24 sierpnia 2017

Strategia zohydzania, czyli polska kato-lewica o Charlottesville

(Zamieszki w Charlottesville (USA, 2017). FOT.REUTERS/Jonathan Drake/FORUM)

Zamieszki w amerykańskim Charlottesville nie uszły uwagi polskich komentatorów. W przynajmniej jednym przypadku stały się pretekstem do usprawiedliwiania działań odległych od cywilizowanych, takich jak samowolne zrzucanie pomników. Przy okazji pojawiły się zachęty do wtłaczania do głów jedynie słusznej wizji historii. Pół biedy, gdyby tezy te ukazały się w jakimś liberalnym periodyku. Niestety tego typu postulaty pojawiają się na łamach nominalnie katolickiego portalu.

 

Spór o pomnik konfederackiego generała Roberta Lee w amerykańskim Charlottesville doprowadził rozgniewanych lewaków do decyzji o wzięciu sprawy w swoje ręce. Dlatego też 14 sierpnia w Durkham w Północnej Karolinie zrzucili oni z cokołu pomnik żołnierza Konfederacji. Nie czekano na decyzję władz miejskich, bo i po co? Czyż bowiem racja nie leżała ewidentnie po stronie anty-rasistów? Skoro tak, to czyż nie należało wziąć sprawy w swoje ręce?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z twierdzeniem tym zgodził się publicysta „Więzi”, Marcin Stachowicz (laboratorium.wiez.pl). Początkowo zauważył on wprawdzie, że samowolne obalanie pomników budzi pewne wątpliwości. Pospiesznie dodał jednak, że muszą one prysnąć w obliczu słuszności sprawy. Wszak „kiedy (…) uświadomimy sobie, że za tym, co widzialne, kryje się historia bestialskiej przemocy, a potomkowie tych, którzy cierpieli, wciąż doświadczają dyskryminacji i prześladowań – mało tego również ci, którzy prześladują i odmawiają godności, żądają miejsca dla własnych „białych bożków” w oficjalnym narodowym panteonie – łatwiej będzie nam zrozumieć obecną erupcję kolektywnego gniewu”.

 

Czy oznacza to, że bandy, jeśli są odpowiednio zagniewane i przekonane o słuszności swych racji mogą samowolnie niszczyć mienie publiczne? Na to wygląda. Przełóżmy to zatem na grunt polski. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby logika samowolnego ikonoklazmu została upowszechniona.  Wyobraźmy sobie lewaków niszczących pomniki Romana Dmowskiego. Albo narodowców atakujących monumenty Józefa Piłsudskiego. Czy może posuwamy się w tej logice zbyt daleko? Autor nie pisze wszak o konieczności samowolnego burzenia pomników w Polsce. Czy chodzi mu wyłącznie o kontekst amerykański?

 

Polski problem?

 

„Bo w istocie główną stawką” – pisze – „rozgrywającej się na naszych oczach walki o przestrzeń publiczną – nie tylko na ulicach Charlottesville, także na ulicach Warszawy i innych polskich miast – jest właśnie dostęp rasizmu, faszyzmu, ksenofobii itd. do demokratycznej sfery przejawiania się: „uwidocznienie” określonej, nacjonalistycznej wersji historii, legitymizacja – dzięki odsłonięciu i zademonstrowaniu ich rzekomej „zwyczajności” – postaw głęboko antydemokratycznych i antyhumanistycznych” – dodaje autor tekstu „Upiory Charlottesville mieszkają też w Polsce”.

 

Sprawa dotyczy bowiem, jego zdaniem, także naszego kraju. „Nie wystarczy sam czynny opór – blokowanie pochodów i wieców” – pisze Marcin Stachowicz na łamach portalu „Więź”. „Potrzeba nam jeszcze głośnego mówienia o historii i – chociaż wiąże się to nader często z protekcjonalnym potraktowaniem słuchaczy – jej szczegółowego objaśniania” – dodaje.

 

Dlatego też publicysta wzywa do odpowiedniego „nauczania” historii. A raczej wbijania jej do głów łopatą: „denaturalizacja nacjonalistycznej wizualności – przedstawienie jej jako ciągu obrazów odnoszących się w pierwszej kolejności do historii przemocy, nienawiści i cierpienia – powinna przywrócić społeczne odium: faszyzm musi ponownie związać się ze wstydem i grozą. Zohydzanie – to strategia na dziś i na jutro” – wzywa autor.

 

Marcin Stachowicz nawet nie ukrywa więc planów dotyczących prania mózgów Polaków. Protekcjonalne traktowanie słuchaczy? Czemu nie? Wszak wszystko posłuży wyższemu celowi: walce z „faszyzmem” i „nacjonalizmem”. „Zohydzanie”, „odium”, „zawstydzanie” – oto przyszła metodologia walki politycznej.

 

Do czego to doprowadzi?

 

Po pierwsze więc publicysta „Więzi” w imię walki z rzekomym faszyzmem i rasizmem odwołuje się do metod o charakterze chuligańskim i przedmiotowego traktowania ludzi.

 

Po drugie zaś mechaniczne przenosi kontekst amerykański na polski grunt. To prawda, że Polacy nie są aniołami i nigdy nimi nie byli, jak żaden naród w swym ogóle. Jednak nie istnieje u nas utrwalona tradycja rasowej dyskryminacji, wciąż obecna w publicznej przestrzeni Stanów Zjednoczonych.

 

Gdyby polska lewica zabrała się za niszczenie pomników, to co padłoby jej ofiarą? Czy jedynie symbole nacjonalistyczne? Raz uruchomiona fala ikonoklazmu szybko objęłaby także inne monumenty – choćby te należące do świętych.

 

Jak zatem przeciwstawiać się prawdziwemu rasizmowi czy neonazizmowi? Z pewnością nie za pomocą niszczenia pomników czy „historycznego” prania mózgów.

 

Niezbędne okazuje się więc przedstawienie pozytywnej alternatywy. Lekarstwo na wykwity skrajnego nacjonalizmu brzmi: chrześcijański patriotyzm. Ten oparty na trosce o dobro wspólne, pamięci o dziełach przodków i miłości bliźniego: do rodaków, ale w dalszej kolejności też do innych nacji.

 

Polska tradycja wpisuje się w cywilizację łacińską. Ta zaś, jako oparta na poszanowaniu ludzkiej godności nie dopuszcza narodowej czy rasowej nienawiści. Człowiek zakorzeniony w tej cywilizacji, znający dogłębnie jej zasady, nie ulegnie pokusie nienawiści.

 

Jeśli w Polsce skrajny nacjonalizm czy rasizm osiągnie jakieś znaczące sukcesy, to stanie się tak za sprawą radykalnej lewicy. Dokonywana przez nią promocja dewiacji, relatywizmu kulturowego, przymusowej imigracji, prowadzi siłą rzeczy do kryzysu. Ten zaś rodzi reakcję. Wykorzeniony z cywilizacji łacińskiej człowiek szuka łatwych rozwiązań, takich jak rozmaite idee oparte na nienawiści wobec „obcych”.

 

Niestety ludzie Kościoła i nominalnie katolickie media nie oferują tu często dobrej alternatywy. Tekst Marcina Stachowicza to najlepszy tego przykład. Dokąd zwróci się polski młodzieniec, dostrzegający wywołany polityczną poprawnością kryzys Zachodu po lekturze jego artykułu? Niestety nie w stronę Kościoła. Zamiast świętego Augustyna i Tomasza, zamiast ojców, doktorów i katolickich rycerzy dostrzeże bowiem w Nim bowiem lewicowo-liberalne miazmaty.


 

Marcin Jendrzejczak




  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie