Alain Destexhe, belgijski senator z ramienia liberalnego Ruchu Reformatorskiego, w wywiadzie dla francuskiego dziennika przyznał, że jego kraj przyjął błędną politykę przesadnie otwartego podejścia do kwestii przyjmowania imigrantów z innych, zwłaszcza muzułmańskich kręgów kulturowych.
Rozmowa opublikowana przez portal „Le Figaro” odbyła się w kontekście niedawnego rozpadu koalicji rządowej z powodu sporu na tle paktu imigracyjnego ONZ z Marrakeszu. Szef rządu, zwolennik przystąpienia Belgii do porozumienia, stracił większościowe poparcie w parlamencie wobec wycofania się Nowego Sojuszu Flamandzkiego (N-VA).
Wesprzyj nas już teraz!
Senator Destexhe zauważył, że biorąc pod uwagę proporcje, Belgia przyjęła o wiele więcej imigrantów niż potężniejsi sąsiedzi, w tym Francja. W 2000 roku migracja była czterokrotnie wyższa w Belgii niż we Francji czy Niemczech. Takie problemy jak niechęć „gości” do integrowania się z rdzennymi mieszkańcami, czy też rozwój islamizmu zostały zlekceważone.
– W 2000 roku w Belgii stosowano politykę otwartości poprzez ułatwianie łączenia rodzin (które stanowią obecnie połowę imigracji), zabiegi sankcjonujące nielegalną imigrację, tolerancję wobec islamistów, masowe naturalizacje… W populacji dziesięciu milionów w ciągu dwudziestu lat prawie milion osób zostało naturalizowanych. Wielu [„nowych Belgów”] nie jest zintegrowanych. Wyobraź sobie, że pięć lub sześć milionów ludzi zyskuje francuskie obywatelstwo bez pytania o ekonomiczną lub kulturową asymilację ze społeczeństwem: wywołałoby to oburzenie. Jednak byłoby proporcjonalnie do tego, co wydarzyło się w Belgii – powiedział dziennikarzowi Alain Destexhe.
Polityk przedstawił kolejne dane obrazujące skalę problemu, a zazwyczaj niechętnie przyjmowane przez liberałów i reprezentantów lewicy.
– Bruksela ma już prawdopodobnie 30 procent muzułmanów. W ciągu zaledwie kilku lat Belgowie z pochodzenia stali się w stolicy mniejszością. Samo w sobie nie stanowiłoby to problemu, gdyby miała miejsce integracja (w Belgii od dawna nie rozmawialiśmy o asymilacji), ale większość wskaźników pokazuje, że tak nie jest – stwierdził polityk, odnotowując z żalem, że tak zwana homofobia i antysemityzm to zjawiska wśród muzułmanów wręcz powszechne.
– Brukselski Parlament regionalny, gdzie Belgowie pochodzenia obcego szybko przejmują większość, głosuje nad podjęciem uchwał dotyczących Palestyny lub członków [islamskiej] mniejszości Rohindża w Birmie, ale nie interesuje się sytuacją praw człowieka w Turcji. W publicznych szkołach podstawowych w Brukseli ponad połowa dzieci uczęszcza na kursy religii muzułmańskiej. Jesteśmy świadkami powstawania nowego modelu wielokulturowości w Brukseli, bardzo problematycznego, moim zdaniem, z punktu widzenia wspólnych wartości, ale oficjalnie głosi się różnorodność i przekonuje do wspólnego życia – wyliczał rozmówca „Le Figaro”.
Senator zauważył, że w odróżnieniu na przykład od francuskiego Instytutu Montaigne, nikt w Belgii nie prowadzi badań na temat stopnia integrowania się imigrantów. – Świat polityczny i medialny woli nie widzieć tych problemów – powiedział.
– Ten model różnorodności powinien być obiektywnie badany, ponieważ wraz ze wzrostem migracji odczuwanym przez większość dużych miast w Europie Zachodniej, może stopniowo narzucać się niemal wszędzie dzięki demokratycznym wyborom. Jak wiemy, demokracja to władza liczb, siła ludności, niekoniecznie idąca w kierunku wartości liberalnych bądź koncepcji świeckości czy też neutralności państwa. Te pojęcia czasem nie są akceptowane przez niektórych imigrantów – ubolewał liberalny polityk.
– Demografia jest tutaj głównym problemem. Bruksela stała się drugim najbardziej kosmopolitycznym miastem na świecie po Dubaju, tyle że nie tak zamożnym. Dawniej najbogatsze miasto królestwa, wskutek fal migracji ubożeje. W Brukseli 90 procent odbiorców pomocy społecznej pochodzi z zagranicy – stwierdził Alain Destexhe.
Źródło: lefigaro.fr
RoM