1 grudnia 2017

Wartość wyczekiwania

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Żyjemy coraz szybciej. Pędzimy razem z technologią, którą tworzymy. Ludzkość napędza technikę, technika napędza ludzkość. Szybciej i prościej – to cel współczesnego człowieka. Może stąd rodzą się problemy ze zrozumieniem nauczania Kościoła, który mówi: Oczekuj. Nie pędź. I tak wszystko się skończy.

 

Przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy złożą nas w grobie. Wszystkich. Oczywiście poza tą gromadą, której dane będzie dożyć Paruzji, czyli powtórnego przyjścia Chrystusa na świat. Mijają epoki, mijają kadencje parlamentów, mija zakochanie, mija życie kogoś bliskiego, mija wreszcie czas oczekiwania na autobus, który czasami nie trzyma się założonego planu. Tak czy inaczej pomiędzy początkiem a końcem jest przestrzeń wypełniona przez czas płynący od zdarzenia do zdarzenia. Częściej niż nam się wydaje, ten czas jest poza naszą kontrolą; coś było obok nas i nagle zmieniło swój stan w sposób nieoczekiwany. Łatwo przyzwyczajamy się do pewnego układu rzeczy i spraw nas otaczających, tworząc sobie pewnien statyczny obraz tego, co wokół nas. Właśnie dlatego nie dostrzegamy, że te nie pozostają w zawieszeniu, lecz niejako żyją własnym życiem i w końcu, gdy zderzą się z nami, w licznych wypadkach powodują jakiś rodzaj bólu, a rzadziej poczucie szczęścia. Z drugiej strony jest w nas tendencja do tego, by wszystko to, na co czekamy, chcieć dostać już teraz. W dobie szybkiego łącza i przelewu, gdy możemy uzyskać to niemalże bez kiwnięcia palcem i z roku na rok coraz prościej, to przykre przemijanie wydaje się być czymś, co zawsze da się zmodyfikować.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Każdy rozkład jazdy da się przecież poprawić, zyskać 10 minut przez przebudowę ulicy, drobną zmianę trasy czy środka lokomocji. Także oczekiwanie staje się krótsze. Przemijanie i oczekiwanie nie są do końca tym samym. Gdy skraca się dystans pomiędzy rozpoczęciem i końcem, zmienia się tylko długość okresu, który będzie upływał, mimo to sekundy wcale nie przyśpieszają. Dalej uparcie będą szły jedna za drugą swoim równym tempem. Maksymalnie uproszczając system, likwidując przy tym kilka sekund z tego czasu oczekiwania, nie pozbywamy się tego straszydła, które nas trapi. Świat pędzi, ale czas mija dalej. Świat napiera, ale nie może pominąć choćby sekundy, by być choć odrobinę bardziej z przodu, a to tak jakbyśmy przestawiając godzinę w zegarku, próbowali przyśpieszyć zachód Słońca, wyświatlana liczba będzie inna, lecz Słońce jak było w zenicie, tak będzie, aż upłynie jego czas. To naturalne. Od dawna nie lubimy natury i nie chodzi o to, po której stronie ekologicznych sporów jesteśmy. Natura jest straszna, bo rządzi się prawami, którymi w małym stopniu lub wcale nie możemy manipulować, a przez to musimy się z nią godzić. Ten groteskowy dla nas faszyzm natury, to rzeczywistość ludzkiego życia, którą musimy nauczyć się przyjmować, ale nie tylko znosząc ją. Jesteśmy powołani do tego, by każdą sekundę przemijania wypełnić, w tej sekundzie mamy być zajęci spełnianiem naszego powołania, a nie – jak chce świat – czekaniem na końcowy efekt. Zamiast skupić się na tym, co możemy zrobić w tej obecnej chwili, przenosimy całkowicie uwagę na to, co przyjdzie, gdy ta i reszta chwil w końcu odejdzie w niepamięć i przyjdzie ta słodka chwila w której autobus dojedzie, skończy się czas naszej pracy, nadejdzie upragnione spotkanie. Czy dlatego właśnie niekiedy jesteśmy bezradni wobec sytuacji, która nadeszła? Przecież miało być pięknie, a orientujemy się nagle, że jesteśmy niegotowi na dziecko, ślub, śmierć, pracę, zabawę, na przyjście Zbawiciela, który powie wreszcie prawdę o naszym życiu.

 

Kościół wyróżniając okres Adwentu czy także Wielkiego Postu daje nam znać o tym, że warto przestać tak pędzić i bezowocnie przyśpieszać czas. Warto odważnie spojrzeć na to, co się dzieje wokół mnie. Bywa tak, że pędzimy, by nie widzieć, tego co nas otacza. Jesteśmy jak przerażone dzieci, które w nowej sytuacji nie potrafią odnaleźć sensownego rozwiązania albo zwyczajnie przyjąć tego, że tak jak jest, musi być. Adwent ma nam pomóc wykorzystać czas, by przygotować się do przyjścia Zbawiciela jako małego Dzieciątka i jako potężnego acz dobrego Króla. To przyjście ma nas napędzać, ale napędzać do konkretnego działania. Mamy czas po to, żeby realizować nasze powołanie. My żyjemy nie dla samego życia, żyjemy po to, by stać się świętymi. Święty to nie wyłącznie ktoś godnymi spotkania z Bogiem, ale też ten, kto potrafi Go dostrzec. Cierpimy, bo w tylu sytuacjach brak nam świętości i Jego obecności. Nie dostrzegamy Boga, bo zbyt jesteśmy zajęci przyśpieszaniem czasu. Żyć chwilą trzeba umieć. On jest obok nas i czeka, a my pędzimy.

 

 

Tomasz Kumięga

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram