21 września 2014

Sojusznicy ‘39

Stalinowska wersja drugiej wojny światowej – w której jedyny sprawca to Nazistowskie Niemcy, a Sowiecka Rosja jest wyłącznie ofiarą – dobrze trzyma się aż do dziś właściwie na całym świecie. W tej niewesołej sytuacji szczególną wartość ma dla Polaków dbałość pamięć o wspólnej defiladzie Wehrmachtu i Armii Czerwonej, która odbyła się 22 września 1939 r. w Brześciu Litewskim.

 

Siedemdziesiąt pięć lat temu Polska została zaatakowana, spustoszona i podzielona przez dwa radykalnie lewicowe reżimy: socjalistów narodowych Hitlera i socjalistów międzynarodowych Stalina. Ci pierwsi przystąpili do akcji 1 września, biorąc na siebie odium inicjatora wojny. Ci drudzy zaatakowali dopiero 17 września – ale to oni byli tu w istocie rozgrywającymi, oni dysonowali kompletem kluczy do sytuacji geostrategicznej. Naziści nie mogliby bowiem marzyć o skutecznym rozegraniu wojny z Polską, a następnie kampanii na Zachodzie, gdyby pomocnej dłoni nie podali im Sowieci – gdyby nie obiecane przez nich wsparcie, nie tylko wojenne, ale przede wszystkim ekonomiczne. Sam pakt Ribbentropp-Mołotow (23 sierpnia) był polityczną formą, której istotna treść wynikała z podpisanej wcześniej umowy handlowej (19 sierpnia), gwarantującej Niemcom dostawy zaopatrzenia (zboże, surowce przemysłowe, paliwa). Hitler nie mógł więc podjęć ostatecznej decyzji o rozpoczęciu wojny bez tej „promesy” ze strony Stalina.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Szczegóły zbrodniczej zmowy – na czele z tajnym protokołem paktu przewidującym rozbiór Polski – choć ujawnione stosunkowo szybko, były jednak uparcie i bezczelnie negowane przez dziesiątki lat w oficjalnej propagandzie sowieckiej i wstydliwie przemilczane w polit-poprawnej historiografii na Zachodzie. Wynikło to z faktu odwrócenia sojuszy, jakie nastąpiło po 22 czerwca 1941 roku – od kiedy to najlepszy sojusznik Hitlera został ulubionym „wujaszkiem Joe” dla całej „postępowej” prasy alianckiej. Wszelką pamięć o dwuletniej zbrodniczej kooperacji Moskwy z Berlinem zaczęto eliminować bardzo energicznie – czego spektakularnym przykładem seria propagandowych filmów pseudo-dokumentanych zrealizowanych na zamówienie rządu USA przez wybitnego reżysera Franka Caprę na przełomie 1941 i 42 roku, p.t. „O co walczymy?”, gdzie o zbrodniczej roli Sowietów w rozpętaniu wojny po prostu w ogóle się nie mówi. Skoro taką narrację tak szybko zaproponowali nasi zachodni alianci, to trudno się dziwić, że stalinowska wersja drugiej wojny światowej – w której jedyny sprawca to Nazistowskie Niemcy, a Sowiecka Rosja jest wyłącznie ofiarą – dobrze trzyma się aż do dziś właściwie na całym świecie.

 

W tej niewesołej sytuacji szczególną wartość ma dla Polaków dbałość pamięć o wyjątkowym epizodzie uwiecznionym na fotografiach i filmach archiwalnych: wspólnej defiladzie Wehrmachtu i Armii Czerwonej, która odbyła się 22 września 1939 r. w Brześciu Litewskim (dziś: Brześciu n/Bugiem). To jedna z tak rzadkich w dużej polityce chwil ostentacyjnej szczerości – oto na niedużej trybunce, właściwie prowizorycznym drewnanym podeście stoi dwóch wyższych oficerów: Nazista i Sowiet – salutują defilującym pododziałem i wymieniają uściski gratulacyjne. Pierwszy z nich, to Heinz Guderian (1888-1954), generał Wehrmachtu, mający wielki wkład w tworzenie jego sił pancernych, słusznie wiązany z koncepcją wojny błyskawicznej. Drugi, kombryg (generał) Siemion Mojsiejewicz Kriwoszejn (1899-1978) – praktycznym sprawdzianem jego możliwości była wojna domowa w Hiszpanii, dokąd Stalin posłał go jako jednego z „doradców wojskowych”. Podczas spotkania w Brześciu obaj szybko rezygnują z tłumacza – przechodząc na znany im obydwu język francuski. Obaj wygłaszają pełne wzajemnych komplementów mowy – o znakomitych perspektywach jakie rysują się dla współpracy obu państw. Na koniec, jak zapisał jeden z niemieckich dziennikarzy obecnych tam wówczas: „Generał Kriwoszejn podał nam swój moskiewski adres z życzeniami rychłego spotkania po naszym zwycięstwie nad kapitalistyczną Anglią”.

 

Kto ciekawy, może o tym epizodzie przeczytać więcej we wspomnieniach, jakie zdążyli opublikować obaj wybitni pancerniacy: „Byłem żołnierzem” Guderiana (w Polsce wznawiane szereg razy) i „Między burzami” Kriwoszejna (wciąż jeszcze, zdaje się, na polski nie tłumaczone). Nota bene: postać Siemiona Mojsiejewicza (Mojżeszowicza) Krowoszejna w oryginalnej perspektywie przedstawia praca Marka Shteinberga (sowieckiego oficera na katedrze akademickiej w USA) pt. „Żydzi w wojnach tysiąclecia” (wyd. Moskwa i Jerozolima 2005).

Kiedy przed laty realizowałem w Brześciu dokument pt. „Defilada zwycięzców” (prod. Film Open Group dla TVP1), żyli jeszcze całkiem liczni świadkowie tamtych wydarzeń. Zdawało mi się wówczas naiwnie, że robię film o sprawach mimo wszystko należących już do przeszłości. Dziś mam raczej poczucie dojmującej aktualizacji tematu, jaka nastąpiła od tamtej pory.

 

W ostatnich latach zawiązał się bowiem pewien szczególny, strategiczny sojusz strażników stalinowskiej wersji II wojny światowej. Oto w sierpniu 2009 r. po spotkaniu prezydentów Rosji i Izraela nad Morzem Czarnym ogłoszono, że oba państwa zgodnie potępiają i będą przeciwstawiać się jakimkolwiek póbom rewizji historii – ze szczególnym uwzględnieniem dwóch dogmatów: wyjątkowości Zagłady Żydów i wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej. Praktycznym rezultatem tego porozumienia ponad faktami historycznymi było rychłe odsłonięcie w Izraelu pomnika wdzięczności Armii Czerwonej (w roku 2012, w obecności prezydenta Putina). Państwo położone w Palestynie włączyło więc do swej agendy wspólne z państwem Post-Sowieckim kultywowanie takiej wersji historii, która bezpośrednio godzi w polską rację stanu. Tam bowiem, gdzie Armia Czerwona to armia szlachetnych wyzwolicieli – tam nie ma miejsca na pryncypialne podejście do kwestii polskiej niepodległości.

Świat nie tylko nie zbliżył się więc do uznania oczywistej dla nas prawdy o sowieckiej inicjatywie w rozpętaniu II wojny światowej – ale możemy mówić wręcz o regresie. Zauważmy, że nawet wojna ukraińska niczego w ej sprawie zasadniczo nie zmieniła – nawet w okresie szczególnego nasilenia kampanii antyputinowskiej na Zachodzie stalinowska wersja historii XX w. nie jest szerzej kwestionowana. Dlaczego? Zapewne wszyscy uczestnicy tej nowej rozgrywki o Europę Środkową dobrze rozumieją, że lepiej nie wyciągać trupa z tamtej szafy, nawet na pilne bieżące potrzeby propagandowe, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie pora na ponowne odwrócenie sojuszy – i wówczas kto z kim będzie się uroczyście witał jako sojusznik, i kto z kim będzie odbierał zwycięskie defilady? Lepiej więc dziś nie szydzić z tego, co jutro może się okazać mądrością nowego etapu – tak zapewne rozumują ci, dla których los Polski jest tradycyjnie ostatnim zmartwieniem.

 

My zaś pamiętajmy, że im bardziej niewygodną pozostaje prawda o tym, kto naprawdę rozpętął II wojnę światową – tym bardziej wymaga polska racja stanu, by prawdę tę szeroko propagować. A nic chyba nie przemawia do wyobraźni mocniej, niż obrazy niemiecko-sowieckiej jedności sojuszniczej z Brześcia 1939.

 

 

Grzegorz Braun

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie