22 listopada 2017

Sponsorzy rewolucji: możni protektorzy depopulacji

(fot. pixabay.com)

Eugenicy, których myśl zyskała posłuch głównie w krajach niekatolickich, nigdy nie mogliby propagować swoich idei, gdyby nie poparcie zamożnych filantropów. To dzięki nim powstała zideologizowana nauka o demografii. Duże instytucje, założone w ubiegłym wieku przez kilku amerykańskich bogaczy, odegrały i odgrywają kluczową rolę w popularyzacji środków oraz polityki ograniczania przyrostu naturalnego na świecie.

 

Wpływ owych instytucji wciąż się utrzymuje i nawet zyskuje na znaczeniu, o czym można się przekonać sięgając chociażby do podręcznika do geografii dla licealistów („Oblicza geografii” kl. 1, Nowa Era), czy też zapoznając się z wywodami uczestników listopadowej konferencji, zorganizowanej na Papieskiej Akademii Nauk, a poświęconej zdrowiu i „zmianom klimatycznym”.

Wesprzyj nas już teraz!

W Stanach Zjednoczonych, gdzie rozwinął się na wielką skalę ruch kontroli populacji, ograniczenie liczby ludności „mniej wartościowej” było kluczowe dla klubu najzamożniejszych klanów – Fordów, Rockefellerów, Scripps, Mellonów czy Carnegie.

 

Zwykło się nawet mówić o istnieniu „establishmentu populacyjnego”. Na jego zamówienie eugenicy, którzy przeobrazili się w demografów, wykonywali badania dla uzasadnienia z góry postawionej tezy fundatora określonego projektu.

 

Narodziny ruchu kontroli urodzeń

Pierwsze formy zorganizowanego ruchu kontroli urodzeń pojawiły się w erze progresywnej, przypadającej na lata 1900-1920 w USA. Był to czas niebywałej wręcz fascynacji eugeniką i gruntownej transformacji politycznej, społecznej oraz ekonomicznej. Utopizm, technokratyzm i determinizm darwinowski, myśl eugenika Francisa Galtona – notabene kuzyna Karola Darwina – nadawały ton reformom przeprowadzanym przez prezydentów: Roosevelta, Tafta i Wilsona.

Ówczesna elita bogaczy, bohema i intelektualiści (w tym liczna grupa ekonomistów) uważali, że lepiej od reszty społeczeństwa wiedzą, czego ono potrzebuje. W tym czasie ukształtowały się poglądy Margaret Sanger, komunistki i założycielki późniejszej federacji Planned Parenthood. Sanger najpierw we Francji w 1913 r. zafascynowała się syndykalizmem, a po podróży w 1914 r. do Anglii, gdzie spędziła rok w otoczeniu neomaltuzjanistów (ogromny wpływ Havellocka Ellisa, założyciela Eugenic Education Society), zdecydowała się zaangażować w propagowanie myśli eugenicznej. Zwolennicy poglądów ekonomisty politycznego Thomasa Malthusa zachęcali do propagowania tzw. aborcji wśród zubożałych kobiet w szpitalach, hospicjach, domach opieki. Mówiono, że tylko te dzieci, które pochodziły z rodzin mniej licznych, mogły być „produktywne, niezależne i wartościowe”.

 

Po powrocie do Ameryki Sanger zaczęła wydawać miesięcznik „The Woman Rebel” („Zbuntowana kobieta”), upowszechniając zakazane środki kontroli urodzeń. W 1916 roku na terenie ubogiej dzielnicy Brooklynu założyła pierwszą placówkę aborcyjną, a rok później – pismo „Birth Control Review”. Organizowała liczne konferencje i pogadanki. W 1921 roku, dzięki funduszom rodziny Rockefellerów, powołała American Birth Control League (ABCL), zachęcającą do sterylizacji, zaś osiem lat później – Birth Control Clinical Research Bureau (BCCRB).

 

Sanger zmobilizowała eugeników, doprowadzając do utworzenia International Union for the Scientific Study of Population (IUSSP) i Population Association of America (PAA). Za pośrednictwem National Committee for Federal Legislation of Birth Control (NCFLBC) – które, jak wpisano w statucie, miało „edukować opinię publiczną odnośnie społecznej, ekonomicznej, eugenicznej i etycznej ważności kontroli urodzeń” – prowadziła lobbing polityczny. W propagowaniu tych idei dopomogła jej w owym czasie bardzo popularna aktorka Katharine Hepburn, matka innej filmowej gwiazdy Audrey Hepburn, ikony stylu, a przy tym działaczki ONZ.

 

W 1932 roku Sanger zaskarżyła ustawę zabraniającą importu środków antykoncepcyjnych. Cztery lata później, po stronniczym wyroku sądu apelacyjnego, produkty zapobiegające poczęciu zostały zalegalizowane. Po przekształceniu swoich organizacji, Sanger powołała Birth Control Federation of America. Doszło do tego w roku wybuchu II wojny światowej. BCFA po trzech latach zmieniła nazwę na Planned Parenthood Federation of America (PPFA). W latach 1940-1955 Rockefellerowie przekazali na rzecz przedsięwzięć firmowanych przez Sanger ponad 396 tysięcy dolarów. Słynny klan wsparł także projekty eugeniczne niemieckiego Instytutu Psychiatrii im. Cesarza Wilhelma oraz Instytut Antropologii. Pieniądze zza Oceanu poszły na badania Emila Kraepelina, Eugena Fischera, Fritza Lenza i Ernsta Rüdina. Wszyscy oni umożliwili nazistowskim Niemcom eksterminację „podludzi”.

 

Instytuty demograficzne i stronnicze metody badawcze

W 1921 r klan Milbank powołał fundację Milbank Memorial Fund (MMF), zajmującą się badaniem płodności bogatych i biednych, eugeniką, a także konsekwencjami społecznymi przyrostu naturalnego.

 

Eugenicy stali się demografami w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Pierwszy instytut demograficzny powstał w 1922 r. na uniwersytecie w Ohio. Właściciel sieci gazet Edward Scripps, po prelekcji na temat Malthusa i w związku z obawami o nadmierny przyrost naturalny Azjatów, założył Scripps Foundation for Research in Population Problems. Na jej czele stanął Warren S. Thompson.

W 1928 r. na terenie 376 koledżów prowadzone były kursy eugeniczne, a publikowane na ten temat materiały rozchodziły się w milionowych nakładach (np. esej pt. „Searchlights on Health, the Science of Eugenics”).

 

W 1936 roku klan Milbank powołał w Princeton Office of Population Research. W 1952 r Rockefellerowie utworzyli Population Council, specjalizującą się w opracowywaniu środków antykoncepcyjnych i świadczeniu „pomocy” na rzecz Afryki.

 

Pomiędzy latami 50. a 70. minionego wieku pojawiło się wiele instytutów demograficznych i liczne prace, straszące „katastrofą przeludnienia”. Zaczęto używać – tak popularnych obecnie – ankiet KAP, rejestrujących zmiany w zakresie wiedzy, postaw i praktyk ludzkich populacji. Po raz pierwszy tego typu metodę zastosowano w latach 50. w celu poznania stanowiska Latynosów wobec antykoncepcji. Badanie mówi o tym, co ludzie wiedzą, jakie są ich postawy i jak się zachowują. Wnioski płynące z obserwacji małych prób są uogólnianie i rozciągane na szerszą populację w oparciu o modelowanie matematyczne. Obecnie są powszechnie stosowane w medycynie, np. bada się preferencje i oczekiwania Afganek w zakresie „zdrowia reprodukcyjnego”, czytaj: tzw. aborcji i antykoncepcji.

 

Uczeni podkreślają, że dane trudno dokładnie zinterpretować i wymagana jest duża ostrożność w wysuwaniu wniosków. Nie wyjaśniają one logiki stojącej za praktykami ludzi. Jak zauważył Joseph Mayone Stycos, specjalizujący się w demografii państw latynoamerykańskich, ankieta KAP tak naprawdę badała popyt i podaż na środki antykoncepcyjne.

 

W 1961 r. Population Council wraz z American Eugenics Society zorganizowały kongres na temat genetyki widzianej z perspektywy eugenicznej. Wkrótce zawiązał się sojusz uczonych, aktywistów i fundatorów – Population Coalition – który wykorzystując ankiety KAP prowadził stronnicze badania koncentrując się na dyskredytowaniu uczonych, dochodzących do zgoła odmiennych wniosków w sprawie kontroli populacji.

 

Prof. Simon i jego walka z katastroficznymi teoriami

W latach 60. i 70. fundacja Forda rozdawała na prawo i lewo granty dla studentów na badania związane ze wzrostem populacji i konieczności kontroli przyrostu naturalnego poprzez upowszechnienie antykoncepcji. W tym czasie organizowano liczne konferencje i wydawano prace głoszące, iż wzrost liczby ludności szkodzi środowisku oraz rozwojowi ekonomicznemu. Straszono wyczerpywaniem się zasobów naturalnych. Jak dziś alarmowano i wzywano do natychmiastowej reakcji w obronie planety.

 

Wówczas to ekonomista prof. Julian Simon, jako jeden z nielicznych obnażał propagandę i intencje zwolenników kontroli urodzeń. Wykazywał, że mechanizmy wolnorynkowe (podaż i popyt) decydują o dostępności zasobów naturalnych i skutecznie zapobiegają kryzysom. Argumenty te zawarł w wydanej później książce pt. The Ultimate Resource (1981). Tłumaczył tam, że poza mechanizmami wolnorynkowymi, także „ludzka inteligencja” w warunkach wolności osobistej i gospodarczej sprawia, że ludzie po prostu przestają być zależni od surowców nieodnawialnych. Było to stwierdzenie przeciwne do założeń Malthusa.

 

Według Simona, ograniczenie jakiegoś surowca powoduje wzrost jego ceny, a co za tym idzie, poszukiwanie nowych zasobów, a także możliwości zastąpienia go czymś innym (prawdziwe innowacje). Profesor wysnuł takie wnioski na podstawie wieloletniej obserwacji cen surowców nieodnawialnych, które w dłuższym czasie, wraz ze wzrostem wydobycia malały zamiast rosnąć. Zaobserwował także, że pomimo wzrostu liczby ludności i zwiększonego zużycia surowców, dobrobyt rośnie, a nie spada. Simon postawił tezę, że zasoby „w sensie ekonomicznym” są praktycznie nieskończone. Podawał liczne przykłady z przeszłości, kiedy surowce, których – zgodnie z katastroficznymi teoriami – wyczerpanie miało przynieść katastrofalne skutki, a które zostały ostatecznie zastąpione wydajniejszymi technologiami. Według Simona, wzrost liczby ludności (kapitał ludzki) jest czynnikiem przyspieszającym postęp technologiczny i cywilizacyjny, a ten z kolei prowadzi do poprawienia stanu środowiska oraz jakości życia całej ludzkości.

 

Autor The Ultimate Resource krytykował porównywanie poziomu życia między np. Europą a Indiami, jak robił to propagator depopulacji, goszczony nie tak dawno temu w Watykanie prof. Paul Ehrlich (biolog i demograf). Simon tłumaczył, że porównywać należy poziom życia w Indiach dzisiaj i np. w XIX wieku, a wówczas postęp cywilizacyjny będzie wyraźnie widoczny.

 

Ekonomista założył się nawet z Ehrlichem w 1980 r. o to, że w ciągu 10 lat ceny dowolnie wybranych przez chemika surowców, które – jego zdaniem, powinny drastycznie skoczyć w górę – nie wzrosną. Ehrlich wybrał miedź, chrom, nikiel, cynę i wolfram. Dokonano wirtualnej transakcji zakupu każdego z nich na łączną sumę 1 tysiąca dolarów. Dekadę później Ehrlich zakład przegrał. Ceny surowców nie tylko nie wzrosły, ale nawet spadły i po rewaloryzacji depopulator musiał wypłacić Simonowi 576 dolarów.

 

Simon i rodzący się w Stanach Zjednoczonych ruch antyaborcyjny mieli ogromny wpływ na decyzje administracji Ronalda Reagana. W 1984 r. wprowadziła ona na forum ONZ politykę Mexico City (zakaz finansowania aborcji za granicą), argumentując między innymi, że wzrost ludności niekoniecznie ma negatywny wpływ na rozwój.

 

W latach 80. i 90. XX wieku demografowie wspierający producentów środków antykoncepcyjnych przekonywali, że Ziemi wciąż zagraża „przeludnienie” i trzeba podjąć zdecydowane kroki ograniczające przyrost naturalny.

Depopulatorzy w instytucjach międzynarodowych

Na początku lat osiemdziesiątych PP, Population Council wraz z UN Fund for Population Activities wydały wspólny dokument podczas Międzynarodowej Konferencji Planowania Rodziny w Dżakarcie. Autorzy stwierdzili w nim, że „jeśli dostarczanie informacji i usług na temat antykoncepcji nie przyczyni się do obniżenia płodności wystraczająco szybko, by przyspieszyć rozwój ekonomiczny, wówczas rządy mogą zdecydować o ograniczeniu swobody decyzji obecnego pokolenia, by następne pokolenia miały większą szansę na czerpanie korzyści z przysługujących im praw podstawowych”.

W 1984 r. przedstawiciele Andrew W. Mellon Foundation skierowali list do American Association for Advancement of Science (AAAS) domagając się realizacji projektu badań łączących kwestię wzrostu liczby ludności, wyczerpywania się zasobów i ochrony środowiska. Sugerowano w nim wprost, że jeśli wyniki nie doprowadzą do wniosku pożądanego, to jest konieczności kontroli populacji, wówczas badania należy zarzucić. USAID (fundusz pomocowy amerykańskiego rządu), UNFPA i Bank Światowy chętnie przyznawały granty na „pożyteczne politycznie badania”.

 

Od kiedy rząd amerykański zaangażował się w prowadzenie polityki kontroli ludności w krajach rozwijających się, zmieniła się także retoryka. Powszechnie używane jeszcze w latach 30. określenie: „kontrola urodzeń” zastąpiono „planowaniem rodziny”, zamiast „kontroli populacji” pojawiła się „pomoc w planowaniu rodziny”, „aborcja” zaczęła być natomiast określana mianem „regulacji menstruacji”. Obecnie wchodzi nazywana jest jednym spośród „praw reprodukcyjnych”.

 

Szczegółową analizę, wskazującą na zaangażowanie rządu amerykańskiego w politykę kontroli ludności w latach 1965-1980 przedstawił m.in. prof. P. Donaldson. Wyjaśnił on, w jaki sposób względnie mała „elita” odniosła sukces, wpływając na opinię publiczną i wymuszając zaangażowanie rządu w politykę depopulacyjną, zwłaszcza w krajach Trzeciego Świata. Członkowie owego lobby przekonali rządzących, że „gwałtowny” wzrost liczby ludności może utrudniać rozwój gospodarczy biednych krajów i dostęp Stanów Zjednoczonych do surowców.

 

Pod koniec 1980 r. zdeklasyfikowano dokument rządowy National Security Study Memorandum 200 (NSSM), który powstał na zlecenie prezydenta Nixona w 1974 r. Nakazał on wykonanie analiz, które miały na celu określenie „konsekwencji wzrostu światowej populacji dla bezpieczeństwa USA i interesów zamorskich”. Badanie zostało ukończone w tym samym roku. Stwierdzono w nim wprost, że należy prowadzić politykę ograniczającą przyrost naturalny w krajach rozwijających się, ale należy robić to w taki sposób, by nie spotkać się z zarzutami o narzucaniu „imperializmu gospodarczego lub rasowego”. Raport stwierdzał, że „celem jest redukcja płodności, a nie poprawa życia” i odniósł się do potrzeby „indoktrynacji rosnącego pokolenia dzieci pod kątem pragnienia posiadania mniejszych rodzin”.

 

Donaldson przedstawiał powiązania między Departamentem Stanu, USAID, Population Council, Fundacją Forda, International Planned Parenthood Federation (IPPF), Peace Corps i ośrodkami badań demograficznych na wielu uczelniach, w tym na uniwersytecie Johna Hopkinsa w Baltimore (Maryland), Kolumbii w Nowym Jorku, na uczelniach stanowych w Michigan, Karolinie Północnej i Kalifornii. USAID miała przekazywać „pomoc” na ograniczenie płodności poprzez IPPF, Pathfinder Fund i inne organizacje pozarządowe, unikając jakiegokolwiek rozgłosu medialnego.

 

Z inicjatywy Amerykanów oenzetowska agenda ludnościowa UNFPA stała się kluczową instytucją międzynarodową, zaangażowaną w legitymizację polityki kontroli populacji, a Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy – głównymi źródłami finansowania działań depopulacyjnych. Relacje między rządem USA a UNFPA na przestrzeni lat różniły się w zależności od postawy prezydentów, którzy zasiadali w Białym Domu.

 

Do Amerykanów dołączyły inne kraje rozwinięte, w szczególności skandynawskie, a także Wielka Brytania, Holandia, Niemcy czy Japonia, która jeszcze w 1994 roku zobowiązała się przekazać 3 miliardy dolarów w okresie od 1994 do 2000 roku, w celu „zwalczania globalnych problemów populacyjnych”.

 

Zmiana metod: walka z ubóstwem i wzmocnienie pozycji kobiet

W okresie poprzedzającym konferencję ONZ w Kairze (1994), gdzie jednym z głównych celów było zwiększenie finansowania działalności antykoncepcyjnej do około 17 miliardów dolarów rocznie do roku 2000, starszy ekonomista z Banku Światowego, Lant H. Pritchett opublikował artykuł w „Population and Development Review”. Argumentował, że antykoncepcyjne podejście do rozwiązywania problemu płodności jest nieskuteczne. Potępił także metody badawcze stosowane przez demografów i ekonomistów oparte na modelowaniu matematycznym. Zalecał poprawę warunków życia mieszkańców państw rozwijających się, zapewnienie większego bezpieczeństwa i rozwoju, by nie chcieli oni mieć dużych rodzin.

 

Na konferencji kairskiej i po zleceniu kolejnych badań zdano sobie sprawę, że walka z ubóstwem jest kluczowa dla ograniczenia przyrostu naturalnego.

 

Demografowie z Południa, w tym Aderanti Adepoju, przekonywali na forum ONZ, że dla afrykańskich decydentów najważniejszą kwestią demograficzną nie jest wysoka płodność, lecz migracja i możliwość „wyeksportowania” części mieszkańców, którzy potem będą dokonywać transferów waluty do kraju i utrzymywać pozostałe w nim rodziny.

 

Późniejsze badania, w tym prowadzone na populacji muzułmańskich mieszkanek nigeryjskiego miasta Zaria, przekonały decydentów, że programy depopulacyjne łączone z pomocą rozwojową dla państw w postaci programów dostosowawczych (SAP) Banku Światowego i MFW w zamian za kredyty, nie przynoszą pożądanego efektu. Powodowały one jedynie spowolnienie gospodarcze, zmniejszenie wydatków na podstawową opiekę zdrowotną, przez co brakowało lekarstw na malarię i funduszy na dostarczanie czystej wody pitnej. Szeroko dostępne były za to środki antykoncepcyjne.

Forsowane w całej Afryce programy dostosowawcze MFW zmuszały rodziny do ponownej alokacji malejących zasobów, co skutkowało wzrostem śmiertelności niemowląt i większym analfabetyzmem.

 

W tych okolicznościach narastała jedynie niechęć do programów kontroli populacji. Ich inicjatorzy zaczęli się obawiać, że ucierpią inne „projekty zdrowotne”, w tym w szczególności akcje szczepionkowe. Przykładowo, mieszkańcy Nigerii byli przekonani, że szczepienia służą ubezpłodnieniu ich dzieci. Agresywnie reagowali więc na wszelką propagandę.

 

Wszystkie te okoliczności i nowe analizy przekonały zwolenników depopulacji do tego, że ograniczanie płodności musi nastąpić w wyniku dobrowolnej decyzji. Bank Światowy próbuje połączyć kwestię kontroli ludności i redystrybucji dochodów pod przykrywką „zrównoważonego rozwoju”.

 

Kairska konferencja z 1994 r. sprytnie przemianowała politykę kontroli populacji na walkę o „prawa reprodukcyjne”, wzmocnienie pozycji kobiet i troskę o środowisko.

 

W 1995 r. Bank Światowy zwiększył fundusze na działania na rzecz ludności do 2,5 miliarda funtów i zapewniał pełne finansowanie jedynie na projekty, które w jakimś aspekcie dążyły do zmniejszenia płodności.

 

W ciągu ostatnich kilku lat depopulatorzy coraz śmielej mówią, że jedynym sposobem zapewnienia rozwoju na świecie jest ograniczenie liczby ludności. Tegoroczna konferencja zorganizowana na Papieskiej Akademii Nauk, która zgromadziła „starą ekipę depopulatorów”, takich jak prof. Sachs, Raven czy Lee oraz licznych amerykańskich polityków Partii Demokratycznej, aż nadto pokazuje, że eugeniczne myślenie wywodzące się z darwinowskiego determinizmu bynajmniej nie odeszło do lamusa. Ubrane w slogany o zapewnieniu każdemu „zrównoważonego rozwoju” i „likwidacji ubóstwa”, w gruncie rzeczy zmierza do tego samego celu, jaki przyświecał niegdyś Malthusowi czy Hitlerowi.

 

Prof. Lee argumentował w Watykanie, że wskutek rosnącej liczby ludności na świecie, zwłaszcza w Afryce subsaharyjskiej, rośnie zapotrzebowanie na surowce. W obecnej sytuacji zaś „zmniejszenie o połowę” liczby ludności „byłoby zbyt optymistyczne”, ale z pewnością należy podejmować działania na rzecz ograniczenia płodności, by móc przestawić gospodarkę światową na energię odnawialną.

Z kolei obecny na konferencji kalifornijski gubernator Jerry Brown mówił, że potrzeba „totalnego prania mózgu” – i tu pomocne będzie wsparcie ze strony duchownych – aby skłonić ludzi do zaakceptowania idei zmian klimatu powodowanych działalnością człowieka oraz posunąć naprzód Agendę 2030.

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie