14 maja 2015

Social media – zazdrość, inwigilacja i trybalizm

Media społecznościowe to jeden z symboli XXI wieku. Konta na Facebooku posiada obecnie ok. 1,39 miliarda osób, popularne są także inne serwisy, choćby takie, jak Snapchat. Ich użytkownicy publikują na własnych profilach najintymniejsze szczegóły i wchodzą w liczne wirtualne relacje, pozbawione oparcia w rzeczywistości. Jednocześnie coraz częściej zapominają o realnym świecie i własnej tożsamości. Stają się więc bezbronni wobec zakusów władzy.


Majątek Marka Zuckerberga szacuje się na 20 miliardów dolarów. Czy został on zdobyty na uszczęśliwianiu ludzi? Badania naukowe przeprowadzone wśród użytkowników Facebooka każą w to wątpić. W lecie 2013 r. psychologowie z Uniwersytetu w Michigan i Katolickiego Uniwersytetu w Lowanium indagowali reprezentatywną grupę respondentów pod kątem częstotliwości korzystania z serwisu, a zarazem ich samopoczucia w świecie rzeczywistym. Badanych pytano pięć razy dziennie przez dwa tygodnie. Okazało się, że im częściej respondenci zaglądali na Facebooka, tym mniejszą satysfakcję odczuwali w tzw. realu. Zdaniem naukowców, nie był to przypadek, a wytłumaczeniem tego odkrycia jest… zazdrość. Użytkownicy publikują bowiem głównie radosne, często podkoloryzowane wydarzenia z życia, sprawiając, że inni czują się gorsi. Ponadto wirtualni znajomi przeciętnego użytkownika sami mają często więcej „przyjaciół” niż on sam. To właśnie dzięki swojej aktywności na tym polu uzyskali bowiem nowego znajomego. To także obniża samoocenę.

Brak prywatności
Coraz powszechniejszym problemem związanym z działalnością portali społecznościowych jest brak prywatności. I nic dziwnego – wszak na jednym serwisie zgromadzone są dane dotyczące imion, nazwisk, miejsc zamieszkania, rodzin, znajomych, upodobań itd. Jest to raj dla służb rządowych, które nie muszą prowadzić żmudnych dochodzeń. Wystarczy, że zażądają od Facebooka danych użytkownika. W połowie 2013 r. przyznała to sama firma Marca Zuckerberga publikując raport na temat przypadków, w których serwis był zmuszony do udostępniania informacji o użytkownikach. Najczęściej – aż 11 tysięcy razy – po tego typu dane zwracały się władze Stanów Zjednoczonych. Wnioski te dotyczyły bez mała 20 tysięcy użytkowników. Firma spełniła roszczenia władz aż w 79 procentach przypadków. To „niezły” wynik biorąc pod uwagę, że raport objął tylko pierwsze 5 miesięcy 2013 r. Jak podał wówczas portal serwisy.gazetaprawna.pl, w Polsce złożono w tym czasie 233 wnioski obejmujące 158 użytkowników. Firma spełniła jedynie co dziesiąty wniosek.

Wesprzyj nas już teraz!

Tandeta i brak godności
W miarę rozwoju popularności portalu można spodziewać się zbliżania polskiej sytuacji do tej amerykańskiej. Szczególnie, że, jak widać choćby po liczbie żądań dotyczących billingów, tutejsze władze nie mają nic przeciwko permanentnej inwigilacji. Ta wzbudza oburzenie obrońców prywatności, ale przyznać trzeba, że w znacznej części winni są sami użytkownicy. W dobie Internetu, gdy ochrona danych osobowych jest rzeczą niezwykle istotną, z własnej woli publikują zdjęcia i informacje o swoim życiu – nie wyłączając intymnych szczegółów. Przyczyny mogą być rozmaite: od chęci pochwalenia się, przez pragnienie poczucia się nowoczesnym, aż po zwykłą bezmyślność i naśladownictwo. Wydaje się, że działa tu efekt kuli śnieżnej – im więcej osób wchodzi na „fejsa”, tym większe grono naśladowców idzie za ich przykładem. W pewnym momencie życie towarzyskie w niektórych środowiskach przenosi się na ten portal i człowiek zostaje postawiony przed alternatywą: Facebook albo izolacja.

Choć trudno w to uwierzyć, w ostatnich latach furorę robi medium jeszcze bardziej zdegenerowane niż Facebook. To Snapchat, wyjątkowo popularny wśród osób w wieku 21-30 lat. Portal służy głównie do publikowania zdjęć, które po pewnym czasie są automatycznie usuwane. Choć może to wynikać z chęci lepszej ochrony prywatności, wydaje się, że sukces Snapchata polega na czym innym. Szybkie usuwanie zdjęć umożliwia ich publikowanie bez żadnego zastanowienia. Dlatego też zdjęcia zazwyczaj nie mają żadnej wartości. Furorę robią np. fotografie… kanapek, które ktoś akurat je i koniecznie musi pokazać to w necie. Kubek kawy ze Starbucksa, jak zaświadcza przedstawicielka młodego pokolenia (16 lat), z którą autor rozmawiał, nie nadaje się już na Snapchata, gdyż jest zbyt „wyrafinowany”. Snapchat to nie tylko miejsce tandety, ale i publikowania zdjęć ocierających się o pornografię.

Trybalizm
Na pierwszy rzut oka będące symbolem nowoczesności media społecznościowe i świat prymitywnych plemion wydają się sobie obce. Jednak, jak zauważył José António Ureta w numerze 16. dwumiesięcznika „Polonia Christiana”, bliższa analiza pokazuje ich pokrewieństwa. Prostota, brak prywatności i intymności charakteryzuje właśnie życie wielu prymitywnych plemion. Podobnie jak nudyzm, który coraz bardziej rozpowszechnia się w social media, m.in. za sprawą Snapchata. Ale to nie wszystko. Można mówić o czymś więcej, o swego rodzaju religii internetu, religii social media. Niektórzy wskazują na istnienie swego rodzaju zbiorowej świadomości, w której indywidualne tożsamości zanikają. Nałogowy użytkownik, posiadający coraz więcej wirtualnych znajomych, ma coraz mniej realnych przyjaciół i coraz mniej czuje się związany z rodziną i ojczyzną. Co więcej, w dobie uzależnienia od gier komputerowych, posiadających własne, niekiedy bardzo rozbudowane „światy”, a także popularności internetowych światów wirtualnych imitujących świat rzeczywisty (jak choćby Second Life), realne życie staje się tylko jedną z wielu alternatyw. Trudno o sięgające głębiej wykorzenienie – obejmujące nie tylko rozmycie więzi z bliskimi osobami i rodakami, ale zmierzające wręcz do zagubienia poczucia własnego „ja” i roztopienia się w kolektywnej, quasi-plemiennej magmie.

Korzystanie z Internetu czy innych nowoczesnych narzędzi komunikacji nie musi być samo w sobie złe. Jednak ogólna tendencja, jaką obecnie to zjawisko przybiera, jest niezwykle niepokojąca. Przesada w tej mierze nie tylko unieszczęśliwia, lecz także odziera – na własne życzenie – z godności, a nawet tożsamości. A co za tym idzie, sprawia, że stajemy się przez to bezbronni wobec widma totalitarnej władzy, która może czerpać pełnymi garściami z danych o obywatelach, zapisanych nie gdzie indziej, tylko na serwisach mediów społecznościowych.

 

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie