27 lipca 2016

Torysi – gatunek wymierający

(Credit Image: © Emmanuele Contini/NurPhoto via ZUMA Press/FORUM)

Szerzącemu się w dzisiejszej Europie kołobłędowi cywilizacyjnemu (pojęcie ukute przez profesora Feliksa Konecznego) towarzyszy pomieszanie pojęć. Poczynając od mieszania skutku i przyczyny. Mówi się więc, że jesteśmy „w stanie wojny z terrorem”, nie zauważając (nolens volens), że terror jest tylko przejawem/symptomem/narzędziem, czegoś znacznie poważniejszego, co zaczęło się w VII wieku po Chrystusie, co ma zdecydowanie inną wizję Boga od wizji chrześcijańskiej (jak przypominał Benedykt XVI w 2006 roku w Ratyzbonie, nie da się pogodzić chrześcijańskiego Boga-Logosu z woluntarystyczną ideą Allaha) i w związku z tym wypowiedziało wojnę chrześcijaństwu, a co od początku nazywa się islamem.

 

Sposób walki w ciągu wieków zmieniał się (dzisiaj są to podrzucani do Europy przez Turcję setki tysięcy tzw. uchodźców i terroryści Państwa Islamskiego), ale cel jest ten sam.

Wesprzyj nas już teraz!

Zasadnicze pytanie jest jednak takie: kto ma dzisiaj bronić Krzyża? Dzisiaj bowiem po obu jego stronach wiszą sami źli łotrzy.

 

Z jednej strony muzułmańscy terroryści podrzynający gardło księdzu podczas Mszy Świętej, z drugiej ci, którzy od dziesiątków lat podminowują same podstawy cywilizacji chrześcijańskiej rewolucjonizując wszystko, a całkiem ostatnio zadają ciosy w zasady prawa naturalnego obowiązującego do niedawna w Europie, gdy chodziło o rodzinę i prawo do życia. Z jednej strony szariat, z drugiej – ustawodawstwo „równościowe” i walka z „mową nienawiści”.

 

Tzw. prawo do aborcji i prawo do zawierania „małżeństw” jednopłciowych jest dzisiaj powszechnie traktowane na Zachodzie jako prawa słusznie nabyte. W tej sprawie panuje konsensus zarówno między lewicą – dziedziczką idei 1789 i 1968 roku, jak i tymi, którzy nazywają siebie konserwatystami, nawet tzw. antysystemowymi.

 

Dzisiaj ani Front Narodowy Marine Le Pen czy niemiecka Alternatywa dla Niemiec nie zamierza w żaden sposób angażować się w rewizję tych „praw”. Wielokrotnie te i inne antyimigracyjne ugrupowania publicznie to deklarowały. Jak można jednak być „obrońcą zachodnich wartości”, jeśli jednocześnie opowiada się za kontynuacją polityki, która najskuteczniej uderza w podstawy zachodniej cywilizacji?

 

No, chyba że – jak przystało na czasy cywilizacyjnego kołobłędu – mamy do czynienia z kolejnym pomieszaniem pojęć, które karze umieszczać w katalogu „zachodnich wartości” wspomniane „prawa”. Bezobjawowy konserwatyzm nie ma żadnych szans w starciu z islamskimi radykałami.

 

Klasycznym przykładem konserwatyzmu wypłukanego z wszelkich wartości, konserwatyzmu, który wycofał się z walki na najważniejszym froncie, na którym decydują się sprawy życia i śmierci, rodziny lub jej destrukcji, jest współczesna brytyjska Partia Konserwatywna.

 

Torysi pod kierownictwem Davida Camerona w całości przejęli dziedzictwo blairyzmu, czyli ustawodawstwo równościowe („prawa gejów”) wraz z towarzyszącą mu penalizacją „mowy nienawiści”. W 2013 roku rząd Camerona przeforsował w Izbie Gmin prawo wprowadzające do Zjednoczonego Królestwa tzw. „małżeństwa” jednopłciowe. Jedną z konserwatywnych posłanek, która wtedy podniosła rękę za tą ustawą była Teresa May, wówczas (od 2010 roku) minister ds. równościowych (equality minister) w gabinecie Camerona.

 

Ewolucja myśli i czynu następczyni Camerona na stanowisku premiera Jej Królewskiej Mości jest symbolem degrengolady całej partii torysowskiej. W 2000 roku, gdy torysi byli w opozycji, popierała w parlamencie projekt zakazu homoseksualnej propagandy w szkołach. Dwa lata później popierała projekty, które miały zakazać prawa do adopcji dzieci przez homoseksualne „małżeństwa”. W tym samym czasie posłanka May niejednokrotnie deklarowała się nawet jako „pro-life”.

 

Parę lat później, gdy z ław opozycyjnych przesiadła się do ław rządowych, Teresa May doznała prawdziwego przewrotu kopernikańskiego. W 2010 roku, krótko po otrzymaniu ministerialnej nominacji, oświadczyła w wywiadzie dla BBC: „W odniesieniu do prawa do adopcji przez jednopłciowe małżeństwa, zmieniłam zdanie. Tak, dzisiaj inaczej bym zagłosowała. W sprawie adopcji dzieci przez gejów zmieniłam zdanie, ponieważ przekonano mnie, że jeśli patrzymy na przyszłość dziecka, lepiej jest dla niego, gdy ma możliwość bycia w stabilnym, rodzinnym środowisku – czy to pary heteroseksualnej, czy pary gejów. Sądzę, że ważniejsze jest, by dziecko żyło w stabilnym i kochającym otoczeniu. I szczerze zmieniałam zdanie w tej kwestii”.

 

Gejowskie „małżeństwo” jako „stabilna, kochająca rodzina”? Robert Biedroń by lepiej tego nie ujął.

 

Ale to nie koniec deklaracji „konserwatywnej” premier Zjednoczonego Królestwa. Krótko przed przeprowadzką na Downing Street 10 Teresa May publicznie zadeklarowała: „Gdy rozpoczęłam kampanię o przywództwo [w partii konserwatywnej] opierałam się na mojej wierze w budowaniu kraju, który działa dla wszystkich. Centralnym punktem tej wizji jest zaangażowanie na rzecz równości i ja zawsze będę występować na rzecz praw ludzi LGBT. […] Dla mnie równość polega na sprawiedliwości. Po prostu jest czymś złym, gdy kogoś spotyka dyskryminacja lub złe traktowanie z powodu tego kim jest lub kogo kocha. Konserwatywny rząd pod moim kierownictwem będzie w sposób jednoznaczny zaangażowany we wspieranie ludzi LGBT i w kontynuowanie istotnego zadania radzenia sobie z mową nienawiści, homofobią i transfobią, zarówno w Zjednoczonym Królestwie, jak i na całym świecie”.

 

A teraz pytanie: czym różni się Teresa May od Baracka Obamy, Hillary Clinton czy Francois Hollande’a? I dlaczego to nie Magdalena Środa została premierem Zjednoczonego Królestwa?

 

Grzegorz Kucharczyk

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie