11 kwietnia 2018

W Smoleńsku uratowała nas Koronka. Wzruszające świadectwo Jana Pospieszalskiego

(PCh TV)

Miłosierdzie Boże ratowało mnie wiele razy. Uratowało też nas wszystkich, stojących 10 kwietnia 2010 roku na smoleńskiej ziemi, oczekujących na przylot samolotu prezydenckiego.

 

Było nas około 700 osób – ludzie starsi, rodziny, dzieci tych, którzy byli na pokładzie samolotu. Aż tu nagle: szok! Staliśmy tam i wiedzieliśmy, że cała uroczystość, cała nasza nocna wyprawa tym gigantycznym pociągiem, to wszystko na nic… A poza tym ten potworny lęk i pytania: Co to wszystko oznacza? Stoimy na katyńskiej ziemi, na prochach pomordowanych bohaterów, a tu kilkadziesiąt minut temu na lotnisku zginęli kolejni nasi bracia, rodziny, przyjaciele; Prezydent Rzeczypospolitej leży gdzieś w tym błocie smoleńskim…

Wesprzyj nas już teraz!

 

To był przeddzień Święta Bożego Miłosierdzia, sobota. 5 lat wcześniej w takich samych okolicznościach roku liturgicznego odchodził błogosławiony Ojciec Święty Jan Paweł II. To była mocna rzecz.

 

Oczywiście wiadomość docierała do nas przez telefony komórkowe, ale mnie poproszono o ogłoszenie tego, co się stało, przez mikrofon. Zaraz potem słychać było jęk, ludzie wstali z miejsc…

 

Pierwszych kilka rzędów było wolnych, mieli tam siedzieć według protokołu dyplomatycznego Lech Kaczyński, jego małżonka i inni uczestnicy delegacji. Ktoś rozłożył na nich wielką biało-czerwoną flagę. Wtedy zupełnie spontanicznie mocnym, zdecydowanym męskim głosem ktoś zaczął: O krwi i wodo, któraś wytrysnęła z Serca Jezusowego, jako zdrój miłosierdzia dla nas – ufamy Tobie!

 

Kolejne słowa ks. Konrada Zawiślaka padały jak komendy wojskowe, jak żołnierskie rozkazy: Dla Jego bolesnej męki! A myśmy odpowiadali: Miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Powolutku wyciszane telefony wędrowały do kieszeni, ich miejsce zajmowały różańce, ludzie dołączali do modlitwy.

 

Zjednoczeni w Koronce do Miłosierdzia Bożego mieliśmy poczucie, że to nas wiąże, stanowi jakąś wyspę na morzu dramatu. To była jedyna nadzieja dla nas, którzy staliśmy na tej upiornej nieludzkiej ziemi, a 20 km stąd leżeli w błocie nasi bliscy. W tym lęku tylko modlitwa nas prowadziła – to sobie uświadamiałem. Dzięki niej wyszliśmy z tego cało. Mieliśmy poczucie, że przez to doświadczenie przechodzimy razem.

 

I każde zawołanie Dla Jego bolesnej męki… to był niejako węzeł na linie alpinisty rzuconej w otchłań rozpaczy, przepaść bólu, strachu. Powtarzając te słowa, wygrzebywaliśmy jeden drugiego, dźwigając na zasadzie, że przechodzimy to razem, że to doświadczenie każdy ma w sobie, ale jesteśmy wspólnotą języka, wiary.

 

Dopiero wtedy poczułem, co znaczy być w Kościele, że jest on realną wspólnotą, że ta wspólnota działa, ożywiana Duchem Bożym, że to jest instancja, do której możemy nasze tragedie odnosić i ona zawsze jest potężniejsza od naszego ziemskiego doświadczenia, cierpienia. To Miłosierdzie Boże i perspektywa Eucharystii, która miała nadejść… To był jedyny punkt uroczystości, który nie został zniesiony: Msza Święta. Ofiara Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego.

 

Wszystko inne zawaliło się w gruzy: przemówienia, wystąpienia, odznaczenia… To też świadczy o tym, jaka jest potęga Eucharystii: nie ma ziemskiego dramatu, który byłby w stanie unieważnić Jej siłę.

 

Tekst pochodzi z książki Świadectwo Bożego Miłosierdzia.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram