30 października 2017

Requiem w starszej formie rytu rzymskiego pokazuje nam budzącą trwożny podziw naturę śmierci

(fot. victorpanlilio / flickr)

Tak zwana „Nowa Msza” w swym pogrzebowym ceremoniale skupia się na zmarłym i uwypukla jego zasługi (często w hagiograficznym stylu), zaś Msza święta sprawowana według „starego” mszału kładzie nacisk na Bożą sprawiedliwość i nieuchronną konieczność śmierci. Takie wnioski przedstawia publicysta portalu „Catholic Herald”, Francis Philips.

 

Obie formy rytu tej samej Mszy – jak w Summorum Pontificum pisał o nich Benedykt XVI – wzajemnie się dopełniają, ale różnica w rozłożeniu akcentów jest ogromna. – Jesteśmy przecież w końcu ludźmi obdarzonymi językiem i wyobraźnią; słowa i obrazy wywierają głębokie wrażenie, a kiedy się je ograniczy czy zmieni, nasza reakcja ulegnie nieznacznej przemianie – twierdzi Francis Philips.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Autor wyraża swoje zdumienie różnicą treści obu form Mszy świętej, którą miał okazję zaobserwować podczas pogrzebów swoich przyjaciół. W niewielkim odstępie czasu zostali oni pożegnani kolejno w „nowej” i „starej” formie rytu rzymskiego. – Byłem pod ogromnym wrażeniem kontrastu w liturgii pomiędzy tymi dwiema Mszami. Mówiąc wprost: pierwsza – w czasie której modlitwy były dużo krótsze – podkreślała miłosierdzie Boga; druga zaś kładła nacisk na Jego sprawiedliwość – relacjonuje publicysta.

 

Wspomniana przez Philipsa perspektywa ma ogromne wrażenie, ponieważ, jak pokazuje praktyka, skupiając się jedynie na Bożym miłosierdziu i milcząc na temat Jego sprawiedliwości łatwo popaść w antropocentryzm i już w trakcie pogrzebu „kanonizować” zmarłego. – Uczestniczyłem w wielu Mszach za zmarłych w zwykłej formie rytu. Pominąwszy tendencję do zamieniania ich w celebrację życia zmarłej osoby, czemu towarzyszą w kościele peany, niemal niemożliwe jest, by nie wyjść nie myśląc optymistycznie, że Boże miłosierdzie przebija atutem wszystko; że zmarła osoba wiodła dobre życie, że my sami także jesteśmy dobrymi ludźmi i że wszystko z nami, jak i ze zmarłym wszystko jest w porządku. Skupiają się na słowach „nowej” Mszy pogrzebowej zauważam, że wiele razy pojawiają się słowa takie jak „miłosierdzie”, „wieczna ojczyzna” czy „szczęście wieczne” – stwierdza Francis Philips.

 

Zupełnie inaczej wygląda to w klasycznej formie rytu rzymskiego, która orzeźwia i nieustannie wzywa wszystkich ludzi do kontemplacji budzącej trwożny podziw natury śmierci, jej zupełnej odmienności i straszliwej tajemnicy. – Pamiętam, jak niegdyś próbowałem wytłumaczyć pewnej krytyczce Kościoła, że „święty strach” nie oznacza, iż Bóg celowo usiłuje nas przerazić, ale po prostu jest to uznanie jednego z ważnych aspektów naszej z Nim relacji. Nie potrafiła pojąć rozróżnienia, utrzymując, że „zastraszanie” ludzi do posłuszeństwa jest… psychologicznie niezdrowe – tłumaczy Philips.

 

Autor wyjaśnia również, że tradycyjna forma rytu nie obawia się poruszać trudnych kwestii związanych m.in. z piekłem i potępieniem. – W kolekcie modlimy się, aby zmarła osoba nie została „oddana w ręce nieprzyjaciela” i „aby nie przechodziła cierpień piekła. Graduał zaś wraz z tzw. traktusem wspominają „smutną nowinę”, „więzy grzechowe” oraz wyrok zatracenia”. Nic to jednak w porównaniu co Dies irae, które w całości jest niewypowiedzianie piękne, ale też obliczone na to, by wywołać lęk przed Panem, którego moja rozmówczyni nie potrafi albo nie chce zrozumieć – przytacza publicysta „Catholic Herald”.

 

Trudno nie przyznać mu racji. „Nie gub mnie w on dzień rozprawy”, „zbrodniarz, kajam się za winy”, „gdy już pójdą potępieni w wiekuisty żar płomieni” – to tylko niektóre z fraz intonowanych w monumentalnym dziele „Dzień gniewu”. – Modlitwa Offertorium nawiązuje do „kar piekielnych i głębokiej czeluści”, a Absolucja wspomina „ciężar pomsty”, „strach i drżenie” oraz myśl o „nadchodzącym sądzie i gniewie”.  

 

Francis Philips zapewnia, że ma świadomość, iż „starsza forma rytu rzymskiego” celowo i w pełni świadomie posługuje się taką a nie inną narracją, by pouczać Lud Boży. Ma to ukierunkować go ku Bogu, a nie innym ludziom; ku wiecznemu życiu po śmierci, a nie ku by dodać ludzkiej otuchy. – Być może w przeszłości było za dużo ognia piekielnego. Dzisiaj z pewnością jest go odrobinę za mało. Będąc ludźmi nigdy nie potrafimy w pełni osiągnąć właściwej równowagi – zakończył swoją refleksję autor.

 

 

  

Źródło: Catholic Herald

Tłum. Jan J. Franczak

om

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 624 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram