29 czerwca 2016

Profesor Bartyzel odpowiada Radzie Nauki: tolerancja to fałszywy bożek

W swojej pracy akademickiej, tak badawczej, jak dydaktycznej, nie zamierzam otaczać „troską” – nie tylko „szczególną”, lecz w ogóle żadną – „zasad tolerancji”, tego fałszywego bożka naszych czasów, lecz przeciwnie: będę, tak jak dotąd to czyniłem, wskazywał jego asubstancjalność i miałkość – deklaruje prof. Jacek Bartyzel odnosząc się do apelu Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

 

Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego uznała za stosowne skierować w dniu 13 czerwca b.r. „Apel… do społeczności akademickiej o szczególną troskę i działania w obronie praw obywatelskich i przestrzeganie zasad tolerancji”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W Apelu tym czytamy, iż RG „deklaruje swoje przywiązanie do wartości społeczeństwa obywatelskiego oraz wartości akademickich ukształtowanych w wielowiekowej tradycji”, do katalogu których zalicza „m.in. poszanowanie  praw i wolności demokratycznych oraz zasad  zakazujących dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, region lub kraj pochodzenia, światopogląd, wyznawaną religię, preferencje w sprawach publicznych a także innych gwarantowanych praw i wolności”. Wyraża także przekonanie, iż „środowisko akademickie i naukowe musi [podkr. – JB] pozostawać wzorem respektowania i propagowania tych wartości”, a nawet „potępia przypadki naruszania tych zasad”.

 

Jako że jestem członkiem społeczności akademickiej, tym samym zaś jednym z adresatów rzeczonego Apelu, czuję się poniekąd zobligowany do wyrażenia swojego względem niego stanowiska. Oświadczam zatem, że jestem zbulwersowany jego treścią, zwłaszcza z powodu usytuowania przytoczonej enumeracji „katalogu wartości” w polu „wielowiekowej tradycji” akademickiej. Nie chciałbym posądzać moich Czcigodnych Kolegów Profesorów o ignorancję co do tradycji uniwersyteckiej, toteż muszę uznać, że świadomie, a dla sobie tylko znanych celów, ją zignorowali, przemilczając to, co w niej rdzenne i fundamentalne, a niepasujące do zaprezentowanej w Apelu wizji „wartości akademickich”. Muszę więc przypomnieć, że universitas to dzieło – jedno z najdonioślejszych – średniowiecznej Res Publica Christiana, którego powołaniem było, jest i być powinno poszukiwanie oraz zgłębianie prawdy w obszarze filozofii, teologii oraz wszelkich nauk szczegółowych; krótko mówiąc – prawdy o Bogu, świecie i człowieku. Jak podkreślał już w bliższych nam czasach bł. Jan Henryk Newman, zdobywana na uniwersytecie wiedza jest „bezużyteczna”, to znaczy, że jest ona celem samym w sobie, wynikającym z pragnienia poznania prawdy, natomiast złączenie funkcji badawczej z pedagogiczną ma na celu kształtowanie umysłów poprzez wyrobienie umiejętności logicznego i filozoficznego myślenia, właściwego osądu spraw i ludzi, rozumnego postępowania, sztuki wysławiania się, panowania nad sobą – ostatecznie wychowanie studentów na mądrych i prawych ludzi. Tak ukierunkowane dociekania uczonych pracujących na uniwersytetach europejskich od Bolonii i Padwy po Oksford i Cambridge, od Coimbry i Salamanki po Pragę i Kraków, a później także zakładanych w Nowym Świecie przez misjonarzy niosących jego ludom światło wiary i nauki, zyskały tej instytucji tak wielki autorytet, że trudno nie przychylić się do opinii wielkiego myśliciela hiszpańskiego Juana Vazqueza de Melli, iż w Christianitas uniwersytet dzierżył czwarty po suwerenności politycznej Korony, suwerenności społecznej korporacyjnego społeczeństwa oraz suwerenności duchowej Kościoła rodzaj suwerenności – intelektualnej.

A contrario, „katalog wartości” jakoby akademickich, zaprezentowany w Apelu RG, stanowi zbiór niekrytycznych mniemań, jaskrawo wręcz indyferentnych wobec obowiązku poszukiwania aletheia/veritas, ufundowanych natomiast na największym wrogu nauki, czyli na ideologii – w tym wypadku ideologii demokratyczno-liberalnej. To, że ideologia ta ma obecnie status „ortodoksji publicznej” w wytworzonym przez nią systemie demokracji liberalnej, winno skłaniać reprezentantów Akademii raczej do szczególnej czujności w obronie uniwersyteckiej wolności od wszelkiej paranaukowej gnozy (wciskającej się dziś na uczelnie coraz bezczelniej, zwłaszcza pod postacią tzw. gender studies), aniżeli do konformistycznego poddawania się temu naciskowi. Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę kategoryczność sformułowań Apelu, podług którego środowisko akademickie „musi pozostawać wzorem respektowania i propagowania tych wartości”, to można się obawiać, iż uniwersytety zaczną przekształcać się w swego rodzaju „Wieczorowe Kursy Demoliberalizmu”, a pracownicy nauki staną się zwykłymi propagandystami. Konsekwencją zaś tego może być też usuwanie z uczelni niedemokratycznej „reakcyjnej profesury” – przypadek znany nie tylko z historii reżimów komunistycznych.

Wobec powyższego, z całą stanowczością oświadczam, iż w swojej pracy akademickiej, tak badawczej, jak dydaktycznej, nie zamierzam otaczać „troską” – nie tylko „szczególną”, lecz w ogóle żadną – „zasad tolerancji”, tego fałszywego bożka naszych czasów, lecz przeciwnie: będę, tak jak dotąd to czyniłem, wskazywał jego asubstancjalność i miałkość.

 

Prof. dr hab. n. społecznych Jacek Bartyzel

Kierownik Katedry Hermeneutyki Polityki

Wydział Politologii i Studiów Międzynarodowych

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie