14 sierpnia 2013

Surkonty – Rosjanie dobijali rannych

(Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz")

Kotwicza” i adiutanta „Orwida” pochowano w trumnach wykonanych przez miejscowego stolarza, który za to został skazany na zesłanie i już nie wrócił do domu. Sowieci odkopali trumny i sprawdzili, czy jest w niej „bezrukij major” – mówi dla PCh24.pl Maria Danuta Wołągiewicz, córka ppłk. dypl. Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza”.

 

 W lutym 1944 roku Pani ojciec, Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, cichociemny, został delegowany na Nowogródczyznę jako inspektor Komendy Głównej AK z pełnomocnictwami w zakresie unormowania stosunków w Okręgu AK Nowogródek. Pojechał razem z innym cichociemnym – Janem Piwnikiem „Ponurym”. Dodam, że „Ponury” zginął pod Jewłaszami 16 czerwca 1944 r. Jakie były dalsze losy Pani ojca na Nowogródczyźnie?

Wesprzyj nas już teraz!

 

– Na Nowogródczyznę wyjechał 20 lutego 1944 r. jako stolarz zatrudniony w niemieckiej organizacji Todta. Żegnając go na przystanku moja mama, a jego żona Irena, powiedziała: „Pamiętaj, wsiadasz do tramwaju przednim pomostem!”. Tym wejściem bowiem wchodzili Niemcy.

 

Objął dowództwo nad Zgrupowaniem Nadniemeńskim. Rejonem jego działania był teren na południe od Lidy i po obu stronach Niemna, między jego dopływami: Lebiodą i Gawią.

 

W kwietniu 1944 r. wraz z komendantem Okręgu Wilno ppłk. Aleksandrem Krzyżanowskim „Wilkiem” opracował plan „Ostra Brama” – zdobycia Wilna przez Okręgi Nowogródek i Wilno AK przed nadciągającą Armią Czerwoną. W Okręgu Nowogródek organizował szkolenia wojskowe dla partyzantów, powołał Szkołę Podchorążych, dowodził oddziałami 77. pułku piechoty AK. Był dowódcą VIII baonu „Bohdanki”, dowodził w bitwach z Niemcami, atakowany był też przez sowieckie oddziały partyzanckie.

 

24 czerwca, w starciu z Niemcami pod Iwiem, został ciężko ranny w prawe ramię. Gdzie był leczony?

 

– W rannej ręce rozwinęła się gangrena. Trzeba było ją amputować. Zrobiono to 29 czerwca w Antoniszkach pod Oszmianą, potem przebywał w szpitalu polowym w Onżadowie. W związku z tym nie brał udziału w zdobywaniu Wilna.

 

Po operacji „Ostra Brama” większość dowódców Armii Krajowej na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie została podstępnie aresztowana.

 

– Dziewiątego lipca, ciągle gorączkując, zameldował się gen. „Wilkowi” w Wołkorabiszkach. Na zgrupowanie w Boguszach 17 lipca 1944 r. nie zdążył z powodu zbyt późnego zawiadomienia go – kurier nie dotarł na czas z wiadomością o terminie.

 

Jan Erdman, autor „Drogi do Ostrej Bramy” podaje inny powód. Sprawa została wyjaśniona w liście tegoż kuriera do Erdmana, po ukazaniu się książki. „Kotwicz” kazał go za niesubordynację uwięzić, ale po otrzymaniu wiadomości o aresztowaniu akowców przez NKWD podziękował mu, bowiem dzięki temu zdarzeniu ocalał i pozostał jednym z niewielu wyższych oficerów na Nowogródczyźnie.

 

Pani ojciec wraz z oddziałem przedostał się na teren Puszczy Rudnickiej, a później Puszczy Ruskiej. Jaka była koncepcja Macieja Kalenkiewicza jeśli chodzi o pozostanie na terenach zajętych przez wojska sowieckie?

 

– Przenosząc się tam starał się nawiązać kontakty z poszczególnymi oddziałami, organizował zerwaną sieć łączności, prowadził narady dotyczące bliższej i dalszej przyszłości, m.in. w sprawie zimowego zaopatrzenia. Jednym słowem, planował dalszą przyszłość partyzancką (w swoim przypadku niekonspiracyjną z racji widocznego inwalidztwa) do czasu unormowania granic tych ziem i pozostawienia ich w ramach państwa polskiego. Nie orientowali się bowiem dobrze w sytuacji geopolitycznej, oddania tych terenów przez aliantów Stalinowi. Walka miała się toczyć w obronie miejscowej, polskiej ludności przed gwałtem wojsk i władz sowieckich.

 

Z datą 18 sierpnia 1944 r. otrzymał nominację na komendanta Podokręgu Nowogródek i awansowany został na podpułkownika. Nie wiadomo, czy ta wiadomość zdążyła do niego dotrzeć przed śmiercią.

 

21 sierpnia 1944 r. doszło do bitwy pod Surkontami. Jaki miała przebieg?


– Tego dnia oddziały NKWD otoczyły zaścianek zamieszkany przez Polaków w miejscowości Surkonty koło Lidy. W obejściu Kreczów stacjonował sztab z „Kotwiczem”, żołnierze, w tym wielu rannych, cywile i cztery kobiety, razem około 72 osób. Po pierwszej fazie bitwy, kiedy Sowieci wycofali się czekając na posiłki – odbyła się dyskusja, czy odejść zaraz zostawiając rannych na pewną śmierć, czy czekać, by pod osłoną nocy ewakuować wszystkich. Zdecydowano czekać. Gdy nadciągnęły posiłki NKWD na 30 ciężarówkach, siła sowietów była jak 10 do 1.

 

Poległo 36 Polaków, w tym obok „Kotwicza” dwóch cichociemnych – kpt. Franciszek Cieplik „Hatrak” i rtm. Jan Kanty Skrochowski „Ostroga”. Sowieci oficjalnie przyznali się do 18 zabitych.

 

W raporcie wysłanym do Warszawy przez następcę „Kotwicza”, kpt. Stanisława Sędziaka „Wartę” czytamy o 132 zabitych Rosjanach. Zostali pochowani na placu w pobliskim Raduniu. Polaków pogrzebano na miejscu bitwy, w pobliżu starego, zdewastowanego cmentarzyka z czasów powstania styczniowego 1863 r.

 

W jednym z meldunków znalazły się słowa, że Rosjanie dobijali rannych. Wie Pani coś więcej na ten temat?

 

– Tylko tyle, co znalazło się w relacji Teresy, sanitariuszki, cytuję za Janem Erdmanem: „Oni robili obchód pola bitwy. Naszych rannych, wszystkich: lekko rannych i ciężko rannych, żyjących i nieżyjących, przebijali bagnetem. Wszystkich! Pamiętam twarz kapitana Hatraka… Miał złotą szczękę, patrzył przytomnie, patrzył tak, jakby jemu było mnie żal. Widziałam to po jego oczach. Sołdat pchnął go bagnetem w bok. Hatrak zęby wyszczerzył, a on go w brzuch, w pierś kilka razy. Obok twarzą w dół leżała Gienka. Nie żyła. Potrącił ją nogą, przewrócił na wznak, chciał też przebić, ale oficer zawołał: Nie trogaj! Poszli dalej”.

 

Jakie były dalsze losy doczesnych szczątków Macieja Kalenkiewicza?

 

– „Kotwicza” i adiutanta „Orwida” pochowano w trumnach wykonanych przez miejscowego stolarza, który za to został skazany na zesłanie i już nie wrócił do domu. Sowieci odkopali trumny i sprawdzili, czy jest w niej „bezrukij major”. Teren pochówku był przez 45 lat pastwiskiem dla pobliskich kołchozowych krów przepędzanych tamtędy kilka razy dziennie. Miejscowi Polacy, mimo represji i zaorywania ich zagród, nie pozwolili zaorać terenu z mogiłami.

 

Dopiero po przemianach w Polsce i w Związku Radzieckim Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i jej sekretarz Cezary Chlebowski, na wniosek rodziny, wybudowała cmentarz wojenny, którego poświęcenie odbyło się uroczyście 8 września 1991 r. z Mszą św., udziałem żołnierzy kompanii honorowej Wojska Polskiego, pocztów sztandarowych, kombatantów i rodzin poległych z Polski oraz licznie zgromadzonej miejscowej ludności. Naszą rodzinę reprezentowała mama Irena Kalenkiewiczowa oraz moja siostra Agnieszka z mężem Władysławem Mironowiczem.

 

Spokój cmentarza został zakłócony w tym roku, bowiem ośrodek hodowli krów ma zostać powiększony i rozbudowany o nowe obory z bramą główną w odległości trzydziestu metrów naprzeciw cmentarza. Zastępca przewodniczącego kołchozu do spraw ideologii Swietłana Wilkiewicz nie widzi w tym problemu! Nie wiem, czy protest polskiego konsula w Grodnie u władz obwodu złożony 15 maja 2013 r. odniósł jakiś skutek! Bardzo się tym martwię.

 

Pani ojciec był bardzo religijny. Zachowane są teksty jego autorstwa, które o tym świadczą. Także to, że zamiast trucizny przy skoku do Polski miał przy sobie szkaplerz z Hostią. Co na ten temat opowiadała Pani mama?

 

– Matka nasza, osoba również głęboko wierząca, uważała, że postać ojca wyróżniała się pod tym względem od innych oficerów i niewątpliwie była z tego dumna. Wielokrotnie w ten sposób wyrażała się zarówno do nas jak i podczas rozmów z innymi osobami. Uważała ten fakt za postawę godną katolika.

 

Pani mama wybaczyła Rosjanom, którzy zamordowali jej męża. W 1990 r., gdy po raz pierwszy mogła pojechać na grób Macieja Kalenkiewicza w Surkontach na Białorusi, zamówiła Mszę św. w kościele w pobliskiej Pielasie za poległych w tej bitwie Polaków, a także Rosjan. A czy Pani wybaczyła Rosjanom śmierć swojego ojca?

 

– Matka była z nami – córkami i zięciami: ze mną i moim mężem Ryszardem Wołągiewiczem oraz Agnieszką i Władysławem Mironowiczami, w Surkontach pierwszy raz w 1990 r. Jeżeli chodzi o moje odczucia, to już jako dziecko przyjęłam, że ojciec „poległ na wojnie”. Tak mówiłyśmy obcym ludziom. Przez wiele lat właśnie wojnę winiłam za to. Jako dorosła już nie rozpatrywałam tego. Było to dla mnie oczywiste.

 

Czy Pani również zobaczyła grób swojego ojca po raz pierwszy w 1990 r.?

 

– Na pastwisku, które kryło mogiłę ojca i jego towarzyszy w Surkontach, jako pierwsza z rodziny byłam w maju 1981 r. Towarzyszył mi mąż Ryszard Wołągiewicz, zmarły w 1994 r. Odbyło się to bardzo konspiracyjnie, był to jeszcze przecież ZSRS, a u nas trwał karnawał „Solidarności”. Wiozła nas z Wilna (mieliśmy paszport do Litewskiej Republiki) tamtejsza znajoma kombatantka. Mieliśmy się nie odzywać, by nie zdradzić języka. Tymczasem w autobusie wielu mówiło po polsku, bo droga do Lidy wiodła przez tereny zamieszkane przez Polaków.

 

W Raduniu przesiedliśmy się na lokalny autobus do wsi Pielasa zamieszkałej przez Litwinów i stamtąd w trójkę poszliśmy pieszo do pani Joczowej do Surkont. Z nią, niby na spacer, poszliśmy na miejsce bitwy. Pokazała nam miejsce z leżącym słupkiem kamiennym z napisami z 1863 r., który znaczył teraz mogiłę z 1944 r. Wzięłam ziemię i fiołki do zasuszenia. Potem oficjalnie poszliśmy na miejscowy cmentarz na grób męża pani Joczowej.

 

Były pomysły ekshumacji zwłok Macieja Kalenkiewicza i przeniesienia ich na tereny dzisiejszej Polski?

 

– Sprawa ekshumacji szczątków ojca do kraju była aktualna na początku lat 90. Wówczas przeniesiono Fredrę, Witkiewicza, „Ponurego”. Matka stanowczo uważała, że po pierwsze miejsce dowódcy jest z jego żołnierzami, po drugie „Kotwicz” był synem tej ziemi, jej bronił i za nią poległ, wreszcie po trzecie, jeżeli wszystkie szczątki Polaków zostaną przeniesione i znikną te ślady polskości, to co będzie o niej świadczyć? A w Polsce jest obecny w naszych sercach oraz naszej – Polaków pamięci, czego dowodem jest między innymi tablica z nazwą „Surkonty” na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, liczne inne upamiętnienia oraz szkoła imienia ppłk. Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza” w Kętrzynie.

 

Dziękuję za rozmowę.

  

Rozmawiał: Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie