30 lipca 2015

Tonąca PO „tęczowej” cenzury się chwyta

(fot. Krystian Maj/FORUM )

Podniesienie kwestii tzw. mowy nienawiści na dwa miesiące przed końcem kadencji jest politycznym zagraniem ze strony PO. Przepisy chroniące przed znieważaniem już w Polsce istnieją. Natomiast proponowana ustawa zrównuje sytuację środowisk LGBT z największymi dramatami ludzkości – mówi w rozmowie z PCh24.pl Jerzy M. Ferenz z Instytutu Ordo Iuris.

 

Czy istnieje ryzyko, że ustawa o mowie nienawiści proponowana przez Platformę Obywatelską zdąży zostać wprowadzona jeszcze w trakcie tej kadencji?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jest to realne, aczkolwiek wymagałoby to dużej determinacji koalicji rządzącej. Zostały jeszcze trzy posiedzenia sejmowe i senackie w tej kadencji. Teraz dopiero zaczyna się na nowo praca nad ustawą w podkomisji. Podkomisja musiałby stworzyć przepisy, potem sprawę rozpatrzyłaby komisja, następnie sejm, senat a na końcu prezydent. A przecież są jeszcze wakacje sejmowe w sierpniu. W normalnych warunkach ryzyko przejścia tej ustawy byłoby niewielkie, ale jeśli jest wola polityczna ku temu, to można pracować w podkomisjach i komisji codziennie, przyspieszając tempo procesu legislacyjnego tak, aby osiągnąć zamierzony cel. W praktyce w tak krótkim czasie rzadko kiedy udaje się uchwalić ustawę. Jednak przykład ustawy o uzgodnieniu płci wskazuje, że prace, które toczyły się bardzo wolno, potrafią na ostatniej prostej tak przyspieszyć, że to czego się nie zrobiło przez wiele miesięcy, nagle uchwala się w dwa miesiące.

 

Co się stało, że nagle Platformie zaczęło tak na tym zależeć? Lewicowe projekty w tej sprawie istnieją od 3 lat.

 

Trzeba zwrócić uwagę, że zmienił się rząd i premier, zmienili się ministrowie i zmieniła się też sytuacja polityczna, sondaże. Wydaje mi się to ruch czysto polityczny. Jeżeli wolą byłoby uchwalanie takich projektów to można to było przedyskutować na spokojnie w trakcie kadencji. Jeszcze w 2012 roku osobiście brałem udział w spotkaniu z panią minister Kozłowską-Rajewicz. Już wtedy było dyskutowane zagadnienie tzw. „mowy nienawiści”. Pamiętam też inne spotkania, chociażby w ministerstwie sprawiedliwości gdzie poruszano temat uzgadniania płci i nawet wypracowano rozsądny kompromis, ale ustawa poszła w inną stronę, bo zakończyła się misja ministra Biernackiego i ministra Królikowskiego. W tym przypadku tempo tworzenia ustawy budzi wątpliwości, co do rzeczywistych motywacji takiego postępowania – czy chodzi o uzupełnienie ustawodawstwa, czy pozyskanie elektoratu o światopoglądzie lewicowym.

 

Jeśli rządzący przeforsują ustawę to jakie słowa mogą zostać uznane za przejaw mowy nienawiści wobec homoseksualistów i transseksualistów?

 

Podstawowy problem polega na tym, że wprowadza się do różnych przepisów przesłanki tożsamości płciowej i orientacji seksualnej, nie zważając na dotychczas istniejące regulacje. Zgodnie z proponowanym kształtem ustawy, nazwanie kogoś na ulicy „ty pedale” byłoby znieważeniem. Musimy jednak od razu powiedzieć, że w tej chwili, to także jest znieważenie, karane na podstawie art. 216 k.k.. Jeżeli do kogoś zwrócimy się w ten sposób, a ktoś poczuje się obrażony, a sąd stwierdzi, że takie określenie jest znieważające, to już na podstawie aktualnego stanu prawnego może on ponieść konsekwencje prawnokarne. Dlatego też nie ma potrzeby wprowadzania zmian.

Podczas prac podkomisji padł argument, że jeden z raperów nawoływał w piosenkach do zabijania homoseksualistów. Problemem miało być to, że nie ma przepisu na podstawie którego można by go ścigać. Ja wtedy zadałem pytanie, czy ważne jest to, że nawoływał do zabijania homoseksualistów, czy ważne jest to, że nawoływał do zabijania człowieka w ogóle. Oczywiście jeżeli rzeczywiście nawoływał, bo treści piosenki nie znam. W tym przypadku także nie ma potrzeby wprowadzania nowych regulacji prawnych, bo jeśli chodzi o nawoływanie do zabijania ludzi, to istnieje na to przepis w Kodeksie Karnym. Zgodnie z art. 255 § 2 k.k. jest to przestępstwo.

Nowe przepisy mają rzekomo zapewniać ochronę, gdyż obecnie nie można karać za przestępstwo nienawiści. To także nieprawda. Jeżeli ktoś pobije, czy znieważy człowieka dlatego, że jest osobą homoseksualną, to istnieją w Kodeksie Karnym artykuły, które mówią o motywacji sprawcy. Jeśli sąd uzna, że motywacją do przestępstwa była „homofobia” i z tego tytułu ktoś powinien otrzymać wyższą karę, to ma taki instrument. Dotyczy on każdej motywacji. Po co więc mnożyć przepisy, które istnieją. A tutaj wymienia się tylko kilka kategorii: orientacje seksualne czy tożsamość płciową. Jest to wątpliwe ze względu na równość wobec prawa, poczucie sprawiedliwości. Nie wymienia się na przykład osób bezdomnych. Wydaje mi się, że w tej kadencji sejmu dużo częściej rozmawiano o osobach LGBT, niż o bezdomnych, czy głodnych dzieciach. To jest pewnego rodzaju niesprawiedliwość.

Kolejny argument wnioskodawców głosi, że nowy przepis ma być instrumentem wychowawczym. Walka z dyskryminacją nie powinna budzić wątpliwości, ale czy prawo karne jest do tego właściwym instrumentem? Czy państwo powinno wychowywać przez mnożenie przepisów prawa karnego? Tutaj można mieć wątpliwości zwłaszcza, że z samej Konstytucji wyprowadza się zasadę ultima ratio. Oznacza ona, że prawo karne powinno być stosowane w ostateczności. Tu nie ma takiej sytuacji.

Ponadto częstym argumentem zwolenników wprowadzenia szczegółowych regulacji dotyczących mowy nienawiści jest to, że już dziś istnieją przepisy, które chronią ze względu na wyznanie, bezwyznaniowość, czy narodowość. Tak, są takie przepisy. Właśnie do nich projektodawcy chcą dopisać orientację seksualną i tożsamość płciową. Warto jednak wskazać na miejsce, gdzie znajdują się aktualnie obowiązujące przepisy. Są one umieszone w dziale przestępstw przeciwko ludzkości. Warto sobie odpowiedzieć na pytanie, czy obrażanie kogoś ze względu na jego orientację, pasuje do tego miejsca w kodeksie. Ponadto te przestępstwa mają pochodzenie historyczne. Ich geneza sięga takich dramatów ludzkości, jak mordowanie katolików w PRL, czy holokaust w trakcie II Wojny Światowej. Czy naprawdę chcemy te dramaty losów ludzi równoważyć z problemami homoseksualistów? Wydaje mi się, że te kategorie do siebie nie pasują.

 

Czy możemy żywić obawy, że ustawa będzie cenzurą wymierzoną w katolików? Czy będzie można skazać kogoś za nazwanie homoseksualizmu grzechem?

 

Nie ograniczałbym tego do katolików. Ustawa proponuje wprowadzenie nowego znamienia czynu zabronionego – „tożsamości płciowej”. Jest ono nieostre, nie wiadomo czym do końca jest. Jeśli ktoś by do mnie powiedział, „nosisz pedalską koszulę”, bo miałbym na sobie różową koszulę, to nie zostałbym urażony ze względu na orientację, bo jestem heteroseksualny. Natomiast, jeżeli chodzi o moją męskość, tożsamość płciową – to czy właśnie ktoś mnie nie znieważył? Tu znajduje się istota problemu, bowiem kiedy ustawodawca posługuje się językiem nieprecyzyjnym, prowadzi to do sytuacji, kiedy ludzie nie będą wiedzą, co jest zakazane, a co nie. To powoduje to tzw. chilling effect – efekt mrożący w dyskusji publicznej. Nawet jeśli zakaz jest węższy, to sfera niewiedzy, co jest zakazane, powoduje, że ograniczenie praw jednostki przez prawo karne staje się faktycznie szersze. To bardzo niebezpieczne z perspektywy wolności słowa jednostki.

Jakbyśmy nie oceniali sformułowania o „pedalskiej koszuli” to jego używanie lub nie wynikać powinno z kultury osobistej, a nie być przedmiotem penalizacji. Myślę, że na podstawie tych przepisów sformułowanie „homoseksualizm to grzech” nie będzie karane, ale nie mogę mieć takiej pewności. Wchodzimy na bardzo subiektywny grunt niedookreślonych pojęć, przez co trudno jednoznacznie stwierdzić, czy takie sformułowanie, nie stanowiłoby obrażania uczuć pewnej grupy. Ja sam mam wątpliwości w tej sprawie, jednak prawdziwy problem będzie miał sąd, który będzie decydował oraz osoba, która zasiądzie na ławie oskarżonych. To jest jedna wielka niewiadoma, a tworzenie w pośpiechu niedoskonałych przepisów prawa karnego, które tworzą nieostry zakres zakazu jest bardzo niebezpieczne, a w niektórych sytuacjach nawet niedopuszczalne z perspektywy zgodności z Konstytucją.

Prawo karne wyznacza granice, a jednostka musi wiedzieć, gdzie się one znajdują. Jeśli nie będziemy wiedzieli, co jest rzeczywiście zakazane, to z ostrożności będziemy robić mniej, żeby nie ponieść odpowiedzialności karnej. Wobec tego ta ustawa będzie istotnym ograniczeniem wolności wypowiedzi i dyskusji.

 

 

Jerzy M. Ferenz – ekspert  Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.

 

Rozmawiał Michał Wałach

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie