10 października 2018

Szkoły, chodniki i… ideologia. Samorząd na usługach rewolucji

(JK)

Często słyszymy, że wybory samorządowe są kluczowe dla codziennego życia i zarazem zupełnie nieistotne z punktu widzenia politycznych idei. Takie rozumowanie może okazać się jednak zgubne. Przyjmując za pewnik frazes o „budowaniu chodników” jako priorytecie wszystkich samorządowców de facto zakładamy, że lewica realizuje rewolucyjne postulaty tylko na poziomie władz centralnych, zaś w samorządzie o swojej ideologii „zapomina”. To myślenie naiwne i skrajnie nieodpowiedzialne.

Lewicowcy mają swoje ideologiczne założenia i nigdy z nich nie zrezygnują, zaś powszechne przekonanie o braku związków między samorządem a doktrynami może być – i co gorsza: jest – sprytnie wykorzystywane. Pod płaszczykiem wyborów rzekomo mało znaczących, dotyczących ponoć tylko infrastruktury, osławionych chodników, budowania dróg i „nie robienia polityki”, skrywa się czysta ideologia. Wszak w sprawę rewolucyjną postępowcy muszą włączać wszystko, co się da.

By pojąć jak bardzo zideologizowane są wybory samorządowe wystarczy spojrzeć na walkę o fotel prezydenta Warszawy. Kandydaci wspierani przez dwie największe partie polityczne – PiS i PO – licytują się na lewicowe postulaty. Jaskrawym tego przykładem jest sprawa finansowania zapłodnienia pozaustrojowego z miejskiej kasy. Debata na ten temat była tak gorąca, że przez moment mogliśmy odnieść wrażenie, że następnym krokiem stanie się wprowadzenie obowiązku zapłodnienia in vitro. W końcu jednak Jaki przebił Trzaskowskiego przedstawiając swojego kandydata na wiceprezydenta – lewicowca Piotra Guziała, który jako burmistrz Ursynowa wywieszał tęczowe flagi oraz uczestniczył w homoparadach. Szach mat.

Wesprzyj nas już teraz!

To również nie kto inny jak Patryk Jaki zapowiedział, że po przejęciu stołecznego ratusza wprowadzi program „1000 plus”, czyli finansowe wsparcie dla osób, które przyjmą psa ze schroniska. To przecież także ukłon w stronę lewicy, próba zrealizowania jednego z postulatów ekologicznych fanatyków.

Jednak nie tylko Jaki i Trzaskowski oraz ich nowa mała ojczyzna uczestniczą w ideologicznej licytacji. Wszak w ostatnich miesiącach przez Polskę przeszły homoparady, a do listy miejsc, gdzie odbyły się wiece środowisk LGBT dołączono miasta, w których wcześniej ze świecą było szukać „tęczowych” zbiegowisk (latem Rzeszów i Częstochowa, z kolei w październiku na celownik wzięto Lublin).

Tamtejsi włodarze nie wsparli inicjatywy, co nie oznacza, że takie przypadki nie będą miały miejsca w przyszłości, szczególnie gdyby jesień roku 2018 okazała się dla środowisk rewolucyjnych wyjątkowo bezchmurna. Przecież prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak z PO wielokrotnie wspierał homoseksualistów, zaś w tym roku oprócz udzielenia przez niego patronatu paradzie LGBT poznańskie tramwaje „ozdobiono” symboliką „tęczowej” ideologii. W podobny sposób „wykazywał” się rządzący Gdańskiem Paweł Adamowicz. Obaj pokazali, jak powinien działać wzorowy samorządowiec-rewolucjonista. Czy wobec tego w ogóle można mówić, że najbliższe wybory dotyczą li tylko budowy przedszkoli i przychodni?

W awangardzie samorządowej rewolucji znajduje się również Kraków. Chociaż rządzący od 16 lat Jacek Majchrowski nie zhańbił się wspieraniem homoinicjatyw, zaś pomysł finansowania zapłodnienia pozaustrojowego z miejskiej kasy upadł głosami prezydenckich radnych, to dziś inicjatorzy akcji „in vitro dla krakowian” są z nim w wyborczej koalicji (oprócz ludzi Majchrowskiego tworzą ją politycy PO, SLD, Nowoczesnej i PSL). To również pod Wawelem pojawił się iście bolszewicki pomysł niszowej co prawda, ale głośnej partii Razem, by miasto przejęło należące do klasztorów ogrody. Pomysł, co ciekawe, wsparty piórem publicysty „konserwatywnego” Klubu Jagiellońskiego.

Po tym jak centrum Krakowa stało się dla turystów z Zachodu domem publicznym i toaletą zarazem, zaś dla mieszkańców Rynku Głównego i okolic miejscem zupełnie nienadającym się do życia – dawna polska stolica zaczyna pełnić rolę pola doświadczalnego zwolenników postulatów zrównoważonego rozwoju. To na krakowskim Kazimierzu ma powstać pierwsza w Polsce „strefa czystego transportu”. Pod przykrywką skądinąd słusznych postulatów dotyczących poprawy jakości powietrza w mieście, uprzykrzy się życie przedsiębiorcom i mieszkańcom (warto zapoznać się z cenami samochodów elektrycznych). Przymusowej przesiadce na teoretycznie ekologiczne pojazdy nie towarzyszy jednak dyskusja nad ich długofalowym wpływem na środowisko, zaś debatę nad innymi powodami spowijającego miasto w zimie smogu ciężko nazwać żywiołową. Mieszkańcy natomiast często zwracają uwagę na zabudowę stref „przewietrzania miasta”. Poruszenie tego wątku mogłoby zdynamizować niemrawą kampanie wyborczą. Jak dotąd jednak w sprawie metod walki z krakowskim smogiem istnieje nieformalna koalicja.

Jak działa owa ponadpartyjna zmowa? Otóż przykład jej funkcjonowania stanowi kwestia zakazu palenia węglem i współfinansowanie przez miasto wymiany pieców. Już samo pytanie o tę sprawę naraża na ostracyzm. A przecież rozważanie sensowność wydatków z kasy miasta powinno stanowić istotę samorządności, dowód na odpowiedzialność wyborcy i lokalny patriotyzm. Ale mówimy o „ekologii”, więc… cichosza. To doskonały przykład na to, jak rozwaga i krytyczne podejście do pewnych spraw przegrywa w starciu z ideologią nawet na szczeblu samorządowym. Tymczasem polskie miasta mogą spełnić postulaty, których realizacja nie leży w kompetencjach władz centralnych. Samorządy mają przy tym do dyspozycji wcale niemałe środki finansowe.

Od wyniku lokalnych wyborów zależy, w czyich rękach znajdą się miliardy złotych z naszych podatków i na jakie cele zostaną przeznaczone. Czy polskie wsie, miasteczka i miasta zostaną przejęte od zadeklarowanych lewicowców, czy przeciwnie – rewolucjoniści powiększą swój stan posiadania i wprowadzą w życie postępowe postulaty? Czy włodarze w naszych małych ojczyznach będą zachowywać się godnie, czy staną na czele homoparad? Czy opowiedzą się po stronie życia, czy wyłożą nasze pieniądze na nieetyczne praktyki? Czy zadbają o środowisko dla człowieka, czy przeciwnie: postanowią chronić środowisko przed człowiekiem, niczym ideolodzy zrównoważonego rozwoju traktujący ludzkość jak nowotwór toczący planetę, nowotwór, który trzeba czym prędzej zlikwidować?

Te wybory to zatem bez wątpienia coś więcej, niż sprawa chodników, przychodni i przedszkoli.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie