny charakter Pratulina i okolic w drugiej połowie XIX wieku?

Wesprzyj nas już teraz!


Okoliczne ziemie należały od 1866 r. do guberni siedleckiej, a od 1867, po podziale powiatu bialskiego, Pratulin znalazł się w powiecie północnym – konstantynowskim. Podział przeprowadzili Rosjanie dla łatwiejszej rusyfikacji ludności. Stan ten zmienił się dopiero w 1913 r., gdy utworzono gubernię chełmską, ale wojna 1914 r. zniosła ten stan rzeczy.

 

Narodowościowo powiat konstantynowski w tym czasie przedstawiał się następująco: 0,3 proc. wojska, 53,4 proc. Polaków, 2,6 proc. Wielkorosjan, 30,3 proc. Małorusinów, 13,3 proc. Żydów, 0,1 proc. innych narodowości. Nieuniknione jest tutaj wiązanie się rzeczywistości: Polak-katolik; Rosjanin lub częściowo Rusin – prawosławny, do czego jeszcze po I wojnie światowej, wskutek działań Niemców zaprowadzających tutaj na siłę Ukrainę, dołączył się stereotyp, że obrządek słowiańsko-bizantyjski wiąże się z Ukrainą.

 

Jeśli chodzi o przynależność wyznaniową, w 1858 r. na cały powiat bialski (z którego wydzielono później konstantynowski) deklarowało się 29 proc. rzymskokatolików, 56 proc. grekokatolików, 13 proc. wyznania mojżeszowego i śladowe ilości mahometan, ewangelików oraz prawosławnych. Liczby te wskazują, że po skasowaniu Unii na terenie powiatu bialskiego, prawosławie było tworem sztucznym. Tereny te należały naturalnie do dwóch obrządków: katolickiego i unickiego, prawosławny był szczątkowy, mimo silnej akcji rusyfikacyjnej, której elementem było zaprowadzanie prawosławia.

 

W wyniku powstania styczniowego władze carskie podjęły decyzję o likwidacji grekokatolickiej diecezji chełmskiej i przyłączeniu jej do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Jaki przebieg miało wprowadzanie w życie tego wyroku?

 

Na przełomie XVII/XVIII w. Kościół unicki stał się dominującą siłą na wschodnich terenach Rzeczypospolitej. Przed rozbiorami liczył 9300 parafii przy 273 prawosławnych. Carska Rosja nie uznała Unii Brzeskiej zawartej w 1596 r. Unici byli uznani za zdrajców, gdyż porzucili prawosławie. Car Mikołaj I w 1839 r. zniósł unię na terenach wschodnich Rzeczypospolitej. Kościół unicki jednym ukazem carskim został zlikwidowany. Masowe prześladowania spadły na duchowieństwo i lud unicki. Wielu zostało zamordowanych, a inni zostali wywiezieni w głąb Syberii. Pozostała tylko Unicka Diecezja Chełmska. Krwawe prześladowania nasiliły się po upadku powstania styczniowego. W 1865 r. car odwołał swojego ambasadora w Rzymie, a w 1867 r. zerwał zawarty dwadzieścia lat wcześniej konkordat ze Stolicą Apostolską. Ta sytuacja jeszcze bardziej przyczyniła się do bezkarności kozaków i urzędników carskich. Polityka rosyjska prowadzona po powstaniu styczniowym była szkodliwa dla obydwu obrządków katolickich. W 1864 r. zlikwidowano większość zakonów i klasztorów obu wyznań. Zamknięto też Akademię Duchowną w Warszawie. W grudniu 1864 roku istniał tylko jeden klasztor Zakonu Bazylianów w Warszawie, który bardzo wspierał unitów na Podlasiu. Został zlikwidowany 13 stycznia 1872 r.

 

W 1873 r. Marceli Popiel, dawny kapłan grekokatolicki, który przeszedł na prawosławie, nakazał wprowadzenie do cerkwi liturgii prawosławnej. Wszystkich opornych księży zaczęto usuwać z parafii, często deportując ich do Galicji. Unici nie godzili się na zmiany i bojkotowali cerkwie. Odprawiali modły po staremu. Władze carskie coraz częściej używały wojska w celu wprowadzenia postanowień Popiela w życie. Opór unitów ciągle wzrastał. Unici bronili świętej wiary. Słali petycje do cesarza Aleksandra II, część ludności prosiła biskupa lubelskiego, aby przyjął ją do obrządku łacińskiego. Stawiali coraz większy opór i często dochodziło do rozruchów tłumionych przez wojsko. Władze rozpoczęły represje, ponad 200 osób osadzono w Cytadeli warszawskiej, rozpoczęto zsyłki w głąb Rosji. Pacyfikowano wsie, a ludność chroniła się w lasach. Ta sytuacja doprowadziła do męczeństwa unitów w Drelowie 17 stycznia 1874 r. a tydzień później w Pratulinie i w wielu innych miejscach na Podlasiu.

 

2 marca 1875 r. Popiel uchwalił i podpisał wraz z grupą księży akt połączenia diecezji z rosyjską Cerkwią prawosławną. 23 maja car Aleksander II zlikwidował Unię w diecezji chełmskiej. Administracyjnie diecezję chełmską i jej wyznawców przyłączono do arcybiskupstwa warszawskiego. Unici bez księży i kościołów organizowali misje ludowe po lasach i w innych niedostępnych miejscach. Księża w przebraniu przychodzili z Galicji, by otoczyć duchową opieką ludzi. Wielu unitów przedostawało się do Galicji, aby tam szukać pomocy.

 

Księża Kościoła rzymskokatolickiego spieszyli z pomocą unitom, ale to było bardzo trudne, bo stale byli pilnowani. Gdy kapłan został schwytany przez kozaków, był usuwany z terenów unickich. Biskup lubelski miał problem z obsadzeniem parafii na tych terenach, bo większość księży miało carskie wyroki. Mimo krwawego prześladowania unitów władzom carskim nie udało się ich zrusyfikować. Car Mikołaj II wydał ukaz tolerancyjny i wtedy część z nich przyjęła obrządek łaciński.

 

Szczególnie dramatyczny przebieg miały wydarzenia w Pratulinie. 24 stycznia 1874 r. wojsko rosyjskie zastrzeliło trzynastu unitów modlących się przed grekokatolicką cerkwią, do której władze carskie chciały wprowadzić popa prawosławnego. Czy mógłby Ksiądz opowiedzieć o tym wydarzeniu?

 

Pułkownik Stein, niemiecki luteranin, przybył z sotnią kozaków, aby w Pratulinie zaprowadzić prawosławie. Przy cerkwi zebrała się prawie cała parafia. Naczelnik zażądał kluczy, by otworzyć cerkiew i wprowadzić nowego proboszcza, antyunitę, ks. Leontyna Urbana. Zebranych straszył wojskiem, które ustawiono tuż za parkanem przykościelnym.

 

Unici oświadczyli, że wolą oddać życie niż przejść na prawosławie. Pułkownik Stein wydał rozkaz, żeby do nich strzelać. Daniel Karmasz, który trzymał duży krzyż zawołał: „To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę i za Chrystusa!”. Ktoś zaintonował pieśń: „Kto się w opiekę…”. Pierwszy zginął Wincenty Lewoniuk, a następnie Daniel Karmasz, który upadł na krzyż, który trzymał wysoko nad głowami. Krzyż podniósł Ignacy Frańczuk, ale i on zaraz martwy osunął się na ziemię. Śmiertelna kula dosięgła 19-letniego Aniceta Hryciuka, jego martwe ciało podniósł z ziemi Filip Geryluk, sąsiad młodego męczennika, wołając do kozaków: „już narobiliście mięsa, możecie go mieć więcej, bo wszyscy jesteśmy gotowi umrzeć za naszą wiarę”. Za chwilę sam padł rażony kulą, a następnie Onufry Wasyluk.

 

Od kul kozackich zginęło na miejscu dziewięciu unitów, czterech ciężko rannych umarło tej samej doby w domach, a około 180 zostało rannych. Masakra trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek, że jeden z kozaków został ciężko ranny. Przerwano więc ogień. Żołnierze odłożyli broń, bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które otworzyli przy pomocy siekiery. Do świątyni wprowadzono rządowego proboszcza. Przez cały dzień ciała zabitych leżały przy cerkwi, żeby unici zobaczyli, że nie warto stawiać opór. Widok ciał męczenników jednak sprawił, że unici oddawali im cześć jako świętym i bardziej umocnili się w wierze. Według świadków kościół był podziurawiony jak przetak.

 

Rosjanie pozostałych przy życiu unitów osadzili w więzieniach: brzeskim, bialskim i siedleckim w liczbie około 80 i całą parafię obłożył kontrybucją. Trzy roty wojska umieścili w parafii na utrzymaniu ludzi. Pomimo tej sytuacji parafianie przychodzili na czele z Kondradem Greczukiem do cerkwi i głośno wołali do popa: „Wilku po coś tu przyszedł do naszej owczarni. U nas są klucze do świątyni, a tyś wlazł tu jak złodziej. My nie owce twoje, a ty nie nasz pasterz. Daj nam pokój, prosimy cię w imieniu ojców, naszych dzieci, w imieniu krwi naszych Męczenników. Idź sobie precz i zostaw nas”. Pułkownik Stein własną ręką wybijał zęby unitom, kopał ich i bił kijem. Obolałych i oblanych krwią chwytał za włosy i ciągał po ziemi. Świadkowie mówią, że od tego bicia tracił siły i mdlał a następnie, gdy je odzyskał, czynił to samo.

 

Ciała Męczenników bezładnie wrzucono do wspólnej mogiły, którą wykopano w lesie za Pratulinem. Miejsce pochówku zabitych Unitów było dobrze znane ludziom i zostało otoczone wielkim kultem. Do Grobu Męczenników pielgrzymowali wierni, chociaż groziło to karą grzywny, więzieniem a nawet śmiercią.

 

Kim byli zamordowani? Czym się zajmowali, jakiego byli statusu społecznego?

Błogosławieni unici z Pratulina to prości i biedni rolnicy, dla których wiara była ważniejsza niż spokój w zaciszu swojego rodzinnego domu. Najmłodszy Anicet Hryciuk miał zaledwie 19 lat, a najstarszy Daniel Karmasz lat 50 i to on pierwszy wziął krzyż i zagrzewał ich do obrony wiary. Dwóch z nich, Konstanty Łukaszuk (45 lat) i Ignacy Frańczuk (50 lat), osierocili po siedmioro dzieci. Łukasz Bojko (22 lata), Onufry Wasyluk (21 lat), sołtys wsi Zaczopki, Jan Andrzejuk (26 lat), śpiewak w cerkwi, Michał Wawryszuk (21 lat), Wincenty Lewoniuk (26 lat), to jakże młodzi, ale bardzo szanowani ludzie w swoich społecznościach. Następnie Bartłomiej Osypiuk (30 lat) umierając w strasznych mękach modlił się za prześladowców. Filip Geryluk (44 lata), Maksym Hawryluk (34 lata), Konstanty Bojko (49 lat) ciężko pracowali na swoich gospodarstwach i z trudem mogli utrzymać swoje rodziny.

 

Nawiedzając święty i męczeński Pratulin, ziemię, która jest przesiąknięta potem i krwią Męczenników uczymy się od nich, jak w dzisiejszych czasach wierzyć i kochać Boga, służyć ludziom oraz troszczyć się o naszą Ojczyznę.

 

Wydarzenia w Pratulinie i Drelowie stanowiły apogeum, ale nie były końcem prześladowań.

 

Unitów wciąż namawiano i siłą przepisywano na prawosławie, opornych zsyłano na Syberię i zamykano w więzieniach. Organizowano tzw. „dobrowolne nawracanie się ludu”, gdy po wymuszeniu kilku podpisów pod wnioskiem przejścia na prawosławie fałszowano resztę i organizowano pod eskortą wojska uroczyste „przejście” parafii do innego obrządku. Dla unitów było to jednoznaczne z zaparciem się wiary, nie chcieli w czymś takim uczestniczyć. Niechętnym wymierzano po 400 nahajek.

Równolegle, aby utrudnić unitom dotarcie do sakramentów, zamykano parafie łacińskie, i tak Pratulin znalazł się wtedy pod opieką dziekana janowskiego, ks. Pruszkowskiego, który skutecznie podtrzymywał ich w postawie wytrwałości, choć też nie zawsze oficjalnie mógł im udzielić sakramentów. Jeszcze po ukazie tolerancyjnym zabierano kościoły katolickie i zamieniano na prawosławne. Tak też uczyniono w Pratulinie. Władza rozbijała także ważne, ale zawarte w Galicji małżeństwa, nie uznając faktu ich zawarcia, uznając małżonków jako żyjących „na wiarę”. Po trzeciej próbie odwożenia kobiety do jej rodziców, wysyłano ją na Syberię, a mężowi nie pozwalana pojechać z nią.

 

Czy Cerkiew Prawosławna przeprosiła za wydarzenia, które stały się również z jej inspiracji w drugiej połowie XIX wieku?

 

Trudno jest określić procentową odpowiedzialność bezpośrednio prawosławia za prześladowania unitów. Jak zwykle gra tutaj rolę stopień zespolenia się hierarchii kościelnej z władzą, a wiemy, że był on i jest w prawosławiu duży. Niemniej w opracowaniach pojawia się wątek, że „urzędnicy carscy w przeprowadzaniu swoich rusyfikacyjnych planów wykorzystywali Cerkiew prawosławną. Traktowali ją instrumentalnie. Nie uszanowano nawet rzeczy najświętszych, jak sakramenty święte, zwłaszcza chrztu i sakramentu pokuty. Niejednokrotnie kozacy nachodzili domy Unitów i porywali nowo narodzone dzieci, by je zanieść do chrztu do duchownego prawosławnego. Dla wielu rodzin był to prawdziwy dramat” (ks. Tadeusz Czernik na podstawie prac. ks. Kazimierza Matwiejuka).

 

Do tego czasu nie widać także choćby cienia smutku czy przeproszenia za zaistniałe wydarzenia, a wręcz podtrzymywany jest duch antyunicki przez część hierarchii prawosławnej. Trzeba jednak stwierdzić, że już w czasach prześladowania niektórzy duchowni, a nawet wysoko postawieni urzędnicy carscy, nie zgadzali się wewnętrznie na „nawracanie siłą” i dawali temu wyraz w pisanych raportach do swych przełożonych. Jednak albo one nie dotarły do cara, albo nie były rozpatrywane, jako niezgodne z decyzjami rządu. Znajdowali się więc w całym systemie ludzie sumienia i po stronie rosyjskiej jak i prawosławnej.

 

Bóg zapłać za rozmowę!

 

Rozmawiał Kajetan Rajski

 

Po więcej informacji, świadectw, wskazań dla pielgrzymów, księża zapraszają na stronę Sanktuarium: www.sanktuariumpratulin.pl

 

mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie