21 grudnia 2017

Skansen czy twierdza?

(Fot. Piotr Tumidajski/FORUM)

Skansen czy twierdza? Jedno i drugie z tych miejsc odróżnia się od otaczającego świata. Ale tylko w jednym, w twierdzy jest życie. Jest załoga, która się broni, obmyśla plany, gdzie trzeba stawić szczególnie twardy opór, a może kiedy przeprowadzić „wycieczkę” na terytorium zajęte przez nieprzyjaciela. Twierdza to nie martwota. To działanie, hiperaktywne, zagęszczone, skupione w jednym miejscu, przemyślane.

 

Co innego skansen. Do czasu, gdy nie przybędą wycieczki oglądać tą osobliwość, panuje tu martwa cisza. Skansen jest tolerowany, nie wadzi nikomu, a może nawet od czasu do czasu przynieść profity. Twierdza jest znakiem sprzeciwu, czymś co uwiera pozostawione na tyłach, bo nigdy nie wiadomo, czy tak jak w Antiochii podczas pierwszej wyprawy krzyżowej, załoga, która „wzięła krzyż” nie wyjdzie poza mury, by stoczyć w otwartym polu zwycięską bitwę z oblegającym ją dotąd nieprzyjacielem i dojść w końcu do Świętego Miasta. I zdobyć je.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Sto siedemdziesiąt lat temu, rok po dramacie galicyjskiej rabacji i rok przed ogólnoeuropejskim wstrząsem Wiosny Ludów, Zygmunt Krasiński pisał: „dwóch mamy wrogów: jednego z piekła niegodziwości, drugiego z piekła głupstwa rodem. Pierwszy to Azja, co nas przysięgła pochłonąć, bo my jedni bronim jej wstępu do Hesperydowych ogrodów zachodnich. Drugi to nasi krzykacze, małpy 93 roku, pedanty, układacze mimiki teatralnej mordów i rzezi na przyszłość; nic w nich jedno małpiarstwo, naśladowanie a zatem głupstwo, lecz i głupstwo w danej chwili potężnym bywa”.

 

Od postawienia tej diagnozy przez autora „Nie-boskiej komedii” dużo się zmieniło. Na gorsze. Azja to już nie tylko Rosja, o której myślał poeta. Kto wie, może w swoim wieszczym natchnieniu przewidział autor „Irydiona” nacierający na nasz kontynent Raspailowski „obóz świętych”? A i małpiarstwo „naszych krzykaczy” z „piekła głupstwa rodem” radykalnie się nasiliło. Jesteśmy przecież świadkami ekspansji „głupstwa” na wielu płaszczyznach – intelektualnej (por. marksizm-genderyzm), politycznej (por. „konserwatyści” wprowadzający tzw. małżeństwa jednopłciowe) i – co najgorsze – duchowej. Tu zaszła najbardziej dramatyczna zmiana. „Małpy 93 roku” przedostały się bowiem do samego wnętrza Kościoła. Gdy Krasiński pisał swoją diagnozę (1847) na Stolicy Piotrowej zasiadał papież Pius IX, błogosławiony Następca Księcia Apostołów. Uczynił on z Kościoła twierdzę, pełną życia, kładąca veto z ducha Chrystusowego wobec „potrzeb współczesnego świata”, które sprowadzały się do próby uczynienia z Kościoła i z katolicyzmu skansenu. Na to było wielkie „nie pozwalam” Syllabusa (1864) i Vaticanum I (1870).

 

Skansen to uwiąd, a w końcu śmierć. Twierdza to życie i nadzieja. Kościół pod rządami bł. Piusa IX rozrastał się, odbudowywano hierarchię kościelną w krajach, gdzie przed wiekami została ona zniszczona (Anglia), dynamicznie rosła liczba domów zakonnych wbrew rozmaitym Kulturkampfom, kwitły zamorskie misje. Nikt też nie popełniał grzechów przeciw ekumenizmowi, bo nikt nie prowadził rozmów, których celem było upodobnienie katolików do heretyków, a nie odwrotnie. „Więzień Watykanu” znaczył wówczas o wiele więcej niż podróżujący, udzielający całej masy wywiadów i konferencji prasowych, wypowiadający się na każdy temat papież. Tak. Jak przystało na wodza załogi broniącej twierdzy, papież trwał za murami (nawet w najdosłowniejszym sensie). Nie był gadatliwym kierownikiem wycieczki oprowadzającym po skansenie wpasowanym jakoś w oczekiwania współczesnych – nazwijmy to – biur podróży. Jego tiara była znakiem sprzeciwu wobec różnych, grasujących po tym świecie „pedantów” i „małp 93 roku”. Nie szukał poklasku świata w firmowej skromności na widoku milionów.

 

Co to ma jednak wspólnego z nami? Najkrótsza odpowiedź – wszystko. Zarówno Polska jako państwo oraz Kościół w Polsce ma zadanie do wykonanie. Po coś jesteśmy na tej ziemi. Nie tylko po to żeby wygrywać kolejne wybory. Nie tylko po to, by rzewnie wspominać „największego z rodu Polaków. Wieszcz: „Czymże w istocie sprawa Polski wśród świata? Na czym się opiera i stoi? Czy nie na tym, że ze wszystkich spraw chrześcijańskich stała się najbardziej chrześcijańska, a to z powodu, że dopełniono na Polsce najsroższej obrazy praw i przepisów sprawiedliwości i miłości chrześcijańskiej”. Odzyskanie własnej państwowości nic pod tym względem nie zmieniło.

 

W 1861 roku ukazujący się w Wielkopolsce „Tygodnik Katolicki” pisał, że katolicka Polska to jakby „klin wbity od Opatrzności między odszczepieństwo wschodnie i zachodnie, które gdyby się zetknęły bezpośrednio, miałyby nadmiar wystarczającej siły na zniszczenie katolicyzmu w całej Europie”. Po niemal półtora wieku różnica jest taka – a dzieje się to na naszych oczach – że „odszczepieństwo zachodnie” zagościło w miejscach, w których nikt by się tego nie spodziewał.

 

Geopolityka spraw duchowych jest zaś taka, że od zachodu graniczymy z dawnym obszarem NRD, gdzie współczesne statystyki pokazują, że ok. osiemdziesiąt procent respondentów deklaruje się jako „areligijni”, na południu sąsiadujemy z całkowicie zlaicyzowanymi Czechami, na wschodzie mamy wspólną granicę z krajami przeżywającymi dramat postkomunistycznej zapaści, także – a może przede wszystkim – w sferze moralnej (Ukraina, Białoruś, Rosja). A i Kościół powszechny ma prawo oczekiwać od Kościoła w Polsce przykładu, co oznacza teraz wiara na serio i na całego, a nie „w wyjątkowych przypadkach”, „po starannym rozeznaniu”.

 

Polska na chwałę Bogu – tymi pięknymi słowami zakończył swoje expose premier Morawiecki. Amen. Niech tak się stanie. Jednak aby tak było Polska nie może być drugą Bawarią, albo Tyrolem, czyli skansenem, który nie ma na nic wpływu. W jakim stopniu katolicka Bawaria wpływa dziś na oblicze duchowe współczesnych Niemiec? Złośliwie można odpowiedzieć, że w taki sam sposób, co kardynał – arcybiskup Monachium wpływa na walkę z kryzysem wiary w Kościele w Niemczech i poza nimi (por. zdjęcie krzyża napierśnego w Jerozolimie podczas „ekumenicznej pielgrzymki”).

 

Polska na chwałę Bogu nie może być drugą Bawarią w sensie bycia zredukowaną do roli sympatycznego, może trochę dziwacznego skansenu. Musi być punktem krystalizującym katolicką opinię publiczną na Zachodzie, do którego przecież należymy. Bo w zdechrystianizowanej Europie, Polska nie będzie miała przyjaciół, jak słusznie w swoim czasie zauważył Julian Klaczko. To jest zadanie dla polityków, ale przede wszystkim dla naszych pasterzy i dla nas wspierających ich naszą modlitwą. Kochamy cytować św. Jana Pawła II, więc przypomnijmy sobie jego słowa: „wymagajcie od siebie nawet wtedy, gdy inni od was wymagać nie będą”. I te: „nie pragnijcie Polski, która nie będzie was nic kosztować”.

 

 

Grzegorz Kucharczyk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie