20 marca 2020

Tomasz A. Żak: Zaraza, czyli prawda

(fot. pixabay)

O zarazie, która wyniszcza polski teatr mówi się już od dawna. I ja niejednokrotnie do tego wracałem w swoich tekstach i wypowiedziach. Owa epidemia światopoglądowej jednostronności, gdzie nie ma miejsca na miłość Ojczyzny, a tym bardziej wiarę w Boga, rozpełzła się od gór do morza. A im dłużej to trwa, im więcej osób ma kontakt z tym swoistym wirusem, tym sztuka teatru traci również swe walory warsztatowe. Innymi słowy, gdzie choruje mózg, tam i ciało wiotczeje.  I ot spotkała nas wyjątkowa „niespodziewanka”, w efekcie której użycie słowa „zaraza” nabiera nowych znaczeń.   

 

Prawda nie leży pośrodku

Wesprzyj nas już teraz!

Z niejakim rozbawieniem zarejestrowałem wybity wielkimi czcionkami Gazety Wyborczej tytuł odnoszący się do obecnej sytuacji polskiej kultury: „Takiego kryzysu w polskiej kulturze jeszcze nie było”. No, no – pomyślałem – środowisko, które od dziesięcioleci jest głównym promotorem marksizmu kulturowego, który degeneruje polski genotyp tożsamościowy, zauważyło, że jest źle. Tak pomyślałem, ale właśnie rozbawiony (i to pomimo sytuacja za oknem dalekiej od śmiechu), bo oczywiście taka refleksja nie jest możliwa na ul. Czerskiej. Oni, nawet kiedy woda wleje im się do ust, dalej będą śpiewali hymny na cześć tych, którzy wywiercili dziurę w statku, jakim jest Polska. I faktycznie, autorka przywołanego tekstu, pani Dłużewska, ten „kryzys”, o którym pisze, a który rzecz jasna jest efektem epidemii koronawirusa, widzi w „zamkniętych kinach, teatrach, muzeach i bibliotekach, odwołanych koncertach, festiwalach, premierach”. No i przewiduje (skądinąd słusznie) nieuchronne zadłużenie instytucji kultury oraz nadchodzącą biedą ludzi w kulturze i dla kultury pracujących.

 

Inny publicysta, dość znany po tzw. prawej stronie, z tejże samej sytuacji wyciąga zupełnie odmienne wnioski, którymi zechciał podzielić się z czytelnikami na portalu informacyjnym wRealu24.pl. Otóż dla niego zamknięte muzea, teatry i kina to zdarzenie opatrznościowe, bo „nieczystość i grzech”, którymi charakteryzuje się obecnie kultura, nie będą mogły docierać do ludzi, bo „bluźnierstwa i niemoralność” zostały „zamrożone”. I wszystko to dosadnie puentuje stwierdzeniem, że  „rynsztok został powstrzymany”. Zdecydowanie zasmucił mnie pan Błaszkowski  tym swoim niewczesnym triumfalizmem i dodatkowo wchodzeniem w rolę jakiegoś „ambasadora Nieba”, który nam wieszczy nadchodzącą „karę Boga Sprawiedliwego”. To niestety nader modelowa postawa ludzi nie rozumiejących roli kultury w życiu społeczeństw i narodów. W efekcie takich myślicieli mamy niezagrożoną konsumpcję fruktów zwycięskiego marszu marksistów na instytucje kultury i polską kulturę w stanie rezerwatowym i z doraźnymi kroplówkami, które aplikuje tejże kulturze obecna władza. 

 

Prawda droższa pieniędzy

Heroldzi postmodernizmu i permisywizmu, jak ci z Gazety Wyborczej, są wokół nas niczym ogniska zarazy. Ich artystyczni „podopieczni” przecież od lat i skutecznie zmieniają świadomość Polaków, zmieniają polską kulturę. To, że jesteśmy inni niż 50, niż 30 lat temu, to oczywiste. Ale ta istotna inność to nie lepsze roboty kuchenne, czy smartfony; nie elektroniczne albumy zdjęć z egzotycznych wakacji czy kilometrowe markety pełne wszystkiego. To raczej powszechna zgoda na związki pozamałżeńskie i jeszcze nie powszechna, ale już nie marginalna na opluwanie wiary katolickiej i jej kapłanów. To pełna miłosierdzia akceptacja dla rozwodników i przepełniona tolerancją akceptacja dla homoseksualistów. To zgoda na tezę o bandytach z podziemia antykomunistycznego i o przyczynach rzezi wołyńskiej uzasadnionych krzywdami wyrządzonymi przez Lachów.  To również mała odporność na kłamstwo o „wyssanym z mlekiem antysemityzmie Polaków” i o „polskich obozach koncentracyjnych”.   

 

A ta „nasza strona” wojny kulturowej… Gdyby się trzymać porównania z zarazą, to panowie oficerowie tzw. prawicy są niczym nosiciele wirusów. Dzisiaj nie zarażają, ale ich przedmiotowe i pełne ignorancji traktowanie kultury nijak nie pozwala na optymizm. I od razu, dla jasności tego wywodu, należy powiedzieć, że nie tyle chodzi mi o rządzące Prawo i Sprawiedliwość, a raczej o te ugrupowania „bardziej na prawo”, które możemy kojarzyć z Konfederacją. Dowodnie to wykazały programy wyborcze w zakresie kultury, które onegdaj opisywałem. Jeszcze bardziej dowodnie widać to w mediach drukowanych i elektronicznych firmowanych przez  polską prawicę, gdzie normą jest lekceważenie uczuć wyższych ubranych w artystyczne kreacje. W efekcie ludzie prawi są pozbawieni  szans na sztukę, która zaspakajałaby ich potrzeby estetyczne i duchowe. Wykluczeni z kultury będącej w rękach wroga, nie mają tak naprawdę „swoich” teatrów, galerii sztuki czy festiwali. a nie mają przede wszystkim dlatego, że o nich nie wiedzą. A nie widzą, bo nie ma dla takich informacji miejsca ani w programach partyjnych prawicy, ani w mediach, które tę prawicę chcą popierać. Bo takie dobre rzeczy w Polsce się dzieją, ale z reguły „umierają” niezauważane.

 

Jedynie prawda jest ciekawa

Można by rzec, że we własnym kraju polska kultura jest w stanie nieustającej kwarantanny, a jedynie czasem można ją odnaleźć  w jakimś rezerwacie, niczym w leprozorium. A wokoło, wszędzie zarażają nas kolejnymi mutacjami marksizmu i to bez względu na to, czy chcemy, czy nie chcemy. Seksualizacja dzieci w przedszkolach to już fakt, podobnie jak i ideologia gender w szkołach podstawowych. Uczniowie ze szkół średnich są już materiałem na bardziej zaawansowaną indoktrynację lewacką, w której jako obowiązkowe mamy  lekcje z pedagogiki wstydu z jednaj strony, a z drugiej z nienawiści do Kościoła. I oczywiście najłatwiej i najskuteczniej jest to realizowane przy pomocy działań kulturowych, a konkretnie artystycznych, czego liderem jest sztuka teatru. A wiadomo, że ekran, jak i scena przyciągają jak magnes. Najpierw egzaltują i fascynują,  a potem stają się środowiskowym wyróżnikiem przynależności do „lepszej klasy”. Tak, to jest epidemia.

 

Słyszę te głosy o „karze Bożej”, która dzisiaj dotknęła świat za jego bezeceństwa. Słyszę tych mądrali, którzy już widzę przyszłość „oczyszczoną z brudu dnia dzisiejszego”. Nikt jednak nawet się nie zająknie, jak to możliwe, aby to, co ogniem wypalone odżyło albo chociaż dało się ekshumować i ożywić, albo wręcz odtworzyć z jakiegoś materiału genetycznego. Ale żeby to było możliwe trzeba taki materiał mieć, jeżeli już nie na „prawicowej arce Noego”, to chociaż w jakiejś lodówce. Tymczasem nic mi nie wiadomo swoją drogą, aby ktoś arkę budował ani, aby jacyś ludzi starali się wypełnić tę opatrznościową zamrażarkę kulturą, która będzie „za chwilę” potrzebna do życia naszym dzieciom. A przecież to właśnie trzeba robić. I czas zarazy, dany nam teraz, który tak wyostrza pejzaż, jest niezwykłą okazją do zdefiniowania polskości w kulturze, tak po norwidowsku – „bez światłocienia”.

 

Roimy sny o innym lepszym świecie, kiedy już ten „ukoronowany” wirus odejdzie. Ale jedynym realnym kulturalnym programem „na potem” zdaje się być na razie ten, który onegdaj wyśpiewała radziecka piosenkarka Tamara Miansarowa: „Zawsze niech będzie słońce, zawsze niech będzie niebo (…) zawsze niech będę ja…”

 

 

Tomasz A. Żak

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie