12 grudnia 2014

Spotykamy się 12 grudnia pod willą Kiszczaka…

(fot. Adam Chelstowski / FORUM)

„Mamy do czynienia z najsławniejszym Polakiem na świecie”. Tak o Janie Pawle II nie powiedział ani Jarosław Kaczyński, ani Donald Tusk. To szef PRL-owskiego MSW, gen. Czesław Kiszczak, dodając zaraz: „Na nieszczęście, mamy do czynienia tu, w Polsce”. Był rok 1983, władza z przerażeniem myślała o zbliżającej się pielgrzymce Papieża do Ojczyzny. „Możemy obecnie jedynie marzyć, żeby Bóg powołał go jak najszybciej na swoje łono” – ober-esbek zwierzał się dalej towarzyszom z KGB. I jak tu się dziwić, że 12 grudnia spotykamy się o 22.00 przed willą Kiszczaka, aby protestować przeciwko zbrodniom stanu wojennego.

 

Jest rok 2011. Sąd uniewinnia Kiszczaka z zarzutu „umyślnego sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi” w grudniu 1981 roku. Przekładając język prawniczy na ludzki: w specjalnym szyfrogramie przekazywał uprawnienia do użycia broni dowódcom MO. W kopalni „Wujek” zginęło 9 górników, 21 zostało rannych. W sąsiednim „Manifeście Lipcowym” pluton specjalny ranił dwudziestu pięciu. Prokuratura uznała, że niektóre rany postrzałowe… nie pochodziły od postrzałów, zomowcy strzelali w „obronie własnej” (choć mierzyli z odległości). Skazano… górników. Pozostałych strajkujących wyrzucono z pracy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dlaczego szyfrogram? Bo inne dokumenty Kiszczak (razem z Jaruzelskim) mógł bezkarnie zniszczyć. Dziś przekonuje, że między szyfrogramem a „zdarzeniami w kopalniach” nie ma żadnego związku, bo ten pierwszy był „tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym”. Ale co oznaczał ów dekret, jeśli nie zawieszenie praw obywatelskich i zapowiedź rozprawy z „wrogim elementem”?

 

Rozpracowywał polskich emigrantów

Czesław Kiszczak szczyci się, że zginęło „tylko” 15 osób i „tylko” 10 tysięcy zostało internowanych. Porównując cyfry, dowodzi, że przed wojną było gorzej. Ale czy rządzący II RP kiedykolwiek wypowiedzieli wojnę własnemu narodowi, będąc na usługach obcego, wrogiego państwa? A gdyby słynnej Berezy Kartuskiej, razem z Wilnem, Grodnem i Lwowem nie ukradł nam Stalin, czy „nasi” komuniści nie urządziliby tam prawdziwego obozu koncentracyjnego? A gwoli ścisłości – śmiertelnych ofiar stanu wojennego było sto!

 

Czesław Kiszczak urodził się w 1925 roku w Roczynach. Generał broni, szef Zarządu II Sztabu Generalnego LWP, szef Wojskowej Służby Wewnętrznej, minister spraw wewnętrznych PRL. Karierę zaczynał w… Austrii, gdzie znalazł się w czasie II wojny światowej, wywieziony na przymusowe roboty. Po wkroczeniu Sowietów do Austrii, jako młody komunista i syn przedwojennego komunisty współorganizował na miejscu milicję. Po powrocie do Polski wstąpił do PPR.

 

Pracował w kontrwywiadzie wojskowym, do którego przyjął go Anatol Fejgin, nawet wśród swoich mający opinię „gestapowca”. Kiszczak został wysłany do Londynu, gdzie rozpracowywał środowisko polskich emigrantów z kręgów wojskowych. Jego raporty miały się przyczynić do aresztowania i wytoczenia pod sfingowanymi zarzutami procesów, m. in. generałom Wacławowi Komarowi, Stanisławowi Flato i Józefowi Kuropiesce. Po krótkim załamaniu kariery w latach 50., dzięki znajomościom pozostał w LWP. W 1957 roku ukończył szkołę wojskową w ZSRS i jak sam podkreślał, był jednym z niewielu, którzy zdobyli wyższe wykształcenie nie mając matury.

 

Po powrocie pracowicie piął się po szczeblach kariery, aż stał się zaufanym człowiekiem Jaruzelskiego. W latach 70. na wniosek Moskwy uznającej Kiszczaka za „sterowalnego” wrócił do kontrwywiadu wojskowego. W 1978 roku został zastępcą szefa sztabu LWP.

 

Numer dwa wojskowej junty

 Czesław Kiszczak był postacią numer dwa czasów dyktatury lat 80. i prawą ręką Jaruzelskiego, który powierzył mu wszystkie resorty siłowe poza armią. We wspomnieniach z tamtych lat, ale także raportach wywiadów (np. doniesieniach CIA opartych m. in. na charakterystykach liderów PRL opisanych przez płk. Ryszarda Kuklińskiego) rysuje się jako postać do granic wierna i oddana Jaruzelskiemu. Po wymianie Mirosława Milewskiego na Kiszczaka w roli szefa MSW Florian Siwicki miał w rozmowach z partyjnymi przywódcami stwierdzić, że teraz Jaruzelski „nie będzie miał już tu problemu”. Kiszczak został ministrem w sierpniu 1981 roku i wymiana ta była skoordynowana z planowym wprowadzaniem stanu wojennego.

 

Kiszczak wraz z Siwickim należał do najbardziej zaufanych ludzi Jaruzelskiego. Był jedną z 8 osób znających i przygotowujących wszystkie założenia dotyczące wprowadzenia stanu wojennego. Jego rola – człowieka rządzącego służbami, milicją i ZOMO w peerelowskim państwie policyjnym miała kluczowe znaczenie dla planów ekipy, która planowała przewrót wojskowy i przechwycenie władzy nad Polską.

 

Przy całej wierności Jaruzelskiemu Kiszczak był, co ciekawe, kompletnie pozbawiony własnych ambicji politycznych. Jak ma to miejsce w każdej strukturze mafijnej, Jaruzelski potrzebował też kogoś, kto będzie bezwzględnym wykonawcą jego rozkazów, bez zadawania zbędnych pytań. Kiszczak nadawał się do tego idealnie. Szef MSW brał na siebie (i swoich ludzi) całą brudną robotę, by Jaruzelski nie musiał zaprzątać sobie tym głowy. Ilość aresztowanych, skazanych, zastraszonych, torturowanych czy wreszcie pobitych i zamordowanych świadczy o tym, że Kiszczak radził z tym sobie znakomicie. Nie przeszkadzało mu nawet to, że miał być w swoim czasie oficerem prowadzącym Wojciecha Jaruzelskiego, kiedy ten został donosicielem Informacji Wojskowej o pseudonimie „Wolski”. A może właśnie wówczas zaczęła się ta przyjaźń?

 

„Strzelali w łeb”

Szykująca zamach stanu ekipa Jaruzelskiego liczyła się z ofiarami śmiertelnymi zakładając nawet, że będzie ich kilka tysięcy. Użycie broni przeciwko cywilom umożliwiał tajny szyfrogram szefa MSW Czesława Kiszczaka, pozwalający nawet dowódcom pododdziałów MO na samodzielną decyzję dotyczącą używania broni palnej. Większość ofiar stanowiły osoby zamordowane bądź „wykończone” podczas tłumienia protestów i strajków. Broni palnej użyto pierwszy raz dopiero 15 grudnia 1981 roku podczas tłumienia strajku w kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu. Ta sama jednostka ZOMO zamordowała dzień później w katowickim „Wujku” dziewięć osób. Sami zomowcy przyznawali, że „strzelali w łeb”. Po kilku kolejnych ofiarach śmiertelnych podczas manifestacji „Solidarności” i KPN Czesław Kiszczak przed planowanymi przez podziemie demonstracjami z okazji rocznicy Sierpnia ‘80 groził z ekranów telewizorów: „jeżeli za mało było dotychczasowych lekcji, prowokatorzy odbiorą następne”.

 

Jak zapowiedział, tak zrobił. 31 sierpnia 1982 roku w Lubinie, Wrocławiu, Kielcach i Gdańsku podwładni Kiszczaka zamordowali kolejnych demonstrantów. Wiele ofiar śmiertelnych przyniosły pobicia przez MO, ZOMO i SB. Siły podległe Kiszczakowi potrafiły mordować za opornik wpięty w sweter nastolatka, rozrzucanie ulotek, działalność w solidarnościowej opozycji, buntowniczy wygląd. Wiele osób zaszczutych przez SB popełniło też samobójstwa, jak pierwszy redaktor „Tygodnika Mazowsze”, Jerzy Zieleński. Znakiem rozpoznawczym rządów ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka w latach 80. stały się jednak pobicia i morderstwa dokonane przez tzw. nieznanych sprawców. Ich ulubionym celem byli zwłaszcza działacze opozycji związani z Solidarnością i KPN. Wiele odnalezionych ciał nosiło ślady tortur, ale usłużni prokuratorzy umarzali postępowania „z braku dowodów”.

 

Mordowanie księży i akcja „Hiacynt”

Najgłośniejsze było oczywiście zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki, duszpasterza „Solidarności”. Ze względu na konsekwencje i protesty społeczne, ekipa Jaruzelskiego zdecydowała się wyjątkowo na poświęcenie kozłów ofiarnych, wskazując sprawców na niższych szczeblach resortu kierowanego przez Kiszczaka. W pewnym momencie władza chyba spanikowała i aresztowała czasowo nawet szefa SB Władysława Ciastonia, ale bardzo szybko naprawiła ten „błąd” i ograniczyła proces do pionków, którzy byli wykonawcami zbrodni. Porywacze ks. Popiełuszki do dziś nie wskazali swoich mocodawców. Mordercy innych osób związanych z opozycją do dziś nie zostali ujawnieni ani skazani, do czego wydatnie przyczynił się Czesław Kiszczak już jako minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

 

Wtedy, kiedy władzom PRL zależało na zachowaniu twarzy, „nieznani sprawcy” bardzo szybko byli odnajdywani, jak przystało na sprawnie funkcjonujące państwo policyjne. Kiedy doszło do morderstwa związanego z opozycją wybitnego socjologa, prof. Jana Strzeleckiego, ekipa Jaruzelskiego chciała się od tego wyraźnie odciąć, sprawców znaleziono bez problemu.

Kiedy chciano jednak opozycję zastraszyć, „nieznani sprawcy” potrafili zabijać ludzi związanych z Kościołem i opozycją nawet w trakcie przygotowań i rozmów przy okrągłym stole. W ten sposób zamordowano księży Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha. Ciało ostatniego z wymienionych znaleziono 11 lipca 1989 roku, już po czerwcowych wyborach do sejmu kontraktowego.

 

Ciekawym elementem działalności Czesława Kiszczaka w latach 80. było zainicjowanie akcji „Hiacynt” w 1985 roku. Była to szeroko zakrojona operacja SB i MO, w której szukając haków na opozycjonistów zarejestrowano około 11 tysięcy homoseksualistów. Oficjalnie uzasadniano akcję jednak tym, że środowiska homoseksualne są szczególnie kryminogenne i stanowią zagrożenie ze względu na plagę AIDS. W 1989 roku Jaruzelski i Kiszczak mieli zacierać ślady tej operacji niszcząc odnoszące się do niej dokumenty z posiedzeń KC PZPR.

 

W czasach PRL karierę Kiszczaka można opisać jako przykład modelowego, skrajnego oportunizmu. Co ciekawe, z dokumentów wynika, że Kiszczak potrafiłby dogadać się z każdym, kto miałby szansę na przejęcie władzy. W przypadku niepowodzenia puczu Jaruzelskiego, mógłby zatem bez mrugnięcia okiem przejść na drugą stronę wewnętrznych podziałów w PZPR.

 

Niszczył „dla dobra ogółu”

Pod koniec lat 80 był osobą, która przygotowywała koncepcję okrągłego stołu i „pokojowej transformacji”, która miała zapewnić komunistom miękkie lądowanie po upadku systemu. Tuż po zakończeniu obrad okrągłego stołu Jaruzelski desygnował go na premiera, ale w wyniku buntu, nawet ze strony ZSL i SD jego misja zakończyła się niepowodzeniem. Na prośbę Tadeusza Mazowieckiego objął tekę szefa MSW w jego rządzie i sprawował ją do lipca 1990 roku, dokańczając niszczenie akt SB i MSW w resorcie, za wiedzą swoich przełożonych, w tym samego Mazowieckiego, któremu nie tylko przyznał się do tego procederu, ale oświadczył, że czyni to „dla dobra ogółu”. Mazowiecki nie zareagował.

 

Po 1989 roku Czesław Kiszczak kilkukrotnie stawał przed sądem, do więzienia jednak nigdy nie poszedł. W większości wypadków unikał procesów bądź te, po odwołaniach, utknęły w apelacjach ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego.  Jego dorobek nie przeszkodził Adamowi Michnikowi okrzyknąć go „człowiekiem honoru” (z czego redaktor naczelny Gazety Wyborczej później się wycofał), a wielu byłym opozycjonistom stawać w obronie Kiszczaka jako architekta okrągłego stołu. W świetle prawa i obyczaju III RP pozostaje człowiekiem niewinnym.

 

Tadeusz Płużański – publicysta, szef działu Opinie „Super Expressu”, autor książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych. Prezes Fundacji „Łączka”. Ostatnio ukazała się jego nowa książka, pt. „Moje spotkania z bestiami”.

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie