19 maja 2017

Pewien 98-letni mężczyzna chciał nauczyć się łaciny. Znalazł odpowiedniego korepetytora i poprosił go o udzielenie lekcji.

Ale dlaczego pan w tym wieku chce się łaciny nauczyć? – zapytał nauczyciel.

Wie pan, niedługo umrę i jak pójdę do nieba, to jak inaczej dogadam się ze świętym Piotrem jeśli nie po łacinie? – odpowiedział staruszek.

Wesprzyj nas już teraz!

Rozumiem. A co jeśli pójdzie pan do piekła? – dopytywał lingwista.

Z tym nie będzie problemu. Niemiecki i rosyjski już znam – usłyszał w odpowiedzi.


Opis piekła, jakie zgotowali na polskich ziemiach Niemcy i Rosjanie w czasie II wojny światowej i w pierwszych latach wprowadzania władzy komuszej stanowi jedynie tło dla działań najważniejszego bohatera najnowszej książki Sebastiana Reńcy pt. „Miasto umarłych”. Nie jest nim ani Krzysztof „Łazarz” Podhorodecki vel. Iwo Kestler, ani Jerzy Krzemieniecki ps. „Katon”, ani major Sergiusz Woronow, ani żadna z postaci, które spotykamy na kolejnych stronach powieści. Głównym bohaterem książki jest diabeł – ojciec wszelkiego zła i niegodziwości.

Powieść zaczyna się pod koniec lat 50. XX wieku, kiedy to poznajemy Łazarza, bezdomnego żebraka błąkającego się po Gliwicach – jednym z wielu miast, które „zamordowała” wojna. Nikt nie wie, kim jest włóczęga. Wiele osób tworzy na jego temat przeróżne historie. Jedni szukają dla niego wytłumaczenia i usprawiedliwienia, drudzy z kolei patrzą na niego z obrzydzeniem i oskarżają o najgorsze zbrodnie. On sam w czasie swej wędrówki po „mieście umarłych” wspomina swoje życie sprzed kilkunastu lat i próbuje odpowiedzieć na jedno krótkie pytanie: DLACZEGO?

W „Mieście umarłych” prawie nic nie jest czarno-białe. Nie ma prostego podziału na dobrych i złych.  Autor nie stosuje znanych z większości współczesnych powieści „pozytywnych rozwiązań”, ponieważ jego bohaterowie od początku są skazani na tragiczny koniec. Dla jednych będzie to śmierć w męczarniach, dla drugich utrata godności i szacunku do samego siebie, dla jeszcze innych zaprzedanie się szatanowi.

 

Wszyscy, którzy znają wcześniejszą twórczość Sebastiana Reńcy zauważą, że po raz kolejny szuka on odpowiedzi na kluczowe pytanie dotyczące ludzkiego życia: czy w świecie, w którym śmierć jest niczym kromka chleba, a karty rozdaje „władca piekieł”, istnieje możliwość uratowania własnej duszy? Wielu bohaterów „Miasta umarłych” próbuje tego dokonać. Czy jednak to się im udaje?

Autor zaprasza czytelnika do świetnej zabawy intelektualnej. Niejednokrotnie nawiązuje do swoich wcześniejszych powieści „Z cienia” i „Niewidzialnych”, a także do wydarzeń, które faktycznie miały miejsce. Wątek mordu dokonanego na żołnierzach NSZ ze zgrupowania „Bartka”, czy nadanie jednemu z bohaterów pseudonimu „Katon”, to tylko niektóre z intelektualnych wyzwań, jakie proponuje Sebastian Reńca. Na szczęście nie trzeba znać jego wcześniejszej twórczości. W „Mieście umarłych” wszystko układa się bowiem w logiczny ciąg wydarzeń, a każde zdanie i każde słowo wchodzące „w skład” powieści jest praktycznie niezbędne i absolutnie uzasadnione, niezależnie czy chodzi o opis bestialstwa Armii Czerwonej, czy też cierpienia niemieckiej matki, która w obawie przed Sowietami chce otruć własne dzieci, aby oszczędzić im katuszy.

„Miasto umarłych” jest czymś zupełnie innym na polskim rynku wydawniczym niż większość powieści, jakie ukazały się w ostatnim czasie. Nie jest to kolejna książka o wojnie i powojennej okupacji. Nie jest to również kolejna opowieść zawierająca „filozofię i psychologię” żywcem wyjętą z bestsellerowych opowieści o super bohaterach i niespełnionej miłości, którą tak bardzo zachwyca się tzw. gimbaza. Nie ma w niej „cudów”, „złotych środków” ani zwrotów akcji, które dają nadzieję, że wszystko pozytywnie się zakończy. Jest za to niewyobrażalne zło, bo czymże innym była II wojna światowa i wyzwolenie, jakie ze sobą niosła „czerwona zaraza”?

Czy w obliczu tak wielkiej nikczemności i wszechobecnych zbrodni, jakie wówczas rządziły światem, warto sprzedać swoją duszę diabłu? Wielu uznało, że tak. Sebastian Reńca jednak przestrzega: nawet jeśli wierzysz, że uda ci się przechytrzyć diabła, to jesteś głupcem bez względu na kierujące tobą motywy – on jest od ciebie inteligentniejszy i zawsze wyciągnie kilka asów z rękawa…

Tomasz Kolanek

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram