2 września 2015

Na łamach „Tygodnika Powszechnego” O. Kasper Kaproń OFM nie bez satysfakcji obwieszcza koniec Christianitas. Czasy masowego Kościoła współdziałającego z państwem i kształtującego życie społeczne dobiegły już jego zdaniem końca. Przyszłość należy więc do niewielkich grup rozsianych po całym świecie. Podobny los ma czekać Polskę.


Czym jest owa Christianitas, o której pogrzebie pisze o. Kaproń? To epoka rozpoczęta za cesarzów Konstantyna i Teodozjusza, wzmocniona podczas reformy gregoriańskiej i za Innocentego III. To czasy, gdy Kościół „identyfikował się ze społeczeństwem” składającym się głównie z chrześcijan i determinował porządek społeczno-polityczny. Kiedy ta era się zakończyła? Duchowny nie pozostawia wątpliwości – podczas Soboru Watykańskiego II.

Wesprzyj nas już teraz!

O. Kaproń znajduje się pod wpływem postępowego hiszpańskiego jezuity Victora Codiny, twierdzącego, że „(…) chociaż spóźniony o kilka wieków, Sobór Watykański II skończył z paradygmatem Christianitas. Wydarzenie to może być wspaniałą okazją dla całego Kościoła, aby chrześcijaństwo mogło w całkowicie nowym stylu rozpocząć swoją misję. Stwarza bowiem okazję do przejścia z Kościoła tradycyjnego i Kościoła mas do Kościoła ludzi wolnych i głęboko przekonanych do wyznawanej wiary (…) z Kościoła klerykalnego identyfikowanego z hierarchią do Kościoła społeczności ludu Bożego, gdzie wierni świeccy stanowić będą większość i to oni staną się protagonistami dzieła nowej ewangelizacji”. W tej wizji Kościół jest „małą trzódką” rozsianą po świecie i żyjącą w diasporze. Nie zajmuje się prawem i doktryną, lecz „doświadczeniem osobistego spotkania z Panem”.

Doprawdy dziwna jest ta aprobata dla czegoś w rodzaju ponownego zejścia do katakumb. O ile zrozumiały jest sprzeciw wobec związanej niekiedy z masowością „bylejakości”, to czy dobrym rozwiązaniem jest ograniczenie liczby wierzących i tym samym lekceważenie kwestii zbawienia ich dusz? Albo V. Codina i Kaproń nie wierzą w piekło, albo zbawienie zwykłych ludzi ich nie obchodzi. Byłoby to – szczególnie w przypadku duchownych – przejawem skrajnie antychrześcijańskiej postawy.

Nie bardzo wiadomo też dlaczego czymś choćby w najmniejszym stopniu pozytywnym miałoby być oddawanie niechrześcijanom porządku doczesnego. Wszak to w czasach Christianitas powstały pierwsze uniwersytety, szpitale, wówczas też rozpoczęły się systematyczne badania naukowe. Co było w tym złego, że Kościół, upoważniony przez Boga do głoszenia Ewangelii, określał porządek publiczny? Skutki odejścia od oparcia ładu na chrześcijaństwie widzieliśmy w czasach komunizmu i nazizmu z milionami ofiar. Dostrzegamy je także dziś – związki homoseksualne, eutanazja i masowe aborcje będące okrucieństwem porównywalnym do Holocaustu. Świat po Christianitas nie jest więc czymś, co można tolerować. Między dobrem, a złem nie ma punktu pośredniego.

W tym świetle bolesna jest diagnoza o. Kapronia, jakoby czas Christianitas dobiegał końca także w Polsce. Jak zauważa duchowny „przygotowywałem się do kapłaństwa w seminarium zakonnym, które w latach 90. tętniło życiem: w nowym gmachu mieszkało tam ponad 60 kleryków, obecnie kształci się tam zaledwie 16 braci. Większość pomieszczeń, gdzie jeszcze kilka lat temu mieszkali klerycy, pełni dziś funkcję pokoi gościnnych”. Mimo zauważenia tego typu tendencji w polskim kościele, duchowny publikujący na łamach „Tygodnika” sprzeciwia się dążeniu do powiększenia liczby wiernych. Czyżby więc Polska przy milczącej aprobacie osób takich jak o. Karpoń miała podzielić los znajdujących się w duchowej ruinie krajów Zachodu?

Źródło: Tygodnik Powszechny

mjend

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram