15 listopada 2013

Z misjami u Bratanków

(fot. Jerzy Kosnik / Forum)

Pomimo przeróżnych błędów popełnionych przez obecny rząd Viktora Orbána, zmiany zachodzące na Węgrzech napełniają mnie nadzieją – mówi dla PCh24.pl o. Adam Wołowicz SVD, prefekt i przełożony Domu Rekolekcyjnego św. Arnolda w Budapeszcie.

 

Ojcze, jak wygląda ustawodawstwo węgierskie w kwestiach dotyczących aborcji, zapłodnień „in vitro” oraz legalizacji związków homoseksualnych?

Wesprzyj nas już teraz!

Nieraz spotykam się z „zazdrosnym” komentarzem Węgrów, którzy podziwiają Polskę za prawne ustalenia bardziej przyjazne życiu nienarodzonemu. Poza przypadkami występującymi w prawie polskim, m.in. ryzyko uszczerbku na zdrowiu kobiety, upośledzenie lub nieuleczalna choroba dziecka w fazie płodowej czy przypadek ciąży zaistniałej w wyniku czynu zabronionego, ustawodawstwo węgierskie wymienia dodatkowo przypadek poważnego kryzysu cielesnego lub duchowego. Oczywiście, ostatni przypadek może być interpretowany dosyć szeroko. Państwo węgierskie wspiera finansowo również program sztucznego zapłodnienia.

Jeśli chodzi o kwestię związków homoseksualnych, ostatnio została ona uregulowana przez poprzedni rząd, kierowany przez Ferenca Gyurcsány’ego. Latem 2009 roku wprowadzono prawo o rejestrowanych związkach partnerskich. Z grubsza, związek ten upodobniony jest do związku małżeńskiego, poza takimi różnicami jak na przykład: brak możliwości przejęcia tego samego nazwiska oraz zakaz adopcji i sztucznego zapłodnienia. Od początku roku 2010 pary heteroseksualne i homoseksualne na Węgrzech mogą zawierać związki według prawa o rejestrowanych związkach partnerskich.

 

Jak Ojciec sądzi, czy w najbliższym czasie można się spodziewać konserwatywnych zmian w tych różnych kwestiach dotyczących etyki i moralności, szeroko dyskutowanych obecnie w całej Unii Europejskiej?

Obrońcy życia na Węgrzech – wśród nich i ja – zastanawiają się, dlaczego obecny rząd nie porusza kwestii zaostrzenia prawa do aborcji. Prawo to istnieje od 1992 roku. Ja sam nie chciałbym wypowiadać się za naszych węgierskich polityków. Pomimo przeróżnych błędów popełnionych przez obecny rząd Viktora Orbána, zmiany zachodzące na Węgrzech napełniają mnie nadzieją. Błędów w polityce nigdy nie będzie brakować: „Ten się nie myli, kto nic nie robi”. Ponadto utopią byłoby oczekiwanie raju już tu na ziemi. Jednak podziw mam dla premiera, który odważnie wypowiada słowa, na które wielu polityków nie potrafiłoby się zdobyć. Z nadzieją patrzę na pozytywne zmiany również dotyczące kwestii etyki i moralności.

 

Od obecnego roku szkolnego w szkołach węgierskich zostały wprowadzone lekcje etyki, zamiast których można wybrać religię. Którą z opcji wybrało więcej uczniów?

Należy tu wspomnieć, że zmiany te wprowadzane są stopniowo. W obecnym roku szkolnym (2013/2014) zmiana dotyczy jedynie pierwszej i piątej klasy szkoły podstawowej (jest to uwarunkowane tutejszym systemem szkolnym). W przyszłym roku nowe prawo obejmie również nowych pierwszo- i piątoklasistów oraz oczywiście tych, którzy przejdą do klasy drugiej i szóstej. Z własnych obserwacji wiem, że najwięcej problemów powstało w związku z potrzebą szybkiego przygotowania logistycznego do nowych warunków (np. natychmiastowe wykształcenie nauczycieli).

Na temat wyboru czy to lekcji etyki czy religii rozmawiałem w różnych miejscach kraju. Nie ma jednej reguły. Danych statystycznych nie znam, ale w prywatnych rozmowach wspominano mi o różnych regionach Węgier, gdzie albo etyka, albo religia „zwyciężyła”. Na pewno sporym zaskoczeniem dla wielu członków Kościoła jest fakt, że o wiele większy procent dzieci został zgłoszony na lekcje religii niż wskazywałyby na to statystyki dotyczące praktykowania religii przez katolików. Myślę, że na dalsze wnioski warto poczekać przynajmniej do zakończenia roku szkolnego.

 

Czy faktycznie możemy mówić o – wprawdzie powolnym, ale zauważalnym – duchowym przebudzeniu Węgrów?

Przeciętny Węgier poparł Viktora i jego rząd głównie ze zmęczenia. Czyli dlatego, że miano już szczerze dosyć poprzedników. Rząd Orbana okazał się dosyć przyjazny chrześcijaństwu. Albo może inaczej: nie okazał się wrogi, tak jak to możemy obserwować w paru innych europejskich i nieeuropejskich krajach. Obserwator z zewnątrz może odnieść wrażenie, że chrześcijaństwo zaczyna na nowo kwitnąć u naszych bratanków. Jestem przekonany, że w tej kwestii potrzeba cierpliwości. A poza tym potrzeba o wiele więcej wiarygodnych świadków Ewangelii, którzy – nieraz bardzo nieoczekiwanie – mają niesamowitą siłę przyciągania swym przykładem ludzi do Chrystusa.

 

Jak wygląda struktura religijna na Węgrzech? Jakie wyznania dominują?

Religią dominującą na Węgrzech jest teoretycznie chrześcijaństwo: ok. 50-60 procent to katolicy, kolejne kilkanaście procent to kalwiniści i kilka procent luteran. Znaczącą grupą są też baptyści i prawosławni. Jeśli chodzi o wszystkich chrześcijan, możemy tu mówić o około 3/4 populacji. Stosunkowo duża grupa ludzi to osoby nieutożsamiające się konkretniej z żadną religią. Dosyć silny wpływ na przekonania religijne Węgrów ma posiadająca własną bardzo profesjonalną stację telewizyjną sekta Zgromadzenie Wiary.

 

A ilu Węgrów w rzeczywistości chodzi do kościoła co niedzielę?

I tu właśnie pojawia się odpowiedź na to, dlaczego przy poprzednim pytaniu użyłem stwierdzenia „teoretycznie”, odnosząc to do chrześcijaństwa Węgrów. Nie wiem, na które statystyki lepiej się powoływać. Osobiście mam wrażenie, że ok. 5-10 procent chrześcijan zaangażowanych jest w życie swojego Kościoła. Mam tu na myśli przynajmniej cotygodniowe uczestnictwo w Eucharystii. Liczby te umacniają mnie w przekonaniu, że żyję w kraju misyjnym, gdzie miliony ludzi, pomimo tradycjonalnego bycia ochrzczonym, nigdy tak naprawdę nie słyszało osobiście nauki Ewangelii. Ani rodzice, ani rodzie chrzestni nie włożyli wysiłku w zaszczepienie w dziecku wiary chrześcijańskiej. Czy faktycznie można w tym przypadku mówić o reewangelizacji, czyli ponownej ewangelizacji poszczególnych osób?

 

Jak to się stało, że posługuje Ojciec na Węgrzech od siedmiu lat?

Różne kraje przesuwały mi się przed oczami podczas różnych etapów formacji werbistowskiej: przygotowania do ślubów wieczystych, święceń kapłańskich i w końcu pracy misyjnej. Pewnego razu przyjechał do naszego seminarium w Pieniężnie prowincjał węgierski. Bardzo żywiołowo opowiadał o potrzebach na Węgrzech. Przez te spotkania Pan Bóg zaszczepiał we mnie pragnienie wyjazdu do pracy ewangelizacyjnej właśnie w tym kraju. Zbliżając się do ślubów wieczystych w 2005 roku, jak każdy inny werbista, miałem napisać petycję do generała naszego zgromadzenia z wyszczególnieniem trzech krajów jako propozycji, gdzie chętnie pracowałbym jako misjonarz werbista. Napisałem w następującym porządku: Angola, Węgry, Mozambik. Wybrano Węgry i coraz bardziej widzę w tym palec boży.

 

W historii bardzo widoczna była wzajemna sympatia między Polakami a Węgrami. Czy dziś również można ją zauważyć?

Mówiąc o tym, ciężko byłoby popaść w przesadę. Nieraz doświadczam tego, gdy słuchając mojej wymowy, ktoś ma mnie za obcokrajowca, ale nie Polaka. Kiedy oznajmię mu, że przyjechałem z Polski, klimat rozmowy natychmiast zmienia się w jeszcze bardziej pozytywnym kierunku. My Polacy doświadczamy wśród Węgrów ogromnej życzliwości. Jest to kredyt wypracowany przez nasze prababki i naszych pradziadków. Mam nadzieję, że otrzymany skarb wzajemnej życzliwości i przyjaźni również potrafimy pomnażać z myślą o kolejnych pokoleniach.

 

 

Bóg zapłać za rozmowę!

Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie