Ani Helsińska Fundacja Praw Człowieka, ani żadna inna organizacja zajmująca się piętnowaniem ksenofobii czy mowy nienawiści, nie kontaktowała się z nami w tej sprawie. Nigdy nas nie wsparły, można więc zaryzykować tezę, że nie dostrzegają w tym nic niestosownego – powiedziała mecenas reprezentująca w sądzie Polkę znieważaną przez niemieckiego pracodawcę.
Sąd przesłuchał już wszystkich świadków w procesie, który Natalia Nitek-Płażyńska wytoczyła Hansowi G., niemieckiemu przedsiębiorcy, współwłaścicielowi spółki działającej w naszym kraju. Miał on krzyczeć pod adresem swoich pracowników, że „rozstrzelałby wszystkich Polaków”, deklarować nienawiść do naszych rodaków i określać samego siebie jako hitlerowca.
Wesprzyj nas już teraz!
Mecenas Monika Brzozowska-Pasieka, która przed gdańskim Sądem Okręgowym reprezentuje poszkodowaną Natalię Nitek-Płażyńską oraz Redutę Dobrego Imienia, opowiedziała portalowi TVP Info o przebiegu i okolicznościach procesu.
– Od oskarżonego dowiedzieliśmy się (…), że tylko raz zdarzyło mu się użyć podobnych określeń. Tymczasem z przebiegu procesu wynika, że pozwany nieraz już odnosił się do swoich pracowników w ten sposób. Pozwalał sobie na to również w poprzednim miejscu pracy, o czym zeznali świadkowie – stwierdziła mecenas.
– Podobne odzywki do pracowników, jak wynika z przebiegu procesu, nie były czymś incydentalnym. Pozwany uznał, że może w ten sposób wyrażać swoje emocje. Po prostu traktował swoich polskich pracowników jako istoty gorsze i nie ma na to innego wytłumaczenia – dodała prawnik.
– Powódka spytała, czy pozwany leczy się, korzysta z porad psychologa. Usłyszała odpowiedź, że nic z tym nie robi. A to oznacza, że uznaje swój sposób zachowania, tzn. wykrzykiwanie, że jest hitlerowcem i że najchętniej by nas pozabijał, za coś zupełnie naturalnego – zauważyła mecenas Brzozowska-Pasieka.
Zarówno zeznania Natalii Nitek, jak i innych świadków mówią, że Hans G. wyrażał pogardę wobec Polaków nie tylko w chwilach wzburzenia, ale również „na zimno”. Swoje twierdzenia formułował w taki sposób jakby wygłaszał wykład.
Powódka domaga się przeprosin i 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz Muzeum Piaśnickiego w Wejherowie. – Ta kwota wydaje się duża, ale w naszej ocenie adekwatna do jego czynu. Ma mieć ona charakter przypomnienia niemieckiemu przedsiębiorcy, który chce zabijać Polaków, gdzie jest i czego szczególnie tu nie wolno robić. Może mieć poglądy, jakie chce, w porządku, został wychowany tak, a nie inaczej, ale skoro przyjechał do Polski i w dodatku ma firmę, gdzie jego niemieccy rodacy popełnili takie zbrodnie, to musi wiedzieć, czego nie powinien robić. Te 150 tysięcy mają mu o tym przypomnieć – uzasadnia prawnik.
Mecenas podkreśliła: – Ani Helsińska Fundacja Praw Człowieka, ani żadna inna organizacja zajmująca się piętnowaniem ksenofobii czy mowy nienawiści, nie kontaktowała się z nami w tej sprawie. Nigdy nas nie wsparły, można więc zaryzykować tezę, że nie dostrzegają w tym nic niestosownego.
Źródło: TVP Info
RoM