5 lipca 2016

Sport jako religia

(fot. REUTERS/Christian Hartmann Livepic)

Gdy trwają jeszcze, choć już bez udziału reprezentacji Polski, emocje związane z EURO 2016 r., warto zastanowić się nad tym, czym sport, a zwłaszcza piłka nożna, jest dla dzisiejszych kibiców. Wiele wskazuje na to, że staje się ona sprawą najważniejszą, otaczanym quasi-boskim kultem. Futbol to współczesna świecka religia – twierdzą naukowcy i komentatorzy. Niestety, nie są dalecy od prawdy.

 

Sport cieszy się we współczesnym świecie, a nawet Kościele, wyjątkową estymą. Paweł VI cytowany przez Romano Amerio w „Iota Unum” określił aktywność sportową mianem narzędzia do budowania przyjaźni i czegoś lepszego od „zwykłej pracy zawodowej” mającej jego zdaniem wyłącznie utylitarny charakter. Pół-oficjalny dziennik watykański „L’Osservatore Romano” 1 stycznia 1972 r. powiązał wręcz – zauważa Amerio – sport z tajemnicą paschalną. Takich wypowiedzi duchownych można by przytoczyć jeszcze więcej.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tymczasem sport często nie zamierza pełnić roli sługi chrześcijaństwa. Staje się własną, niezależną, świecką czy wręcz pogańską religią.

 

Pierwsza istotna charakterystyczna cecha Igrzysk Olimpijskich, zarówno starożytnych jak i nowoczesnych polega na tym, że są one religią – powiedział niegdyś Pierre de Coubertin (1983-1937), historyk, pedagog i działacz, a przede wszystkim inicjator idei nowożytnych igrzysk olimpijskich. – Reprezentuje ona nadrzędną religię ludzkości, ponad i poza kościołami – dodał Francuz.

 

Zdaniem współczesnego publicysty Michaela Serazio z „The Atlantic” twierdzenie, że sport to świecka religia jest obecnie szczególnie prawdziwe. Odnosi się to nie tylko do igrzysk olimpijskich. W Stanach Zjednoczonych sakralny charakter ma choćby futbol amerykański, co widać zwłaszcza w dniu Super Bowl. W Europie, w tym w Polsce, mówiąc o sakralizacji sportu mamy na myśli głównie piłkę nożną.

 

Twierdzenia o „religijnym” charakterze tej dyscypliny to nie tylko opinia naukowców. Jak czytamy w raporcie „Football Passions” sporządzonym przez Social Issues Research Centrer (SIRC), aż 60 procent fanów futbolu uważa, że „futbol jest dla nich jak religia”. Takie opinie najczęściej wyrażali Portugalczycy (ponad 70 proc.), Belgowie, Norwedzy, Czesi i Brytyjczycy. Wśród polskich fanów religijny aspekt swojego stosunku do futbolu dostrzega niecałe 30 proc. Plasuje to nas na – chlubnym w tym przypadku – przedostatnim miejscu na 17 badanych krajów europejskich. Jednak odsetek ten i tak jest zdecydowanie zbyt wysoki.

 

Pseudo-religijne rytuały


Współczesny profesjonalny futbol to nie tylko mecze. To także cała gama związanych z nimi rytuałów. Do przyjęcia w poczet fanów klubu niezbędne jest przyswojenie sobie charakterystycznych dla danego klubu zwyczajów, przyśpiewek, sposobu zachowania etc. Przypomina to katechizację i religijne rytuały przejścia.

Stadion piłkarski to – zauważają autorzy wspomnianego badania – „duchowy dom” dla piłkarskich fanów. Nie jest zwykłym obiektem służącym wyłącznie do pomieszczenia tysięcy obserwatorów meczu, lecz quasi-świątynią pozwalającą na doświadczanie niezwykłych emocji i oferującą poczucie przynależności. Obecność w tym „świętym miejscu” część fanów postrzega jako coś więcej, niż sposób na miłe spędzenie czasu. Wielu z nich uważa ją wręcz za swój obowiązek. Trudno oprzeć się tu pokusie porównania z niedzielną Mszą Świętą.

Kibice zwracają także uwagę na niezwykłe poczucie wspólnoty, jakie odczuwają z fanami tej samej drużyny. Więź ta przekracza wszelkie społeczne podziały. – Gdy strzelą bramkę jesteśmy we łzach szczęścia, przytulamy innych ludzi, każdy świętuje – mówi jeden z kibiców biorących udział w badaniu SIRC. – Przytulasz kompletnie obcych ludzi i wiesz, że czują to samo. Wszyscy świętują razem, bez względu na klasę społeczną. Milionerzy i ludzie na zasiłkach (…). Tylko futbol się liczy, wszystko inne jest bez znaczenia – dodaje. Czyż nie nasuwa to skojarzeń ze wspólnotą wiernych po przyjęciu Komunii Świętej? Z tą tylko różnicą, że poziom egzaltacji jest często wyższy, a czynnikiem jednoczącym jest w tym wypadku sukces sportowy, a nie Stwórca.

Poziom emocji związany z kibicowaniem jest u fanów ogromny. Aż dwie trzecie z nich przyznało się do płaczu podczas meczu. Swoją aktywność pojmują oni nie jako zajęcie odświętne, lecz jako styl życia. Składa się nań nie tylko mecz, lecz także wspólna droga na stadion, grupowe świętowanie zwycięstw, żmudne wynajdywanie informacji o ukochanej drużynie etc. Dla grupy określonej przez autorów wspomnianego raportu mianem „fanatyków” futbol to najważniejsza sprawa w życiu. Czyż nie dostrzegamy tu czynienia z piłki bożka, co jest sprzeczne z Pierwszym Przykazaniem.

Dla niektórych jednak poświęcenie, oddanie, aktywność, uznawane są za wartość samą w sobie. Za szwajcarskim teologiem Romano Amerio należy to uznać za przejaw błędu „dynamizmu” – przypisywania wartości działaniu tylko dlatego, że jest działaniem. Sama w sobie pasja, poświęcenie i aktywność nie są jednak czymś chlubnym, jeśli nie podporządkowuje się ich dobremu celowi. Czyż islamski terrorysta nie jest podręcznikowym wręcz przykładem oddania i dynamizmu?

Wojna niesprawiedliwa


Porównywanie zapalonego kibica sportowego do terrorysty może na pierwszy rzut oka oburzać i często będzie to odczucie słuszne. Co jednak z licznymi przykładami chuligaństwa wśród kibiców i walk między kibolami zwaśnionych klubów? Warto dodać, że zdarzają się – choć rzadziej – przypadki jeszcze bardziej drastyczne. Jak przypomina Romano Amerio w „Iota Unum”, w 1957 r. w Belfaście reprezentanci Włoch zostali zaatakowali przez „rozjuszony tłum” i uratowani tylko dzięki interwencji policji. Z kolei w Limie w 1964 r. doszło do stratowania dziesiątek osób przez kibiców. W 1969 r. doszło do konfliktu zbrojnego między Salwadorem, a Hondurasem. Zginęło 3 tysiące osób, a 12 tysięcy musiało opuścić swe domy. Relacje między obu państwami były napięte, ale przegrany przez Honduras mecz piłkarski stał się iskrą zapalną.


Nie chodzi tu o promowanie jakiegoś pacyfistycznego ideału. Byłoby to sprzeczne z koncepcją wojny sprawiedliwej, akceptowaną wszak przez Kościół. Co innego jednak sprawiedliwa wojna, toczona w imię wyższych wartości, takich jak obrona wiary czy narodu przed inwazją, a co innego bezsensowne działania chuliganów czy wręcz zbrodniarzy. Dla używania przemocy w imię klubu czy nawet drużyny narodowej trudno znaleźć usprawiedliwienie moralne. Walka między kibicami dwóch nienawidzących się klubów czy tym bardziej wspomniane wyżej tragiczne przypadki, to nie żadna wojna ze złem, lecz raczej bezsensowna, nieuzasadniona nienawiść. Zrozumieć ją można tylko w świetle wspomnianej wyżej absolutyzacji trzeciorzędnych wartości. Jeśli klub piłkarski z naszego miasta staje się najwyższą wartością, to w obronie jego czci można zadać przeciwnikom obrażenia czy nawet zabić.

To wszystko nie znaczy bynajmniej, jakoby ze sportem wiązały się tylko negatywne aspekty. Wspólnota, przyjaźń i braterstwo związane często z kibicowaniem tej samej drużynie są same w sobie pozytywne – o ile nie przeradzają się w szowinizm i nienawiść wobec innych. Piłka nożna, jak zauważają autorzy raportu „Football Passions”, często służy także jako oparcie dla więzi rodzinnych. Chodzi tu oczywiście o więzi między mężczyznami. Mecze to niekiedy jedyne wspólne zainteresowania, łączące dziadków, ojców i nieletnich synów. Dość powszechne jest przekazywanie z pokolenia na pokolenie zamiłowania do danego klubu. To międzypokoleniowe dziedziczenie statusu fana można według autorów wspomnianego raportu porównać wręcz do dziedziczenia kodu genetycznego. Bazuje ono na roli, jaką tradycyjnie w Europie przypisuje się więziom rodzinnym. To wszystko tłumaczy też niechęć lewicy do środowisk kibicowskich.



Marcin Jendrzejczak




   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie