12 marca 2015

„Wartości” japońskiej korporacji

(fot.REUTERS/Yuriko Nakao/Forum)

Mobbing staje się symptomem naszych czasów. To rosnące lawinowo zjawisko zostało już właściwie wszechstronnie opisane przez różnych ekspertów i nie ma co się powtarzać. Ja chciałabym zwrócić uwagę na pewien aspekt mobbingu, który jest całkowicie pomijany a który określę jako metafizyczny.

 

Zofia Kossak Szczucka w powieści „Pożoga”, opisującej tragiczny los polskiego ziemiaństwa kresowego w czasach rewolucji bolszewickiej, przestrzega, aby nie lekceważyć zdarzeń pozornie przypadkowych, incydentalnych, pojedynczych, bo często są one groźną zapowiedzią przyszłości.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Autorka stwierdza, że „ zbiegu okoliczności nie ma i być nie może na świecie, bo najdrobniejsze wypadki nie układają się nigdy dowolnie”. Otóż na krótko przed falą pogromów w dworku kresowym powieściopisarki zdarzył się taki nieoczekiwany i niewiarygodny wypadek. „Pawia, zwanego starym hrabią zjadły świnie. Dla niepojętej przyczyny zamiast na  zwykłym miejscu, na starym modrzewiu – obojętny jak zawsze i zapatrzony w słońce – usiadł na parkanie w obrębie chlewów. Chodzące w zagrodzie świnie schwyciły go znienacka za ogon, zwieszający się jak snop najcudniejszych kwiatów, ściągnęły w gnojówkę i zagryzły. Płakałam zobaczywszy jego królewskie pióra staplane w błocie, ale nie pamiętam , czy potrafiłam zrozumieć, co ten fakt nam wróżył” – wspomina pisarka.

 

Niedawno przez Polskę przetaczała się fala hiobowych wieści o ludziach, w szczególności katolikach,  wyrzucanych z pracy ze względu na swoją niezłomną postawę moralną.

 

Z kazusu prof. Chazana, aktora Marka Cichuckiego czy ministra Michała Królikowskiego można odczytać groźną zapowiedź przyszłości. Wygląda na to, że w Polsce zrządzeniem odgórnym mamy wszyscy taplać się w lewackim grzęzawisku a tych którzy nie chcą tego czynić, spotyka los kresowego pawia. Wciągnięty w gnojowisko zginął, bo raził swoich „katów” jakimś niedoścignionym blaskiem, majestatem, dumą, niezależnością, dostojeństwem, niezrozumiałym pięknem. Trzeba więc to niepojęte dostojeństwo wytarzać w błocie, sponiewierać, zaszczuć, stłamsić, zmarginalizować, wyrzucić z pracy, społecznie wykluczyć, bo na razie więcej nie można; na razie!. Robi się głośno, jeżeli traci pracę ktoś z liczącym się nazwiskiem. A co jeśli z posadą żegna się nikomu nieznana osoba?

 

Kiedy usłyszałam historię Marty, mobbingowanej, dyskryminowanej i ciężko schorowanej a następnie wyrzuconej z pracy w korporacji, mimowolnie skojarzyłam jej historię z dolą pawia, który wobec naporu sił zła nie miał szans. Punktem zaczepienia narastającej fali przemocy była postawa wynikająca z nieskrywanej tożsamości katolickiej Marty.

 

Mobbing staje się symptomem naszych czasów. To rosnące lawinowo zjawisko zostało już właściwie wszechstronnie opisane przez różnych ekspertów i nie ma co się powtarzać. Ja chciałbym zwrócić uwagę na pewien aspekt mobbingu, który jest całkowicie pomijany a który ja określę  jako metafizyczny. Zastanawiające jest, że mobberzy zazwyczaj zajmują w firmach najwyższe stanowiska a ich działania są bardzo podobne, jakby wszystkie miały tą samą, natchnioną przez osobowe zło inspirację. W działaniach mobberów, jest pewna irracjonalna „logika” generowania zakamuflowanego zła: niczym nieograniczona kreatywność w osaczaniu upatrzonej ofiary,  jakaś ezoteryczna umiejętność animowania klimatu nagonki i zaszczucia,  wielopiętrowe, wyrafinowane  kłamstwo, świadome wtłoczenie ofiary we współpracę z bezrefleksyjnymi ignorantami; ludźmi, którzy delikatnie mówiąc nie mają żadnych zobowiązań wobec prawdy a którzy nagle stają się jej arbitrami  i sędziami nad ofiarą.

 

I tak teatr fałszu krąży od człowieka do człowieka tworząc specyficzny rodzaj biurowego getta, przed którym nikt samodzielnie nie jest w stanie się obronić. Mobber jest mistrzem kamuflażu; żadnej konstruktywnej krytyki „face to face”, żadnej merytorycznej, oficjalnej nagany a zamiast tego bełkotliwa, jatkowa dialektyka  połączona z zapiekłą  nienawiścią.  Dla swojego modus operandi  potrzebuje podwykonawców, bez których trudno byłoby mu niszczyć ofiarę bez końca. Takich zainfekowanych instynktem stadnym sformatowanych przeciętniaków – do których tkanki umysłowej nie przeniknie poczucie wyrządzanego zła – zawsze w firmie znajdzie. Zainfekowany umysł szybko ogarnia,  kto jest passe, kim należy  pogardzać, kogo można bezkarnie oczerniać, za co być ekstra gratyfikowanym. W takiej sytuacji nie ma szansy dostrzeżenie w drugim człowieku prawdy o nim. Chris Lowney w światowym bestsellerze „Heroiczne przywództwo” inspirowany wielowiekowym doświadczeniem jezuitów napisał  „przywódcy stają twarzą w twarz ze światem w zdrowym poczuciu samych siebie jako obdarzonych unikalnym talentem, potencjałem i godnością. To samo widzą u innych i żarliwie zobowiązują się honorować i uwalniać ten potencjał”.  Dalej pisze autor „na długo zanim miłość stanie się korporacyjną cnotą, która usprawnia działanie zespołu, jest ona osobistą postawą przywódcy, który postrzega innych i angażuje ich takimi, jakimi są, a nie poprzez poniżające ich filtry, uprzedzenia, ciasnotę umysłową”.

 

W holu japońskiej korporacji wita pracowników i gości wielka tablica z napisem: zawsze działamy w oparciu o sprawiedliwość, uczciwość i empatię, zachowując najwyższe standardy etyczne.

 

Marta wraca do pracy po długiej, kilkumiesięcznej nieobecności , spowodowanej chorobą nowotworową, jakby cudem przywrócona do zdrowia. W firmie pracuje 15 lat , jest szeregowym pracownikiem biura,  choć piastowała już w tej firmie bardziej prestiżowe stanowisko, ma doskonałą opinię o pracy od poprzedniego szefa korporacji. Stanowisko utraciła na skutek ujawnienia  odpowiednim instytucjom mobbingu, którego sprawcą był obecny prezes firmy. Już w holu firmy Marta czuje bolesny ucisk w żołądku i niepokój; doskonale zna biblijną przestrogę – pies wraca do wymiotów. A może ciężka choroba  zatrzyma dręczycieli? Jednak znawcy problemu nie pozostawiają wiele wątpliwości; mobbing nigdy się nie kończy a jego ujawnienie  prowadzi prawie zawsze do degradacji, dyskryminacji a następnie do pozbycia się takiej osoby z firmy, najczęściej poprzez nasilającą się przemoc i prześladowania. Przemoc o tyle bezlitosną co bezużyteczną. Marta mentalnie i intelektualnie odbiega od obowiązujących tutaj norm,  zasad i zachowań.  Jest uformowana na katolickich, tradycyjnych wartościach, które traktuje poważnie, jak życiowe credo. Ma też niezależne,  niepoprawne poglądy. Tym samym razi „zatęchłym porządkiem” swoich prześladowców, którzy należą  do zastępów „oświeconych Europejczyków”. Tym „jaśnie oświeconym” Europejczykom szczególnie przeszkadzał mały wizerunek Najświętszej Panny i Ojca Pio na biurku Marty, które  przywiozła z pielgrzymki do Włoch.  Pełna pogardy próba  usunięcia świętych wizerunków  jednak nie powiodła się. Marta doskonale wie, że prezesi firmy już od dawna nałożyli na nią swoistą ekskomunikę i szukają czegokolwiek, by ją  urzeczywistnić. Dwójka damskich bokserów – wykorzystując przewagę służbową – dręczy moralnie i psychicznie  słabą, skrajnie wyczerpaną mobbingiem oraz chorobą nowotworową (z wysokim prawdopodobieństwem można ją przypisać mobbingowi) pracownicą, która jeszcze dodatkowo ma znaną im trudną sytuację rodzinną, gdyż opiekuje się chorą na Alzheimera matką.  Każdy, kto ma takiego chorego  w domu, wie, że opieka wymaga tutaj skrajnego zaangażowania i poświęcenia.

 

W dniu powrotu po ciężkiej chorobie  Marta zostaje wezwana do działu kadr, gdzie wręczono jej nacechowane niespotykaną agresją wypowiedzenie zmieniające, związane z likwidacją stanowiska pracy i przeniesieniem na stanowisko 3-zmianowej pracy przy taśmie produkcyjnej.  W tym dniu obaj prezesi są nieobecni w firmie. Pani kadrowa się tłumaczy, że jest to przecież  decyzja nie jej, lecz zarządu. To oczywiste; zbyt wielkim aktem heroizmu byłoby realne odcięcie się od blamażu, bo to zwolnienie nie jest ani naturalne ani sprawiedliwe ani konieczne, tym bardziej, że Marta jest już w okresie chronionym a ta praca była jej jedynym źródłem utrzymania. Oczywistym jest, że likwidacja stanowiska pracy jest pozorowana a obecna  degradacja Marty wpisuje się w dalsze jej nękanie i swoisty lincz. Jej kwalifikacje (studia wyższe, język zachodni, studia  podyplomowe, MBA) nie uprawniały do przypisania  tak rażąco niskiej pozycji. Marta zdecydowała odejść z firmy za niewielką odprawą, bez wnoszenia procesu sądowego, który według wybitnego znawcy prawa pracy wygrałaby. ”Czuję się  sponiewierana i muszę ratować już nie swoje zdrowie a życie, bo jak widać prześladowcy nie ustaną w swojej zapalczywości. Mobbing i prześladowanie naprawdę zabijają” – stwierdziła Marta.

 

Istotnie, tam gdzie mobbingu dopuszcza się góra firmy, następuje takie przeżarcie i degeneracja kultury organizacji, że zaczyna ona działać jak  rzeka zatruta u źródeł. Od góry w dół idzie sygnał, że wszelkie działania nieetyczne są nie tylko dozwolone ale nawet dobrze widziane. I tak tworzy się żyzne podglebie dla donosów, oszczerstw, niesprawiedliwych osądów i wszelkich nieprawości. Postępującej erozji norm moralnych i promocji a nawet pochwały bylejakości  nic nie jest w stanie już zatrzymać. Przykrym jest, że ludzie pustki duchowej, o wypaczonym sumieniu i z jakimś poważnym defektem psychiki zostają naszymi przełożonymi. Niezaprzeczalnie, praca pod takim  zwierzchnictwem nie  buduje człowieka, nie rozwija go, raczej skraca , kurczy, przynosi ogołocenie i stratę, ciśnie w dół. Tu konieczne jest postawienie pytania „po co? , w jakim celu?, jaki rezultat chcą osiągnąć prześladowcy?  Po co firmie znękany pracownik? Ja nie znajduję żadnej doczesnej odpowiedzi, może trzeba sięgnąć  do szerszej perspektywy i  postawić odważną i prawdziwą tezę, że większość międzynarodowych  korporacji (chociaż nie tylko) to świątynie fanatycznego antychrześcjaństwa. Boga i Jego wieczne zasady zastąpiono  marnym ersatzem zwanym pompatycznie wartościami firmowymi. Znaczą one tyle co nic. Nie jest  wartością człowiek wyraźnie deklarujący swoje przywiązanie do dekalogu lecz jakaś wspólna „lewitacja” nad firmowymi  nic – wartościami.

 

Chrześcijańska cywilizacja wytworzyła ten wspaniały wewnętrzny imperatyw miłosierdzia wobec słabszych, chorych czy doświadczonych przez los. Dzisiaj ten imperatyw przybrał odmienną treść i ubrał się w szaty darwinizmu społecznego. Czy można udawać, że to tylko jakieś odizolowane i marginalne sytuacje i nic się nie dzieje. Otóż dzieje się i są to początki  czającej się  bliskiej antyludzkiej rzeczywistości. Rzymianie mówili – principiis  obsta – odpór dawaj zawczasu, bo potem będzie za późno. Neobolszewicka wojna z tradycyjnymi wartościami poczyna sobie coraz śmielej i na różne sposoby a do gry gromadnie wchodzą ludzie butni,  pełni pychy i pogardy,  przedkładający własne ego nad prawdę,  o przeoranej świadomości i fałszywej dystynkcji a przy tym tchórzliwi (sic!). To właśnie oni stanowią często naturalne zaplecze menadżerskie dla zagranicznych korporacji, które raczej nie  potrzebują wielkich osobowości, ludzi wybitnych lecz posłusznych wykonawców swoich strategii; administratorów o duszy kolonialnego, tubylczego sierżanta z książki Rafała Ziemkiewicza. Ranga wirtualnych wartości firmowych jest właśnie skrojona na taką miarę.

 

 

Ewa Grabowicz



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 295 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram