21 lutego 2017

Radosław Rychcik to reżyser skierowany na odcinek polskiej klasyki, którego wyróżnia tzw. amerykanizm, skądinąd wywodzący się wprost z wypożyczalni kaset wideo. Jest jednak Rychcik w swych teatralnych inscenizacjach dla odbiorcy dużo bardziej niebezpieczny od c-klasowych filmów akcji i relatywizujących uczucia erotyków czy „pornoli”. Wszystko to aż za dobrze widać w kolejnych jego premierach. Przy ostatniej, na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, pozwolono mu na jeszcze więcej.

 

Dopóki kurtyna Siemiradzkiego była opuszczona, można było jeszcze powspominać i pomarzyć o wielkiej szansie opowiedzenia współczesnej Polski tekstem „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego. Ale to tylko do trzeciego dzwonka. Potem pozostało już tylko odnotowywać kolejne chwyty teatralne adaptatora i reżysera użyte w celu dekonstrukcji wszystkiego, co kojarzyć się może z dobrym teatrem, z poczuciem estetyki, ze stabilną moralnością, z miłością Ojczyzny, z szacunkiem dla wiary w Boga, a nawet z podstawami wiedzy historycznej. W efekcie wyprodukowano taką wzorcową antykulturową ustawkę, którą można pewnie porównać – pan Radek będzie usatysfakcjonowany – z wrestlingiem. Bo i tam także są stosowane różne chwyty, które zwie się mądrze i naukowo stylami.

Wesprzyj nas już teraz!

 

1. Styl aero (High Flyers)

Przy tym stylu wykonuje się wiele akcji używając ruchów wysokiego ryzyka, „high risk

movies”. Naraża to wrestlera na ciągłe upadanie na matę z dużą siłą. Faktycznie, mata/podłoga jest w spektaklu zaliczana, choć to zadanie wykonuje młodzieżowa część ekipy aktorskiej. W ogóle wyraźnie widać podział na „starych” i „młodych”, tak w kontekście inscenizacyjnego zabiegu polegającego na umiejscowieniu akcji w szkolnej klasie i w pokoju nauczycielskim, jak i w wyraźnej dysproporcji efektu artystycznego, gdzie młodych da się oglądać, a starzy raczej nudzą.

 

Dodajmy, że te pozytywy „młodości”, to przede wszystkim efekt choreografii, acz mocno przejaskrawionej. Wielominutowe sceny zbiorowego biegania, skakania tarzania się po podłodze i ławkach czy całowania i jeszcze bardziej, doprowadzają widza do otępienia i znieczulenia, podczas którego przeprowadza się lobotomię na tekście Wyspiańskiego, czyniąc z niego karykaturę i pretekst do światopoglądowej indoktrynacji. Do tego transowa rockowa muza i odbiorca, choć nie wie o co chodzi zawodnikom… ups – aktorom, to kiwa rytmicznie nogą albo głową, jak ten pluszowy piesek z tylnej szyby gadżeciarskiego auta. Specjalistami tej techniki są tacy mistrzowie jak Ultimo Dragon, Too Cold Scorpio, Koji Kanemoto czy Jushin Thunder Liger.

 

2. Styl brawler
Tutaj decyduje pięść, kop i wszystko, co przyjdzie ci do głowy. Tak więc uczniowie w przedstawieniowej klasie muszą być bez wyjątku odmóżdżeni. Żaden nie ma prawa zachowywać się ani myśleć inaczej jak współczesne produkty bezstresowego systemu edukacji. Najlepiej pokazać to odwołując się do hollywoodzkiej „historii zachodniej strony” i sparzyć ze sobą dwa nowojorskie gangi – Jetsów i Sharków. Że to nie ma nic wspólnego z „Wyzwoleniem”? Tym lepiej!

 

 

Natomiast nauczyciele w tej Rychcikowej szkole to durnie, kabotyni, koniunkturaliści i dewianci, a największym w tym gronie oszołomem jest główny bohater Konrad. Podobnie trzeba zdefiniować potencjał pojawiających się co raz postaci – pojawiających się deus ex machina, czyli „z czapy” i w ten sam sposób ze sceny znikających. Teoretycznie mają to być bohaterowie dramatu Wyspiańskiego – Karmazyn, Hołysz, Kaznodzieja, Mówca, Prymas itd., ale w praktyce pomieszanie tekstów i kontekstów młodopolskiego oryginału z fragmentami kontrkulturowej amerykańskiej powieści „Buszujący w zbożu” Davida Salingera tworzy tylko hipisowski makowy kompot. Dla naćpanych tym stylem podaję personalia trzech fachowców od brawlingu: Terry Funk, Cactus Jack i Diamond Dallas Page.

 

3. Styl siłowy (power)
No cóż – tutaj chodzi o brutalną siłę i o nic więcej. Atakuje się z miażdżącym impetem, czyli mamy tzw. „high-impact”. Ulubionym „zagraniem” jest przyparcie przeciwnika/widza do lin. Wystarczy na początku wyprowadzić na proscenium grupę w obozowych pasiakach, a w tle puścić filmik z Auschwitz. Co ma piernik do wiatraka? To samo, co pięść do oka. Taka to poetyka u pana Rychcika. Również „poluje się” na rozstrzygniecie walki/spektaklu jednym mocnym rzutem o matę. Bo jak się już nie da przykryć tekstu „Wyzwolenia” muzyką czy wrzaskami, to zawsze można go zdeprecjonować jakąś sceną lesbijską albo esesmanem w świetle stroboskopu.

 

Aktorzy tego stylu uwielbiają też uderzać w nerki i w serce. To naprawdę łatwe, gdy zbiorowa orgia scenicznych gimnazjalistów (każdy z każdym bez względu na płeć) dostanie z offu muzyczne tło w postaci „Karuzeli z Madonnami”, legendarnej piosenki śpiewanej przez Ewę Demarczyk. Paluszki… ogryzać, a i tak ból nie minie. Najlepsi w tym stylu to niejaki Vader, ale również Lex Luger oraz słynny Hulk Hogan.

 

4. Styl techniczny
Czasami nazywa się go też stylem greko-romańskim i porównuje do technik stosowanych w wolnych zapasach. To bardzo rzadki sposób walki preferowany we współczesnym teatrze. Nic dziwnego, bo choć od początku, jak i inne style, zakłada oszustwo, to jednak wymaga perfekcyjnej techniki i sprawności zawodowej. Z tym w „Wyzwoleniu” granym w Teatrze im. Słowackiego jest duży problem. Począwszy od mikroportów, które nijak nie chciały ukryć emisyjnych niedostatków, a skończywszy na tym, że wśród głównych ról nie ma ani jednej, powtarzam – ani jednej kreacji!

 

Nie widać pracy reżysera z aktorem, wszystkie interakcje się sypią, a kiedy na scenie nie ma tej młodszej części składu aktorskiego, to dodatkowo wionie nudą i statycznością zepsutego zegara, który na ścianie sobie a muzom wisi. Trudno bowiem akcją nazwać wciśnięte w kieszenie spodni ręce Konrada czy podpieranie scenografii przez postać Reżysera. Proponuję popodglądać takich profesjonalistów tego stylu jak Dean Malenko czy Kurt Angle.

 

5. Styl tradycyjny (amerykański)
Amerykańska tradycja to nic innego, jak plagiatowanie wszystkich stylów, najlepiej naraz, czyli mimry z mamrami. Charakterystycznym dla tego stylu jest wykorzystywanie całego ringu/sceny, co wymaga dobrej kondycji. Mecz/spektakl wydaje się wówczas realistyczny, a gra aktorów do złudzenia szczera – oczywiście w ramach założonej konwencji. Na przykład wszyscy w ruchu i mamy „akademię dziwnych kroków”. Albo chodzi dwóch, jak John Belushi i Dan Aykroyd, czyli Blues Brothers. Albo musical, czyli w finale cały zespół śpiewa (oczywiście po angielsku); śpiewa pięknie, że im dobrze śpiewać i o to chodzi żeby śpiewać, bo to wyzwala z życia. A jeżeli tak, to Konrad jest tutaj zbędny, a więc reżyser każe mu strzelić sobie w czoło. I jest wesoło! I selfie pstryk! Mistrzami tej formy oszukiwania są Arn Anderson, Hunter Hearst Helmsley, Ted DiBiase czy Steve Williams.

 

Stanisław Wyspiański w „Wyzwoleniu” wszystko to (i jeszcze więcej) przewidział: Warchoły, to wy! – Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. (…) Warchoły, to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. Wy sługi!

Wy chcecie żyć i nie ma podłości, której byście do ręki nie wzięli i nie przyswoili sercu. Wy chcecie żyć i już trawicie błoto i brud, i już was nie zadusza zgnilizna i jad; ale jadem i zgnilizną nazywacie wiew świeży od pól i łąk, i lasów. Wy chcecie żyć i plwać na wszystką rękę, która was i podłość waszą odsłania.

 

Tomasz A. Żak

 

Stanisław Wyspiański, Wyzwolenie. Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie. Adaptacja i reżyseria – Radosław Rychcik. Spektakl z napisami w języku angielskim. Premiera 11 lutego 2017.





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 624 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram