22 maja 2015

Spiskowiec w sutannie

Egzekucję generała ks. Stanisława Brzóski, dowódcy oddziału, który najdłużej wytrwał w polu, a jednocześnie naczelnego kapelana można uznać za symboliczny koniec powstania styczniowego.


Chronologię zrywu, którego 150. rocznicę obchodziliśmy nie tak dawno, wyznaczał przelew krwi i szubienice. Z perspektywy czasu pierwszymi ofiary zrywu uznać należy poległych na ulicach Warszawy 27 lutego 1861 r. pięciu polskich patriotów demonstrujących miłość do Ojczyzny. Skosiły ich kule carskich sołdatów. Zmierzch walk rozpoczął się natomiast w chwili, gdy na stokach warszawskiej cytadeli rosyjscy kaci powiesili pięciu członków Rządu Narodowego, w tym dyktatora Romualda Traugutta (5 sierpnia 1864 roku).

Wesprzyj nas już teraz!

 

Termin egzekucji ks. Stanisława Brzóski oraz jego adiutanta Franciszka Wilczyńskiego, Moskale wyznaczyli na czwartek, 23 maja 1865 roku. Data nie była wybrana przypadkowo. W dniu tym w Sokołowie Podlaskim odbywał się targ. By zwiększyć frekwencję na ponurym spektaklu, władze rosyjskie spędziły na rynek mieszkańców miasteczka oraz okolicznych wiosek. Carscy czynownicy chcieli w ten sposób zniszczyć legendę wybitnego dowódcy powstańczego, o którym z podziwem i szacunkiem wyrażała się ludność Podlasia i Lubelszczyzny.

 

Wikary z Łukowa

Nieustraszony kapłan urodził się 30 grudnia 1832 roku, w Dokudowie koło Białej Podlaskiej, a więc na terenach północnej lubelszczyzny. Po ukończeniu gimnazjum w Białej Podlaskiej wyjechał na studia medyczne do Kijowa. Odkrywszy w sobie powołanie do stanu duchownego wrócił jednak w rodzinne strony, by podjąć naukę w seminarium w Janowie Podlaskim. Święcenia przyjął 25 lipca 1858 roku i wkrótce rozpoczął posługę wikarego w parafii Najświętszej Maryi Panny w Sokołowie. Z całego serca poświęcił się działalności duszpasterskiej. Niestety, intensywna praca podkopała jego zdrowie. Zwierzchnicy wysłali go na kilkutygodniowy urlop, po którym  biskup podlaski Beniamin Szymański powierzył mu obowiązki wikariusza przy kościele parafialnym w Łukowie.

 

Wobec wybuchu uczuć patriotycznych w społeczeństwie polskim i zaostrzającej się sytuacji politycznej w Królestwie Kongresowym nie potrafił pozostać obojętny. W treść głoszonych kazań wplatał wątki patriotyczne. Nie był w tym zresztą odosobniony. Ogłoszony przez Rosjan stan wojenny spowodował, że kościoły pozostały jedynym miejscem, w którym Polacy czuli się swobodnie. Postawa wikarego z Łukowa nie uszła uwadze władz carskich. Te posunęły się do prowokacji. Podczas Mszy św. do kościoła wtargnęli rosyjscy żołnierze. Ks. Brzóska, który akurat głosił kazanie, nawiązując do przypowieści ewangelicznej, z naciskiem mówił o ziarnie kąkolu rzuconym między pszenicę. Moskale jego słowa uznali za polityczną manifestację i wkrótce młody kapłan trafił do aresztu. Ujął się za nim biskup Szymański. W liście do rosyjskiego gubernatora ordynariusz podlaski wychwalał pobożność i pracowitość podwładnego. Interwencja z pewnością przyczyniła się do skrócenia kary. Ostatecznie ks. Brzóska spędził w kazamatach twierdzy Zamość sześć miesięcy, a więc cztery razy mniej niż tego chciał sąd wojskowy.

 

Po wyjściu na wolność łukowski wikary włączył się w działalność konspiracyjną stronnictwa czerwonych. Pełnił odpowiedzialne funkcje w strukturach spiskowych, a nocą z 22 na 23 stycznia 1863 roku dowodził atakiem grupy powstańców na 350-osobowy carski oddział kwaterujący w Łukowie. Po chwilowym sukcesie powstańcy musieli ustąpić w okoliczne lasy. Wkrótce ks. Stanisław Brzóska przyłączył się do oddziału naczelnika powstania na województwo podlaskie Wincentego Lewandowskiego i został jego kapelanem. Brał udział, jak podkreślają jego biografowie „z bronią w ręku”, w bitwach po Siemiatyczami, Woskrzenicami i Gręzówką. Po walce niósł posługę duchową rannym i umierającym. Poważna rana, którą odniósł w starciu pod Staninem w marcu 1863 roku, wyłączyła go na kilka miesięcy z szeregów walczących.

 

Kapłan-dowódca

W czerwcu, podczas rekonwalescencji, otrzymał nominację na naczelnego kapelana wojsk powstańczych oraz awans do stopnia generała. Wkrótce powrócił w pole. Służył w oddziałach podlegających słynnemu dowódcy gen. Michałowi Heydenreichowi ps. „Kruk”. Osobiście objął dowództwo nad oddziałem kawalerii powstańczej, w partii mjr. Karola Krysińskiego. Mimo że nie miał przygotowania teoretycznego, okazał się zdolnym oficerem. Brał udział w wielu bitwach i potyczkach. W sierpniu udało mu się wyprowadzić swych ludzi z klęski pod Fajsławicami. Rychło jednak zapadł na tyfus i musiał opuścić oddział.

 

W grudniu 1863 roku znów był w polu. Stanął na czele własnego oddziału i przez kolejne miesiące nękał wojska carskie w okolicy Lasów Jackich. Jak piorun spadał na wroga, zadawał mu poważne straty i znikał w ostępach leśnych. Rosła sława ks. Brzóski wśród ludności polskiej. Z lękiem i podziwem wypowiadali jego imię kozacy. Jednak powstanie powoli dogasało. Topniały szeregi walczących. Przy naczelnym kapelanie powstania pozostała zaledwie garstka najwytrwalszych.

 

Rosjanie podjęli szereg zabiegów by ująć owianego legendą dowódcę-kapłana. Wyznaczyli na jego głowę wysoką nagrodę. Na nic się to zdało. Zawsze wymykał się z zastawionych pułapek. Moskale mścili się za to na bezbronnej ludności cywilnej.

 

Ostatecznie jednak ks. Stanisław Brzóska zmuszony był ukrywać się. W końcu szczęście go opuściło. Moskale pochwycili kurierkę Rządu Narodowego Antoninę Konarzewską. Ta nie wytrzymała tortur i wyjawiła miejsce, w którym przebywał legendarny generał-kapłan. Towarzyszył mu tylko adiutant. Na miejsce pojechał oddział carski. Powstańcy zorientowawszy się w sytuacji wypadli z ziemianki i pobiegli w kierunku lasu. Nagle kapłan trafiony kulą upadł. W tej sytuacji Wilczyński, nie chcąc zostawić dowódcy zawrócił i dobrowolnie poddał się Moskalom.

Rozprawa przed sądem wojskowym była tylko formalnością.…

 

„Przez naszą krew i śmierć…”

Przed egzekucją władze rosyjskie chciały doprowadzić do procesu kanonicznego, który wykluczyłby ks. Brzóskę z szeregów duchowieństwa.  Biskup podlaski odmówił. – Był to jeden z najbardziej wzorowych młodych kapłanów, nie miał nigdy żadnego zarzutu, pobożny, a z charakterem łagodny i bojaźliwy. Poświęceniem się zaś dla ludu oraz bezinteresownością uzyskał sobie u niego wielką miłość i szacunek. Przed powstaniem grzeszył zagorzalstwem (…) o ile mi wiadomo, rad nie rad począł się tułać po lasach, (…) na nieszczęście i swoje, i ludu wielu okolic, gdzie był znany. (…) – To pewne, że winien jest jako uczestnik w rokoszu (…), lecz zarzuty, że jest rozbójnik, że podpisywał wyroki na śmierć, potrzebują dowodów – odpowiedział biskup Szymański.

 

Ks. Stanisław Brzóska oraz Franciszek Wilczyński stanęli na szafocie ubrani w płócienne koszule. Kapłan próbował przemówić. – Żegnajcie bracia i siostry i wy, małe dziatki. Ginę za naszą ukochaną Polskę, która przez naszą krew i śmierć…. Dalsze słowa zagłuszył warkot werbli. Rosjanie związali przydługie rękawy śmiertelnych koszul skazańców, krępując tym samym ich ręce. Najpierw kat wyciągnął stolik spod nóg młodego księdza. Ten skonał szybko. Dłużej męczył się adiutant, ale i on w końcu znieruchomiał. Ciała powstańców przez kilka godzin pozostawały na szubienicy jako memento dla Polaków. Potem Moskale zapakowali je w drewniane skrzynki i wywieźli do twierdzy brzeskiej. Zakopano je w jednej z fos fortecy.

 

 

Adam Kowalik


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie