7 stycznia 2020

Śmierć generała Sulejmaniego. Czy wieszczenie wojny ma podstawy?

(Pogrzeb gen. Ghasema Solejmaniego. Fars News Agency [CC BY (https://creativecommons.org/licenses/by/4.0)])

O formie irańskiej odpowiedzi na śmierć generała Sulejmaniego trudno w tej chwili mówić. Wydaje się, że jakiejkolwiek gwałtownej riposty w wydaniu militarnym nie należy się spodziewać. Odgrywanie przez Iran roli ofiary amerykańskiej agresji może osłabić szanse Donalda Trumpa w najbliższych wyborach prezydenckich i pośrednio przyczynić się do rozwiązania wielu irańskich problemów bez jednego wystrzału.

Irański generał nie żyje. Zginął w ataku rakietowym nieopodal bagdadzkiego lotniska w trakcie, jak twierdzą źródła irańskie, wykonywania oficjalnej wizyty w Iraku. Atak został przeprowadzony 3 stycznia na bezpośrednie polecenie amerykańskiego prezydenta, Donalda Trumpa. Obok Qasema Sulejmaniego w serii ataków amerykańskich dronów zginęło 9 Irakijczyków, co w naturalny sposób rozwścieczyło bagdadzką ulicę i iracką opinię publiczną. Konsekwencje tego zdarzenia dla Iraku i dla całego regionu są trudne do przewidzenia.

Fala komentarzy obiegła świat. Dyplomaci Unii Europejskiej, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii wyrażają zaniepokojenie eskalacją wydarzeń w Iraku oraz zagrożeniem dla stabilności tego kraju. Rosja złożyła na ręce irańskiego ministra spraw zagranicznych kondolencje. Chiny nazwały amerykański atak „awanturniczym” i wezwały rząd USA do szukania rozwiązań na drodze dialogu, nie siły. Saudyjczycy wyrażają zaniepokojenie obrotem spraw spowodowanym przez terrorystyczne milicje szyickie, których działania powinny być przez międzynarodową społeczność powstrzymane. Izrael z kolei chwali amerykańską administrację za podjęcie „szybkich, energicznych i zdecydowanych” działań oraz zapewnia administrację Stanów Zjednoczonych o swoim wsparciu na drodze budowy „pokoju, bezpieczeństwa i samoobrony”.

Wesprzyj nas już teraz!

Kim był Qasem Sulejmani? Przede wszystkim, w randze generała, był dowódcą wchodzącego w ramy Oddziałów Strażników Rewolucji Islamskiej jednostki Quds, którą można porównać do polskiej jednostki specjalnej GROM, ale działającego na nieporównywalnie większą skalę. Dowódcą był nietuzinkowym, czego dowodzi fakt, że jako jedyny wojskowy przywódca od czasu rewolucji islamskiej został udekorowany najwyższym odznaczeniem państwowym przez Ajatollaha Alego Khamenei’ego, orderem Zulfiqar (od legendarnej nazwy miecza imama Alego).

Główną zasługą generała Sulejmaniego było wyniesienie dowodzonych przez niego struktur wojskowych do dzisiejszego poziomu. Przez dwadzieścia lat dowództwa usprawnił działanie jednostki Quds do tego stopnia, że zyskała ona sobie poważne wpływy nie tylko w Iranie, ale także w Libanie, Syrii, Iraku, w Strefie Gazy czy w Jemenie. Skuteczne działanie w regionie mocno wywindowało pozycję nie tylko Iranu ale i samego generała Sulejmaniego, który mając istotny wpływ na przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy wiernych ludzi pod bronią, rozsianych od Libanu i Stefy Gazy przez Bagdad po Afganistan i Jemen, stał się jedną z najważniejszych postaci na Bliskim Wschodzie.

Jednostka Quds, działając poza granicami Iranu, ma trzy zasadnicze cele strategiczne na uwadze. Po pierwsze dąży do wyparcia amerykańskich wpływów na Bliskim Wschodzie. Po drugie, działa w kierunku powstrzymania rozrostu siły Izraela w regionie. Po trzecie, zwalcza wykwity sunnickiego ekstremizmu. Jednak to właśnie Izrael postrzegany jest przez Iran jako źródło napięć na Bliskim Wschodzie i to walka z wpływami tego państwa jest osią wszystkich działań oddziałów Quds. Podkreśleniem tego faktu jest sama nazwa oddziału – Quds oznacza w języku farsi Jerozolimę. Dziś sama jednostka, jak i jej dowództwo stanowią twarde jądro przeciwników polityki amerykańsko-żydowskiej na Bliskim Wschodzie i jako takie są bezwzględnie przez te siły tępione. Warto jednak pamiętać, że w przeszłości formalnie antyizraelska agenda tej irańskiej organizacji nie przeszkadzała Amerykanom w owocnej z nią współpracy np. przeciwko afgańskim Talibom czy przeciwko reżimowi Saddama Husajna.

W ostatnich latach jednostka Quds wraz z generałem Sulejmanim angażowana była bezpośrednio we wszystkie najważniejsze wydarzenia na Bliskim Wschodzie. U szczytu siły Państwa Muzułmańskiego byli w Libanie, wspierając Hezbollah, praktycznie jedyną zasłonę chroniącą w tamtym czasie ten kraj przed wlaniem się weń syryjskiego konfliktu. Byli w Aleppo w trakcie kluczowych walk o to miasto. Byli w Bagdadzie, kiedy Państwo Muzułmańskie po zajęciu Mosulu podchodziło pod rogatki irackiej stolicy realnie grożąc jej zajęciem. W następnych latach aktywnie uczestniczyli w dławieniu aktywności Państwa Muzułmańskiego. Nie ujmując niczego brutalności stosowanych przez niego metod i jego bezwzględności, trzeba obiektywnie stwierdzić, że nie było na przestrzeni ostatnich dwóch dekad postaci, która skuteczniej i bardziej zdecydowanie zwalczałaby wpływy sunnickiej ekstremy na Bliskim Wschodzie niż generał Sulejmani. Mogłoby dziwić, że w tych dniach śmierć znalazł z rąk tych, którzy od lat powiewają sztandarem walki z islamskim fundamentalizmem.

Jak doszło do ataku? Aby odpowiedzieć na to pytanie należy na kilka chwil powrócić do sytuacji w Bagdadzie sprzed kilkunastu dni. W piątkowy wieczór 27 grudnia doszło do ataku rakietowego na zlokalizowaną nieopodal Kirkuku iracką bazę wojskową. Atak zakończył się śmiercią amerykańskiego pracownika bazy. Organizację tego zamachu Amerykanie przypisali bojówkom islamskim, ściśle mówiąc jednej z nich – szyickiej, a więc powiązanej z Iranem organizacji Kataib Hizb Allah (Oddziały Hezbollahu). W odpowiedzi Amerykanie przeprowadzili szereg ataków lotniczych na pozycje tej organizacji, doprowadzając do śmierci co najmniej 25 jej członków. Działanie to wywołało furię w irackim społeczeństwie, w tym w kręgach politycznych, bo stanowiło wprost pogwałcenie irackiej suwerenności, nawet w jej dzisiejszym, ułomnym kształcie. Efektem oburzenia były masowe demonstracje w Bagdadzie, które kulminacyjny moment osiągnęły we wtorek, 31 grudnia, kiedy rozjuszony tłum wdarł się na teren Zielonej Strefy czyli szczególnie chronionej części miasta, w której mieści się m.in. wiele ambasad, w tym amerykańska. W celu uniknięcia powtórki z wypadków z września 2012r., kiedy wskutek podobnego ataku w Benghazi w Libii śmierć poniósł m.in. amerykański ambasador w tym kraju, John Stevens, na teren ambasady wysłano dodatkowe siły amerykańskie, przywołano też do porządku siły irackie, których obowiązkiem było nigdy nie dopuścić do wdarcia się demonstrantów na ufortyfikowany teren Zielonej Strefy.

 

W tym właśnie czasie z oficjalną, jak twierdzą Irańczycy, wizytą do Bagdadu przybył generał Sulejmani. Strona irańska twierdzi, że nieoficjalnym celem jego wizyty było powstrzymanie kryzysu i nieprowokowanie Amerykanów do eskalacji użycia siły, co mogłoby dać tym ostatnim pretekst do zwiększenia swojej obecności w Iraku. Amerykanie z drugiej strony przekonują, że było dokładnie odwrotnie, że celem wizyty generała było właśnie podsycanie atmosfery buntu i doprowadzenie do eskalacji sytuacji nie tylko w Iraku, ale także w kolejnych miejscach na Bliskim Wschodzie, do których miał udać się z Bagdadu.

Jakkolwiek było naprawdę, atak na generała oraz grupę powiązanych z Kataib Hizb Allah Irakijczyków przeprowadzony bez jakichkolwiek konsultacji i Irackim rządem (Amerykanie mieli zawczasu o ataku uprzedzić jedynie Saudyjczyków i Izrael) doprowadził do ostrego kryzysu w relacjach dwustronnych między rządem irackim a administracją amerykańską oraz do wrzenia na irackich ulicach. Skutkiem powyższego jest coraz głośniej podnoszony postulat o wyrzuceniu wojsk amerykańskich z Iraku oraz coraz trudniejsza do opanowania sytuacja na ulicach irackich miast, której nie ułatwia trwający od dłuższego czasu w Iraku kryzys polityczny.

O formie irańskiej odpowiedzi na śmierć generała Sulejmaniego trudno w tej chwili mówić. Wydaje się, że jakiejkolwiek gwałtownej riposty w wydaniu militarnym nie należy się spodziewać. Po pierwsze, Iran nie ma ku temu środków. Po wtóre, nie ma potrzeby podejmowania działań, które mogłyby doprowadzić amerykańską opinię publiczną do przekonania, że wzmocnienie amerykańskich sił wojskowych w regionie jest uzasadnione. Przeciwnie, odgrywanie przez Iran roli ofiary amerykańskiej agresji, może osłabić szanse Donalda Trumpa w najbliższych wyborach prezydenckich i pośrednio przyczynić się do rozwiązania wielu irańskich problemów bez jednego wystrzału. Irańczycy doznanej zniewagi nie zapomną, to pewne, podobnie jak to, że spróbują pomścić nowego szahida. Jednakże, zamiast podejmować nieprzemyślane kroki, zrobią to na zimno, wbijając nóż w plecy ostatniemu wycofującemu się z regionu amerykańskiemu żołnierzowi.

Polskę powyższy rozwój wypadków powinien interesować żywotnie, bo ma ona na Bliskim Wschodzie swoje ważne interesy. Po pierwsze, interesem Polski jest, w miarę możliwości, przeciwdziałanie zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w jakikolwiek konflikt na Bliskim Wschodzie. Im więcej uwagi Amerykanie poświęcą temu regionowi, tym większe ustępstwa poczynić będą musieli względem Rosji w naszej okolicy (Teheran za Jałtę). Po wtóre, Polska jest ze wszech miar zainteresowana tanią ropą. Tania ropa to szansa na przedłużenie dobrej ekonomicznej koniunktury. Ale tania ropa to także tani gaz. Im tańszy gaz, tym mniej aktywna polityka Rosji na naszym podwórku. Wreszcie, każdy konflikt na Bliskim Wschodzie to ofiary wykrwawiającej się i bez tego mniejszości chrześcijańskiej na tym obszarze.

Tymczasem postępowanie polskiego MSZ zgodne jest z anty-standardem, do którego ta instytucja od lat usiłuje nas przyzwyczaić. 02.01.2020r. MSZ wydało oświadczenie, w którym wezwało rząd iracki do pociągnięcia do odpowiedzialności osób odpowiadających za organizację ataku na amerykańską ambasadę w Bagdadzie. Ślad tego oświadczenia znaleźć można także na twitterowym koncie MSZ. Kolejny ćwierk na MSZ-owskim koncie pochodzi z 4 stycznia i dotyczy apelu w sprawie doprowadzenia liczby osób obserwujących twitterowe konto Muzeum w Oświęcimiu do poziomu 1 miliona. Kwestię zabójstwa na perskim wojskowym polski MSZ niedyskretnie przemilcza. Prezydent RP, P. Andrzej Duda, w związku z „ostatnimi wydarzeniami w Iraku” („wydarzenia”, niczym „wydarzenia na Wybrzeżu” rodem z komunistycznej propagandy Anno Domini 1970) „wyraża nadzieję na deeskalację konfliktu, a także utrzymanie jedności euroatlantyckiej, służącej zapewnieniu stabilności w regionie”.

 

Ksawery Jankowski

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie