8 lutego 2014

Prawica patrzy na Majdan

(Fot. P. Apolinarski/Forum)

Obserwując reakcje polskich środowisk politycznych „prawicy” na ukraińską rewolucję, nie sposób nie złapać się za głowę. W tych niezwykłych dniach spełnił się sen redaktorów lewicowych telewizji – w Polsce zdały się zniknąć wszelkie spory. Jest jedno wielkie poparcie. Co popierają i niepodległościowcy i Adam Michnik? To samo, czego za żadne skarby nie chcą w Polsce.

 

Adam Michnik niezwykle rzadko chwali Jarosława Kaczyńskiego uosabiającego – według największych polskojęzycznych mediów – nadwiślańską prawicę. Kilka tygodni temu szef „Gazety Wyborczej” zdobył się na to po raz pierwszy od wielu lat – pochwalił przywódcę Prawa i Sprawiedliwości za wyjazd do Kijowa i poparcie protestujących tam Ukraińców.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ten sam Adam Michnik wydaje pismo, niemal tydzień w tydzień przed rozpoczęciem wydarzeń na kijowskim Majdanie przestrzegające przed Ukraińskimi nacjonalistami, którzy – zwłaszcza w zachodniej Ukrainie – rosną w siłę zdecydowanie szybciej niż polski Ruch Narodowy. A są to ludzie noszący na sztandarach zbrodniarza Stepana Banderę. Czczą pamięć o człowieku odpowiedzialnym za barbarzyńską, krwawą rzeź Polaków.

 

Tak więc doszło w Polsce do sojuszu ponad podziałami – sojuszu w imię wprowadzenia Ukrainy do Unii Europejskiej. Cena – Jarosław Kaczyński w ramię w ramię z szefem neobanderowców na Majdanie wykrzykiwał do oklaskujących go tłumów faszyzujące hasło: Sława Ukrainie!

 

Wyjazd prezesa PiS na Ukrainę sprawił, że natychmiast zamknęła się polska debata nad wydarzeniami w Kijowie. Rzadko kiedy mamy do czynienia z sytuacją, w której wszystkie główne media, jak i te bardziej niezależne pisma i portale, mówią jednym głosem. Wyjątkową jest również sytuacja, w której wszystkie partie parlamentarne zgadzają się w ocenie jakiegoś ważnego wydarzenia w naszej części Europy. Włączenie telewizji, radia, zakup tygodnika lub dziennika wiąże się w tej chwili z zetknięciem się prawie wyłącznie z materiałami wskazującymi, że należy kibicować „zmarzniętym ludziom na Majdanie walczącym o wolność”.

Niemal nikt w Polsce, w której demokracja traktowana jest od ćwierćwiecza jak świecka religia, nie przypomina, że Wiktor Janukowycz – którego ustąpienia domagają się Ukraińcy – został wybrany w demokratycznych wyborach właśnie. Ich zgodność z zasadami demokracji została potwierdzona przez wszystkie europejskie instytucje, którym przecież w żaden sposób nie jest ani nie było po drodze z Janukowyczem. A więc legitymizacja władzy na Ukrainie jest dokładnie taka sama, jak legitymizacja władzy Tuska i Komorowskiego w III RP! Co się jednak stało, gdy polscy narodowcy wyjawili (wyłącznie deklaratywnie) chęć obalenia republiki okrągłostołowej? Podniósł się wielki krzyk, od lewa do tzw. prawa! A przecież zgromadzeni na Majdanie – chwaleni i wspierani przez cały kordon polskich dziennikarzy i polityków – domagają się dziś tego samego!

 

Polska prawica (darujmy już sobie cudzysłów oraz przedrostek tak zwana i przyjmijmy na potrzeby tego tekstu, że to, co w TV nazywają prawicą, nią właśnie jest) nazywa siebie „eurosceptyczną”, lub w najgorszym wypadku „eurorealistyczną”. Nie przeszkadza jej to jednak nachalnie promować wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej. Bez żenady, bez żadnych wyjaśnień, jakby tylko chcąc zagrać na nosie Putinowi lub… zasłużyć na pochwałę salonu czy urzędników z Brukseli.

 

W Unii, a co za tym idzie również na warszawskich salonach, od lat propaguje się lewicowe pomysły, z ideą „praw człowieka” na czele. Polska prawica na potrzeby wewnętrznej walki politycznej nierzadko potrafi się im przeciwstawić. Na potrzeby Ukrainy jednak rzuca hasłem „praw człowieka” na lewo i prawo, nie zdając sobie nawet sprawy, że może oberwać rykoszetem. Porównanie ostatnich numerów czasopism mainstreamu i mainstreamu niezależnego pozwala stwierdzić, że w ocenie sytuacji w Kijowie zbytnio się nie różnią.

Od kilku lat jakiekolwiek demonstracje na polskich ulicach, są przez telewizje i stacje radiowe postrzegane jako rozruchy niepełnosprawnych umysłowo ludzi, pełnych złej woli, złych emocji, namówionych do wyjścia z domu przez „faszystowskich” ideologów. Dotyczy to zarówno protestujących związkowców jak i studentów. Nawet część prawicy demonstracje w święto niepodległości nazywa „brzydką zabawą łysoli w maskach i kapturach”. Inaczej z polskiej perspektywy widziani są jednak protestujący na Majdanie. Płonące opony, barykady odgradzające policjantów od rządowych budynków, widły rozdawane przez deputowanych zamaskowanym bandytom gloryfikującym Banderę i koktajle Mołotowa rzucane w stronę służb – raz jeszcze trzeba to podkreślić – władzy wybranej równie legalnie co Donald Tusk, zdają się nie przeszkadzać w Polsce nikomu. Nawet wspomnianemu Tuskowi, który zdążył poinformować swych rodaków, że „wspiera ukraińskich demokratów w ich działaniach na rzecz uczciwego i mądrego porozumienia”. Doprawdy nie sposób domyślić się, czy w związku z tym oświadczeniem polski premier zapewnia o wsparciu Janukowycza czy jego oponentów.

 

Polska prawica często, by zdobyć wyborcze punkty lub aby sprzedać jeszcze kilka tysięcy numerów tygodnika, powtarza, że nie wolno obrażać „uczuć religijnych”, że profanacje są złe i powinny być przykładnie karane. Przedstawiciele prawicy z Warszawy kpią również z feminizmu i wszelkich jego idiotyzmów. Nie wskazują jednak na jakikolwiek moralny zgrzyt stojąc w jednym szeregu ze słynącymi z bluźnierczych występów w kościołach i fizycznej napaści na belgijskiego biskupa feminazistkami z grupy Femen. A to one swą rewolucję na Majdanie przeprowadzają poprzez publiczne wypróżnianie się na wizerunek Janukowycza.

Nikt poważny nie pokusi się o obronę zepsutej i skorumpowanej ekipy Janukowycza. Również deklaracje, że jest ona władzą zupełnie suwerenną i niezależną i że zajścia w Kijowie oraz innych miastach to wewnętrzna sprawa Ukrainy, to przejaw co najmniej politycznej naiwności. Wiadomo, że o Ukrainę toczy się wielka międzynarodowa rozgrywka, a jednym z głównych graczy jest Rosja, wciąż konsekwentnie rozszerzająca swe polityczne wpływy.

 

Jednak główne argumenty przeciwko władzy Janukowycza, jakie słyszy się w polskich mediach, wciąż odnoszą się do praworządności, wolności i „praw człowieka”. Tymczasem zarówno pod względem zepsucia jak i antywolnościowych ciągot ukraińscy politycy tylko o niewielki dystans wyprzedzają tych z Warszawy. Bo jeśli media w Polsce załamują ręce nad ustawami Janukowycza ograniczającymi prawa do manifestacji, dlaczego kilka miesięcy temu, gdy nowe regulacje w tej kwestii przyjmował rząd Tuska (wprowadzono m.in. odpowiedzialność karną szefa manifestacji za każdy wybryk każdego uczestnika) tak wielkiego oburzenia i poparcia dla rzucania kamieniami w policjantów nie było?

 

Kilka dni temu Adam Michnik namawiał prezydenta Ukrainy do czerpania z „mądrości, jaką wykazał Wojciech Jaruzelski”. Dla uściślenia dodać należy, że naczelnemu „Wyborczej” nie chodziło o – również wszak zachwalaną przezeń – decyzję generała z grudnia 1981, ale o zachowanie z roku 1989. O to samo apelował – nie powołując się jednak na czerwonego kacyka – prezydent Komorowski. Na „ukraińskie porozumienie”, czyli jakiś tamtejszy Okrągły Stół, liczy także wielu prawicowych polityków i publicystów. I to jest dopiero prawdziwe porozumienie ponad podziałami.

 

Łukasz Sitan

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie