5 lutego 2013

Proces zmieniania Polaków w nazistów nie jest nowy

To był długi i skomplikowany proces. Brali w tym udział nie tylko komuniści w Polsce Ludowej, takie paszkwilanckie działania są przecież kontynuowane, pod pozorem „walki o prawdę”, przez czołowe media w neo-PRL. Warto się przyglądać, jakie instytucje (np. media) i osoby biorą w tym udział. To nam dużo powie o kontynuowaniu ubeckiej propagandy, już przebranej w szaty zatroskanych moralistów – mówi w rozmowie z PCh24.pl Leszek Żebrowski.  

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Członkowie PO nie zgadzają się na nazwanie jednej z sal Sejmiku Województwa Opolskiego imieniem Orła Białego. Ich zdaniem jest to symbol „kontrowersyjny”, który może urazić Niemców. W tym samym czasie Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zaleciła przywrócenie godnego i estetycznego wyglądu Pomnikowi Zwycięstwa Armii Czerwonej w Stargardzie Szczecińskim. Ostatnie sondaże pokazały również, że Warszawiakom nie przeszkadzają stojące na ulicach stolicy pomniki Berlinga i Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni. Wraca nowe?

 

Narasta histeria, tak, histeria – wokół patriotyzmu w Polsce. Były już wypowiedzi bardzo utytułowanych osób, że „polskość to nienormalność”. Te same osoby mogą jednak promować np. niemieckość w Polsce i uważają, że to jest jak najbardziej normalne. Inni chcą sprowadzić patriotyzm wyłącznie do płacenia podatków, w tym abonamentu RTV, od pewnego czasu, ma się rozumieć, bo poprzednio, gdy TV była w „niesłusznych” rękach”, płacić się go nie powinno… Albo do sprzątania psich kup lub z lataniem (od czasu do czasu) z kotylionem w klapie. Zawstydzanie nas symbolem polskiej państwowości, jakim jest Orzeł Biały, to element walki z tradycyjnym patriotyzmem na rzecz czegoś nowego, czego się (jeszcze) dokładnie nie określa, np. na rzecz mgliście zarysowanej „wielkiej” Europy. Tu znakiem mógłby być np. brukselski Manneken pis… Prawda, że to byłoby urocze?

 

My mamy nikogo nie „urażać”, choć jesteśmy u siebie i symbole narodowe w każdym kraju są nie tylko szanowane, ale chronione w sposób szczególny, także od strony prawnej. Co więcej, ma to być szczególna ochrona praw mniejszości, czyli… co? Tym samym jest przecież dyktatura, gdzie znikoma mniejszość w sposób drastyczny, wbrew woli większości, chroni swe „prawa” bardzo specyficznie rozumiane.

 

Jednocześnie mamy do czynienia z wyjątkową banalizacją złośliwej propagandy, wymierzonej w nasze istotne interesy. Świadczyć może o tym bardzo mizerna walka z narzucaniem światowej opinii publicznej takich pojęć, jak „polskie obozy koncentracyjne”, lub oskarżanie Polaków o współudział w holokauście. Ma to miejsce z jednoczesnym przesuwaniem odpowiedzialności niemieckiej na rzecz mitycznych „nazistów”, którzy jakoby nie mieli narodowości. A przecież każdy nazista był Niemcem, choć nie każdy Niemiec, nawet biorący udział w licznych aktach ludobójstwa, musiał być nazistą…

 

Wyjątkowy pietyzm o pomniki przeszłości: niemieckie, ukraińskie (głównie UPA!), czy sowieckie, przy jednoczesnym zaniedbywaniu pomników polskich, to element świadomej polityki państwa pod wodzą obecnej ekipy. Przypominam choćby tu sprawę Ossowa. Jest tam polski pomnik ofiar wojny z bolszewik ami w1920 roku. Zaniedbany, zniszczony, brudny, popękany. Obecna władza postawiła zaś tam monument… okupantom, z symbolicznymi sowieckimi bagnetami wokół niego i motywami… religijnymi prawosławia! I wszystko wskazuje na to, że chce nam przywrócić „Czterech Śpiących” w Warszawie. To też przecież od początku był monument na rzecz okupantów.

 

Warto się odnieść do sytuacji po 1918 r., gdy Polska odzyskiwała niepodległość. Wówczas było rzeczą naturalną, że pozbywaliśmy się zewnętrznych oznak obcego panowania, w tym pomników i innych symboli.

 

I nikt nad tym nie rozdzierał szat, istniało w tym zakresie powszechne zrozumienie, niezależne od aktualnych sympatii politycznych i sojuszy. Nie robiono też żadnych referendów i sondaży, bo przecież nie były do niczego potrzebne.

 

Polscy bohaterowie, ofiary niemieckich i sowieckich zbrodni, jak do tej pory nie doczekali się godnego upamiętnienia. Walczący o wolną Polskę żołnierze podziemia niepodległościowego, zamiast pomników i ulic, mają opinię bandytów i kolaborantów. Również dzisiaj patriotów często nazywa się faszystami. W jaki sposób doszło do tego, że Polaków zmieniono w nazistów?

 

To był długi i skomplikowany proces. Brali w tym udział nie tylko komuniści w Polsce Ludowej, takie paszkwilanckie działania są przecież kontynuowane, pod pozorem „walki o prawdę”, przez czołowe media w neo-PRL. Warto się przyglądać, jakie instytucje (np. media) i osoby biorą w tym udział. To nam dużo powie o kontynuowaniu ubeckiej propagandy, już przebranej w szaty zatroskanych moralistów.

 

Ludzie z podziemia niepodległościowego pokazywani są głównie przez pryzmat prawdziwych, a często urojonych wynaturzeń. Jednocześnie ich przeciwnicy, czyli „władza ludowa”, jako całkiem normalne instytucje, a jej działacze, funkcjonariusze i kolaboranci, przede wszystkim jako ludzie kultury, nauki, czy sztuki. Taki element, jak faktyczne uczestnictwo we władzy, przez np. wieloletnie członkowstwo w partii komunistycznej, pełnione tam funkcje, jako nic złego (dosłownie!) a nawet sprowadza się do elementów… humorystycznych, przez określenie, że „wszyscy byliśmy w partii”. Do tego propaganda, że „władza ludowa” jakoby dawała wszystkim… wykształcenie, pracę, wczasy, talony na pralki lub czasem samochód, tak, jakby wszystko faktycznie należało do komunistów a my byliśmy ogólnie zadowoleni z tego stanu rzeczy.

 

Propaganda bardziej zaawansowana odwołuje się do ówczesnej sytuacji międzynarodowej, faktu, że przecież „innego państwa polskiego” nie było, komuniści też byli patriotami. Nie dodaje się jednak, że był to „patriotyzm inaczej”, czyli faktycznie jego odwrotność, a więc zaprzeczenie, bo wierna służba na rzecz ościennego mocarstwa, de facto okupanta, patriotyzmem nazwana być nie może.

 

Mamy nadal w Polsce liczne pomniki i „pomniki” komunizmu (w postaci pamiątkowych tablic, nazw ulic, imion szkół…). To jakieś rozdwojenie jaźni i rozmywanie odpowiedzialności za kilkadziesiąt lat zniewolenia, podczas którego zamordowano kilkadziesiąt tys. ludzi! Większość nich nie ma swych grobów, bo mordercy komunistyczni starannie zacierali za sobą ślady. A wielu z morderców jest publicznie czczonych, co jest wyjątkowym cynizmem i wywołuje fatalne skutki, przez rozmywanie odpowiedzialności.

 

Ludzi budujących lub wspierających reżim komunistyczny, określa się publicznie jako „ludzi honoru”, podczas gdy ich ofiary są poniewierane jeszcze kilkadziesiąt lat po ich zgładzeniu.

 

A proces zamiany Polaków w nazistów nie jest czymś nowym, trwa przecież już kilkadziesiąt lat. Kiedyś był to jednak proces bardzo powolny, jego inspiratorzy musieli czekać, aż pokolenie wojenne, czyli świadkowie historii, wymrą. Teraz to wyraźnie przyśpiesza i oskarża się nas o kolejne zbrodnie, np. o wypędzenia biednych, niewinnych Niemców, co miało znamiona ludobójstwa! Tu nie ma mowy o komunistach (choć formalnie to oni, na mocy porozumień aliantów ze Stalinem, mieli pełnię władzy w Polsce, także nad Polakami). Oskarżeniem objęci są Polacy, czyli praktycznie my wszyscy, bo to przecież nasza wina zbiorowa.

 

Podczas gdy antypolska propaganda ma się dobrze, o niektórych czarnych kartach historii nie wolno mówić wcale. Badania dotyczące żydowskich band, palących wsie i mordujących Polaków podczas wojny, to „skrajny antysemityzm”. Jak duża jest skala fałszu i zakłamania w tym temacie?

 

Badania badaniom nierówne, to prawda. Warto porównać śledztwa i badania np. w sprawie Jedwabnego ze śledztwami i badaniami wydarzeń w Nalibokach lub Koniuchach. Niektórych spraw nie rusza się wcale. Jakoś nie widać zapału samozwańczych moralistów do pokazywania w filmach czarnych kart nawet wtedy, gdy są one doskonale udokumentowane, sprawcy znani po nazwiskach i nie ma większych kontrowersji, jeśli chodzi o ustalenie nawet szczegółowego przebiegu popełnionych zbrodni.

 

To naprawdę zastanawiające, że nie oskarża się publicznie formacji komunistycznych z czasu wojny i okupacji 1939-1945, odpowiedzialnych za liczne morderstwa i skrytobójstwa, w tym setek (a może więcej) Żydów. Są to sprawy dobrze udokumentowane i sprawcy są ustaleni. To późniejsi „właściciele Polski Ludowej”. Jednocześnie na siłę przypisuje się urojone winy podziemiu niepodległościowemu, lub ocenia się je przez marginalne incydenty.  Czy to nie jest aberracja, z jaką mamy do czynienia ponad dwie dekady po obaleniu państwa komunistycznego? Nie, bo jego funkcjonariusze są do dziś w polskiej polityce (i nie tylko polityce), w dodatku mają się dobrze, znacznie lepiej od swych ofiar.

 

Cały świat słyszy o zagładzie Żydów i obozach śmierci (coraz częściej „polskich” a nie niemieckich…), z których najbardziej znanym jest Auschwitz. Tymczasem o istnieniu KL Warschau często nie mają pojęcia nawet Warszawiacy. Dlaczego tak się dzieje?

 

To są zaniedbania kilkudziesięcioletnie. Do tego kłamliwa propaganda, selektywnie wybierająca do nagłośnienia poszczególne wydarzenia lub nawet konkretne osoby. Gdy słyszymy wypowiedzi osób publicznych, że „nie było w Warszawie komór gazowych. Nie mieliśmy żadnych informacji o uśmiercaniu ludzi gazem” – mimo iż istnieją jednoznaczne informacje zawarte w dokumentacji Polskiego Państwa Podziemnego, a także, że podczas okupacji należało bardziej bać się Polaków niż… Niemców, to nic dziwnego, jaki może być skutek.

 

Na temat KL Warschau przetoczył się kilka lat temu głośny spór, sprowadzający się także do kwestionowania samego faktu jego istnienia, choć istnieje wystarczająco dużo bezpośrednich dowodów, że taki obóz istniał. Co więcej, to jedyny tego typu przypadek, że Niemcy założyli obóz koncentracyjny w stolicy okupowanego państwa!

 

Niszczymy w ten sposób naszą wrażliwość historyczną, naszą tożsamość. W dodatku tylko czekać, aż pojawi się i utrwali (przecież nie samo) określenie, że był to kolejny „polski obóz koncentracyjny”…

 

 

W dyskusji na temat polityki historycznej często mówi się o słabości państwa polskiego, polityków i elit. Czy jest to faktycznie jedynie kryzys czy też celowa i zaplanowana kampania „słabości”?

Gdyby to był tylko przejściowy kryzys, to pół biedy. Mamy niewątpliwie do czynienia z państwową polityką historyczną, która polega na osłabianiu polskości pojmowanej tradycyjnie. To działania wielowymiarowe, polegające na ograniczaniu nauki historii w szkołach, radykalnych zmianach programów nauczania, podmianie lektur, polityce kulturalnej, w której intensywnie popiera się psucie naszej tożsamości.

Rozmawiał Marcin Musiał

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie