16 stycznia 2018

Lewak, krytyk Polski i orędownik superpaństwa. Schulz szefem MSZ?

(fot. REUTERS/Axel Schmidt )

Martin Schulz chce wejść w skład rządu Angeli Merkel. Obejmie prawdopodobnie stanowisko szefa MSZ. Dla Polski oznacza to wyłącznie kłopoty. A nieuchronna budowa w Niemczech kolejnej „wielkiej koalicji” po raz kolejny pokazuje, jak bardzo mylili się polscy komentatorzy, którzy uważali, że wyborcze zwycięstwo CDU/CSU może być dla Polski wyłącznie korzystne.

 

Schulz jednak w rządzie?

Wesprzyj nas już teraz!

Tuż po ogłoszeniu wyników wrześniowych wyborów do Bundestagu szef socjaldemokracji Martin Schulz zapowiedział jednoznacznie, że ani osobiście nie wejdzie w skład rządu kanclerz Angeli Merkel, ani nie poprze stworzenia kolejnej wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD. Były szef Parlamentu Europejskiego skazał w ten sposób Merkel na długie i żmudne rozmowy koalicyjne z liberalną FDP i Zielonymi. Jak wiadomo negocjacje te skończyły się w grudniu fiaskiem i Niemcy musieli wybrać jedną z trzech dróg: rząd mniejszościowy, nowe wybory lub wielka koalicja. Po kilku dniach wstępnych negocjacji między CDU/CSU a SPD zdecydowano o trzecim wariancie. Schulz pod presją zaplecza politycznego i sondaży zmienił zdanie.

 

Kilka dni temu pozytywnie zakończyły się tak zwane rozmowy sondażowe między kierownictwem chadecji i socjaldemokracji i trwają teraz już regularne negocjacje koalicyjne. Wspólny rząd prawdopodobnie rzeczywiście powstanie, co unieważnia nie tylko część obietnicy Schulza o przejściu SPD do opozycji, ale także i o braku jego osobistego zaangażowania w nowej wielkiej koalicji. W piątek na antenie ZDF Martin Schulz powiedział otwarcie, że chciałby być ministrem w rządzie Merkel.

 

Deklaracja ta nie zaskakuje. Według dziennika „Die Welt” Schulz chciałby objąć resort spraw zagranicznych. To zrozumiałe. Po pierwsze, tradycją wielkiej koalicji pod chadeckim przewodnictwem jest przekazywanie MSZ w ręce SPD. Przez ostatnie lata pełnił tę funkcję najpierw Frank-Walter Steinmeier, a po mianowaniu go przez Zgromadzenie Federalne prezydentem, resortem kieruje Sigmar Gabriel, wcześniej minister gospodarki, poprzednik Schulza w funkcji przewodniczącego SPD. Po drugie, nawet pobieżny rzut oka na drogę polityczną szefa socjaldemokracji pokazuje, że trudno wyobrazić go sobie w roli innej, niż naczelnego dyplomaty.

 

Kariera ateisty z katolickiej rodziny

Martin Schulz urodził się w 1955 roku w katolickiej rodzinie w Hehlrath w Nadrenii Północnej-Westfalii. Jego matka była konserwatystką i organizowała po wojnie lokalne struktury CDU. Ojciec, policjant wywodzący się z przemysłowego Okręgu Saary, miał poglądy socjalistyczne. Choć młody Martin otrzymał  edukację w katolickim gimnazjum, wraz z wiekiem stracił wiarę i dziś jest zadeklarowanym ateistą. Politycznie poszedł za przykładem ojca. Już w połowie lat 70-tych przystąpił do SPD i zaangażował się w działalność socjalistycznej młodzieżówki. Nota bene, w tym samym okresie popadł w alkoholizm, z nałogiem zrywając dopiero w roku 1980. Pierwszy sukces polityczny odniósł cztery lata później, trafiając do rady miejskiej w Würselen (gdzie mieszka do dziś). W roku 1987 został tamtejszym burmistrzem. W roku 1994 otrzymał mandat poselski do Parlamentu Europejskiego, przez cztery lata łącząc nową funkcję z burmistrzowaniem. Schulz zajmował się jednak coraz intensywniej polityką europejską, w roku 2000 stając na czele frakcji SPD Nadrenii Północnej-Westfalii w PE. Prawdziwy przełom w jego karierze przyszedł cztery lata później. Schulza obrano przewodniczącym całej Frakcji Socjalistycznej w PE (dziś występującej pod nazwą Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w PE), którą kierował do roku 2012. W tym roku wybrano go na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Nie był to jednak szczyt jego aspiracji; w roku 2014 poniósł poważną polityczną klęskę, ubiegając się bez skutku o fotel szefa Komisji Europejskiej. Ostatecznie poparł kandydaturę Jean-Claude’a Junckera na to stanowisko. Szefem PE przestał być w roku 2017, wskutek porozumień różnych frakcji w PE.

 

Mimo zaangażowania na arenie europejskiej Schulz równolegle budował swoją pozycję w krajowych strukturach partyjnych. W latach 1996-2010 przewodniczył okręgowi SPD w Akwizgranie. W 2009 roku został pełnomocnikiem SPD do spraw europejskich; w roku 2013 wybrano go ponownie na tę funkcję przytłaczającą większością głosów w partii. Ustępując wbrew swojej woli z urzędu szefa PE, Schulz ogłosił przejście z polityki europejskiej do niemieckiej. W partii, jak się okazało, nie miał konkurencji i w styczniu 2017 roku został wybrany szefem socjaldemokracji. Chociaż w kampanii wyborczej do Bundestagu osiągnął najgorszy wynik w historii SPD, w niedawnych grudniowych wyborach udało mu się obronić tę funkcję, choć ze słabym wynikiem. Najbliższe cztery lata jeszcze w grudniu – przynajmniej oficjalnie – Schulz planował spędzić w opozycji i dopiero przy okazji kolejnych wyborów znowu ubiegać się o fotel kanclerza.  Jak wiemy, stało się jednak inaczej.

 

Stany Zjednoczone Europy

Sprawy europejskie pozostały dla Schulza priorytetowe i stąd obecne jego dążenie do kierowania resortem spraw zagranicznych. Po zwycięstwie w wyborach na szefa SPD w grudniu centralną część swojego przemówienia poświęcił właśnie tej kwestii. Piętnował nacjonalizm, atakował Polskę i Węgry, wskazując na rzekomą konieczność centralizowania UE. Schulz jest rasowym socjalistą i na gruncie europejskim życzy sobie bardzo głębokiej integracji. W okresie swojej pracy w PE intensywnie współpracował blisko nie tylko z Jean-Claudem Junkcerem czy Guyem Verhofstadtem, ale także ze znanym zielonym ideologiem o haniebnej przeszłości, Danielem Cohn-Benditem. Schulz marzy o superpaństwie europejskim, oczywiście pod niemieckim przewodnictwem.

 

Jeszcze w grudniu Schulz otwarcie powiedział o swoim zasadniczym celu. To stworzenie Stanów Zjednoczonych Europy, jak dosłownie się wyraził. Szef SPD zażądał, by taki twór powstał do roku 2025 – z wykluczeniem państw, które nie poddadzą się urawniłówce. Postulaty Schulza zostały skrytykowane przez chadecję i prasę centrową, ale znalazły olbrzymi poklask w niemieckich kręgach gospodarczych. Choć niektóre media pisały wprost o utopii, to Schulz jako szef MSZ zamierza iść w tym kierunku na ile to tylko możliwe.

 

Znalazło to swój wyraz w 28-stronicowym dokumencie powstałym po ostatnich rozmowach CDU/CSU i SPD, który prezentuje zasadniczy zręb programowy przyszłego rządu. Część dotycząca polityki europejskiej to według słów samego Schulza jego dzieło autorskie. Szef SPD zapowiada „nowe otwarcie w polityce europejskiej”. Europę przeciwstawia tam trzem podmiotom: Stanom Zjednoczonym, Chinom i Rosji. Nowy rząd będzie budować „socjalną sprawiedliwość” i „socjalną gospodarkę rynkową”. Niemcy mają angażować się w kształtowanie „Europy przyszłości i na rzecz wzmocnienia europejskiej integracji”. Schulz będzie optował za „wzmocnieniem roli Parlamentu Europejskiego”. W tekście jest też bardzo wymowna przestroga pod adresem krajów atakowanych ostatnio przez Brukselę. „Wewnątrz UE jeszcze konsekwentniej niż dotąd popierać trzeba demokratyczne i prawno-państwowe wartości i zasady, na których opiera się europejskie zjednoczenie” – czytamy. Dobór słów (niem. demokratische und rechtstaatliche Werte und Prinzipien) nie pozostawia wątpliwości – w pierwszej mierze dotyczy to Polski. Schulz, oprócz coraz większego ujednolicania europejskiej polityki podatkowej i edukacyjnej, chce też promować rozwój władz samorządowych i przekazywanie im coraz większych kompetencji. Socjaldemokrata zapowiada, że Niemcy będą domagać się „zasady solidarności” w kwestii przyjmowania uchodźców, nawet jeżeli stawiają główny nacisk na ochronę granic i zwalczanie przyczyn migracji. Celem usprawnienia pracy unijnych urzędów autorzy – w tym wypadku w tej formie, bo konieczna była tu zgoda CDU, ponoć udzielona bardzo niechętnie –  że Niemcy zwiększą swoje wpłaty do unijnego budżetu. Dalej Schulz zapowiada ujednolicanie strefy euro w kwestii polityki finansowej. Schulz nie kryje się z tym, że chce aby to Berlin i Paryż były sprawnym motorem zmian w UE. „Odnowa UE powiedzie się tylko wówczas, gdy Niemcy i Francja będą pracować w tym celu z pełnym oddaniem. Chcemy dlatego umocnić i odnowić współpracę niemiecko-francuską” – pisze.

 

Program Schulza jest więc jasny. Postępująca centralizacja Unii Europejskiej i rozbudowa unijnych urzędów pod kierunkiem Niemiec i Paryża; w pierwszej kolejności w strefie euro – ale we wszystkich dziedzinach, w których to możliwe, także w innych państwach. Także w kwestii uchodźców, która dla Schulza odgrywa rolę na tyle ważną, że jeszcze we wrześniu ubiegłego roku otwarcie postulował kary finansowe dla krajów odmawiających ich przyjmowania. Tę krytykę, wymieniając wprost Polskę, Węgry i Austrię, Schulz ponowił na początku stycznia, a więc w momencie, w którym jest już powszechnie odbierany jako przyszły szef niemieckiej dyplomacji. Nie ma powodów by wątpić, że jako wicekanclerz i minister Schulz rzeczywiście dołoży wszelkich starań, by zmusić Polskę do poddania się unijnemu dyktatowi.

 

Ukłony w stronę Rosji

Niczego dobrego nie można spodziewać się po Schulzu także, gdy idzie o politykę wobec Rosji. Szef SPD skrytykował wprawdzie swojego dawnego przełożonego, byłego kanclerza Gerharda Schrödera za związki z Rosnieftem, ale to tylko gra pozorów. Linia SPD wobec Federacji Rosyjskiej jest zdecydowanie bardziej otwarta, niż linia CDU. Frank-Walter Steinmeier jako szef MSZ krytykował zarówno sankcje gospodarcze przeciwko Rosji jak i manewry Anakonda organizowane przez NATO. Równie krytyczne pod adresem sankcji stanowisko  ma Sigmar Gabriel, otwarcie krytykujący Waszyngton i politykę Merkel, która w jego ocenie szkodzi gospodarczym interesom Bundesrepubliki. Schulz kontynuuje tę linię; jeszcze w czerwcu ubiegłego roku wyraźnie krytykował antyrosyjskie sankcje i przekonywał, że niemieckie bezpieczeństwo energetyczne zależy od „konstruktywnej współpracy” z Rosją. W marcu ubiegłego roku jeden z doradców Schulza otwarcie bronił budowy drugiej nitki gazociągu Nord Stream. Szef SPD prawdopodobnie nie będzie skłonny do ustępstw w tym zakresie.

 

Z genderyzmem na sztandarach

Również w kwestiach ideologicznych Schulz to rasowy socjalista. Jako taki jest gorliwym zwolennikiem  ideologii gender (w ubiegłym roku poparł legalizację „małżeństw” homoseksualnych, czyniąc je nawet warunkiem ewentualnej współpracy z Merkel). O aborcji zasadniczo się nie wypowiada, ale jego partia postuluje rozbudowę „praw reprodukcyjnych” kobiet, co oznacza w praktyce chęć dalszej liberalizacji prawa do aborcji. W kwestii obecności religii w przestrzeni publicznej Schulz jest z jednej strony daleki od jawnego antychrystianizmu i wzywa zarówno Kościół katolicki jak i wspólnoty protestanckie do aktywnego uczestnictwa w kształtowaniu polityki – oczywiście pod warunkiem, że będzie to zaangażowanie na rzecz równości, tolerancji i otwartości na imigrantów. Z drugiej strony w roku 2014 wzburzył całą niemiecką chadecję, optując za usuwaniem krzyży ze wszystkich urzędów publicznych w imię neutralności światopoglądowej państwa.

 

Wyzwanie

Podsumowując, Martin Schulz jako wicekanclerz i szef MSZ to dla Polski wyłącznie problemy. Parcie do federalnej Unii Europejskiej posunięte aż do postulatów rugowania ze Wspólnoty opornych, gotowość do nakładania kar finansowych na państwa niechętne przyjmowaniu migrantów, odbieranie prerogatyw rządom na rzecz rozbudowy urzędów unijnych, miękkie stanowisko wobec Rosji i pełna akceptacja celów antychrześcijańskiej rewolucji kulturowej. Mając takiego przeciwnika minister Jacek Czaputowicz bez wątpienia nie będzie się nudził na nowym urzędzie.

 

Paweł Chmielewski

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie