3 listopada 2017

Sto lat po rewolucji – komunizacja bis kontra dekomunizacja

(Fot. Andrzej Sidor / FORUM. )

W listopadzie mija 100 lat od wybuchu rewolucji bolszewickiej w Rosji, która stała się początkiem komunistycznego terroru i ludobójstwa. „Czerwona zaraza” rozlała się po świecie, zabijając dziesiątki milionów ludzi. Dziś, kiedy wielu sądzi, że została pokonana, w Rosji i na Białorusi coraz częściej próbuje się ożywić demona komunizmu, stawiając pomniki jego najbardziej odrażającym uosobieniom.

 

Bardzo aktualnym symbolem procesu ponownego wypełniania przestrzeni publicznej komunistycznymi pomnikami jest odsłonięta w Moskwie zaledwie w połowie września ostatnia część Alei Władców Rosji. Wcześniej stanęły tam pomniki carów, a ostatnio dołączyły do nich popiersia „władców” dwudziestowiecznych, których szereg otwierają Lenin i Stalin. Znajdziemy w tym miejscu również innych przywódców ZSRR – Chruszczowa, Breżniewa, Andropowa, Czernienkę i Gorbaczowa. W ceremonii otwarcia Alei Władców, zwanej inaczej „Aleją rządzących”, wziął udział minister kultury Rosji, Władimir Medinskij. Przy popiersiach m.in. Lenina i Stalina uczniowie moskiewskich szkół mają odbywać lekcje historii. Przeciwko fecie protestowała tylko jedna młoda Rosjanka.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Równie świeża jest sprawa otwarcia muzeum Dzierżyńskiego w miejscowości Kaj, gdzie, z rozkazu cara, późniejszy szef „Czerezwyczajki” przebywał na zesłaniu przez 8 miesięcy. Dzierżyński był jednym z przywódców rewolucji bolszewickiej w 1917 r., a potem twórcą komunistycznego aparatu terroru, stał na czele pierwszej sowieckiej bezpieki zwanej Czeka (Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna przy Radzie Komisarzy Ludowych do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem), odpowiedzialnej za zabicie setek tysięcy osób. Najwyraźniej jednak w Rosji nadal uważa się go za bohatera. Działalność zamkniętego w roku 1990 muzeum została reaktywowana w 140. rocznicę urodzin „krwawego Feliksa”. Wznowienie działalności placówki kosztowało miasto w przeliczeniu prawie 900 tysięcy dolarów.

 

Z kolei w roku 2015 w Penzie, mieście położonym ok. 600 kilometrów na południowy wschód od Moskwy, otwarto naukowo-historyczne centrum poświęcone innej osobie niezwykle zasłużonej w mordowaniu wrogów komunistycznej rewolucji – Józefowi Stalinowi. Inicjatorami powstania tej placówki jest obwodowy komitet Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej. Jak dowiadujemy się od organizatorów centrum, celem jego powstania jest „popularyzacja i aktualizacja tych praktyk, które stosowano w czasach stalinowskich, i które są aktualne również dziś”. Brzmi to bardzo niepokojąco, szczególnie gdy pamięta się, iż praktyki ludzi Josifa Wissarionowicza kosztowały życie milionów osób. Pracownicy centrum chcą obecnie ustanowić specjalną „nagrodę stalinowską” dla studentów-historyków.

 

Pomniki Stalina zaczynają pojawiać się w Rosji coraz gęściej. W Penzie miejscowi komuniści postawili jego popiersie. Kolejne odsłonięte zostało w Surgocie. W tym roku sowiecki generalissimus został uwieczniony w jednym z kołchozów na terenie Lipiecka w republice Mari El, a także w znajdującym się pod kontrolą Rosjan, a położonym na wschodzie Ukrainy Ługańsku. Natomiast na anektowanym przez Rosję Krymie, w miejscowości Simejiz, 5 września obecnego roku, przy akompaniamencie orkiestry i uroczystym śpiewie odsłonięty został pomnik przywódcy rosyjskich bolszewików Włodzimierza Lenina.

 

W roku setnej rocznicy wybuchu krwawej rewolucji październikowej na terenie Rosji ma miejsce cały szereg upamiętnień związanych z przywódcami owego przewrotu i utrwalaczami jego „osiągnięć”. Z początkiem sierpnia na Krymie, w miejscowości Oleniwka stanął pomnik Fidela Castro, niedawno zmarłego przywódcy czerwonej Kuby. Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej buduje obecnie monumenty wodzów rewolucji systematycznie i konsekwentnie – w ramach tzw. programu przywrócenia sowieckich pomników.

 

Zaczadzeni Stalinem

Stalin jest dziś, niestety, autorytetem dla bardzo wielu Rosjan, którzy z informacji pozyskanych w szkole czy z mediów, znają go jedynie jako pogromcę hitlerowców, zwycięzcę tzw. wojny ojczyźnianej. Ludzie ci nie wiedzą jednak nic, albo wiedzą bardzo niewiele o zbrodniach, których Stalin dopuścił się na milionach Rosjan, Polaków czy przedstawicielach innych nacji. Dlatego zapewne w przeprowadzonym już we wrześniu sondażu moskiewskiego Centrum Lewady 38 procent respondentów uznało Stalina za najwybitniejszą postać w dziejach świata. Jak pokazują badania prowadzone co kilka lat, począwszy od 1989 r., stał się on liderem w rankingu już około roku 2012. W najnowszym sondażu drugie miejsce zajęli ex aequo Władimir Putin oraz Aleksander Puszkin. Zaraz za nimi jest Włodzimierz Lenin.

 

Tydzień temu w białoruskim Mińsku, w Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej odbyło się III Plenum Związku Partii Komunistycznych – Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Spotkanie było poświęcone tematowi „godnego uczczenia” zbliżającej się 100. rocznicy rewolucji październikowej. Uczestniczyli w nim przedstawiciele wchodzących w skład Związku komunistycznych partii z 17 krajów byłego ZSRR. Nad budynkiem, w którym obradowali, powiewał złowieszczo czerwony sztandar z sierpem i młotem. Na zjeździe wystąpił miedzy innymi wspomniany wyżej Giennadij Ziuganow. „W XX wieku dwa kryzysy systemowe kapitalizmu doprowadziły do dwóch wojen światowych. Z pierwszego kryzysu wydobył planetę Wielki Październik, z drugiego – nasze zwycięstwo w maju 1945 roku. (…) Dziś świat znowu płonie. Natowskie hordy wpychają się na terytoria, które wyzwalała Armia Czerwona. I tylko odnowiony socjalizm, jedność i przyjaźń narodów mogą wybawić świat od kolejnej katastrofy” – zagrzmiał w stylu klasycznym dla piewców komunizmu.

 

Tu magnat, tu wódz krwawej rewolucji

„Czerwona mentalność” ma także swoje odbicie również na Białorusi – w ciągłym kultywowaniu historycznego kłamstwa, czego przejawem jest m.in. stawianie pomników komunistycznym zbrodniarzom. Owocuje to niechlubnym rekordem bitym przez Białoruś. Tak dużej liczby sowieckich monumentów, ulic, fabryk, a nawet miejscowości nazwanych na cześć komunistycznych przywódców, nie ma w żadnym innym państwie na świecie.

 

Zaledwie rok temu w Mińsku, w 99. rocznicę rewolucji październikowej, stanął pomnik Włodzimierza Lenina. – Dostęp do dóbr socjalnych, ideały równości, pokoju, międzynarodowej zgody wyznawane w czasie sowieckiej epoki, są aktualne do dziś – powiedział podczas uroczystości odsłonięcia pomnika wodza rewolucji komunistycznej prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka. Pomnik Lenina stanął przed fabryką traktorów. Nieco wcześniej, bo 17 września (sic!) w mieście Swietłahorsk odsłonięto popiersie Michaiła Kalinina, premiera ZSRR. To między innymi jego podpis widnieje pod decyzją o przeprowadzeniu zbrodni katyńskiej. W roku 2012 na Białorusi doceniono pomnikiem „zasługi” innego komunistycznego kata – wspomnianego już wcześniej Feliksa Dzierżyńskiego.

 

Nie wszyscy obywatele naszego wschodniego sąsiada akceptują obecność w ich kraju licznych pomników Lenina. Władze miejskie Homla w miejscu, gdzie stoi jeden z nich, widziałyby centrum handlowe. Monument chciałyby zaś przenieść do parku sowieckiej historii. Z kolei samorząd Słonimia, mając podobny problem z pomnikiem Lenina, postanowiły przynajmniej nieco osłabić jego wymowę i zaplanowały już budowę tuż obok niego pomnika XVII-wiecznego starosty słonimskiego, kanclerza Wielkiego Księstwa Litewskiego – Lwa Sapiehy, zasłużonego dla tego miasta. Jest to co prawda koncepcja nieco egzotyczna, gdyż starosta będzie miał po lewej ręce posąg Lenina – zajadłego wroga magnatów, a po prawej czołg T-34, radzieckiej produkcji. Przynajmniej jednak przechodnie będą mieli wybór, pod którym postumentem złożyć kwiaty.

 

Mikołaj Miakszyło, młody Białorusin, mieszkaniec pięknej Lidy, miał poważne problemy z powodu swojego protestu wobec skomunizowania strefy publicznej. – Jestem katolikiem i nie mogę się pogodzić z faktem, że w centrum mojego miasta wciąż króluje tyran, który walczył z religią – powiedział. Chcąc zademonstrować, co o tym myśli i „nazwać rzeczy po imieniu”, wiosną obecnego roku napisał na pomniku Lenina hasło „szatan”. Jednak imię, które z całą pewnością przyświecało zbrodniczej działalności przywódcy bolszewików, zostało już następnego dnia usunięte z pomnika. Młody chrześcijanin chciał więc powtórzyć swoją akcję. Wówczas obok postumentu dopadli go funkcjonariusze milicji i ciężko pobili. Później było przesłuchanie na komisariacie, areszt, rewizja w domu, sąd i wyrok rocznego więzienia.

 

Ukraińska dekomunizacja sfery symbolicznej

W ostatnim czasie ukraińskie władze poinformowały, że zakończono właśnie, trwającą tam od lat 90.  ubiegłego wieku akcję usuwania komunistycznych pomników. W komunikacie podano, iż usunięto m.in. wszystkie monumenty Lenina – łącznie 1 320 sztuk. Oprócz nich zdemontowanych zostało jeszcze 1 069 pomników gloryfikujących innych komunistów.

 

W ramach dekomunizacji na Ukrainie zmieniło też nazwy prawie tysiąc miejscowości, a także zdecydowana większość ulic, mających jeszcze do niedawna „czerwonych” patronów. Podczas tego kilkuletniego procesu dochodziło czasem do sytuacji zabawnych. Taką była z pewnością zmiana patrona ulicy dokonana przez pomysłowych mieszkańców jednego z miast Zakarpacia. Otóż, żeby brzmiało podobnie, Lenina zastąpiono tam… Lennonem. Natomiast zupełnie nieśmieszna jest sytuacja, niestety dosyć częsta podczas ukraińskiej dekomunizacji, przy której na tabliczkach z nazwą ulicy zamienia się Lenina na Banderę lub innych przywódców ludobójczej UPA i OUN.

Na Ukrainie burzenie pomników komunistycznych rozpoczęło się już pod koniec ubiegłego wieku. Wtedy jednak, z powodu nastawienia ówczesnych władz, szło dosyć niemrawo. Wyjątkiem była zachodnia część kraju, gdzie żyje wielu Polaków. Tam demontaż pamiątek komunizmu nazwano bardzo obrazowo –„leninopadem”. Najszybciej obalanie pamiątek po wodzu złowrogiej rewolucji postępowało po Majdanie i aneksji Krymu przez Rosję. W ciągu trzech ostatnich lat z krajobrazu ukraińskich miast i wsi zniknęło ich aż 1 300.

 

Są jednak jeszcze rejony Ukrainy, gdzie głowy Lenina sterczą gęsto. Chodzi o kontrolowane przez prorosyjskie władze obszary we wschodniej części kraju oraz na Krymie, gdzie pomników Lenina i Stalina nawet jeszcze przybywa. Drugim obszarem nadal „skomunizowanym” jest tzw. zona wokół dawnej elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Lenin panoszy się tam w mieście Prypeć i okolicznych wsiach. Nie wiadomo jednak, czy ma tam jakichś entuzjastów, gdyż oficjalnie nikt na terenie zony nie mieszka. Tam pomniki dekomunizacja na razie ominęła, bo władze Ukrainy traktują wspomniane obszary jako swoisty skansen minionej epoki. Na marginesie mówiąc, do skansenu w zonie organizowane są wycieczki, reklamowane jako „ekstremalne” a przynoszące państwu niemały dochód.

 

Polska usuwa pozostałości po czerwonym reżimie

Nasze państwo po 27 latach od czasu tzw. obalenia komuny w dużej mierze uporało się z komunistycznymi pamiątkami. Ich resztki są jeszcze likwidowane na mocy ustawy dekomunizacyjnej, przyjętej przez Sejm RP w kwietniu 2016 roku. Władze lokalne miały obowiązek do 2 września obecnego roku zmienić nazwy m.in. ulic, placów, budowli propagujących komunizm lub inny ustrój totalitarny. Zgodnie z ustawą, jeśli dany samorząd w wyznaczonym terminie tego nie zrobił, wojewoda, po zasięgnięciu opinii Instytutu Pamięci Narodowej wyda w ciągu trzech miesięcy zarządzenie zastępcze, którym uczyni zadość wymogom zmienionego prawa. Ustawa dekomunizacyjna nie wymaga zmiany dokumentów od mieszkańców ulic, których nazwy otrzymały nowych patronów. Zgodnie z prawem, starych dowodów tożsamości będzie można używać tak długo, aż stracą ważność, przy czym wymiana dowodów osobistych jest bezpłatna. Przed wejściem w życie ustawy, we wrześniu ubiegłego roku, w Polsce funkcjonowało około 1,5 tysiąca nazw miejsc (ulice, place), które upamiętniały system komunistyczny.

 

Większość samorządów zastosowała się do wymogów ustawy, jednak nie wszystkie. Dla przykładu, w Narewce (woj. podlaskie), w rodzinnych stronach „Inki”, jedna z ulic nosi nadal imię Aleksandra Wołkowyckiego – agenta NKWD i UB. W Hajnówce nadal straszą ulice m.in. Pawła Findera – pierwszego sekretarza KC PZPR – czy komunistycznej działaczki Małgorzaty Fornalskiej. Również władze samorządowe Gdańska pozostawiły kilku komunistycznych patronów ulic. Wszędzie tam, w najbliższym czasie nazwy te zmienią wojewodowie.

 

Dopełnieniem ustawy dekomunizacyjnej jest jej nowelizacja, przyjęta przez Sejm 22 czerwca obecnego roku. Dodaje ona do listy obiektów podlegających dekomunizacji pomniki, kopce, obeliski, kolumny, rzeźby, posągi, popiersia, kamienie pamiątkowe, płyty i tablice pamiątkowe, napisy i symbole. Wyjątkiem są pomniki stojące na terenie cmentarzy wojennych oraz pomniki wpisane do rejestru zabytków (m.in. Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej w centrum Olsztyna). Na terenie 15 polskich województw (bez mazowieckiego) znajduje się około 469 takich obiektów. W Mazowieckiem ma ich być około 170. Głównie (ponad 300) są to tzw. pomniki wdzięczności Armii Czerwonej. Część z nich, przy wtórze protestów Rosji, została już wyburzona. Usunięto też większość poświęconych utrwalaczom władzy ludowej tablic, których do tej pory wiele wisiało na ścianach jednostek policji w całym kraju. Na tablicy zdemontowanej ze ściany budynku Komendy Wojewódzkiej w Białymstoku widniał napis: „Milicjantom, którzy polegli w walce o utrwalanie władzy ludowej”. Raził on tym bardziej, że od roku na ścianie budynku stojącego naprzeciw komendy, wymalowany jest piękny mural poświęcony Żołnierzom Niezłomnym – ofiarom utrwalaczy władzy ludowej i prawdziwym obrońcom wolnej Polski.

 

 

Adam Białous

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie