30 listopada 2012

Młodzi Polacy nie wstydzą się Jezusa. Milion breloków rozdanych

Idę ulicą, widzę grupę młodych ludzi. Na pozór, nic ich nie wyróżnia od podobnych im nastolatków. Jednak kiedy podchodzą bliżej, dostrzegam, z dala niewidoczny, zawieszony na plecaku bądź torbie brelok akcji „Nie wstydzę się Jezusa”. Jest już milion osób, które noszą brelok, dumnie przyznając się do wiary w Zbawiciela.

 

Pan Nasz Jezus Chrystus w swojej niezmierzonej mądrości przewidział, że będą i nas pytali – za kogo ludzie Go uważają? Zażądają, byśmy się do Niego przyznali lub zaparli. Przyznanie się – nie ma co do tego wątpliwości – będzie kosztowało. Nie zawsze narazimy się od razu na utratę życia lub zdrowia, ale z pewnością często – na szyderstwa i kpiny. Akcja „Nie wstydzę się Jezusa” zorganizowana przez Krucjatę Młodych dla wielu jest właśnie taką szansą na opowiedzenie się po stronie Prawdy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dotknęliśmy faktycznego problemu, gdyż wielu katolików faktycznie wstydzi się wyznawanej przez siebie wiary. Niektórzy wstydzą się do tego stopnia, że piastując wysokie stanowiska państwowe, naukę Pana Jezusa zostawiają przed wejściem do urzędu. Dają temu dowód w swych wypowiedziach czy decyzjach politycznych. Powoduje nimi mieszanka wstydu, ale i strachu – uważa wiceprezes Instytutu Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi Arkadiusz Stelmach. – Jest w Polsce całkiem spora grupa ludzi, którzy swoją aktywnością świadczą, że nie wstydzą się Jezusa. Uczestniczą w marszach w obronie życia i rodziny, przychodzą bronić społeczeństwa przed demoralizacją, uczestniczą w Różańcach wynagradzających. Jednak istnieje też duża grupa osób, którzy ulegając wpływowi propagandy liberalnej poczuli się zaszczuci i doszli do wniosku, że nie należy się obnosić z wiarą, którą ta propaganda przedstawia jako „sprawę prywatną”. Te właśnie sumienia trzeba było obudzić! Akcja „Nie wstydzę się Jezusa” takiego przebudzenia dokonała. Jednak samo noszenie breloka to za mało. Trzeba pójść dalej i na co dzień wypełniać swoje życie nauką Jezusa Chrystusa i być katolikiem 24 h na dobę – dodaje członek zarządu IESiR, przy którym działa Krucjata Młodych.

 

W ciągu półtora roku rozdano milion breloków. Każda, nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Akcja nie udałaby się bez współdziałania wielu osób. Oddajmy im głos.

 

 – U źródeł akcji stoją wydarzenia, jakie rozegrały się w XIV LO we Wrocławiu. Na fali trwającej w Europie walki z krzyżem pojawiły się głosy żądające zdjęcia ze ścian szkoły symbolu męki i śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nie były to liczne głosy i na pewno nie były przypadkowe. Wszystko wyglądało na zorganizowaną akcję, mocno akcentowaną w mediach, zwłaszcza w „Gazecie Wyborczej”. W szkole zaplanowano debatę, po której młodzież miała sama zdecydować o losie krzyża. Miało odbyć się głosowanie. Strona antykatolicka domagała się wyrugowania najświętszego symbolu wiary ze szkoły i była przygotowana do konfrontacji. Bardzo szybko znaleźli się ludzie z tytułami naukowymi, którzy udzielili swego poparcia i zamierzali uczestniczyć w debacie. Krucjata Młodych postanowiła również wspomóc obrońców krzyża – wspomina koordynator akcji Grzegorz Pabijan.  

Przede wszystkim jednak chcieliśmy pokazać powagę sytuacji, jaka zaistniała w tej szkole. Ta nieszczęsna debata i głosowanie miało otworzyć lub zamknąć drzwi szkoły przed Bogiem. To powinno wywołać oburzenie każdego katolika. Boga nie można poddawać pod głosowanie! Skoro jednak doszło do tej debaty, warto było się do niej maksymalnie dobrze przygotować. Mieliśmy świadomość, że cała ta sytuacja jest swoistym balonem próbnym wypuszczonym dla zbadania gruntu i porażka we wrocławskim LO otworzy drogę do kolejnych ataków na krzyż, przypuszczanych w innych szkołach i placówkach. Pojawił się pomysł rozdawania breloków w kształcie ryby z hasłem zaczerpniętym z Ewangelii św. Mateusza. Breloki wzbudzały duże zainteresowanie młodzieży, a debata zakończyła się sukcesem katolików. Krzyż został na swoim miejscu. Młodzież opowiedziała się po stronie Prawdy. To natchnęło nas, by zorganizować większą akcję z rozdawaniem breloków. Rozpoczęła się praca nad ich kształtem i treścią. Za cel postawiliśmy sobie rozprowadzenie ich w liczbie miliona i to się udało. Odnieśliśmy zwycięstwo także w kwestii obecności krzyża w szkołach. Następne takie ataki okazały się już słabe i nie zyskały rozgłosu – mówi członek Krucjaty Młodych.

 

Nawet najlepszy pomysł wymaga przełożenia na konkret, inaczej pozostaje tylko w sferze wyobrażeń. Tu akcja zdecydowanie przyspiesza. Konieczny jest pełny profesjonalizm. Dotarcie z akcją do jak największej liczby ludzi nie obędzie się bez zaangażowania w tą misję siły, jaką daje obecność w Internecie. Strona, fanpage na Facebooku to dla młodych ludzi często jedyne źródło informacji. Co nie istnieje w Internecie, dla nich nie istnieje wcale.

 

 – Staraliśmy się by akcja „Nie wstydzę się Jezusa” miała jak najbardziej profesjonalną oprawę graficzną. Współczesny młody internauta funkcjonujący „w sieci” i będący stale „online”, który codziennie przegląda setki stron internetowych jest w stanie bardzo szybko zaklasyfikować daną stronę jako interesującą lub przeciwnie, nieciekawą. Duży wpływ na odbiór projektu ma właśnie „opakowanie”, sposób w jaki twórcy komunikują się wizualnie z odbiorcą. Jeśli więc mieliśmy trafić do ludzi młodych, trzeba było dostosować formę przekazu do wymogów młodego odbiorcy. Jak to zrobić? Przyznając się do Jezusa współczesny człowiek musi się liczyć z niezrozumieniem, może nawet z odrzuceniem ze strony otoczenia. Ale przecież droga z Chrystusem to nie tylko męczeństwo, ale przede wszystkim wspaniała przygoda. Jezus to piękno, radość, to życie. Dlatego strona internetowa którą tworzyliśmy musiała być wysmakowana, świeża i żywa. Myślę że nam się to udało – twierdzi Jarosław Kozikowski, projektant breloka i strony mt1033.pl

Stworzyliśmy stronę internetową mt1033.pl, która była głównym miejscem promocji akcji – dodaje Paweł Momro. – Prowadziłem także fanpage na Facebooku stworzony przez kolegów z Krucjaty Młodych, który polubiło blisko 50 tys. internautów. Wykorzystaliśmy dostępne narzędzia, by mówić o Panu Jezusie i namawiać do noszenia breloka. Internet i wszystko, co z nim związane, okazało się w tym bardzo pomocne. Postanowiliśmy pokazać kwestie związane z wiarą w przestrzeni publicznej. Oczywiście to zaktywizowało wrogów Kościoła. Próbowali oni ośmieszyć naszą akcję, zakładając bluźnierczy profil na portalu społecznościowym. Doznali jednak kompletnej porażki. Ich bluźnierstwa „polubiło” kilka osób i na tym ich działalność się skończyła.

 

Internet to jednak za mało – stwierdzili organizatorzy akcji. Ruszyli w Polskę, by trafić bezpośrednio do tych, którzy mają odwagę nie wstydzić się Jezusa.

 

Pojawialiśmy się z naszą akcją na wielu spotkaniach młodzieży chrześcijańskiej, spotykając się z życzliwym przyjęciem i olbrzymim zainteresowaniem. Okazało się, że młodzież chce „Nie wstydzić się Jezusa”. Byliśmy zapraszani przez katechetów do szkół. Okazało się, że również w murach placówek edukacyjnych można i trzeba mówić o Jezusie. Głos ten musi być jednak jasny i wyrazisty, jakiekolwiek owijanie w bawełnę nie wchodziło w grę. Młodzież jest szczególnie wyczulona na fałsz i tylko czytelny przekaz ma szansę do niej trafić. Oczywiście spotykaliśmy się z głosami krytycznymi i negatywnymi opiniami wobec naszej akcji. Część osób ulega hasłu – „religia to sprawa prywatna”, zapominając o słowach, które są umieszczone na breloku – Kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się Ja przed moim Ojcem – przypomina Grzegorz Pabijan.

 

Takie spotkanie z osobami związanymi z akcją „Nie wstydzę się Jezusa” wspomina Marta.

 

Na jeden z naszych obozów harcerskich przyjechał elegancki pan z Krakowa. Zaprosił nas do pogadanki o wierze, o Panu Jezusie. I okazało się, że my wszyscy, a mamy w drużynie ludzi od 12 do 15 lat, wierzymy w Boga i bardzo złości nas, jak ktoś mówi, że wierzy, ale trochę się z tym chowa. Że w dzisiejszych czasach to niemodne, czasem nawet, że niedobre. Jak zobaczyliśmy te breloki, na których był krzyżyk i słowa Pana Jezusa, od razu chcieliśmy je mieć, wszyscy! Niektórzy brali po kilka, bo chcieli dać rodzicom i rodzeństwu, ja sama poprosiłam o trzy i moi rodzice bardzo chętnie przypięli je sobie do kluczy. A nasza cała drużyna przypięła sobie breloki do plecaków i jak wracaliśmy pociągiem do domu, to wszyscy ludzie nas pytali, skąd je mamy, bo chcieliby takie same – opowiada nastoletnia harcerka.


Akcja rozwija się, nabiera rumieńców. Pojawiają się nowe pomysły na to, by jeszcze skuteczniej ją promować, pokazując, że ludzi, którzy nie wstydzą się jest jeszcze więcej. Krąży wśród nas przecież stereotyp, że wiara przeszkadza w osiągnięciu sukcesu, przekonanie, że katolik to dobry człowiek, „ale co on może w życiu osiągnąć”. Zwłaszcza w świecie zdominowanym przez kult pieniądza i zysku. Walka z tym krzywdzącym stereotypem legła u podstaw inicjatywy „Znani z nami”.

 

 – Istota tej akcji polega na dodaniu odwagi młodym ludziom. Tym, którzy wierzą, ale tego nie pokazują, ale także tym niewierzącym, tak by ich zetknięcie się ze świadectwem wiary zaowocowało ich przemianą. Postanowiliśmy rozszerzyć naszą akcję na tzw. znanych ludzi. Część z nich już wcześniej była znana ze swego przywiązania do wiary, ale z czasem przychodziły nowe sygnały i namiary na potencjalnych uczestników „Nie wstydzę się Jezusa”. Przykładem może być Agnieszka Radwańska, której zaangażowanie w działania o charakterze patriotycznym było znane. Kiedy nasz tenisistka publicznie przyznała się do Jezusa, wywołało to szok, zwłaszcza w mediach niezbyt życzliwych katolicyzmowi – mówi Michał Wikieł, odpowiedzialny za akcję „Znani z nami”.

 

Jacy są ci „znani”? Religijność takich ludzi często staje się sprawą tabu. Tak jakby nie byli ludźmi, jakby fakt, że są na świeczniku, sprawiał, że nie mogą poszukiwać lub że już znaleźli Boga.

 

 – Miałem przyjemność spotykać się z tymi, którzy wyznali swoją wiarę publicznie. Konfrontowałem obraz tych ludzi, jakim karmią nas media z rzeczywistymi osobami. Z ich słabościami, rozterkami, świadectwem ich wiary. To było niesamowite przeżycie. Cześć z nich deklarowało, że są na początku drogi i dopiero uczą się wiary. Wyznanie wiary przez „znanych” wymagało od nich odwagi. Cześć z nich spotkało się z falą krytyki, zwłaszcza kiedy odnosili porażki. Jest to jednak sytuacja symptomatyczna. Z Jezusem jest się na dobre i na złe, albo nie jest się wcale. Były też i takie sytuacje, że niedługo po publicznej deklaracji osoby te odnosiły swoje największe sukcesy. Najlepszymi przykładem jest tu również nasza tenisistka, jak i piłkarze: Robert Lewandowski i Jakub Błaszczykowski – przypomina  Michał Wikieł.

 

Okazało się, że przykład i świadectwo tych osób przemówiły do wielu ludzi. Sytuacja, w której osoba znana z ekranu telewizji czy areny sportowej otwarcie wyznaje, że nie wstydzi się Jezusa, miała i ma swoją wielką siłę. Te świadectwa bowiem wciąż funkcjonują w sieci i internauci wciąż mogą się na nie natknąć – dodaje Wikieł. – Docierają do nas informacje o nawróceniach dzięki tym filmikom.


Jak bardzo poruszające są takie świadectwa mówi nam Janek, na co dzień noszący brelok. – Sam zamówiłem brelok dla siebie i swojej rodziny. Skłoniły mnie to tego filmiki na youtube, które obejrzałem przed Euro 2012. Tam Kuba Błaszczykowski i Robert Lewandowski mówili, że nie wstydzą się Pana Jezusa i to mnie zaskoczyło. Chodzę do szkoły, w której wiele osób nie chodzi na religię, śmieją się z księży, a ich rodzice bardzo brzydko się wypowiadają o Kościele. Powiem szczerze, że sam nie miałem długo odwagi się temu wszystkiemu przeciwstawić, trochę się bałem, że przestaną mnie lubić i grać ze mną w piłkę. Ale jak zobaczyłem piłkarzy reprezentacji Polski, którzy tak mądrze mówili o religii i pokazali ten brelok, to jakby więcej odwagi poczułem. I zamówiłem brelok i przypiąłem go wszędzie gdzie mogłem – do plecaka, do kluczy i do piórnika nawet, i nikt mi nic złego nie powiedział, a w piłkę nadal ze mną grają, bo jestem niezłym piłkarzem – wspomina mój rozmówca.

 

Każdy dzień, każda chwila wymaga by wypełnić ją treścią. Od nas zależy, czy będzie to czas dla Boga, czy skierowany przeciwko Niemu. Wiara wymaga odwagi. Nie ma innej możliwości, a świat nie ułatwia jej wyznawania.

 

Skonfrontowanie się z ludźmi wyszydzającymi i atakującymi wiarę wymaga odwagi. Z wrogością wobec katolicyzmu możemy się spotkać niemal wszędzie, w miejscu pracy, w szkole a nawet na spotkaniach w gronie rodzinnym. Takie sytuacje wymagają od nas jasnej i zdecydowanej reakcji. Co znaczy, że nie wstydzę się Jezusa? Nie pozwalam obrażać, reaguję na to, co się wokół mnie dzieje. To będzie kosztowało. Możemy zyskać opinię nawiedzonego, mogą nas otoczyć ostracyzmem. Popatrzmy, co się dzieje, w jaki sposób narasta nienawiść wobec katolicyzmu. W przyszłości przyznanie się do Jezusa może kosztować znacznie więcej, dlatego warto ćwiczyć się w cnocie odwagi – podsumowuje Arkadiusz Stelmach.

 

Łukasz Karpiel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie