3 lutego 2017

W „GW” sceptycznie o współczesnej demokracji. Bożek „władzy ludu” upada, bo nie rządzą swoi?

(fot. Jaap Arriens/NurPhoto via ZUMA Press)

Demokracja, swoiste sacrum „Gazety Wyborczej”, staje się obiektem krytyki na łamach medium z ulicy Czerskiej. Wprawdzie krytyki pośredniej, ale silnej. Rozmówca medium z „Czerskiej” ubolewa nad brakiem wiedzy Polaków. A także nad kierowaniem się emocjami i odpornością na argumenty. Trudno się z tym nie zgodzić. Czy oznacza to, że „Wyborcza” przyjęła za swoją klasyczną filozofię polityczną? Czy nadal stroić się będzie w piórka obrońców ludowładztwa?


Użycie terminu post-prawda w 2015 roku wzrosło aż dwa tysiące razy. To nowe słowo, ale symbolizuje praktyki tak stare, jak demokratyczna polityka. Polegają one na manipulacji faktami, ich przeinaczaniu, bądź ignorowaniu. Zdaniem liberałów odegrały one kluczową rolę przy zwycięstwie Donalda Trumpa i decyzji Wielkiej Brytanii o wystąpieniu z Unii Europejskiej. Manipulacja, brak wiedzy, kierowanie się emocjami to także problem polityki polskiej. 

Wesprzyj nas już teraz!

„Gazeta Wyborcza” ubolewa nad stanem wiedzy politycznej Polaków. Medium znane dotąd z promocji demokracji sugeruje jej mankamenty. – Zaniedbaliśmy w Polsce coś ważnego: edukację obywatelską – mówi dr hab. Mikołaj Cześnik. – I teraz część wyborców nie rozumie, co do nich mówią politycy. (…) A nie rozumie, bo nie ma wiedzy, narzędzi, by ten komunikat przyjąć. Co oznacza, że w kampanii wyborczej szanse będzie miał komunikat emocjonalny, a nie racjonalny – dodaje.

Naukowiec, mimo swych liberalnych sympatii przyznaje, że ten problem nie dotyczy wyłącznie Polski. – (…) Nie mogę zaganiać do rezerwatu ciemnoty i zacietrzewienia tylko jednej strony – mówi. – Także media mainstreamowe czy liberalne czasem demonizują przekaz drugiej strony, a czasem zwyczajnie go nie rozumieją – dodaje. Przedstawiciele różnych obozów politycznych pozostają głusi na argumenty drugiej strony. Czytelnicy „Gazety Wyborczej” i słuchacze „Radia Maryja” nie słuchają się wzajemnie. W takim świecie trudno oczywiście mówić o debacie publicznej.

Do tego dochodzi brak wiedzy faktograficznej. Jedna czwarta wyborców nie wie przykładowo, z jakimi państwami graniczy Rzeczpospolita. 40 – 50 procent wyborców czołowych partii nie wiedziało, z ilu izb składa się Sejm. Mylono je na przykład z…pokojami. Brakuje też wiedzy dotyczącej sztandarowych postulatów poszczególnych ugrupowań.  

Zdaniem dr hab. Mikołaj Cześnika rządząca w Polsce partia bazuje na najniższej warstwie społecznej i uzależnieniu od programów społecznych. Oznacza to grożące demokracji przekształcenie wyborców w konsumentów. Tymczasem, jak przekonuje naukowiec, sprawna demokracja wymaga „oświeconych demokratów”, zdolnych niekiedy do myślenia w kategoriach długofalowego interesu kraju. – Tymczasem współczesny wyborca często ogląda politykę jak teatr, który go nie dotyczy – ubolewa rozmówca „Gazety Wyborczej”.

Logiczna konkluzja wyrażanych przez rozmówcę „GW” poglądów jest następująca: ustrój demokratyczny nadaje się tylko do narodów odpowiednio oświeconych i wyedukowanych. Nasuwa to na myśl nieśmiertelną maksymę Bronisława Geremka, jakoby społeczeństwo polskie nie dorosło do demokracji. Łatwo ją wykpić jako elitaryzm jajogłowych oderwanych od społeczeństwa. Pomijając jednak liberalno-lewicowe wtręty, przekonaniu o wadach demokracji trudno odmówić słuszności.

Pogląd ten to wszak nie wymysł „Gazety Wyborczej” ani jej rozmówców. To myśl niemal tak stara jak filozofia polityczna. Już Sokrates w platońskim „Państwie” wskazywał na związek między demokracją i niekompetencją. Podkreślał, że pełnienie funkcji polityka, podobnie jak inne zawody wymaga odpowiedniego wykształcenia. Skoro tak, to sprawowania władzy nie można powierzyć wszystkim.

Dzisiejsza demokracja różni się od greckiej pod wieloma względami. Choćby swoim przedstawicielskim charakterem. Wbrew twierdzeniom zwolenników radykałów to znaczący postęp. Co więcej, na pierwszy rzut oka demokracja przedstawicielska nie jest podatna na zastrzeżenia. Skoro nie znający się na medycynie ludzie wybierają lekarzy, to dlaczegóż mieliby nie wybierać polityków?

Problem polega jednak na tak zwanej racjonalnej ignorancji. Osoba zdająca sobie sprawę, że jego głos to jedynie jeden z milionów, nie żywi złudzeń, że wpłynie on na wynik wyborów. Głosuje z przyzwyczajenia, z woli spełnienia „obywatelskiego obowiązku” czy aby wyrazić swe poglądy. Jednak rzadko decyduje się poświęcić czasu na zbadanie programów i osób polityków. Woli go poświęcić na wybór dobrego lekarza. Albo samochodu. Tu decyzja naprawdę zależy od niego i bezpośrednio wpłynie na jego życie.

Istnieją wprawdzie grupy zainteresowane polityką. Jednak współczesny model „dyskursu” publicznego utrudnia im dojście do trafnego sądu. Niezbędne okazuje się przebicie przez szum informacyjny i zdominowanie „debaty” publicznej przez obraz i emocję. Politycy swoje stanowiska dotyczące niezwykle złożonych kwestii przedstawiają w twitterowych tekstach na sto znaków. Do tego dochodzi brak dobrej edukacji społecznej w szkołach czy organizacjach samorządowych. W takim świecie demokracja staje się – w najlepszym razie – loterią, niezależną do racjonalnej analizy faktów. W najgorszym: kakistokracją – rządami najgorszych, pozbawionych skrupułów mistrzów manipulacji.     

 

Źródło: „Gazeta Wyborcza”

mjend

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 290 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram