22 lutego 2017

Własność prywatna limitowana, czyli państwo nie-wolnych Polaków

(Jarosław Kaczyński. fot. Adam Chelstowski/FORUM)

Coraz więcej osób zauważa, że rząd Prawa i Sprawiedliwości przejawia socjalistyczne skłonności. Obawy potwierdził Jarosław Kaczyński, kiedy z początkiem lutego mówił o gospodarce w sposób mocno etatystyczny, a następnie kilka dni temu skrytykował nowe przepisy pozwalające wykonywać na prywatnych posesjach wycinkę drzew.

 

Polak w Polsce nigdy nie jest właścicielem pełną gębą. Nie może nawet w pełni dysponować ziemią, która do niego należy. Owszem, niczym właściciel płaci podatki, jednak na tym kończy się nad Wisłą prawo do posiadania.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W imię interesu ogółu, społeczeństwa lub narodu (zależnie kto aktualnie rządzi) można siłą wyrzucić z posesji właściciela, który nie zgadza się na budowę państwowej drogi właśnie przez jego teren lub proponowaną mu rekompensatę finansową uważa za niezadowalającą. Bo w Polsce urządzonej przy okrągłym stole to urzędnik decyduje o wartości posesji, nie bacząc przy tym na znacznie ją podnoszące sentymenty, wspomnienia czy uczucia żywione wobec rodzinnego domu.

 

Obywatel ma obowiązek odśnieżania chodnika przed swoim domem, jednak używanie go w celu komercyjnym, a nawet gospodarskim bez zgody gminy nie wchodzi w grę. A o dopuszczaniu się na owym chodniku największego obyczajowego wykroczenia III RP – picia piwa w miejscu publicznym – nie ma absolutnie mowy. Wtedy chodnik jest państwowy. Znamiona prywatnego ma wyłącznie wtedy, gdy trzeba znaleźć „jelenia” do odśnieżania.

 

Chcąc wznieść na własnej działce dom również musi, niczym niewolnik, prosić o zgodę urzędnika (niejednego zresztą, a cały legion). Mimo, że ziemia jest jego, a budynek powstałby w całości za prywatne pieniądze, ani o grosz nie uszczuplając samorządowego czy państwowego stanu posiadania (którego źródłem jest skądinąd tylko i wyłącznie obywatel).

 

Gdzie w takim systemie jest miejsce na zagwarantowane przez Konstytucję RP prawo własności? Jak dominacja państwa nad obywatelem ma się do zasady o równej dla wszystkich ochronie praw majątkowych?

 

Krok do przodu czy ani kroku w tył?

 

Na początku roku 2017 wydawać się mogło, że coś drgnęło, że w postkomunistycznym myśleniu o własności nastąpiła pierwsza od lat dobra zmiana. Oto wszechwładne państwo podzieliło się z obywatelem zazdrośnie strzeżonym przez siebie prawem do decydowania o losach znajdujących się na ich własnych działkach drzewach. Od kilku bowiem lat emeryt, który ściął posadzone przez samego siebie przed laty przed własnym domem drzewo, aby zdobyć w ten sposób nieco drewna na opał, czy właściciel działki, który porządkując teren pod budowę domu nie dopełnił przepisów ścinając rachityczną jarzębinę bez zezwolenia władz gminy, podlegał wielotysięcznym karom. W końcu absurdalne przepisy zostały zmienione, a właściciel nabył możliwość rozstrzygania o swojej ziemi. To było jednak zbyt piękne, by było możliwe.

 

Po fali krytyki rozwiązania rozszerzającego zakres wolności przez grupy lewicujących ekologów, wycofanie przepisów zapowiedział sam prezes PiS. Ciężko spodziewać się, by mimo obrony nowego prawa przez ministra środowiska, „Lex Szyszko” pozostało w mocy. Starcie z Jarosławem Kaczyńskim dla każdego polityka oznacza porażkę.

 

Ale to już było…

 

Nikogo nie powinno dziwić stanowisko lidera formacji rządzącej. Nigdy nie przekonywał on bowiem, że własność traktuje pryncypialnie. Wręcz przeciwnie, najważniejsze dla niego były racje państwa, co musiało w końcu doprowadzić do konfliktu interesów. Jarosław Kaczyński od zawsze deklarował się jako etatysta, co wielu określiłoby nawet mianem socjalizmu. Swoje poglądy prezes PiS przypomniał na początku lutego w trakcie zorganizowanej w toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej konferencji pt. „Odpowiedzialność przedsiębiorców za Polskę”.

 

Najpierw państwo, później własność, bez której nie może być wolności jednostki, no i rynek – mówił Jarosław Kaczyński, słusznie uzasadniając przy tym, że bez państwa własność byłaby zagrożona, a silniejszy (fizycznie lub społecznie – np. zabezpieczony poprzez układy czy koneksje) mógłby bezkarnie sięgać po dobra słabszego, czyli słowem: kraść. W tym sensie państwo jest przyzwoitemu człowiekowi niezbędnie potrzebne do ochrony jego dóbr, realizując również Przykazanie Boże: Nie kradnij!

 

Jednakże doprawdy trudno nie zauważyć w tej teoretycznej konstrukcji również takiego czynnika, jak złe, zdeprawowane państwo, które – będąc jedynym dysponentem siły – może z łatwością zamienić się z obrońcy własności w owego silniejszego cwaniaka grabiącego poczciwych słabeuszy. Czyż nie taka jest właśnie pozycja współczesnego państwa względem obywatela? Dzisiaj państwu wolno wszystko, od zabierania w ramach podatków ciężko wypracowanej własności ponad ograniczone Słowem Bożym i przyzwoitością granice, po zabieranie rodzicom ich dzieci.

 

Mimo szumnej PiS-owskiej retoryki o „zmianach”, w pewnych kwestiach Jarosław Kaczyński zadowala się zastanym układem społeczno-ekonomicznym. Układem, w którym wszystko – zdaniem prezesa – zacznie działać prawidłowo, gdy tylko w miejsce aferzystów przyjdą patrioci, a system w kilku miejscach zostanie uszczelniony. Relacje państwa i obywatela wciąż pozostają niezmienione. Inna może być jedynie misja owego wszechwładnego państwa.

 

Lider PiS nie ukrywa, że jego zdaniem to państwo powinno być szafarzem, a nawet kreatorem wolności. Gdzie tu miejsce na przyrodzone i należne każdemu człowiekowi prawa, w tym prawo własności? Zamiast nich „naczelnik” sam chce decydować kiedy i gdzie jakieś prawa komuś przysługują.

 

Co należy do państwa, a co do przedsiębiorców?

 

Co więcej, podczas konferencji w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu Jarosław Kaczyński stwierdził, że gdy w systemie ścisłej reglamentacji wolności komuś nie udaje się rozwinąć ekonomicznych skrzydeł, to widocznie nie nadaje się do prowadzenia firmy. W ten sposób Kaczyński de facto zakpił z przedsiębiorców, którym skarbówka zniszczyła dorobek życia lub nawet życie oraz tych, którzy w pocie czoła jeszcze wiążą koniec z końcem, a każdą podwyżkę danin przyjmują z niepokojem.

 

Jeżeli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy, że się po prostu do tego nie nadaje – powiedział lider PiS. Aż chce się zacytować cara Aleksandra II: Żadnych złudzeń, panowie, żadnych złudzeń! Nie mamy co liczyć na żadną dobrą zmianę, zauważalną obniżkę podatków czy uproszczenie danin, nie mówiąc o radykalnym przemodelowaniu myślenia o relacjach państwa i obywatela. Jest, jak jest, a może być nawet gorzej. Kto sobie nie radzi ten „się po prostu do tego nie nadaje”.

 

Surowa opinia o nie radzących sobie w działalności przedsiębiorczej za sprawą funkcjonujących ograniczeń wolności została z resztą powtórzona. – Jeżeli ktoś we współczesnej Europie, współczesnej Polsce nie jest w stanie działać efektywnie, jeżeli te ograniczenia nie będą odrzucone, to po prostu powinien zająć się czymś innym – potwierdził swoją opinię o przedsiębiorcach prezes PiS.

 

Zamiast więc narzekać na ograniczenia wolności i oczekiwać obniżek danin, powinniśmy raczej pamiętać o naszych obowiązkach względem państwa. – Do państwa należy to, żeby ten rozwój był możliwie sprawiedliwy, by nie prowadził do zbyt wielkich różnic społecznych, by korzyści z niego odczuwały wszystkie większe grupy społeczne, wszyscy, którzy pracują. Natomiast do przedsiębiorców – i to jest ich ogromna odpowiedzialność – należy to wszystko, co jest potrzebne, by ten rozwój następował – stwierdził Jarosław Kaczyński, w którego myśleniu pokutuje socjalistyczna idea społeczeństwa horyzontalnego. A przedsiębiorcy? To właśnie na nich ciąży odpowiedzialność za gospodarczy rozwój kraju, którego profity i tak rozdzieli państwo wedle urzędniczego widzimisię.

 

Komunizm kontra katolicyzm

 

Zdaniem lidera PiS, gospodarki narodowe są obecnie zarządzane zgodnie z „ideą regulatywną”. – Te idee to szybki rozwój, sprawiedliwość społeczna. To nie jest tylko idea czysto komunistyczna, to jest także idea, która jeśli ją traktować, jako dążenie do zmniejszenia różnic społecznych, funkcjonowała i funkcjonuje w różnych innych niekomunistycznych ustrojach – tłumaczył swoje poglądy Jarosław Kaczyński, uprzedzając ataki wszelkich wolnorynkowych wichrzycieli, którzy mogliby mu zarzucić socjalistyczne lub komunistyczne przekonania.

 

Nie o komunizm tu jednak wyłącznie chodzi, a o katolickie spojrzenie na państwo, politykę i gospodarkę. W ekonomicznym myśleniu najważniejszego człowieka w państwie brakuje miejsce na realizację lansowanej przez Kościół zasady subsydiarności. Zgodnie z nią państwo nie powinno robić tego, co obywatel może wykonać sam. Jeśli obywatel potrzebuje wsparcia, często wystarczy zaangażować samorząd, bez konieczności włączania w jego sprawę całego aparatu biurokratycznego i legislacyjnego. Zamiast tego Jarosław Kaczyński, a za nim sztab jego ludzi, oferuje centralizację władzy (także ekonomicznej) i przeniesienie wszystkich podejmowanych decyzji do góry. To zaś ani z katolicyzmem, ani z wolnym rynkiem nie ma nic wspólnego.

 

Michał Wałach




 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie