27 grudnia 2012

Amerykanie mają manię na punkcie baseballu i w końcu, po wielu latach zaczynam rozumieć, dlaczego. To fascynująca, trudna i wyjątkowa gra, formująca amerykański charakter. To jednak tylko jeden z powodów masowego uwielbienia dla baseballistów, wśród których są również dumni ze swojej wiary katolicy.

 

Amerykański sport narodowy to wielki biznes. To również filar popkultury, która w swojej formie odzieżowej rozprzestrzeniła się na cały świat. Już sama sprzedaż czapek, bluz czy koszulek różnych znanych zawodników i zespołów tworzy multimilionowy biznes nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Widać to również w Polsce, gdzie charakterystyczne baseballówki stały się niezastąpioną częścią ubioru niektórych polskich gwiazd. Oprócz lansowania mody, w skład artykułów baseballowych wchodzą rozmaite gry (planszowe, komputerowe i inne), figurki, karty ze zdjęciami graczy i filmy przedstawiające sławne rozgrywki. Osobny rynek tworzą przedmioty kolekcjonerskie. Koszulki sławnych zawodników czy piłki z autografami osiągają wysokie ceny na aukcjach. Baseballowe idiomy, np. strike out – porażka, grand slam, czyli niespodziewana wygrana, home run – ogromny sukces, touch base – nawiązać kontakt, pitch – sugestia, wchodzą do zwykłego, codziennego językowego użycia. O sporcie tym pisano nawet sztuki teatralne i wiersze. W baseballu odbija się Ameryka, ukazując różne cechy życia swych mieszkańców.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Poza Stanami dyscyplina ta jest popularna w wielu krajach. Szczególnie na Dominikanie, w Wenezueli, Japonii, Korei Południowej i na Kubie, z których gracze trafiający do najlepszych zespołów w Stanach negocjują wielomilionowe kontrakty (w przypadku Kuby, jeśli uda im się wydostać). W USA istnieją dziesiątki muzeów baseballu, z  których chyba najsławniejszym jest The National Baseball Hall of Fame w Cooperstown w Nowym Jorku.

 

Clinton jak… Joanna Mucha

 

Sport ten przewija się, a raczej odbija dość często w polityce. Sezon albo mistrzostwa otwiera pierwszym rzutem prezydent i sławni ludzie. Kandydaci na stanowiska lubią się popisać, jakiemu klubowi kibicują i w ten sposób osiągnąć popularność oraz zyskać głosy. Czasem przy okazji się skompromitują, co zdarzyło się Hillary Clinton startującej do fotela senatora z Nowego Jorku. Clinton chwaliła się, że jest fanem zespołu New York Yankees, co wielu wydało się skrajnie nieprawdopodobne. Nie wychowała się ona ani nie mieszkała w tym mieście, a w Illinois, i gdyby znała choć trochę ten sport, powinna wiedzieć, że Yankees są najbardziej znienawidzonym zespołem w kraju, poza Nowym Jorkiem oczywiście. Przy okazji mała podpowiedź pół żartem pół serio dla polskich ministrów spraw zagranicznych i ambasadorów: dla dobrych relacji polsko-amerykańskich warto znać się na baseballu.

 

Amerykanie oglądają baseball na żywo, na stadionach i w telewizji. To naprawdę widowisko – każdy mecz rozpoczyna się hymnem, podczas którego wszyscy wstają i śpiewają pieśń, kładąc rękę na sercu. Większość Amerykanów jest dumna ze swej narodowości i uważa swój kraj za najlepszy na świecie. Ten patriotyzm jest stałą postawą i trwa cały rok. Sezon jest rozgrywany pomiędzy kwietniem a październikiem (w lutym i marcu odbywa się tylko tzw. wiosenny trening) i składa się na niego ponad 160 meczów, nie licząc rozgrywek w ramach mistrzostw. Na stadionach kibice jedzą niezliczone ilości hot dogów, popcornu, lodów i ciasteczek, piją coca colę i piwo. Na stadionach nie ma zakazu sprzedaży alkoholu, a mimo to bijatyki zdarzają się rzadko. Bywa, że za niesportowe zachowanie (np. wykrzykiwanie przekleństw) fani zostają wyrzuceni z meczu przez specjalną straż. Reszta ogląda mecze trwające wiele godzin. Przychodzą tam całe rodziny, od noworodków po dziadków i babcie, na zakochanych parach kończąc. Zdarza się, że w trakcie przerw na telebimach oglądają zakochanych, proszących swoje wybranki o rękę (z różnym skutkiem). Ich całusy bywają wychwytywane przez kamerzystę. Kiedyś spotkało to prezydenta Obamę i jego małżonkę (nietrudno się domyślić, że owo wydarzenie miało miejsce na krótko przed wyborami w 2012 r.) Hałas na stadionach jest potworny, do tego pełno migających świateł, ogłuszająca muzyka, ale również możliwość śpiewania. Całe tłumy lubią wykrzykiwać słowa piosenki: „Take Me Out to the Ball Game”, będącej baseballowym hymnem z 1908 r. I to prawda, wielu chce oglądać albo grać baseball.

 

I aby grać dobrze, nie trzeba być ani wysokim, ani szczególnie wysportowanym (kiedyś zawodnicy tej dyscypliny byli znani z żucia tytoniu). Można być nawet otyłym. Jeden z graczy sam nawet przyznał, że nie jest atletą, ale baseballistą. Być może dlatego gracze są gwiazdami i bohaterami dzieci i młodzieży, którzy od wczesnych lat dzieciństwa marzą o tym, żeby być tacy, jak oni. Czytają książki o życiu najsławniejszych zawodników w historii tego sportu, o Babe Ruth, który w trakcie meczów ochładzał głowę liśćmi kapusty trzymając je pod czapką. Od najmłodszych lat chłopcy, a nawet dziewczęta grają w grę masowo i uczą się bardzo skomplikowanych zasad gry, występując w eleganckich uniformach (zawodnik bez kompletnego uniformu może być usunięty z gry w lidze młodzieżowej) i długich skarpetach, często nałożonych na spodnie. Zaczynają już trzylatki, posługując się specjalnym lekkim i plastikowym kijem i równie lekką i dość dużą piłką z otworami. Nastolatki uczą się sędziowania. Większość szkół w lepszych dzielnicach ma do tego specjalne boiska (piaskowo-trawiaste) w kształcie rozłożonego pod kątem prostym wachlarza z wyróżnionymi na nim trzema bazami i bazą domową (home plate). W tej grze chodzi o ich zdobycie, zebranie punktów i tym samym ogranie przeciwnika, który ma do tego nie dopuścić przechwytując piłkę i eliminując graczy. To tylko pozornie łatwa gra.

 

Baseball to gra zespołowa, ucząca koleżeństwa i współpracy, ale również gra rodzinna. Szanujący się tato codziennie po pracy ćwiczy z synem łapanie, rzuty i narzuty. Rodzice pojawiają się na meczach raz w tygodniu i kibicują swoim pociechom. Gra ta uczy dzieci charakteru, poczynając od przezwyciężenia strachu. Już samo stanie w gotowości z kijem, który ma uderzyć w twardą jak kamień piłkę lecącą z prędkością 60-70 km na godzinę (w zawodowej może osiągnąć ponad 160 km/h), rzuconą przez 12-latka, jest nie lada wyczynem opanowania lęku. Nie ma się co dziwić, że uderzenie taką twardą, ręcznie zszywaną piłką w głowę potrafi powalić zawodowca. I jest bolesne nawet w lidze dziecięcej (maluchy potrafią rzucić piłkę z prędkością 40-50 km/h), bez względu na miejsce trafienia. Łapanie piłki w polu czy na pozycji łapacza w skórzaną rękawicę, która przy pierwszym kontakcie wydaje się niezmiernie nieporęczna, jakby po prostu za duża, wymaga treningu i dużych zdolności. Chyba najtrudniejszą pozycją jest funkcja miotacza, który często przesądza o wyniku meczu. Celne rzucanie do łapacza tak, aby pałkarz nie odbił skutecznie, wymaga dużej siły, precyzji i znajomości specjalnych narzutów mylących.

 

Sport ten nie wymaga oczywiście tylko indywidualnych zdolności. To strategiczna gra zespołowa, gdzie potrzebne są szybkie reakcje w zależności od rozgrywki. Gra ta wymaga również zespołowego zgrania, nie tylko zrozumienia tajnych znaków złożonych ze skomplikowanych sekwencji, które pokazuje łapacz miotaczowi. I uczy pokory, bo w większości przypadków zawodowym graczom nie udaje się odpowiednio odbić i potem dotrzeć do pierwszej bazy. Dla katolickich baseballistów jest ona również metaforą życia, w którym musimy radzić sobie ze stresem, przeciwnościami losu, porażkami, sukcesami, dyscypliną, oparciem się pokusom. Pokazują to filmy z serii „Champions of Faith: http://www.championsoffaith.com/”, w których występuje prawie 30 graczy, menadżerów i trenerów otwarcie opowiadających o swojej religii, wierze i doświadczeniach życiowych z perspektywy katolickiej. Producentem i reżyserem filmu jest Tom Allen, redaktor naczelny portalu Catholic Exchange i prezes The Maximus Group, która zajmowała sie dystrybucją „Pasji” Mela Gibsona.

 

Symbol drogi życiowej

 

Rich Donnelly, jeden z dawnych graczy, a obecnie menadżer, tłumaczy w filmie, że sama gra symbolizuje naszą drogę życiową. Zaczyna się ona od bazy domowej (home plate), w której spędzamy pierwsze lata życia. Potem dostajemy się na pierwszą bazę wczesnych lat, gdzie stosunkowo łatwo trafić. Kolejno przechodzimy na drugą, to czas lat nastoletnich i wczesnych lat 30., kiedy znajdujemy się najdalej od domu (home plate) i często najdalej od Boga. Będąc na trzeciej bazie szukamy życiowego porządku i mentora, dlatego stoi tam specjalny trener trzeciobazowy. On prowadzi nas do bezpiecznego powrotu do domu. Donnelly jest jednym z najtwardszych katolików, którego wiara ugruntowała się po śmierci zmarłej na nowotwór mózgu 17-letniej córki.

 

Podobnych do niego jest wielu. Mówią oni o niedzielnym uczestnictwie w Mszy świętej (niektórzy codziennego), mocy Ducha Świętego, medytacji, czytaniu Pisma Świętego, pokoju serca, potrzebie spowiedzi, którą jeden z graczy nazwał „operacją na duszy”. Jack McKeon, były menadżer Marlins z Florydy, który doprowadził ich do mistrzostwa, opowiada o tym, jak podczas treningów wstawał codziennie o 6:00 rano i do kościoła dojeżdżał taksówką, kiedy zespół podróżował po kraju w ramach rozgrywek (gracze trenują w niedziele). Wśród ulubionych świętych wymienił św. Teresę od Dzieciątka Jezus, którą nazwał „najbardziej wartościowym graczem”.

 

Inny zawodnik, Mike Piazza wyznaje otwarcie, że wszystko zawdzięcza Bogu i wspomina spotkanie z papieżem Janem Pawłem II, który go pobłogosławił. Jeff Suppan opowiada za to o modlitwie do Anioła Stróża i świętych oraz o tym, jak wspólnie z kolegą z zespołu Davidem Ecksteinem chodził na Mszę świętą. Suppan na spotkaniach z młodzieżą opowiada o tym, że kiedy postawią Jezusa na pierwszym miejscu, już wygrali swoje życie. Namawia ich do pomodlenia się, zanim po szkole rzucą się na komputer i gry. Sam często modli się na różańcu i promuje tę formę modlitwy. Był również zaangażowany w zwalczanie prawa pozwalającego na badania wykorzystujące embrionalne komórki macierzyste. W filmie pojawia się również dość powszechnie nielubiany zawodnik polskiego pochodzenia, A. J. Pierzynski, opowiadający o spowiedzi i o telefonach swojej mamy, która przypominała mu o chodzeniu na Mszę.

 

Tak, z pewnością w baseballu gra wielu mniej lub bardziej zatwardziałych grzeszników. Wielu z nich nie boi się jednak mówić o tym, jak po meczu trzymają się razem, słuchając w pokoju hotelowym muzyki religijnej, podczas gdy ich koledzy bawią się w barze podrywając kobiety. Wielu graczy z Ameryki Łacińskiej na meczach całuje krzyżyk zawieszony na szyi, robi znak krzyża na piersiach, czy podnosi ręce i głowę w niebiosa w geście podziękowania Bogu za swój sukces. Przyznają oni często, że ważniejsze od sportu jest dla nich bycie mężem i ojcem.

 

Baseball ma również w Polsce swoją tradycję. Niektórzy z nas pewnie grali za młodu w palanta. Była to jedna z moich ulubionych gier. Według strony http://www.baseball.pl/, gdzie można poczytać baseballowe wiadomości z Polski, na rozwój tego sportu mogli mieć wpływ Polacy grający właśnie w palanta, przybyli do pierwszej angielskiej kolonii w Jamestown na początku XVII w. Od 1984 r. istnieją w Polsce ligi baseballowe, w ramach których toczą się rozgrywki klubów m.in. z Kutna, Warszawy, Wrocławia, Rybnika. I dobrze, że baseballowa kultura się u nas rozpowszechnia nie tylko przez noszenie czapek. Bo to dobry rodzinny sport, dla odważnych i wytrwałych, ze średniowieczną, europejską tradycją.

 

Natalia Dueholm

 

{galeria}

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 675 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram