16 października 2017

Tego chcą lewacy: upolitycznić wszystko, podzielić wszystkich!

(fot. Fot. Wojciech Krynski / FORUM)

Czy legalizacja mordowania nienarodzonych i narzucenie homo-małżeństw to dla lewaków zbyt mało? Wiele wskazuje, że tak. Rewolucjonistom obyczajowym nie wystarczy bowiem ograniczenie się do tych kwestii. Ich program obejmuje wszystkie sfery funkcjonowania człowieka. Żadna sfera nie może pozostać wolna od ich aktywności. W efekcie w żadnej nie pozostaje już miejsce na jedność społeczną.

 

Jak zauważa John Horvat II, Ameryka wkroczyła w drugą fazę wojny kulturowej. W jej poprzednim etapie batalia toczyła się o kwestię aborcji czy związków homoseksualnych. Lewica niszczyła zatem fundamenty ładu naturalnego, jednak batalia toczyła się przede wszystkim na sądowych wokandach czy na scenie politycznej. Dzięki temu wiele sfer życia pozostawało nienaruszonych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Te czasy dobiegły jednak końca – zauważa publicysta. Obecna, anarchistyczna faza rewolucji kulturowej w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się podczas zajść w Ferguson (2014 rok), Baltimore (2015 rok) Dallas (2016 rok). Jednak do prawdziwego apogeum doszło w sierpniu 2017 roku w Charlotesville. Erupcja przemocy, chaos i pogarda dla porządku publicznego przyczyniły się do anarchizacji życia.

 

To wszystko stanowi dla lewicy doskonały pretekst do rozszerzenia swojej agendy. Wszak w czasach pierwszej fazy rewolucji istniało jeszcze miejsce dla chrześcijańskiej tradycji. Została wprawdzie zepchnięta do sfery prywatnej, ta jednak pozostawała nienaruszona. Tymczasem obecna rewolucja kulturowa nie może zdzierżyć istnienia tradycyjnej cywilizacji nawet w sferze prywatnej.

 

„W tym kontekście wszystko, co zachowuje ślady chrześcijańskiego porządku podlega polityzacji i polaryzacji. Chodzi tu zarówno o symbole, sport, ciastka ślubne, jak i restauracje. Co więcej, nowa liberalna ofensywa stara się przypisać chrześcijańskiemu ładowi wszelkie zło z odległej przeszłości, jako środek eliminacji pamięci o prawie moralnym” – zauważa John Horvat II.

 

Wszystko jest polityczne

Jak twierdzi publicysta, współcześnie każda kulturowa kwestia może stać się „platformą rewolucji”. Zostaje ona oderwana od swojego rzeczywistego kontekstu i upolityczniona. W efekcie fakty przestają się liczyć, a dominuje ideologiczna batalia. W sporze o pomniki z Charletosville nie chodzi o same monumenty. W sporze o zmiany klimatu nie chodzi o fakty dotyczące ocieplenia. W amerykańskich aferach o toalety transgenderowe nie chodzi o same toalety. To wszystko jedynie preteksty – trampoliny wykorzystywane do niszczenia wiary i cywilizacji.

 

Dobitnego przykładu wciągnięcia każdej sfery życia w konflikt polityczny dostarcza futbol amerykański. Podczas poprzedzającego rozpoczęcie sezonu 2016 roku meczu znany amerykański futbolista Colin Kaepernick usiadł w trakcie odgrywania hymnu narodowego. Jak twierdził, uczynił to na znak protestu przeciwko przemocy wobec czarnych. Ten gest wywołał burze w apolitycznym, ale patriotycznym środowisku amerykańskich futbolistów. Choć prowokator spotkał się z negatywną reakcją (wielu innych sportowców zaczęło klękać na dźwięk „Star-Spangled Banner”), to sam jego akt świadczy o rozpoczęciu swego rodzaju nowej epoki. „Przez pokolenia” – zauważa John Horvat II – „futbol był najbardziej apolitycznym i nieideologicznym sposobem spędzania wolnego czasu w Ameryce. Istotnie, stanowił punkt jedności, przezwyciężający polityczne różnice i sprzyjający zdrowej lokalnej walce. Niechęć do futbolu uważano wręcz za antyamerykańskie”. Te czasy się jednak skończyły. „Nic nie może zostać niedotknięte przez liberalnych strażników naszej kultury. Nawet futbol zostaje upolityczniony i znajduje na pierwszych liniach Amerykańskiej Wojny Kulturowej”.

 

Nie istnieje zatem sfera wolna od upolitycznienia i od aktywności kulturowych rewolucjonistów. To zagrożenie nie tylko dla chrześcijaństwa, lecz również dla jedności narodowej. Skłóceni przy okazji wyborów czy spraw w Sądzie Najwyższym obywatele jednoczyli się przy okazji wydarzeń sportowych czy rodzinnych. Obecnie i te sfery stały się miejscem podziałów. Ostre spory wchodzą do rodzin. Przypadki zrywania relacji, odcinania dziadków od kontaktów z wnukami czy odmowy wspólnego świętowania zdarzają się coraz częściej.

 

Działać, nie uciekać !

Cóż zatem powinni uczynić w tej sytuacji amerykańscy konserwatyści? Część z nich odpowiada, że wojna kulturowa została już przegrana. Propagatorzy tak zwanej opcji benedyktyńskiej twierdzą wszak, że momentem przełomowym okazała się decyzja Sądu Najwyższego o legalizacji homo-małżeństw z 2015 roku. Od tej pory tradycyjni chrześcijanie powinni zatem wycofać się z przestrzeni publicznej w zacisze własnych rodzin czy mniejszych wspólnot. Tam też winni zająć się pielęgnowaniem tradycji i kultury w oczekiwaniu na lepsze czasy.

 

Zdaniem Johna Horvata II tego rodzaju eskapizm to jednak błędna droga. Oznaczałby bowiem zgodę na marginalizację. Tymczasem chrześcijaństwo jeszcze nie zginęło. Przeciwnie, lewacka furia, bezwzględny zapał niszczenia pozostałości dawnego porządku wskazuje na coś odwrotnego. Świadczy bowiem o tym, że rewolucja wciąż boi się wiernych Chrystusowi.

 

Odpowiedź na rewolucję jest jego zdaniem jedna: „zasady chrześcijańskiego ładu muszą zostać w pełni przyjęte w ich potężnej integralności. Rzeczywiście, teraz jest czas, by pokojowo proklamować wiarę w jej pełni w sferze publicznej”. 

 

Wojna polsko-polska

Amerykańskie upolitycznienie każdej sfery życia i spiętrzenie podziałów społecznych nasuwają na myśl sytuację w Polsce. Wszak nasze społeczeństwo także pozostaje mocno podzielone. Główna oś sporu przebiega tu pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami aktualnie rządzącej partii. Polskie podziały, w przeciwieństwie do amerykańskich w mniejszym stopniu wynikają jednak z różnic w sprawach fundamentalnych. Nie chodzi w nich o wojnę kulturową, o kwestie obrony życia poczętego, obecność chrześcijaństwa w sferze publicznej et cetera. Wprawdzie sprawy te budzą silne emocje, ale nie one najbardziej rozpalają atmosferę.

 

Kość niezgody leży gdzie indziej: ustrój sądowniczy, polityka społeczna i zagraniczna et cetera. Sprawy te powinno się jednak rozstrzygać podczas racjonalnego namysłu i spokojnej debaty. Niekiedy wymagają one wszak eksperckiej wiedzy, a „jedynie słuszne” rozwiązania niekoniecznie w nich istnieją.

 

Tymczasem u nas sprowadza się je do walki „swojego” z „wrogiem”. Ten pierwszy oczywiście zawsze i w każdym aspekcie ma rację. Czy zwolennik Jarosława Kaczyńskiego dopuści przekonanie, że zdarza się, że argumenty przeciwnika politycznego są rozsądne? Czy w ogóle raczy je wziąć pod uwagę? Czy przedstawiciel opozycji totalnej przyzna rację znienawidzonemu prezesowi PiS, w jakiejkolwiek, najdrobniejszej choćby kwestii?

 

W gruncie rzeczy w wojnie polsko-polskiej nie chodzi o sprawy merytoryczne. Tak naprawdę rzecz sprowadza się do tego czy u koryta są nasi czy nie. Czy rządzi znienawidzony (lub uwielbiany) Jarosław Kaczyński czy też znienawidzony (lub uwielbiany) polityk PO. 

 

Zamiast namysłem kierujemy się więc sympatiami partyjnymi (plemiennymi), a także czynnikami emocjonalnymi. W manichejskiej walce Dobra ze Złem wróg jest nie tylko zły, ale i głupi, niski, brzydki, szalony et cetera. Można go obrażać do woli, gdyż w gruncie rzeczy nie przyznajemy mu cech ludzkich. Przeciwnik partyjny to potwór, a zmiażdżenie go stanowi dobry uczynek. Zwykła rywalizacja polityczna, konflikt interesów postrzegane są zatem jako pole zmagań Dobra ze Złem.

Na tych partyjno-personalnych bataliach zużywa się lwia część energii Polaków. Tymczasem energii tej brakuje, gdy „na wokandę” wchodzą kwestie światopoglądowe, wymagające jasnego opowiedzenia się po stronie moralnych absolutów. Niestety, dotyczy to szczególnie wielu środowisk uznających się za prawicowe. Bezkompromisowi wojownicy o reformę sądownictwa okazywali się opiewającymi kompromis kunktatorami w sprawie obrony życia poczętego.

 

Tymczasem cel polityki nie polega na pognębieniu przeciwnika, zdobyciu i utrzymaniu władzy, lecz na realizacji dobra wspólnego, w tym tego moralnego. Bo, parafrazując Jana Pawła II, władza bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm.

 

 

Marcin Jendrzejczak 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie