8 lipca 2013

Wojna z rasizmem, którego nie ma

(Prokurator Seremet z ministrem Sienkiewiczem wytaczają potężne działa. Fot. G. Myślińska / Forum)

Zwalczanie przestępstw na tle rasistowskim powinno być priorytetem dla prokuratury i policji oświadczył po spotkaniu z Ministrem Spraw Wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem, prokurator generalny Andrzej Seremet, zapewniając że „nie zabraknie determinacji w zwalczaniu tego zjawiska”. Brzmi to groźnie i niepokojąco nie tylko dla rasistów, zwłaszcza że w Polsce postawy rasistowskie są zjawiskiem marginalnym.

 

Zgodnie z zapowiedzią Seremeta, w każdej prokuraturze rejonowej co najmniej jeden prokurator będzie dostępny przez całą dobę na wypadek gdy zdarzy się konieczność natychmiastowego reagowania i oceny zebranych przez policjanta dowodów. Prokuratorzy ci mają przejść jesienią specjalne przeszkolenia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Rozmach akcji wskazuje, że sprawa jest dla rządu priorytetowa. Ważniejsza niż bezrobocie, bieda czy postępująca ruina finansów państwa. I to w sytuacji, gdy w skali kraju przejawy „rasizmu” sprowadzają się praktycznie do niezbyt licznych incydentów w postaci graffiti na płotach, filarach wiaduktów czy ścianach budynków. W przeciwieństwie do „cywilizowanych” krajów zachodnich w Polsce praktycznie nie notuje się motywowanych nienawiścią rasową bandyckich napadów. Działania wymiaru sprawiedliwości przypomina więc rozmyślne strzelanie z armaty do wróbla, co wskazuje, że sprawa ma drugie dno.

 

Przypomnijmy, że pretekstem do wypowiedzenia wojny „rasistom” była decyzja jednego z prokuratorów Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, który odmówił wszczęcia dochodzenia w sprawie namalowanej na jakimś obiekcie swastyki. W uzasadnieniu napisano m.in., że swastyka niekoniecznie musi być kojarzona z faszyzmem, ponieważ „w Azji jest powszechnie stosowanym symbolem szczęścia i pomyślności”. Możliwe jednak, że prawdziwy powód do wojny z rasizmem dała wrocławska akcja młodzieży, która zakłóciła wykład stalinowskiego bojówkarza Zygmunta Baumana. Zważywszy na fakt, że Bauman jest pochodzenia żydowskiego, nietrudno akcję patriotycznej młodzieży zakwalifikować jako napaść motywowaną nienawiścią na tle rasowym.

 

Zniszczyć kręgosłup narodu

 

Sprawa wrocławska jest tymczasem jednym z wielu sygnałów wskazujących, że polskie społeczeństwo budzi się z letargu. Gdyby na miejscu narodowców i kibiców Śląska znalazły się „mochery” po sześćdziesiątce, to przyjechałby niezawodny TVN, nakręcił, obśmiał i po sprawie. Tymczasem była to inteligentna, historycznie zorientowana i – o zgrozo – patriotyczna młodzież. Platforma Obywatelska i jej mocodawcy nie lekceważą takich sygnałów.

 

Przerażenie tzw. salonu budzi z roku na rok rosnąca liczba uczestników marszów niepodległościowych, masowe demonstracje popierające telewizję Trwam, powszechny sceptycyzm wobec rządowej wersji okoliczności tragedii pod Smoleńskiem, a także masowy sprzeciw społeczeństwa wobec prób systemowej deprawacji. Aby uderzyć w moralny kręgosłup narodu wywołano więc sztuczną wojnę z rasizmem, którego w Polsce nie ma.

 

Musimy być świadomi, że konsekwencją owej wojny będzie ukazanie Polski jako kraju zamieszkałego rzekomo przez naród ksenofobów i rasistów. Trudno uwierzyć, aby prokurator generalny i minister spraw wewnętrznych nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wywołując medialną histerię wokół marginalnego w gruncie rzeczy problemu, władza chce na siłę przypiąć Polakom łatę „rasistów”. W przeszłości wielokrotnie chcąc narzucić nam jakąś wymyśloną na zachodzie gospodarczą czy społeczną patologię, skutecznie brała nas „na Europejczyka”. Ot, taka równie prymitywna jak i skuteczna, bazująca na kompleksach i niskich instynktach gra skojarzeń. O co chodzi tym razem?

 

Wojna z „rasizmem” narzędziem władzy

 

Ci, którzy rządzą obecnie Polską nie reprezentują interesów naszego kraju. Przeciwnie, cała ich energia skupia się na narzucaniu nam niekorzystnych dla Polski rozwiązań wypracowanych przez obce ośrodki władzy. Tak jakby priorytetem tej ekipy rządowej było maksymalne osłabienie Polski w interesie obcych państw i instytucji. Dla nich nie jest problemem co mają robić, bo to już wszystko jest ustalone, lecz jak oszukać Polaków żeby się na to zgodzili? W gruncie rzeczy chodzi o to, żebyśmy się w porę nie „pokapowali”, że to co wkładają nam na ręce to nie są gustowne złote bransoletki, lecz siermiężne kajdany.

 

Gdy obecna ekipa mówi, że coś rozważa, to można być pewnym, iż decyzja w tej kwestii została już podjęta i teraz zacznie się urabianie społeczeństwa, aby ten absurd zaakceptowało. Jeśli więc rząd mówi, że do Karty Nauczyciela trzeba wprowadzić poważne zmiany, to znaczy, że decyzja o jej likwidacji zapadła. Jeżeli rząd mówi, iż potrzebna jest poważna reforma KRUS-u, oznacza to: decyzja o jego likwidacji została już podjęta. Jeżeli rząd mówi o konieczności wprowadzenia w prawie polskim instytucji „związków partnerskich”, to znaczy, że w sprawie zmiany definicji małżeństwa poprzez objęcie tą nazwą także związków tworzonych przez dewiantów seksualnych klamka zapadła, przynajmniej na szczeblu Rady Ministrów.

 

Tego rodzaju zapowiedzi wywołują zwykle bardzo duży opór, bo ludzie trafnie czują, że nie jest to dla nich nic dobrego. Oczywiście władza się z tym liczy, dlatego natychmiast podejmuje działania mające złamać ten opór. Czyli zaczyna się tzw. „zarządzanie emocjami” i tym właśnie głównie zajmuje się rząd Donalda Tuska. Polega to głównie na aplikowaniu przez dyspozycyjne wobec ośrodka władzy media i tzw. środowiska naukowe mikstury w postaci kłamstw i manipulacji (często wykorzystywana jest tutaj instytucja tzw. pożytecznego idioty, w którego roli najlepiej sprawdzają się tzw. celebryci) oraz stosowaniu emocjonalnego, a czasami też moralnego szantażu.

 

Niezwykle skutecznym instrumentem „zarządzania emocjami” Polaków jest właśnie implantacja różnego rodzaju kompleksów osłabiających wolę oporu Polaków przed przyjmowaniem niekorzystnych, a czasami wręcz groźnych dla naszego kraju rozwiązań.

 

Światopoglądowy daltonizm

 

Wyjaśniając determinację rządu w kwestii walki z „rasizmem” prok. Seremet stwierdził, że zwalczanie tego rodzaju przestępczości powinno być priorytetem, ponieważ jest to zjawisko zagrażające ładowi społecznemu. Jeśli nawet tak jest, to dlaczego dotyczy to tylko zwalczania symboliki nazistowskiej? Dlaczego nie można obrażać Żydów, a można Polaków, dlaczego ściga się tych, którzy propagują faszyzm a nie ściga się tych, którzy propagują komunizm? A co z tymi, dla których swastyka jest rzeczywiście symbolem szczęścia i pomyślności albo po prostu podoba im jako znak graficzny sam w sobie?

 

Codziennie po ulicach polskich miast chodzi iluś lewaków z czerwonymi gwiazdami oraz sierpami i młotami na koszulkach, iluś innych nosi graficznie przetworzoną podobiznę największego zbrodniarza w dziejach ludzkości Lenina czy jego gorliwego ucznia Che Guevary. Czy oni propagując zbrodniczą ideologię komunistyczną nie stanowią zagrożenia dla porządku społecznego? Z wypowiedzi pana Seremeta jakoś to nie wynika.

 

A co będzie z miejscowościami, które za aprobatą lokalnych władz nadal są przyozdobione pomnikami zwieńczonymi bolszewicką gwiazdą? Czy władze miejscowości Dębe Wielkie zostaną także ukarane za to że przy międzynarodowej drodze E 30 stoi wyrzucony z Mińska Mazowieckiego zwieńczony komunistyczną gwiazdą obelisk? Czy ukarane zostanę władze Janowa Podlaskiego za to, że podobny bolszewik spokojnie „zdobi” główną ulicę miejscowości. Czyż władze tych miejscowości nie propagują w ten sposób zbrodniczej ideologii?

 

Krzysztof Warecki

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie