25 sierpnia 2014

Rośnie amerykańska podejrzliwość wobec Niemiec

(By Pete Souza [Public domain], via Wikimedia Commons)

Nie ulega wątpliwości, że  nawet tak spolegliwy wobec Rosji prezydent jak Barack Obama musi z rosnącą podejrzliwością przyglądać się coraz cieplejszym relacjom między Berlinem a Moskwąmówi dla portalu PCh24.pl prof. Roman Kochnowski, politolog i niemcoznawca.



Wesprzyj nas już teraz!


Niemieckie władze w ostatnim czasie dokonały zatrzymań osób oskarżanych o szpiegostwo na rzecz Amerykanów. Mamy do czynienia z kryzysem w relacjach między Waszyngtonem a Berlinem?


Kryzysem bym tego nie nazwał. Amerykanie są ojcami współczesnej niemieckiej demokracji, bez ich pomocy, bez promocji amerykańskiego stylu życia w Niemczech, bońska – dziś berlińska – demokracja nigdy by nie zaistniała w tej formie. Wystarczy przypomnieć sobie o roli, jaką w tym procesie odegrał Plan Marshalla. Amerykanie nadal posiadają interesy w Europie, utrzymują w Niemczech bazy militarne. Nie ulega też wątpliwości, że nawet tak spolegliwy wobec Rosji prezydent jak Barack Obama musi z rosnącą podejrzliwością przyglądać się coraz cieplejszym relacjom między Berlinem a Moskwą.

Tę nieufność można zrozumieć. Dwóch czołowych niemieckich przywódców, w tym nawet osoba o tak pięknej przeszłości jak pastor Joachim Gauck, pochodzi z NRD, a to w odczuciu amerykańskim zmusza do zachowania rozwagi. Realizowana jest zasada, zgodnie z którą dobrze jest ufać, ale kontrolować jeszcze lepiej.

W jaki sposób sytuację zmienił kryzys na Ukrainie?


Warto tu wskazać na dwa czynniki. Po pierwsze, na tolerancję wielu niemieckich polityków wobec – oględnie mówiąc – mało europejskiej polityki Władimira Putina. To rozzuchwala Moskwę i wzmacnia przekonanie, że do nałożenia poważnych sankcji na Federację Rosyjską nie dojdzie. Nie może się to podobać Amerykanom.

Zestrzelenie malezyjskiego samolotu na terenie Ukrainy i doniesienia o „szacunku”, z jakim rosyjscy separatyści podchodzą do ciał ofiar katastrofy, powinny wstrząsnąć każdym demokratycznym krajem w Europie. Tymczasem kanclerz Angela Merkel podkreśla, że wobec dialogu z Putinem nie ma alternatywy. Warto postawić pytanie: co musi się stać, by ta alternatywa się pojawiła? Zbombardowanie Kijowa? Wkroczenie Rosjan do państw nadbałtyckich?

Amerykańscy komentatorzy tłumaczą własne szpiegostwo w Niemczech aktywnością rosyjskiego wywiadu w tym kraju.


Jeszcze z czasów tzw. zimnej wojny mógł się w Niemczech zachować pewien „układ”. Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego Niemieckiej Republiki Demokratycznej (MfS) oraz jego zbrojne ramię (STASI) miały bardzo długie ręce, sięgające także Republiki Federalnej. Nie wiadomo, ilu uśpionych agentów w RFN zostało wskazanych Rosjanom. Nie miejmy złudzeń; spora część archiwów STASI mogła zostać wywieziona do Moskwy na długo przed zjednoczeniem Niemiec. W tej sytuacji zagrożenie rosyjską infiltracją jest bardzo duże. To także wzmacnia amerykańską nieufność.

Część dawnych agentów NRD została przejęta przez Federalną Służbę Wywiadowczą. Trudno jednak określić skalę zagrożenia podwójną agenturą. Współpracownicy STASI, którzy nie zostali przejęci po zjednoczeniu, niebezpieczeństwo to jeszcze zwiększają.

Tymczasem polskie ministerstwo spraw zagranicznych w sprawie Ukrainy mówi głosem Berlina i Paryża.


Nie tylko w tej kwestii. Niektórzy krajowi politycy przymierzają się europejskich posad i stąd taka daleko idąca spolegliwość wobec głównych graczy na unijnej scenie.

Nie zmieniła tego kompromitacja Radosława Sikorskiego i innych polityków PO na skutek nagrań ujawnionych przez „Wprost”?


Mam wrażenie, że rządy owych głównych europejskich graczy nie nagłaśniają sprawy z wiadomych względów. Gdyby informacjom tym nadano rozgłos w Paryżu i w Berlinie, utrudniałoby to i tak już niełatwe położenie polskiego gabinetu. W kontekście ewentualnych wcześniejszych wyborów takie opinie mogłyby obecnemu rządowi zaszkodzić, tym bardziej, że spora część elektoratu w swoich decyzjach kieruje się także ocenami pochodzącymi z Zachodu. Aby w pełni zrozumieć opublikowane rozmowy trzeba też rozumieć ich kontekst. Dla polityków europejskich nie jest to tak oczywiste jak dla nas. Gładkie wyjaśnienia, zwłaszcza w wydaniu ministra Sikorskiego, zostały wzięte w europejskich stolicach za dobrą monetę. Nie ulega też wątpliwości, że niektóre kręgi polityczne robią w tym przypadku dobrą minę do złej gry. Innej możliwości nie mają, bowiem każdy inny, prawicowy rząd w Polsce byłby dla nich o wiele trudniejszym partnerem.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Mateusz Ziomber

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie