20 listopada 2012

Bierut do Moskwy – Tusk do Brukseli

(Niemiecki klaps może okazać się bardzo bolesny. Fot. Reuters/Forum)

Kiedyś Bierut nie powrócił z wyjazdu do Moskwy, gdy po śmierci Stalina KPZR obierała mniej radykalny kurs, tak by Chruszczow, Mołotow, Malenkow czy Beria mogli stoczyć walkę o schedę po wszechwładnym Gruzinie. Dzisiaj Tusk może nie wrócić z Brukseli – oczywiście w sensie metaforycznym – jeśli jego starania o unijne pieniądze zakończą się fiaskiem.

 

Już nie 300 miliardów złotych, ale aż 400 obiecał wywalczyć Donald Tusk przy negocjacyjnym stole w Brukseli! A więc czeka nas, być może, znacznie poważniejszy zastrzyk finansowy, niż dotychczas oczekiwano. Czy jednak faktycznie powinno nas to tak bardzo cieszyć?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Decyduje oczywiście banalna – wręcz dziecięca – logika: trudno nie cieszyć się, gdy sypią się pieniądze. I choć poważnego obniżenia środków na politykę spójności (tę, na której korzysta Polska) w unijnym budżecie na lata 2014 – 2020 chce Wielka Brytania i inni płatnicy netto, to jednak wydaje się, że koniunktura nam sprzyja. Szef Rady Europejskiej Herman van Rompuy ogłosił bowiem, że cięcia w budżecie dotkną przede wszystkim rolnictwo, nie zaś – jak proponowała cypryjska prezydencja – politykę spójności.

 

Od ZSRS do Unii Europejskiej

 

Coś jednak niepokoi w tym, że premier Tusk czyni z walki o budżet wielki, polityczny spektakl. W specjalnym wystąpieniu w Sejmie, gdy omawiał negocjacje w sprawie unijnego budżetu, powiedział: „my nie nakarmimy Polaków bez pieniędzy, nie przebudujemy Polski bez pieniędzy (…)”. Słowa pozornie oczywiste, ale faktycznie wstrząsające. Zwłaszcza, gdy zaraz padają stwierdzenia, że Europa to rodzina, w której jedni są bogatsi, a drudzy ubożsi oraz, gdy przyjdzie przypomnieć wiernopoddańcze hołdy składane przez Sikorskiego w Berlinie – nieoficjalnie drugiej, po Brukseli, stolicy Unii Europejskiej.

 

Całość przypomina czasy, gdy Polska znajdowała się pod polityczną dominacją Moskwy. Wtedy to właśnie towarzysze z Kremla i siła Armii Czerwonej stanowiły zasadniczy element legitymizujący władze Polski Ludowej. Wystarczy przypomnieć, jak skończyły się próby nieposłuszeństwa w Budapeszcie czy Pradze. Upadek ekipy Jaruzelskiego w latach 80. wiązał się przede wszystkim z dekompozycją obozu sowieckiego, nie zaś – jak popularnie się przedstawia – mężną walką wewnątrzkrajowej opozycji.

 

Obecne działania ekipy Tuska pokazują, że niewiele zmieniło się od tamtego czasu w zakresie czynnika legitymizującego władze w Warszawie. Zmieniła się natomiast stolica i lansowana ideologia. Kiedyś była Moskwa – dzisiaj Bruksela, kiedyś komunizm – dzisiaj liberalizm i związany z nim relatywizm.

 

Fakt, że Tusk tak mocno akcentuje konieczność walki o unijny budżet, że podkreśla ogromne znaczenie pieniędzy, które być może otrzymamy w latach 2014 – 2020, to nic innego jak walka o polityczne życie szefa Platformy Obywatelskiej. Jak kiedyś Bierut nie powrócił z Moskwy, gdy po śmierci Stalina KPZR obierała mniej radykalny kurs, by Chruszczow, Mołotow, Malenkow czy Beria mogli stoczyć walkę o schedę po wszechwładnym Gruzinie, tak dzisiaj Tusk może nie wrócić z Brukseli – oczywiście w sensie metaforycznym – jeśli jego starania o unijne pieniądze zakończą się fiaskiem. Nie da się bowiem ukryć, że sama Unia Europejska zmaga się dzisiaj z poważnym kryzysem, nie tylko finansowym, ale także politycznym.

 

Patrząc na nowe pomysły unijnych eurokratów, których celem jest wzmocnienie strefy euro i odłożenie na bok krajów, w których obowiązuje rodzima waluta, staje się jasne, że Polska znajduje się daleko od centrum unijnego „imperium”. I nie pomogą zapewnienia Tuska, że walczymy o to, by brać realny udział w politycznej grze między europejskimi stolicami.

 

Pakt fiskalny, na który ostatnio powoływał się szef rządu, to dokument, który wyrzuca nas poza nawias tej gry. A fakt, że możemy go ratyfikować, to zaledwie łaska tych europejskich polityków, którzy nie mają odwagi powiedzieć, że kształt Unii Europejskiej poważnie się zmienia, a zasady na których Polska bierze w niej udział zostały zmienione w trakcie gry.

 

Klaps od Merkel

Co więc zostało premierowi Tuskowi? Nadzieja, że w walce o unijny budżet pomoże kanclerz Niemiec Angela Merkel. Tylko zastrzyk finansowy może dać premierowi szansę na drugą kadencję. Tylko ten zastrzyk może legitymizować dzisiaj jego rząd w oczach polskich wyborców. I gdy przypomnimy sobie jak wiele robił Tusk, by uzyskać przychylność Niemiec, gdy przywołamy w pamięci kolejne uniżone wobec Berlina tyrady ministra Sikorskiego, i kolejne nagrody odbierane przez premiera z rąk niemieckich elit, to dostrzeżemy jak bardzo podle musiał się poczuć Tusk, gdy Merkel stwierdziła, że Niemcy mają „inny punkt widzenia” niż Polska w sprawie unijnego budżetu.

 

Ten niemiecki klaps to szybka lekcja politycznego realizmu. Lekcja, której premier i tak nie odrobi. Nie odrobi, bo, poza Brukselą, nie widzi żadnej innej szansy dla Polski.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie