24 stycznia 2013

Premier, który idzie pod prąd

(Fot. ZumaPress/Forum)

Ostatni relikt XIX-wiecznego rozumienia polityki czy wizjoner? – pyta Igor Janke na jednej z ostatnich stron swojej opowieści o Viktorze Orbánie. I przyznaje, że mimo ponadrocznej pracy badawczej nie udało mu się znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Niemniej jednak lektura jego książki, będącej owocem rozmów dziennikarza z samym premierem, a także z jego współpracownikami czy przeciwnikami politycznymi i zapisem wniosków z nich płynących, wciąga jak narkotyk.

 

Obecnie Viktor Orbán to ultrakonserwatywny polityk, radykał, twardy przywódca, „którego władza jest dziś potężna”, wyróżniający się na tle coraz bardziej zlaicyzowanej i politycznie poprawnej Europy. Jednak nie zawsze tak było. Jego droga do władzy przypomina historię Charlesa Bronsona, bohatera uwielbianego przez niego westernu „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. To nieustanna walka z przeciwnikiem, szukanie sposobu, by go pokonać.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zanim jednak Viktor Orbán stał się tym, kim jest dzisiaj, długo niewiele wskazywało, że tak się stanie. Wychował się w domku na końcu wsi, gdzie o religii się nie mówiło, a polityka była czymś kompletnie obcym. „Nie ma nic w historii mojej rodziny, co dawałby podstawy do tego, bym został antykomunistą” – przyznaje Orbán. Jego rodzice należeli do partii komunistycznej. „Rodzina uważała, że lepiej się nie angażować w politykę. (…) Mówili: ucz się, pracuj, koncentruj się na swoich sprawach, nie myśl o społeczeństwie i sprawach na zewnątrz” – opowiada. Nie posłuchał. W 1988 roku wraz z grupą kolegów ze studiów i intelektualistów powołał niezależną organizację młodzieżową – Fidesz. Zaledwie rok później ugrupowanie to wzięło udział w wolnych wyborach parlamentarnych i zdobyło 9 procent głosów, a tym samym 22 mandaty. Orbán stopniowo stawał się jego liderem, choć sam twierdzi, że został nim przypadkowo. Początkowo bardzo zbuntowany, a nawet agresywny, stopniowo zaczął słuchać mądrzejszych i bardziej doświadczonych, a porażki nauczyły go pokory. Gdy po wielkiej kompromitacji rządu Ferenca Gyurcsánya odzyskał władzę, w centrum swoich zainteresowań postawił swój kraj i jego obywateli, rodziny oraz rodzime firmy. Przywrócił Boga do preambuły węgierskiej konstytucji. Poszedł zatem pod prąd myśleniu swoich najbliższych, a także pod prąd współczesnej myśli politycznej.

 

„W Europie przewagę dziś mają ci, którzy uważają, że od suwerenności i myśli narodowej należy przechodzić w kierunku ponadnarodowym. Rząd Węgier reprezentuje inny pogląd. Inaczej myśli o cywilizacji i kulturze europejskiej. Dla nas zachowanie najlepszych tradycji europejskich to dbanie o suwerenność, to utrzymanie silnych europejskich narodów. Silna Europa jako taka sama z siebie nie jest możliwa. To fikcja. Wyłącznie silne narody mogą przyczynić się do tego, by nasz kontynent znów odnosił sukcesy. Tylko w ten sposób możemy stworzyć silną Unię Europejską” – mówi Igorowi Jankemu. Złowieszczo brzmią jego słowa mówiące o tym, że dzisiejsza Wspólnota pozbawiona jest silnych przywódców, którzy umieliby podjąć konstruktywne decyzje i wyciągnąć Europę z kłopotów. „Nie jesteśmy dziś w stanie powiedzieć, kto rzeczywiście kieruje Unią Europejską. Ponieważ robiono wszystko, by zminimalizować możliwość wybuchu konfliktów, przywódców pozbawiono prawdziwej odpowiedzialności” – dodaje.

 

Autor pokazuje również Viktora Orbána jako zwykłego obywatela, męża i ojca pięciorga dzieci, kibica sportowego. Wiele stron swojej książki Igor Janke poświęca Orbánowi-piłkarzowi, który w trakcie posiedzeń rządu sprawdza wyniki Ligi Mistrzów i jest inicjatorem budowy Akademii Futbolu. Bo – jak twierdzi – „bez piłki nożnej nie da się zrozumieć, kim jest Viktor Orbán”.

 

Sporo też w „Napastniku” odniesień do Polski, bynajmniej nie z powodu samouwielbienia autora publikacji. Viktora Orbána łączy z naszym krajem więcej, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Między innymi swoją pracę magisterską poświęcił polskiemu ruchowi politycznemu „Solidarność”. 16 czerwca 1989 r. na placu Bohaterów w Budapeszcie trwały uroczystości związane z symbolicznym pogrzebem Imre Nagya. 26-letni wówczas Viktor Orbán wygłosił najważniejsze w swoim życiu przemówienie, w którym wezwał wojska sowieckie do opuszczenia Węgier. Stojący w tłumie Adam Michnik miał zakląć: „Kur… no… teraz to przesadził!”. „Orbán – jak dziś wspomina – był zszokowany reakcją swojego idola z Polski” – pisze Janke. Z kolei na początku lat 90., w czasach, gdy dzisiejszy węgierski premier pozostawał jeszcze daleko od religii i Kościoła, wielką postacią był dla niego Jan Paweł II. Dużo też jest w książce porównań walki Węgrów i Polaków o suwerenność. Autor stara się wiernie odtworzyć przemiany polityczne na Węgrzech i pokazać rolę w nich Viktora Orbána.

 

Viktor Orbán to jedna z najciekawszych postaci współczesnej polityki. Konkretny, wiedzący czego chce, waleczny, realnie próbujący zmienić rzeczywistość. Czyli zupełnie inny niż większość dzisiejszych przywódców. Jednocześnie zagorzały kibic sportowy, fanatyk futbolu, grający w jednej z wiejskich drużyn, zwykły obywatel, mąż i ojciec pięciorga dzieci. Igor Janke pokazuje go z bliska. Nie tylko poddaje wnikliwej obserwacji jego poglądy polityczne, lecz także pokazuje go jako człowieka z krwi i kości, nieumiejącego radzić sobie z porażkami czy z nieprzychylnością mediów. Być może dlatego „Napastnika” Igora Jankego czyta się jednym tchem. Opowieść o przywódcy Węgier wciąga, gdyż jest dynamiczna jak tytułowy bohater – napastnik na boisku i w polityce.

 

Renata Ziomek

 

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie