29 września 2016

Węgry: referendum, plebiscyt, rewolucja?

(FOT.REUTERS/Lazslo Balogh/FORUM)

Niedzielne referendum imigracyjne na Węgrzech ma szansę stać się przełomem w traktowaniu państw Grupy Wyszehradzkiej przez „starą Unię”. Wyraźna zmiana tonu wypowiedzi polityków unijnych w kwestii zahamowania fali imigrantów i polityki krajów Europy Środkowej w tej materii może być preludium dyskusji o przyszłości Unii Europejskiej. Data 2 października może więc mieć dla Europy znaczenie dużo większe niż nam się dzisiaj wydaje.

 

W niedzielę 2 października Węgrzy pójdą do urn by odpowiedzieć na pytanie: „Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?”. Sondaże wskazują, że po myśli premiera Wiktora Orbana i jego FIDESZU odpowie ok. 4/5 głosujących. Niewiadomą pozostają frekwencja. Raczej nie należy spodziewać się w pierwszych dniach znaczącej zmiany komentarzy pod adresem Węgier ze strony polityków europejskich, mających za złe węgierskiemu przywódcy to, że jako pierwszy ośmielił się powiedzieć głośno, że „król jest nagi”, a jego mocno przechodzonym szatom nie pomoże już usilna renowacja w mass mediach. Rozdźwięk między oficjalnym przekazem medialnym w Paryżu czy w Bonn a tym, co odczuwają mieszkańcy państw borykających się z nielegalną imigracją stał się męczący na dłuższą metę. Coraz częściej w społeczeństwach starej Unii przyznaje się rację realnemu podejściu do kwestii imigracyjnych, jakie prezentuje Grupa Wyszehradzka. „”

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nadal żywa lekcja z Trianon

 

Jeżeli ktoś z obecnych elit politycznych twierdzi, że myślenie historyczne, w rozumieniu wyciągania wniosków z przeszłości, nie ma już dzisiaj uzasadnienia, powinien pobrać trudną lekcję pokory. Dowodem na to są Węgry, gdzie mimo upływu wieku nadal pamięta się przymusowe postawienie madziarskiej stronie monarchii Austro – Węgier warunków traktatu w Trianon.

 

Dumny naród, wyniesiony do pozycji partnera Wiednia i równoprawnego członu dualistycznych Austro – Węgier w 1867 roku, został warunkami z Trianon poniżony, co Węgrzy pamiętają Zachodowi do dzisiaj. W prywatnych rozmowach z bratankami znad Dunaju często przewija się wątek krzywdy dyktatu wyreżyserowanego przez państwa Ententy i podsuniętego Węgrom do podpisu 4 czerwca 1920 roku.

 

Węgrzy są pod tym względem bardziej pamiętliwi niż Polacy, zdradzeni w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. W większym też stopniu pokazują swoje niezadowolenie z utraty 13 z 21 milionów obywateli i okrojenia państwa węgierskiego do mniej niż jednej trzeciej wcześniej zajmowanej powierzchni. W sklepach z pamiątkami, restauracjach czy w księgarniach normą jest obecność map, koszulek, kubków itp. z mapą „wielkich Węgier”. Także w mass mediach węgierskich wieści z Siedmiogrodu czy innych terenów zamieszkałych przez Węgrów poza granicami obecnego państwa są normalną rzeczą. Pomoc rodakom w postaci „Karty Węgra” i ustawy pomocy dla mniejszości węgierskiej wdrożył rząd Orbana już w 2002 roku, ale pod presją UE oraz Rumunii i Słowacji musiał ją mocno okroić (tekę premiera stracił Orban w 2002 roku i ponownie objął tę funkcję w 2010 roku). Te niedawne naciski, tak jak i potraktowanie Budapesztu po I wojnie światowej, Węgrzy pamiętają do dzisiaj.

 

Zachodni sojusznicy wobec Węgrów nie dotrzymali obietnicy zachowania zasady narodowościowej przy ustalaniu granic z Czechosłowacją i Rumunią. Efektem rozdziału Węgier było pozostawienie poza państwem blisko 4 mln Węgrów, stanowiących większość w południowej Słowacji (w ramach Czechosłowacji), w rumuńskim Siedmiogrodzie czy znaczący odsetek populacji w rumuńskiej i serbskiej części Banatu (w okręgu półonocnobanackim Węgrów jest więcej niż Serbów).

 

Poczucie zdrady Ententy boli do dzisiaj Węgrów, którzy wobec Zachodu mają znacznie więcej rezerwy niż Polacy czy Rumuni i od czasu do czasu wykonują gesty w kierunku Rosji. Takich działań nie akceptuje Zachód, krytykujący zbyt dużą samodzielność dyplomatyczną i gospodarczą Węgier, co mocno odczuł Wiktor Orban, jako pierwszy podnoszący kwestię imigrantów w sposób diametralnie odmienny niż „otwarte” na przybyszów z Afryki i Azji państwa „starej UE”.

 

Gra o więcej niż Wyszehrad

 

22 września 2015 roku, w czasie posiedzenia Rady Unii Europejskiej do spraw Wymiaru Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych, przedstawiciele Węgier, Czech, Słowacji i Rumunii głosowali przeciw decyzji w sprawie rozlokowania uchodźców w państwach UE. Z wspólnoty państw Grupy Wyszehradzkiej wyłamała się Polska, wraz z którą zagrały wówczas kraje nadbałtyckie – Estonia, Litwa i Łotwa. Nie minął rok i okazało się, że nieprzemyślane otwarcie na wszystkich imigrantów – także emigrantów ekonomicznych – niesie za sobą wiele niebezpieczeństw. Tak ostro krytykowanym wtedy za swoją postawę Węgrom, Czechom, Słowakom i Rumunom dzisiaj coraz częściej przyznaje się rację. Spuszczenie z tonu przez liderów UE oznacza, że dysonans między opinią publiczną a opinią polityczną już dawno stał się faktem i teraz trzeba szybko zaadaptować się do nowej sytuacji, która Brukseli ewidentnie wymknęła się spod kontroli. W tym kontekście stałość postawy Orbana i Węgier wskazuje na przewidywalność wyników referendum, przybierającemu wymiar plebiscytu nie tylko w kwestii polityki imigracyjnej Brukseli. Silne narzędzie systemów demokratycznych, jakim jest odwołanie się w trybie referendum (w ważnej kwestii) do woli wszystkich obywateli nie może być wszak zanegowane przez obrońców wolności i demokracji. Węgierski plebiscyt ma znaczenie europejskie, co wyraźnie nie jest w smak wielu politykom.

 

Po owocach ich poznacie

 

Referendum nad Dunajem i Cisą jest pewną konsekwencją wydarzeń w Europie w ostatnich kilku latach. Zaostrzenie stosunków w Europie po wybuchu wojny w Donbasie, reperkusje ekonomiczne i dyplomatyczne wojny nad Donem, fala przemocy i zagrożenie terrorystyczne stały się elementem codziennego życia nawet w spokojnych i nieznających do tej pory wojny państwach. Dzisiaj to środkowa Europa jest rekomendowana jako miejsce wypoczynku wakacyjnego i destynacji turystycznych, a nie kraje zachodniej części naszego kontynentu. To w Niemczech rząd przygotowuje obywateli do sytuacji nadzwyczajnych, niemal wojny.

Na kilka dni przed referendum imigracyjnym same też Węgry doświadczyły zamachu bombowego przy budapeszteńskim placu Oktogon. Stało się to mimo przyjęcia przez parlament węgierski w czerwcu tego roku pakietu antyterrorystycznego. Dla Węgrów stało się jasne, że żaden akt prawny nie może dać gwarancji bezpieczeństwa, a prawdziwą osłoną przed terroryzmem jest likwidacja przyczyn zachowań, które pchają ludzi do takich aktów desperacji i przemocy. Niezależnie od tego, czy ich podłożem jest frustracja ekonomiczna, polityczna, czy fanatyzm czerpiący swoje źródło z nienawiści religijnej lub ideologicznej.

Fiasko polityki UE w zapobieganiu terroryzmowi bije po oczach, a podważenie pozycji ślepych na ten fakt głównych aktorów brukselskiej sceny otwiera drogę do rewizji działań UE także w innych obszarach. Nie ukrywa takich intencji Wiktor Orban, który już nie jest osamotniony, jak jeszcze kilka lat temu.

 

Węgierska rewolucja bis

 

Silniejsza współpraca państw Międzymorza jest z niepokojem przyjmowana na zachód od Odry i Alp. Co istotne – środkowoeuropejskie państwa nie mówią o wychodzeniu z Unii tylko jej zreformowaniu, a więc wariant à la Brexit nie wchodzi tu w grę. Niecierpliwość Brytyjczyków wobec polityki Brukseli (także wynikająca z jej polityki imigracyjnej) mogła okazać się przedwczesna, ponieważ grono chętnych do odbiurokratyzowania i urealnienia działań Brukseli dość szybko urosło.

 

Data 2 października może mieć więc znaczenie duże większe niż nam się dzisiaj wydaje. Pamiętajmy, że zaczynający się październik będzie miesiącem, w którym nasi bratankowie czczą pamięć o rewolucji węgierskiej z 1956 roku. Wtedy z pomocą humanitarną przyszli im między innymi Polacy, zwykli ludzie ale nie państwo PRL. W 1956 roku Zachód umył ręce od pomocy rozjeżdżanej sowieckim czołgami rewolucji na Węgrzech. Teraz wyniku referendum nikt nie będzie mógł przemilczeć – jego echo będzie niosło się po salonach, na których zasiadają europejskie elity. Ilu notabli pozostanie głuchych, a ilu zechce wysłuchać głosów o konieczności zmian, niebawem zobaczymy.

 

Jan Bereza




  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie